czwartek, 7 stycznia 2016

Zakończenie górskiego roku 2015 - Wielki Połom i trzy schroniska


Na zakończenie sezonu górskiego, podobnie jak rok temu, wybrałem się z tatą w Beskid Śląsko-Morawski, dwa dni przed Sylwestrem. Tym razem jednak w zupełnie niezimowej aurze - w powietrzu co prawda było czuć lekki mróz, ale śnieg nadal gdzieś schowano. 

Samochód parkujemy niedaleko sklepu w wiosce Horní Lomná (Łomna Górna, Ober Lomna). Ubieram swoje czerwone, mocno już przetarte spodnie i czuję, że popełniłem poważny błąd nie biorąc kalesonów. I tak dobrze, że na termometrze było -3 a nie -13 :) 
 

Szlak początkowo prowadzi asfaltem wzdłuż potoku Přelač przez osadę o tej samej nazwie. Jest tutaj trochę drewnianych domów. 
 
 

Niewielki ośrodek zimowy z dwoma orczykami czeka na śnieg... na razie widzę tam tylko jakieś dzieciaki gramolące się na górę. 
 
 

Następnie z drogi wchodzimy do lasu ostro pod górę - całe szczęście, że ziemia zamarzła, bo mielibyśmy pełno błota, jakie występowało w Beskidach jeszcze kilka dni wcześniej. A tak w miarę czysto idziemy w górę, w kierunku grani. 
 

Przed czasem docieramy do przełęczy pod szczytem Muřinkový vrch. Jest tutaj kapliczka z 1910 roku, miejsce na ognisko, węzeł szlaków i granica czesko-słowacka. 
 
 

Som i my :) 
 

Zmieniamy kolor szlaku z żółtego na czerwony - przez pewien odcinek będzie on prowadził granicą. Dość szybko serwuje nam ostre podejście pod skałki, pod które ścigamy się z grupą Czechów, którzy nadeszli od zachodu. 
 
 

Wyścig jednak jest krótki, bo Czesi co chwilę stają i usiłują ustalić co widzą na horyzoncie. Pytają się mnie, czy wysoka góra to Łysa Góra. Wygląda na to, że tak, ale powinno być widać nadajnik, tymczasem jest ona w chmurze. Robię zdjęcie na zoomie - widać zarys nadajnika :D 
 
 

Za podejściem są skałki i resztki śniegu. Tak nędzne, że nawet nie wrzucę tutaj zdjęcia. Podejście staje się bardzo łagodne, właściwie idziemy niemal po płaskim. Na Słowacji się chmurzy, co nie wróży dobrze na przyszłość. 
 

Po czeskiej stronie znaki rezerwatu, który obejmuje jednak obszar w obydwu krajach - chroni się tutaj m.in. las świerkowo-bukowy oraz spotkać można głuszca. Wkrótce potem docieramy do najwyższego punktu dzisiejszej wyprawy - Wielkiego Połomu (czes. Velký Polom, słow. Veľký Polom). 
 

Na płaskim i zalesionym szczycie stoi skrzynka z księgą wpisów, tabliczki z obu krajów oraz czeskie tablice ostrzegające o granicy. Co ciekawe - stoją zazwyczaj w takich miejscach, że nie bardzo można do nich podejść od czeskiej strony albo są odwrócone w stronę słowacką. 

Za Połomem mijamy martwy las - smutny widok. Ciekawe czy to wina zanieczyszczeń czy raczej silnych wiatrów? Obstawiam to drugie z racji niewielkiego obszaru padłych drzew. 
 
 

Na szlaku zaczynają pojawiać się ludzie - to znak, że przed nami musi być jakaś cywilizacja. Wkrótce słowacki szlak i granica odbijają w prawo, a niebo zaczyna zasuwać się chmurami :( 

Jednym z ostatnich widoków przy jasności jest widok na Ostrý i Kozubovą, gdzieś z lewej czai się też Javorovy. 
 

Wkrótce po wybiciu południa docieramy do schroniska Kamenná chata. No, takiego schroniska w czeskim stylu. To budynek pomocniczy dawnego schroniska Tetřev (czyli Głuszec), postawiony przez Klub Czechosłowackich Turystów w 1929 roku. 
 

Sam budynek główny Tetřeva nie przetrwał, choć istniał jeszcze w 2008 roku, kiedy byłem tutaj pierwszy raz. 
 

Rozebrano go rok później, zmieniła się zresztą cała okolica - wieża widokowa, którą postawiono w 1924 roku, służąca wówczas jako budynek gospodarczy, przeszła "rekonstrukcję". Inne obiekty - stare chaty - także mają swoje nowocześniejsze wersje. 
 

Ale to później. Na razie wchodzimy do środka. Wewnątrz sporo ludzi, ale dość chłodno. Menu krótkie, w dodatku mimo wczesnej godziny części nie ma. Zamiast czosnkowej bierzemy "frankfurcką" - to jakby fasolowa z ostrą kiełbaską. Niezła. Do tego piwo z regionalnego browaru, a tata tradycyjnie herbatę z czymś mocniejszym ;) 
 

Koło schroniska pełno psów. Ciekawe świata :) 
 

Idziemy teraz do wieży. Mi to nie wygląda na żadną rekonstrukcję, tylko zupełnie nowy obiekt nieco podobny do oryginału. Warto porównać: 
- kiedyś (za infoczesko.cz): 




 
 
- i dziś.

Plusem jest bezpłatny wstęp przez cały rok. Minusem - brudne i pomazane szyby, których nie idzie otworzyć. Dodatkowo panorama częściowo przysłonięta drzewami. Wsadźcie se w rzyć taką wieżę widokową :| 

Między pierwszym schroniskiem a drugim jest przecinka, z której widać lepiej niż z wieży. 
 

Zastanawiałem się co to za dolina, bo nijak nie pasowała - podczas drogi pomieszały mi się kierunki i wymyśliłem, że to w kierunku Frydka-Mistka. A okazało się, że to po prostu dolina Olzy, Jabłonków i Beskid Śląski :) 

Schronisko numer dwa - Severka. Budynek o wątpliwej urodzie. Kiedyś chociaż z tarasu mieli ładny widok, obecnie drzewa urosły. 
 

Zaglądamy na chwilę, przybijam pieczątkę i spadamy dalej. Schronisko trzecie jest po kilkunastu minutach - Chata Skalka
 

Wolałem jej zimową wersję z 2008 roku. 
 

Schronisko wybudowało Beskidenverein w 1928. W 1998 tuż przed końcem remontu strawił je pożar - na fundamentach stanął nowy budynek, praktycznie identyczny ze starym. To jest "rekonstrukcja"! 

Okolica pełna ludzi, wycieczek i psów. Dawno nie widziałem tylu psów w górach - małe, duże i pstrokate. Na szczęście nie zauważyłem żadnych agresywnych wobec człowieka. 

W Skalce ciepło i mają czosnkową :) W takiej sytuacji nie mogę nie odbić karty obecności :D 
 

Z ciekawostek - w środku jest plastyczna mapa Beskidu Cieszyńskiego sprzed wojny. Czesi do tej pory czasem używają nazwy Těšínské Beskydy dla tej części wokół Olzy, choć współcześnie oficjalnie są to dwa różne pasma. 
 

Został nam jeszcze odcinek żółtym szlakiem w kierunku doliny Łomnej. W większości prowadzi lasem, choć w niektórych miejscach pojawia się widok na Girovą, a za nią Tyniok i Ochodzitą. 
 
 

Momentami wyłania się też Żywiecki. Widać, że tam dalej jest słońce. 
 

W lesie zaczyna robić się mroczno... 
 

Wychodzimy w Dolní Lomnej obok przejazdu kolejowego, przez który wkrótce przemknie pociąg. Jeszcze kawałek i jesteśmy przy wiadukcie, gdzie znajduje się nasz przystanek autobusowy. 
 

Próbujemy złapać stopa, lecz nikt się nie zatrzymuje... na szczęście bus przyjeżdża na czas i docieramy bez przeszkód pod zaparkowany samochód :) 

6 komentarzy:

  1. Świetna relacja! Czeskie Beskidy znam bardzo słabo. Ot, wjechałam na Javorowy i weszła na Pradziada. Na Javorowy była potworną mgła i deszcz. Nic nie widziałam. Ty chociaż widoki miałeś. Lepiej znam czeskie Izery.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za miłe słowa :) Czeskie Beskidy potrafią zaskoczyć, choć nie zawsze pozytywnie - np. znacznie więcej tam asfaltu niż w polskich górach, a schroniska często przypominają pensjonaty. Za to jest ich na tyle dużo, że można śmiało planować wędrówki z w miarę częstymi postojami.

      A czeskie Izery też piękne :)

      Usuń
  2. Ja niestety też nie byłem, ale to zmienię już wiosną :)
    Dzięki za propozycję :)
    Pozdówka :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Najpierw chyba pojadę do Głuchołaz, bo tam najwcześniej odchodzi zima i przychodzi wiosna ;) Nigdy nie byłem w tych mniejszych pasemkach, gdzie pełno kamieniołomów, uroczych skałek i oczek wodnych.
    Następna - to rejon Girovej i w końcu Połom i Lysa Hora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no to jak Głuchołazy to Sudety :) choć chyba wcześniej śnieg schodzi z czeskich Beskidów - zresztą w tym roku to za wiele i tak go nie ma

      Usuń