Problem niechcianych pomników jest tak stary jak cała historia państwowości.
Jak tylko dochodzi do zmiany władzy, ustroju lub pojawiają się jakieś inne
czynniki pozwalające inaczej spojrzeć na przeszłość, to zawsze pojawia się
pytanie, co uczynić z takimi kłopotliwymi pamiątkami. Metody są różne.
Najbardziej prymitywne to całkowite burzenie. Najmniej ingerujące:
pozostawienie bez zmian lub z odpowiednio skorygowanym opisem. Metoda
pośrednia to przenoszenie do mniej eksponowanych miejsc lub do muzeów. Tę
ostatnią Węgrzy twórczo rozwinęli i na obrzeżach Budapesztu powstał
Memento Park (Szoborpark, Park Pamięci). Jest to muzeum na świeżym
powietrzu, coś w rodzaju skansenu, w którym zgromadzono dziesiątki pomników z
okresu komunistycznego.
Park ten powstał dość szybko po likwidacji Węgierskiej Republiki Ludowej.
Wstępny pomysł narodził jeszcze pod koniec starej epoki, w czerwcu 1989 roku - miał to być park z samymi węgierskimi Leninami. W obecnej formie zaprojektowano go w 1991 roku, a otwarto w czerwcu dwa lata później, w drugą
rocznicę wyjazdu ostatnich radzieckich żołnierzy. Zgromadzono tutaj pomniki i
tablice jedynie z terenu węgierskiej stolicy, a nie z prowincji. Rada miejska
Budapesztu oddała radom dzielnicowym decyzję, czy pokomunistyczne monumenty
mają zostać przeniesione czy pozostać na miejscu: dzielnice zagłosowały za
relokacją na teren muzeum. Odbyła się ona tak, jak cały upadek
madziarskiego komunizmu: spokojnie i bez specjalnych emocji. W przeciwieństwie
do podobnego parku na Litwie ten nigdy nie budził większych kontrowersji i nie
zarzucano mu promowania komunizmu. Kompleks jest chwalony jako "realistyczne,
a zarazem odległe podejście do nieprzyjemnej przeszłości" oraz ujęcie w
interesującą formę przykładów socrealistycznej rzeźby, z których wiele jest
intrygujących jako dzieła sztuki. Jak to opisał projektant muzeum: Ten park jest o dyktaturze. A jednocześnie, ponieważ można o nim mówić,
opisywać go, budować, ten park jest o demokracji. W końcu tylko demokracja
daje możliwość swobodnego myślenia o dyktaturze.
W parku umieszczono najważniejsze obiekty z Budapesztu (choć nie wszystkie,
niektóre nadal stoją w oryginalnych miejscach), wiele mniejszych i mniej
znanych zaginęło lub zostało "sprywatyzowanych". Zgodnie z założeniem
Memento Park ma mieć na stałe taką postać jak w momencie
otwarcia, dlatego nie planuje się jego rozbudowy o kolejne egzemplarze.
Łącznie jest ich ponad czterdzieści (raz podaje się liczbę 41, a raz 42). Za
wstęp do muzeum trzeba zapłacić, ale niewielka część ekspozycji jest za darmo,
bowiem znajduje się poza ogrodzeniem, naprzeciwko wejścia. To tak zwane "Buty
Stalina" (Sztálin csizmái).
Przedstawiają one trybunę nad którą rzeczywiście wznoszą się ogromne buty. To
nawiązanie do gigantycznego pomnika Stalina, który stał w centrum Budapesztu,
a został zniszczony w czasie powstania węgierskiego. Po tym
jak mierząca osiem metrów figura wodza została zwalona, do postumentu nadal
przylegały jej buty. Czasem można przeczytać, iż to dokładna kopia tego
pomnika: absolutnie nie, to jedynie jego artystyczna wizja. Oryginał robił
znacznie większe wrażenie.
Tamtejszy pomnik obłożony był płaskorzeźbami. Niektóre z nich leżą z tyłu w
trawie. Jak zwykle powtarzają się motywy rodzinne, choć żołnierz noszący
dziecko na rękach wygląda dość podejrzanie.
Machająca rękami kobieta z wielkim biustem na pomniku akurat nie była, ale z
jakiś powodów ją przy nim umieszczono.
Do środka trybuny można wejść. Ciemne, chłodne wnętrza skrywają głowy Lenina i
Stalina. Ta z samego przodu została podarowana przez Rosjan towarzyszowi
Kadarowi z okazji jego pięćdziesiątych urodzin.
Na trybunę można również wejść po schodach. Widok na miasto jest ograniczony
drzewami...
...natomiast doskonale prezentuje się imponująca brama wejściowa,
przypominająca łuki triumfalne.
Po lewej od drzwi stoi Lenin (1965 rok). Po prawej jedyna na świecie (ponoć)
rzeźba Marksa i Engelsa w stylu kubistycznym! Od 1971
stała przed wejściem do głównej siedziby partii, wykonano ją z granitu przywiezionego z Mauthausen.
Przy kasie, tak samo jak na terenie muzeum, tłumów nie ma. Kręci się może kilkanaście osób, głównie cudzoziemcy. To przede wszystkim dla nich powstał ten obiekt i to głównie oni kupują tutaj rozmaite pamiątki. I my kupimy. Ale to później. Teraz wkraczamy na wysypane drobnymi kamykami ścieżki układające się w kształt sześciu kółek, a w samym środku na trawniku umieszczono kwietną czerwoną gwiazdę. Bardzo zgrabnie.
Aby nie być oskarżonym o odchylenie lewicowe, zaczynamy od prawej strony. I od razu wpadamy na sowieckiego żołnierza ze sztandarem. Wykonany w 1947 roku był częścią Pomnika Wyzwolenia (Felszabadulási emlékmű) na Wzgórzu Gellerta. Pomnik ten na tyle wrósł w krajobraz Budapesztu, że nadal tam stoi, został jedynie odchudzony o niektóre elementy.
Żeby nie odbiegać za daleko od tematu: "Przyjaźń węgiersko-radziecka" (A magyar-szovjet barátság emlékműve) z 1956. Akurat w tamtym roku legła ona w gruzach i to dosłownie, bo pomnik po raz pierwszy zwalono na ziemię.
Część rzeźb ma oczywiste przesłanie. W przypadku niektórych jednak trzeba się
nagłówkować zadając pytanie "o co chodzi?". No bo stoi sobie facet przed murem
i?... A przecież to Pomnik Wyzwolenia z XIV dzielnicy, choć Węgrzy
nazywali go po prostu towarzyszem, który przeszedł przez mur 😏.
Trzech mężczyzn zapakowanych w pudełka, czyli główni twórcy Węgierskiej
Republiki Rad w 1919 roku: Tibor Szamuely, Béla Kun i Jenő Landler.
Skromna płaskorzeźba Lenina (1970) przyczepiona była
kiedyś na ścianie domu
na placu Lenina (Lenin tér), który dziś jest placem Elżbiety (Erzsébet
tér).
I znowu Lenin, tym razem w całej swojej okazałości i klasycznej pozie. Tę
rzeźbę stworzył w 1958 roku nieznany radziecki twórca, a cieszyła oczy przed
główną bramą wielkich zakładów metalowych w dzielnicy Csepel.
Z zagranicznych bohaterów widzieliśmy już Rosjanina i Gruzina, jest też jeden
Bułgar - Georgi Dimitrow. Jeden, ale w dwóch odsłonach: popiersia i pełnego
pomnika. Oba obiekty dzieli trzydzieści lat, lecz oba stały na placu zwanym od nazwiska patrona (Dimitrov tér).
A co tutaj autor miał na myśli? Ochrona kuli ziemskiej, macierzyństwo?? Nie,
to stalowy Pomnik Ruchu Robotniczego (Munkásmozgalmi emlékmű). W parku,
gdzie kiedyś stał, ostała się jego rozpadająca się podstawa.
Niestety, w przypadku tej rzeźby widać jej kiepski stan, podobnie słabo
wygląda nowa podstawa z odpadającymi elementami. Przy innych egzemplarzach również
nie sposób nie zauważyć, że są mocno zniszczone. Nie wiem czy to celowe działanie
czy po prostu brak odpowiedniej konserwacji z powodu braku funduszy. Pierwsza
opcja wydaje się mało prawdopodobna, bo turyści raczej nie będą mieli ochoty
płacić za oglądanie rozpadających się konstrukcji. Czytałem, że stowarzyszenie
prowadzące muzeum ma ciągłe problemy finansowe, więc może te rzeźby
tak stoją od czterdziestu lat bez nadzoru specjalistów.
Płaskorzeźba Milicji Robotniczej. Z daleka wygląda neutralnie, ale przy
zbliżeniu rzędy pozbawionych twarzy ludzi budzą niepokój.
Pomnik węgierskich ochotników walczących w Brygadach Międzynarodowych. W tym
przypadku autorem był Grek. Budapesztyńczycy przezwali go "telefony
komórkowe", ja mam pewne skojarzenia z kosmitami.
Największa i robiąca największe wrażenie rzeźba: pomnik Węgierskiej Republiki
Rad z 1969 roku (Tanácsköztársasági emlékmű), kolokwialnie określany
jako "szafa". Muszę przyznać, że biegnący mężczyzna (uciekał z szafy?) bardzo
mi się spodobał, ta dynamika, te emocje. Jest to także najczęściej
fotografowany obiekt w skansenie i jeden z czołowych przykładów madziarskiego
socrealizmu.
Sfatygowany pomnik pionierów z 1952 roku.
Wśród zarzutów podnoszonych przez zwiedzających muzeum jest taki, iż po
wizycie w Parku Pamięci... nadal nic nie wiedzą o komunizmie! Bo tutaj nie ma
prawie żadnych informacji! Opisy pomników są nadzwyczaj skromne: jedynie sucha
informacja o autorze, roku powstania, dawnej lokalizacji i nazwa. Żadnej
historii, żadnego wyjaśnienia. To na pewno zamierzone działanie, muzeum nie
chce niczego sugerować ani niczego narzucać. Turysta ma sam sobie wyrobić
zdanie. To musi być trudne w dzisiejszych czasach, gdy wszystko jest podane na
tacy, wszystko wyjaśnione, każdy chce być prowadzony za rękę. Trzeba
samodzielnie ocenić i rozgryźć każdy z obiektów. Te bywają rozmaite, niektóre
budzą dyskomfort, inne sympatię, wiele jednak jest zupełnie neutralnych lub
wręcz banalnych, tak jak banalne potrafi być zło.
A gdyby komuś to nie wystarczało, to przy wejściu jest tablica ze skróconą
historią węgierskiego komunizmu - jestem pewien, że dla przeciętnego
cudzoziemca, przyzwyczajonego do jak najkrótszych komunikatów, w zupełności
wystarczy. Natomiast gdyby ktoś chciał jeszcze rozszerzyć swą wiedzę, to może
wynająć przewodnika albo... przepracować ten temat samodzielnie. Jest jeszcze
trzecia możliwość, o której wspomnę później.
Tymczasem trzy rzeźby na jednym zdjęciu. Machający flagami to Miklós
Steinmetz (z prawej) i Ilja Ostapenko. Obydwaj byli żołnierzami Armii
Czerwonej i polegli w czasie oblężenia Budapesztu w 1944, przy czym jeden był
z pochodzenia Węgrem, a drugi urodził się na dzisiejszej Ukrainie. Zginęli
prawdopodobnie w wyniku bratobójczego ognia. Z boku zaś ścianka z dziurą,
czyli wyobrażenie pułku ochotniczego z Budy, sformowanego u boku Sowietów.
Męczennik. Ale nie taki zwykły, bo to ofiara kontrrewolucji. Patrząc na niego
pod odpowiednim kątem mamy wrażenie, że tańczy.
Intrygujące zbiorowisko postaci to kolejny pomnik z udziałem Bélo Kuna.
Wydaje się jakby był składanką z dwóch różnych prac, bo żołnierze są i z brązu
i z chromowanej stali, lecz w takiej formie występował od początku. Powstał
już pod koniec komuny, bo w 1986 roku. Autor, jeden z najbardziej znanych
węgierskich rzeźbiarzy (Imre Varga), skarżył się, że kompletnie nie zrozumiano
przesłania jego dzieła. Ono nie tyle wychwalało twórcę Republiki Rad, ile
ukazywało go jako człowieka stojącego pod szubienicą (latarnia) i żegnającego
się z duchami osób, ofiar komunizmu. Sam Béla Kun również się nią stał,
zginął w Związku Radzieckim w czasie wielkiej czystki. Obywatele odczytali tę
rzeźbę inaczej, bo już po sześciu latach doczekała się przenosin do skansenu.
I kolejny Béla Kun, tym razem w pozycji znanej z historycznego zdjęcia,
gdy przemawiał do ludzi. To chyba najczęściej portretowany Węgier w czasie
epoki komunistycznej nad Dunajem, a na pewno najczęściej portretowany
węgierski Żyd. Ta tablica miała jeszcze krótszą historię: odsłonięto ją w 1989
roku na ścianie komitetu partyjnego w Csepel.
Z wielu stojących osobników zwróciłem uwagę na typa, który grzecznie ściągnął
kapelusz. Árpád Szakasits, socjaldemokrata, który stał się komunistą i
prawie zapłacił za to głową. Znowuż rok powstania to późne lata 80-te, wygląda
na to, że tuż przed upadkiem ustroju węgierski komunizm nabrał kulturowego
wiatru w żagle.
Wracamy do wejścia, więc i do wcześniejszych dekad. Ciekawa konstrukcja po raz
kolejny poruszająca tematykę przyjaźni radziecko-węgierskiej (Szovjet-magyar barátság emlékműve). W 1975 roku powstały takie dwie: jedna stanęła w parku w Budapeszcie,
druga w Moskwie. Są prawie identyczne, choć w wersji moskiewskiej jedna z
kobiet ma
zakryte włosy niczym muzułmanka. Rosyjski pomnik nadal stoi na swoim miejscu i został odnowiony.
Długa na dwadzieścia metrów płaskorzeźba oryginalnie znajdująca się w parku na
placu Republiki (Köztársaság tér), obecnie noszącym imię papieża (II. János
Pál pápa tér). Upamiętnia "ofiary kontrrewolucji" (A néphatalom hőseinek emlékhelye): na skraju parku stała główna siedziba partii komunistycznej, w 1956 roku
zaatakowali ją powstańcy. W wyniku bitwy i zdobycia gmachu partyjnego zginęło
dwudziestu pięciu obrońców, głównie żołnierzy z poboru, część rozstrzelano lub
zlinczowano już po poddaniu się. Poległo również kilkunastu powstańców. Fakt
zamordowania jeńców i zdjęcia masakrowanych ciał stały się później pożywką dla
komunistycznej propagandy, choć i druga strona przyznawała, że była to
"najciemniejsza strona rewolucji", która plamiła dotychczasową czystość zrywu.
Znając historię tego wydarzenia głowa oderwana od ciała przynosi zupełnie inne
wrażenie niż na początku, kiedy wziąłem ją za... astronautę!
Poddają się? A może przeciągają po wygodnym spaniu? Nie, to tylko Wyzwolenie.
Pierwotnie rzeźbom towarzyszył
wielki trójwymiarowy trójkąt w tle, którego nie odtworzono.
Symbolem Wyzwolenia może być także kobieta z piórem. Powstała, aby zastąpić wcześniejszy pomnik z Sowietami zburzony w 1956 roku.
W przypadku tańczącego żołnierza w uszance nie starano się o tak dokładne wykonanie, ale to rok 1948, więc same początki. Kiedyś nad żołnierzem znajdowała się czerwona gwiazda, lecz rozbito ją co najmniej cztery razy. Podobno w czasie deszczu kapiąca z metalowego uchwytu woda zbierała się w okolicach krocza mężczyzny, więc wyglądało, jakby się posikał.
Obejście parku zajęło nam trzy kwadranse. Niezbyt długo. Czułem pewien niedosyt, bo chciałoby się więcej. Za bramą, obok "butów Stalina", znajdziemy dwa drewniane baraki przypominające gułagi, lecz mają to być dawne koszary. W jednym z nich otworzono ekspozycję muzealną (wstęp teoretycznie tylko z biletem do skansenu, lecz nikt tego nie sprawdza). W baraku można naprawdę solidnie uzupełnić swoją wiedzę, więc zarzuty, iż po wizycie tutaj nikt nadal nic nie wie o komunizmie, są co najmniej dziwne. Jako bonus obejrzymy film "Życie agenta" ukazujący metody szkoleniowe i operacyjne węgierskiej bezpieki, nakręcone niegdyś przez ministerstwo spraw wewnętrznych.
Co jeszcze tu znajdziemy? Wspomniany sklepik, w którym kupimy wydawnictwa, ale przede wszystkim pamiątki związane z tematem, a także odznaczenia po dość wygórowanych cenach. Jeśli ktoś lubi Leninów, Marksów albo Łajki, to będzie zachwycony (jedna Łajka zdobi naszą lodówkę 😏). Dodatkową atrakcją jest możliwość posiedzenia sobie w Trabancie, który jednak nie odpala.
Po wizycie odniosłem wrażenie, że Węgrzy dobrze odrobili zadanie domowe. Pomniki z trudnej przeszłości nie przepadły i nie ma udawania, że nigdy ich nie było. Mimo deklarowanego antykomunizmu przez węgierskich rządzących, niektóre z nich nadal stoją w reprezentacyjnych miejscach, tak jak wielki pomnik z gwiazdą, sierpem i młotem na placu Wolności (Szabadság tér). Zostały wpisane na listę zabytków.
Park Pamięci przyciąga turystów i przyciąga pieniądze. Wycieczka wynajętym
trabantem wraz z usługą przewodnicką i piwem wypitym na miejscu może kosztować
ponad 800 złotych. Nie da się ukryć, że jest to oferta głównie dla gości z
państw zachodnich. Wszystko to wygląda dokładnie odwrotnie niż w Polsce:
pomniki z poprzedniej epoki w znakomitej większości zostały po prostu
zniszczone. Mimo deklarowanego przekazania ich do przyszłego Muzeum Zimnej
Wojny, praktycznie w żadnym przypadku tak się nie stało. Jedyni, co zarobili,
to firmy rozbiórkowe i transportowe.
Na pomniki socrealistyczne jest już chyba za późno, lecz może ktoś wpadnie
kiedyś na pomysł utworzenia parku z rzeźbami Lecha Kaczyńskiego albo
papieskimi? Jest tego w całym kraju więcej, niż dawniejszych pamiątek
komunistycznych. Można by się pozbyć brzydactw z ulic i placów, a turyści z
zagranicy na pewno byliby zachwyceni oglądając te znakomite przykłady sztuki
naiwnej, narodowej w treści, kiczowatej w stylu!
-----
Memento Park czynny jest przez cały rok. Bilety w 2025 kosztują 3000 forintów
(nieco ponad 30 złotych). Można płacić kartą i w euro.
Znajduje się on na zachodnich obrzeżach Budapesztu, w dzielnicy XXII, na
skrzyżowaniu Balatoni i Szabadkai utca. Daleko stąd do metra i pociągów.
Jedyna możliwość dojazdu komunikacją miejską to autobus: linie 101B, 101E oraz
150 odjeżdżają z końcowej stacji metra M4 (Kelenföld).
Na miejscu jest parking, a właściwie przestrzeń do zostawiania samochodów.
Działa niewielki bufet, w którym można kupić coś do picia. No i toaleta.
A wszystkie informacje znajdziemy
pod tym adresem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz