piątek, 24 stycznia 2025

Park Pamięci (Memento Park) w Budapeszcie.

Problem niechcianych pomników jest tak stary jak cała historia państwowości. Jak tylko dochodzi do zmiany władzy, ustroju lub pojawiają się jakieś inne czynniki pozwalające inaczej spojrzeć na przeszłość, to zawsze pojawia się pytanie, co uczynić z takimi kłopotliwymi pamiątkami. Metody są różne. Najbardziej prymitywne to całkowite burzenie. Najmniej ingerujące: pozostawienie bez zmian lub z odpowiednio skorygowanym opisem. Metoda pośrednia to przenoszenie do mniej eksponowanych miejsc lub do muzeów. Tę ostatnią Węgrzy twórczo rozwinęli i na obrzeżach Budapesztu powstał Memento Park (Szoborpark, Park Pamięci). Jest to muzeum na świeżym powietrzu, coś w rodzaju skansenu, w którym zgromadzono dziesiątki pomników z okresu komunistycznego.


Park ten powstał dość szybko po likwidacji Węgierskiej Republiki Ludowej. Wstępny pomysł narodził jeszcze pod koniec starej epoki, w czerwcu 1989 roku - miał to być park z samymi węgierskimi Leninami. W obecnej formie zaprojektowano go w 1991 roku, a otwarto w czerwcu dwa lata później, w drugą rocznicę wyjazdu ostatnich radzieckich żołnierzy. Zgromadzono tutaj pomniki i tablice jedynie z terenu węgierskiej stolicy, a nie z prowincji. Rada miejska Budapesztu oddała radom dzielnicowym decyzję, czy pokomunistyczne monumenty mają zostać przeniesione czy pozostać na miejscu: dzielnice zagłosowały za relokacją na teren muzeum. Odbyła się ona tak, jak cały upadek madziarskiego komunizmu: spokojnie i bez specjalnych emocji. W przeciwieństwie do podobnego parku na Litwie ten nigdy nie budził większych kontrowersji i nie zarzucano mu promowania komunizmu. Kompleks jest chwalony jako "realistyczne, a zarazem odległe podejście do nieprzyjemnej przeszłości" oraz ujęcie w interesującą formę przykładów socrealistycznej rzeźby, z których wiele jest intrygujących jako dzieła sztuki. Jak to opisał projektant muzeum: Ten park jest o dyktaturze. A jednocześnie, ponieważ można o nim mówić, opisywać go, budować, ten park jest o demokracji. W końcu tylko demokracja daje możliwość swobodnego myślenia o dyktaturze.


W parku umieszczono najważniejsze obiekty z Budapesztu (choć nie wszystkie, niektóre nadal stoją w oryginalnych miejscach), wiele mniejszych i mniej znanych zaginęło lub zostało "sprywatyzowanych". Zgodnie z założeniem Memento Park ma mieć na stałe taką postać jak w momencie otwarcia, dlatego nie planuje się jego rozbudowy o kolejne egzemplarze. Łącznie jest ich ponad czterdzieści (raz podaje się liczbę 41, a raz 42). Za wstęp do muzeum trzeba zapłacić, ale niewielka część ekspozycji jest za darmo, bowiem znajduje się poza ogrodzeniem, naprzeciwko wejścia. To tak zwane "Buty Stalina" (Sztálin csizmái).


Przedstawiają one trybunę nad którą rzeczywiście wznoszą się ogromne buty. To nawiązanie do gigantycznego pomnika Stalina, który stał w centrum Budapesztu, a został zniszczony w czasie powstania węgierskiego. Po tym jak mierząca osiem metrów figura wodza została zwalona, do postumentu nadal przylegały jej buty. Czasem można przeczytać, iż to dokładna kopia tego pomnika: absolutnie nie, to jedynie jego artystyczna wizja. Oryginał robił znacznie większe wrażenie.


Tamtejszy pomnik obłożony był płaskorzeźbami. Niektóre z nich leżą z tyłu w trawie. Jak zwykle powtarzają się motywy rodzinne, choć żołnierz noszący dziecko na rękach wygląda dość podejrzanie.



Machająca rękami kobieta z wielkim biustem na pomniku akurat nie była, ale z jakiś powodów ją przy nim umieszczono.


Do środka trybuny można wejść. Ciemne, chłodne wnętrza skrywają głowy Lenina i Stalina. Ta z samego przodu została podarowana przez Rosjan towarzyszowi Kadarowi z okazji jego pięćdziesiątych urodzin.


Na trybunę można również wejść po schodach. Widok na miasto jest ograniczony drzewami...


...natomiast doskonale prezentuje się imponująca brama wejściowa, przypominająca łuki triumfalne.


Po lewej od drzwi stoi Lenin (1965 rok). Po prawej jedyna na świecie (ponoć) rzeźba Marksa i Engelsa w stylu kubistycznym! Od 1971 stała przed wejściem do głównej siedziby partii, wykonano ją z granitu przywiezionego z Mauthausen.


Przy kasie, tak samo jak na terenie muzeum, tłumów nie ma. Kręci się może kilkanaście osób, głównie cudzoziemcy. To przede wszystkim dla nich powstał ten obiekt i to głównie oni kupują tutaj rozmaite pamiątki. I my kupimy. Ale to później. Teraz wkraczamy na wysypane drobnymi kamykami ścieżki układające się w kształt sześciu kółek, a w samym środku na trawniku umieszczono kwietną czerwoną gwiazdę. Bardzo zgrabnie.


Aby nie być oskarżonym o odchylenie lewicowe, zaczynamy od prawej strony. I od razu wpadamy na sowieckiego żołnierza ze sztandarem. Wykonany w 1947 roku był częścią Pomnika Wyzwolenia (Felszabadulási emlékmű) na Wzgórzu Gellerta. Pomnik ten na tyle wrósł w krajobraz Budapesztu, że nadal tam stoi, został jedynie odchudzony o niektóre elementy.


Żeby nie odbiegać za daleko od tematu: "Przyjaźń węgiersko-radziecka" (A magyar-szovjet barátság emlékműve) z 1956. Akurat w tamtym roku legła ona w gruzach i to dosłownie, bo pomnik po raz pierwszy zwalono na ziemię.


Część rzeźb ma oczywiste przesłanie. W przypadku niektórych jednak trzeba się nagłówkować zadając pytanie "o co chodzi?". No bo stoi sobie facet przed murem i?... A przecież to Pomnik Wyzwolenia z XIV dzielnicy, choć Węgrzy nazywali go po prostu towarzyszem, który przeszedł przez mur 😏.


Trzech mężczyzn zapakowanych w pudełka, czyli główni twórcy Węgierskiej Republiki Rad w 1919 roku: Tibor Szamuely, Béla Kun i Jenő Landler.


Skromna płaskorzeźba Lenina (1970) przyczepiona była kiedyś na ścianie domu na placu Lenina (Lenin tér), który dziś jest placem Elżbiety (Erzsébet tér).



I znowu Lenin, tym razem w całej swojej okazałości i klasycznej pozie. Tę rzeźbę stworzył w 1958 roku nieznany radziecki twórca, a cieszyła oczy przed główną bramą wielkich zakładów metalowych w dzielnicy Csepel.


Z zagranicznych bohaterów widzieliśmy już Rosjanina i Gruzina, jest też jeden Bułgar - Georgi Dimitrow. Jeden, ale w dwóch odsłonach: popiersia i pełnego pomnika. Oba obiekty dzieli trzydzieści lat, lecz oba stały na placu zwanym od nazwiska patrona (Dimitrov tér).



A co tutaj autor miał na myśli? Ochrona kuli ziemskiej, macierzyństwo?? Nie, to stalowy Pomnik Ruchu Robotniczego (Munkásmozgalmi emlékmű). W parku, gdzie kiedyś stał, ostała się jego rozpadająca się podstawa.


