środa, 29 października 2025

Pogranicze Sudetów Środkowych i Wschodnich: szlaki i wieże widokowe wokół Králík(ów)

Králíky (Grulich) to miasto, które otaczają trzy pasma: Góry Hanuszowickie (Hanušovická vrchovina, Hannsdorfer Bergland), Góry Orlickie (Orlické hory, Adlergebirge) oraz Masyw Śnieznika (Králický Sněžník, Glatzer Schneegebirge). W tym ostatnim już w tym roku byliśmy, więc w połowie września postanowiliśmy odwiedzić dwa pierwsze.

Jest czwartkowe wczesne przedpołudnie (albo późny poranek), gdy parkujemy samochód niedaleko rynku. Pogoda na razie nie rozpieszcza, z nieba leci drobna, ale nieprzyjemna mżawka. Szybko przebieramy się z Bastkiem w odpowiednie ciuchy i zarzucamy plecaki.


Przemykamy przez mokre ulice. Z plakatów straszy Tomio Okamura, który wskazuje w przechodnia wielkim palcem. My też pokazujemy mu palce, aczkolwiek inne, a dwa tygodnie później zrobili to czescy wyborcy.

Wpadamy do knajpki niedaleko dworca autobusowego. Restaurace u Lipy to przyjemny lokal ze ścianami obitymi drewnem i dużą ilością zdjęć oraz obrazów. Jest 10.30, a oni już serwują dania obiadowe, wnętrza są pełne, zajmujemy ostatni wolny stolik! Obiadowicze w większości wyglądają na pracowników fizycznych, niektórzy na emerytów, ale to pewnie cudzoziemcy. Niedawno na pewnej czeskiej grupie przekonywano mnie, że Czesi zdecydowanie nie stołują się na mieście, a jedynie w domu, zatem niemożliwe, aby tu jedli Pepicy, chociaż świetnie mówią po czesku.
Mamy do dyspozycji tylko niecałe pół godziny, więc zamiast dwudaniowego posiłku ograniczamy się do szybkiego napoju w płynie.


Według prognoz najgorsza pogoda miała być rano, a potem stopniowo się poprawiać. Prawie im się sprawdziła, bo po wyjściu na zewnątrz okazało się, że mżawka zmieniła się w normalny deszcz. Smagani wodą maszerujemy na dworzec kolejowy, gdzie kupuję bilety i wypijamy kilka łyków mikstury z wielkiej plastikowej butelki, którą Bastek chowa w plecaku.
Jesteśmy lekko zdziwieni gdy przyjeżdża skład pod szyldem Leo Express, który kojarzy się głównie z pociągami pospiesznymi. Okazuje się jednak, że tę linię firma obsługuje już sześć lat. Ma to swoje minusy - z biletem tu kupionym nie mogę się przesiąść do innych spółek.


poniedziałek, 20 października 2025

Żelazna Brama - przełom Dunaju od rumuńskiej strony

Żelazne Wrota albo Żelazna Brama to nazwa przełomu Dunaju na granicy pomiędzy Rumunią (Porțile de Fier) a Serbią (Đerdapska klisura). Dawniej był to odcinek bardzo niebezpieczny dla żeglugi, zwężenia, skały i progi rzeczne powodowały, że tonęły tu jednostki prowadzone nawet przez doświadczonych żeglarzy. Na przełomie XIX i XX wieku w wyniku szeroko zakrojonych prac stał się on szerszy i głębszy, ale dopiero komuniści sprawili, że całkowicie odmienił się jego charakter. W wyniku budowy dwóch ogromnych tam Dunaj nabrał cech zbiornika retencyjnego, zniknęła jego dzikość i tajemniczość. Nadal jest to jednak piękny zakątek tej części Europy; dwukrotnie jechałem wzdłuż Żelaznych Wrót po serbskiej stronie (w 2016 i w 2023 roku), tym razem chciałem spróbować strony rumuńskiej.


Po wybudowaniu zapory poziom wody rzeki podniósł się o trzydzieści pięć metrów. Jedną z ofiar tej międzynarodowej inwestycji była wyspa Ada-Kaleh. Nie będę się rozpisywał o jej ciekawej historii, napiszę tylko, że stanowiła enklawę tureckich i romskich muzułmanów mieszkających wśród zabytkowej architektury i niedokończonej twierdzy. Po zalaniu większość z nich wyjechała do Turcji. O jej istnieniu przypomina nazwa potoku wpływającego do Dunaju tam, gdzie kiedyś znajdowała się wyspa.


Kolejne ofiary to miejscowości położone na brzegu. Wyższy Dunaj pochłonął co najmniej pięć wiosek oraz niemal całe zabytkowe miasto Orșova (Orsova, Orschowa), które trzeba było wybudować od nowa. W sumie nowe domy musiało znaleźć prawie dwadzieścia tysięcy ludzi.


Sto lat temu Orșova była etniczną mieszkanką niemiecko-węgiersko-rumuńską, dziś żyją tu m.in. Czesi i Serbowie, ale w oczy rzuca się dzielnica cygańska. Niektóre bloki nawet nie mają śladów po pożarach, lecz wybrane mieszkania wyglądają, jakby coś w nich wybuchło i wszystkie śmieci zgromadziły się we framugach!



piątek, 10 października 2025

Z Siedmiogrodu nad Dunaj: Strei, Densuș i Drobeta-Turnu Severin

Siedmiogród słynie ze swoich kościołów obronnych, ale na jego terenie są też inne unikalne świątynie, które warto odwiedzić. Do dwóch z nich zajrzeliśmy podczas podróży z centrum Transylwanii w stronę Dunaju. Obie leżą przy małych wioskach na terenie okręgu Hunedoara i obie należą do najstarszych w całej Rumunii.  

Pierwszy z nich znajduje się w miejscowości Strei (Zeykfalva, Zeikdorf). Tambylcy niezbyt się nim chwalą, wypłowiałe tabliczki tak nas kierują, że stajemy przed bramą jakiegoś gospodarstwa. Krzątająca się tam kobieta na nasz widok pospiesznie zamknęła bramę. Zawracam i parkuję przy skrzyżowaniu, bo innych miejsc dla samochodów brak. Po chwili kombinowania odkrywamy, że należy przejść przez niepozorną furtkę i ścieżką pomiędzy dwoma ogródkami podejść na cmentarz, przy którym stoi kościół Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny (Biserica Adormirea Maicii Domnului).


Już na pierwszy rzut oka widać, iż to niemłoda konstrukcja. Datowany jest na XIV wiek, choć są opinie, że może być o półtora stulecia starszy. Kościół powstał prawdopodobnie jako kaplica dworska, bo w pobliżu odkryto resztki posiadłości książęcej. Reprezentuje styl romański i wczesnogotycki, silne są tu zwłaszcza wpływy bizantyjskie. Jako budulca użyto kamieni oraz elementów pochodzących z rzymskich konstrukcji (w okolicy znajdowała się antyczna willa).


Do dzwonnicy dobudowano w późnym średniowieczu narteks, który później rozebrano. Z kolei po północnej stronie do nawy dołożono małą kaplicę służącą ewangelikom, lecz też została z biegiem lat rozebrana. 


poniedziałek, 6 października 2025

Dni NATO w Ostrawie (2025)

We wrześniu odbyły się jubileuszowe, 25-te Dni NATO i Czeskich Sił Powietrznych (Dny NATO & Dny Vzdušných sil AČR) na lotnisku pod Ostrawą. To były moje trzecie odwiedziny tej imprezy i, podobnie jak w 2021 i w 2023 roku, wybraliśmy się w niedzielę (trwają dwa dni, od soboty). Ilość sprzętu do oglądania na ziemi pokaźna, ale chyba mniej niż w poprzednie edycje. W ogóle zabrakło Amerykanów (a już na pewno w niedzielę), którzy zawsze pokazywali się z chęcią, ale możliwe, że polityka wojskowa Trumpa wobec Europy dotyczy także pokazów. Na szczęście w ich miejsce nie zaproszono Rosjan, lecz może się to zmienić w przyszłości. Polska wróciła do swojej stałej formy, czyli wielkiego NIC: biało-czerwonych reprezentowała grupa AGAT, samochód Służby Celno-Skarbowej i... PCK. Jak zwykle licznie pojawili się Niemcy, tradycyjnie witani radośnie przez miejscową ludność. Równie tradycyjnie zaprezentowali się Słowacy, utwierdzając wszystkich w przekonaniu, że nie mają czym się chwalić. Węgrzy w ogóle nie przyjechali, ale w przypadku tych dwóch ostatnich państw wojsko jest właściwie niepotrzebne, bo i tak nikt ich nie zaatakuje. Tegorocznym partnerem głównym byli Włosi i wywiązali się z tego zadania dość przyzwoicie. Ogólnie liczba wystawiających się państw była niższa niż w ostatnich edycjach. 

Tak można by w skrócie podsumować całe wydarzenie, teraz czas na szczegóły 😏.


Do lotniska w Mošnovie, tak jak dwa lata temu, przyjechaliśmy pociągiem z dworca Ostrava-Svinov. Skład miał jakąś usterkę, więc załapaliśmy się na wcześniejsze połączenie, w którym spotkaliśmy... mojego brata 😛. Hanys z hanysem zawsze na siebie wpadnie, nawet przy tysiącach ludzi 😏. Spod przystanku przy lotnisku do bram jest jeszcze dwa kilometry spaceru - podążamy za tłumem wśród licznych radiowozów, przy okazji kupując na przydrożnym stoisku czerwony burčák. O dziwo, nie spotykamy żadnych pikiet miłośników Jezusa, światowego pokoju albo ruskiego miru, możliwe, że tym razem nie dostali przepustek.


Na końcówce drogi obserwujemy pierwszy (dla nas) pokaz lotniczy: chorwacka formacja Wings of Storm na samolotach Pilatus PC-9. Wkrótce potem lądują na płycie lotniska, obserwowane przez licznych widzów zza płotu. To dobra miejscówka dla fotografów.
Chorwaci wrócili na imprezę po siedmiu latach.