Niestety, w przypadku tej rzeźby widać jej kiepski stan, podobnie słabo wygląda nowa podstawa z odpadającymi elementami. Przy innych egzemplarzach również nie sposób nie zauważyć, że są mocno zniszczone. Nie wiem czy to celowe działanie czy po prostu brak odpowiedniej konserwacji z powodu braku funduszy. Pierwsza opcja wydaje się mało prawdopodobna, bo turyści raczej nie będą mieli ochoty płacić za oglądanie rozpadających się konstrukcji. Czytałem, że stowarzyszenie prowadzące muzeum ma ciągłe problemy finansowe, więc może te rzeźby tak stoją od czterdziestu lat bez nadzoru specjalistów.

Płaskorzeźba Milicji Robotniczej. Z daleka wygląda neutralnie, ale przy zbliżeniu rzędy pozbawionych twarzy ludzi budzą niepokój.



Pomnik węgierskich ochotników walczących w Brygadach Międzynarodowych. W tym przypadku autorem był Grek. Budapesztyńczycy przezwali go "telefony komórkowe", ja mam pewne skojarzenia z kosmitami.


Największa i robiąca największe wrażenie rzeźba: pomnik Węgierskiej Republiki Rad z 1969 roku (Tanácsköztársasági emlékmű), kolokwialnie określany jako "szafa". Muszę przyznać, że biegnący mężczyzna (uciekał z szafy?) bardzo mi się spodobał, ta dynamika, te emocje. Jest to także najczęściej fotografowany obiekt w skansenie i jeden z czołowych przykładów madziarskiego socrealizmu.



Sfatygowany pomnik pionierów z 1952 roku.


Wśród zarzutów podnoszonych przez zwiedzających muzeum jest taki, iż po wizycie w Parku Pamięci... nadal nic nie wiedzą o komunizmie! Bo tutaj nie ma prawie żadnych informacji! Opisy pomników są nadzwyczaj skromne: jedynie sucha informacja o autorze, roku powstania, dawnej lokalizacji i nazwa. Żadnej historii, żadnego wyjaśnienia. To na pewno zamierzone działanie, muzeum nie chce niczego sugerować ani niczego narzucać. Turysta ma sam sobie wyrobić zdanie. To musi być trudne w dzisiejszych czasach, gdy wszystko jest podane na tacy, wszystko wyjaśnione, każdy chce być prowadzony za rękę. Trzeba samodzielnie ocenić i rozgryźć każdy z obiektów. Te bywają rozmaite, niektóre budzą dyskomfort, inne sympatię, wiele jednak jest zupełnie neutralnych lub wręcz banalnych, tak jak banalne potrafi być zło.
A gdyby komuś to nie wystarczało, to przy wejściu jest tablica ze skróconą historią węgierskiego komunizmu - jestem pewien, że dla przeciętnego cudzoziemca, przyzwyczajonego do jak najkrótszych komunikatów, w zupełności wystarczy. Natomiast gdyby ktoś chciał jeszcze rozszerzyć swą wiedzę, to może wynająć przewodnika albo... przepracować ten temat samodzielnie. Jest jeszcze trzecia możliwość, o której wspomnę później.

Tymczasem trzy rzeźby na jednym zdjęciu. Machający flagami to Miklós Steinmetz (z prawej) i Ilja Ostapenko. Obydwaj byli żołnierzami Armii Czerwonej i polegli w czasie oblężenia Budapesztu w 1944, przy czym jeden był z pochodzenia Węgrem, a drugi urodził się na dzisiejszej Ukrainie. Zginęli prawdopodobnie w wyniku bratobójczego ognia. Z boku zaś ścianka z dziurą, czyli wyobrażenie pułku ochotniczego z Budy, sformowanego u boku Sowietów.


Ujęcie zza łuku.


Męczennik. Ale nie taki zwykły, bo to ofiara kontrrewolucji. Patrząc na niego pod odpowiednim kątem mamy wrażenie, że tańczy. 


Intrygujące zbiorowisko postaci to kolejny pomnik z udziałem Bélo Kuna. Wydaje się jakby był składanką z dwóch różnych prac, bo żołnierze są i z brązu i z chromowanej stali, lecz w takiej formie występował od początku. Powstał już pod koniec komuny, bo w 1986 roku. Autor, jeden z najbardziej znanych węgierskich rzeźbiarzy (Imre Varga), skarżył się, że kompletnie nie zrozumiano przesłania jego dzieła. Ono nie tyle wychwalało twórcę Republiki Rad, ile ukazywało go jako człowieka stojącego pod szubienicą (latarnia) i żegnającego się z duchami osób, ofiar komunizmu. Sam Béla Kun również się nią stał, zginął w Związku Radzieckim w czasie wielkiej czystki. Obywatele odczytali tę rzeźbę inaczej, bo już po sześciu latach doczekała się przenosin do skansenu.



I kolejny Béla Kun, tym razem w pozycji znanej z historycznego zdjęcia, gdy przemawiał do ludzi. To chyba najczęściej portretowany Węgier w czasie epoki komunistycznej nad Dunajem, a na pewno najczęściej portretowany węgierski Żyd. Ta tablica miała jeszcze krótszą historię: odsłonięto ją w 1989 roku na ścianie komitetu partyjnego w Csepel.


Z wielu stojących osobników zwróciłem uwagę na typa, który grzecznie ściągnął kapelusz. Árpád Szakasits, socjaldemokrata, który stał się komunistą i prawie zapłacił za to głową. Znowuż rok powstania to późne lata 80-te, wygląda na to, że tuż przed upadkiem ustroju węgierski komunizm nabrał kulturowego wiatru w żagle.


Wracamy do wejścia, więc i do wcześniejszych dekad. Ciekawa konstrukcja po raz kolejny poruszająca tematykę przyjaźni radziecko-węgierskiej (Szovjet-magyar barátság emlékműve). W 1975 roku powstały takie dwie: jedna stanęła w parku w Budapeszcie, druga w Moskwie. Są prawie identyczne, choć w wersji moskiewskiej jedna z kobiet ma zakryte włosy niczym muzułmanka. Rosyjski pomnik nadal stoi na swoim miejscu i został odnowiony.



Długa na dwadzieścia metrów płaskorzeźba oryginalnie znajdująca się w parku na placu Republiki (Köztársaság tér), obecnie noszącym imię papieża (II. János Pál pápa tér). Upamiętnia "ofiary kontrrewolucji" (A néphatalom hőseinek emlékhelye): na skraju parku stała główna siedziba partii komunistycznej, w 1956 roku zaatakowali ją powstańcy. W wyniku bitwy i zdobycia gmachu partyjnego zginęło dwudziestu pięciu obrońców, głównie żołnierzy z poboru, część rozstrzelano lub zlinczowano już po poddaniu się. Poległo również kilkunastu powstańców. Fakt zamordowania jeńców i zdjęcia masakrowanych ciał stały się później pożywką dla komunistycznej propagandy, choć i druga strona przyznawała, że była to "najciemniejsza strona rewolucji", która plamiła dotychczasową czystość zrywu. Znając historię tego wydarzenia głowa oderwana od ciała przynosi zupełnie inne wrażenie niż na początku, kiedy wziąłem ją za... astronautę!



Poddają się? A może przeciągają po wygodnym spaniu? Nie, to tylko Wyzwolenie. Pierwotnie rzeźbom towarzyszył wielki trójwymiarowy trójkąt w tle, którego nie odtworzono.


Symbolem Wyzwolenia może być także kobieta z piórem. Powstała, aby zastąpić wcześniejszy pomnik z Sowietami zburzony w 1956 roku.


W przypadku tańczącego żołnierza w uszance nie starano się o tak dokładne wykonanie, ale to rok 1948, więc same początki. Kiedyś nad żołnierzem znajdowała się czerwona gwiazda, lecz rozbito ją co najmniej cztery razy. Podobno w czasie deszczu kapiąca z metalowego uchwytu woda zbierała się w okolicach krocza mężczyzny, więc wyglądało, jakby się posikał.


Prosty, dwujęzyczny prostokąt na zakończenie.


Obejście parku zajęło nam trzy kwadranse. Niezbyt długo. Czułem pewien niedosyt, bo chciałoby się więcej. Za bramą, obok "butów Stalina", znajdziemy dwa drewniane baraki przypominające gułagi, lecz mają to być dawne koszary. W jednym z nich otworzono ekspozycję muzealną (wstęp teoretycznie tylko z biletem do skansenu, lecz nikt tego nie sprawdza). W baraku można naprawdę solidnie uzupełnić swoją wiedzę, więc zarzuty, iż po wizycie tutaj nikt nadal nic nie wie o komunizmie, są co najmniej dziwne. Jako bonus obejrzymy film "Życie agenta" ukazujący metody szkoleniowe i operacyjne węgierskiej bezpieki, nakręcone niegdyś przez ministerstwo spraw wewnętrznych.



Co jeszcze tu znajdziemy? Wspomniany sklepik, w którym kupimy wydawnictwa, ale przede wszystkim pamiątki związane z tematem, a także odznaczenia po dość wygórowanych cenach. Jeśli ktoś lubi Leninów, Marksów albo Łajki, to będzie zachwycony (jedna Łajka zdobi naszą lodówkę 😏). Dodatkową atrakcją jest możliwość posiedzenia sobie w Trabancie, który jednak nie odpala.



Na szczęście toaleta jest normalna, taką ze zdjęcia można zostawić Rosjanom 😏.


Po wizycie odniosłem wrażenie, że Węgrzy dobrze odrobili zadanie domowe. Pomniki z trudnej przeszłości nie przepadły i nie ma udawania, że nigdy ich nie było. Mimo deklarowanego antykomunizmu przez węgierskich rządzących, niektóre z nich nadal stoją w reprezentacyjnych miejscach, tak jak wielki pomnik z gwiazdą, sierpem i młotem na placu Wolności (Szabadság tér). Zostały wpisane na listę zabytków.
Park Pamięci przyciąga turystów i przyciąga pieniądze. Wycieczka wynajętym trabantem wraz z usługą przewodnicką i piwem wypitym na miejscu może kosztować ponad 800 złotych. Nie da się ukryć, że jest to oferta głównie dla gości z państw zachodnich. Wszystko to wygląda dokładnie odwrotnie niż w Polsce: pomniki z poprzedniej epoki w znakomitej większości zostały po prostu zniszczone. Mimo deklarowanego przekazania ich do przyszłego Muzeum Zimnej Wojny, praktycznie w żadnym przypadku tak się nie stało. Jedyni, co zarobili, to firmy rozbiórkowe i transportowe. 


Na pomniki socrealistyczne jest już chyba za późno, lecz może ktoś wpadnie kiedyś na pomysł utworzenia parku z rzeźbami Lecha Kaczyńskiego albo papieskimi? Jest tego w całym kraju więcej, niż dawniejszych pamiątek komunistycznych. Można by się pozbyć brzydactw z ulic i placów, a turyści z zagranicy na pewno byliby zachwyceni oglądając te znakomite przykłady sztuki naiwnej, narodowej w treści, kiczowatej w stylu!


-----

Memento Park czynny jest przez cały rok. Bilety w 2025 kosztują 3000 forintów (nieco ponad 30 złotych). Można płacić kartą i w euro.

Znajduje się on na zachodnich obrzeżach Budapesztu, w dzielnicy XXII, na skrzyżowaniu Balatoni i Szabadkai utca. Daleko stąd do metra i pociągów. Jedyna możliwość dojazdu komunikacją miejską to autobus: linie 101B, 101E oraz 150 odjeżdżają z końcowej stacji metra M4 (Kelenföld).


Na miejscu jest parking, a właściwie przestrzeń do zostawiania samochodów. Działa niewielki bufet, w którym można kupić coś do picia. No i toaleta.


A wszystkie informacje znajdziemy pod tym adresem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz