wtorek, 7 stycznia 2025

Jesioniki: przedsylwestrowy Zlatý chlum.

W przedostatni dzień 2024 roku udało mi się w końcu skoczyć w góry! Wybrałem Jesioniki, aby mieć szybki dojazd po nocce. Jednodniówka, ale dobre i to. Prognozy zapowiadały słoneczną pogodę, zastanawiałem się tylko, czy uda mi się spotkać zimę? Na to widoki były słabsze, bo obraz z kamer sugerował, że panuje tu raczej późna jesień...

Parkuję w Jeseníku (Freiwaldau), odkrywam, że miejskie toalety są nieczynne i pierwsze kroki kieruję... nie, nie na szlak, ale na ostatnie czeskie piwo przed końcem kalendarza 😏. Mam szczęście, bo akurat trafiła się IPA. Mimo wczesnej pory w knajpie już całkiem sporo ludzi, panie siedzą przy kawce, panowie przy kufelku, a jeden przytargał ze sobą laptopa.


Na zewnątrz jest dość ciepło jak na grudzień, ale ja wyobrażam sobie jakie temperatury musiały panować zimą w twierdzy wodnej. 


Jeseník był jedną z najbardziej poszkodowanych miejscowości w czasie grudniowych powodzi. W centrum za bardzo nie widać śladów, ale są przy rzece. Biała (Bělá, Biele) niosła zniszczenia od gór aż po Głuchołazy. Jadąc w tę stronę widziałem dziesiątki uszkodzonych mostów, zerwanych kładek, osunięte brzegi wraz z asfaltem. Tu też most ma wyraźny ślad po uderzeniu czegoś ciężkiego, a koryto nadal pełne jest różnego syfu.


Mijam urząd pracy i wchodzę do parku, przez który biegnie czerwony szlak. Wśród drzew stoi szeroka na dziesięć metrów kompozycja rzeźbiarska przedstawiająca Vincenza Priessnitza i jego metody leczenia: po lewej schorowani i zgarbieni ludzie, po prawej młodzi i zdrowi dzięki lodowatej wodzie.


Jeseník znany jest z pomników "źródlanych" - w całej okolicy są ich dziesiątki a może i setka, umieszczone przy źródełkach, często przez wdzięcznych kuracjuszy. Większość z nich znajduje się w zachodniej części miasta przy uzdrowisku, ale również i po tej stronie spotkamy ich co najmniej kilkanaście. Pierwszy z nich to pramen Skalka - powstał w 1897 roku jako Rumpel Quelle. Nazwa pochodziła od firmy, która wybudowała go oraz pobliski wodociąg. Kolejny to Anglický pramen (Englische Quelle) z 1848 roku, ufundowany przez pacjentów z Wysp Brytyjskich. Jako że posiadał napisy po angielsku a nie niemiecku, to zachował oryginalną formę.



Pojawiają się pierwsze górskie widoczki, ale śniegu prawie brak.


Pramen U Vousáče, który powstał ku czci cesarza (Franz Joseph Quelle). W okresie pierwszej Czechosłowacji płaskorzeźbę monarchy zamieniono na podobiznę prezesa MSSGV (który był jednocześnie starostą miasta), a po II wojnie światowej usunięto i ją i napisy. Kilkanaście lat temu uzupełniono go o medalion anonimowego wąsacza, więc wszystko się zgadza, bo i cesarz i starosta też mieli wąsy 😏.


Widok w kierunku Keprníka i Šeráka będzie mi dziś towarzyszył najczęściej.


Mločí pramen, pierwotnie Ursprung Quelle (Joseph von Ursprung także był starostą Freiwaldau). W każdym działającym źródełku kosztowałem wody i była ona zawsze bardzo smaczna.


Nabrałem nieco wysokości, więc wreszcie zrobiło się zimowo. W takich warunkach ławeczka zachęca, aby usiąść i popatrzeć z góry na miasto.



Dotarłem pod Křížový vrch (Kreuzberg), na którym stoi hotel z restauracją oraz kościółek św. Anny z połowy XIX wieku. Całość tworzy białą kompozycję, co bardzo mnie cieszy!



Pod restauracja kręci się sporo osób, podchmielone pani krzyczą wesoło i konsumują wino, w środku tłum. Odpuszczam sobie wejście do przybytku, wolę się skupić na widokach. 



Zbliżenia na Jeseník: na pierwszym zdjęciu rynek z ratuszem, na drugim dodatkowo linia kolejowa i dworzec.



Uzdrowisko Lázně Jeseník (Gräfenberg) i Studniční vrch, czyli Góry Rychlebskie. 


Lipová-lázně (Nieder Lindewiese).


Minusem Křížoveho vrchu jest możliwość podjazdu samochodem, więc co chwilę obok mnie manewruje jakiś wóz. Parking też jest już pełen. Trzeba szybko opuścić zagęszczony dowiezionymi ludźmi teren.
Za mną ładna panoramka od Šeráka z lewej, przez Obří skály i Smrk, a na Lví horze kończąc. Pogranicze jesenicko-rychlebskie.


Przede mną rodzina ubrana cała na czarno. Sataniści czy kominiarze? Z góry schodzi dwójka turystów w raczkach. Stwierdzam, że to musi być znak, iż będzie ślisko, więc zakładam swoje. Po kilkuset metrach... śnieg się kończy. Podobnie jak w listopadzie w Beskidzie Śląsko-Morawskim występuje on niemal wyłącznie na odkrytym terenie, a w lesie praktycznie zero.


Kolejne, ostatnie już źródełka. Najpierw Turistický pramen (Touristen Quelle). Pomnik wystawiło MSSGV po wybudowaniu wieży widokowej pod Zlatým chlumem, na początku tego wieku został odnowiony we współpracy z tą organizacją. Charakterystyczne są dwa trójkąty, dawny system znakowania szlaków. Potem Antonínův pramen (Antoni Quelle). W tej formie istnieje dopiero od niedawna.



Wyłonił się Pradziadek! Zawsze lubię na niego patrzeć. Nie jest daleko, ledwie szesnaście kilometrów ode mnie. A w dole mgiełki (wersja prawicowców) albo smog (wersja lewicowców).



Červenohorské sedlo i kompleks narciarski.


Zima na chwilę wraca przy punkcie szczytowym: Zlatý chlum (Goldkoppe, też Gold Berg) liczy 891 lub 892 metry i jest czwartym pod względem wysokości w Górach Opawskich. O ile wcześniej na szlakach spotkałem sporo osób schodzących od strony wieży, to tutaj jest pusto. Najwyraźniej Czesi nie wiedzą, że istotą turystyki jest zdobywanie zarośniętych i niewidokowych miejsc.


Po wejściu na polanę pojawia się widok na otwartą przestrzeń, ale nie ma szans na dojrzenie czegoś dalszego: horyzont jest szczelnie zamknięty szarą ścianą. Niezależnie od tego czy to mgła czy smog, połowę drogi w góry jechałem jak w pierzynie! Skończyła się jak nożem uciął przez Głuchołazami. Droga powrotna to znowu jedna wielka chmura od pól za Głuchołazami aż do samego Opola - w te dni prawie całe województwo przykryte było szczelną kołdrą. 


Na jednym z drzew wisi tabliczka o treści "proszę wziąć trochę drewna na ognisko". Gdyby to było w Polsce, to tabliczka raczej brzmiałaby "zbieranie drewna zagrożone karą administracyjną". 
Drewno można zanieść pod wieżę, która stoi kilkaset metrów od szczytu. Frývaldovská stráž (Freiwaldauer Warte) otwarta została w 1899 roku, jest więc o rok młodsza od wieży na Biskupiej Kopie. W obu przypadkach obiekty wybudowano z inicjatywy MSSGV, której siedziba mieściła się we Frývaldovie, a dzisiejszym Jeseníku.  


Jestem tu już któryś raz, ale dopiero teraz udało mi się trafić na otwartą wieżę! Prywatny właściciel bardzo oszczędnie dawkuje dni z otwartymi drzwiami, zdarzało mi się, że i weekendy bywało zamknięte. Dziś mam szczęście, pewnie dlatego, że wielu mieszkańców Czech wzięło wolne w pracy, więc była szansa, iż się tu zjawią.
Bilety (50 koron) kupuje się w domku przy wieży: to bufet, który stoi w miejscu dawnego schroniska, zniszczonego w latach 50. w wyniku pożaru. Wchodzę do środka, a tam komplet i słychać głównie język polski. Chłop stojący za barem (dzierżawca?) jednocześnie polewa innym piwo, pije swoje piwo, sprzedaje bilety i lekko kuleje.


Biletów w wieży nikt nie sprawdza, ale też nie zauważyłem, aby ktoś próbował oszukiwać i wchodzić za darmo. Na górny taras prowadzi kilkaset schodów, mijam infrastrukturę telewizyjną i internetową.


Przyzwyczajony do widoków z wieży na Kopie, byłem ciekaw, co innego zobaczę tutaj. No i jako pierwsza pokazała mi się właśnie Biskupia Kopa oraz Větrná i Příčný vrch.


Wspominałem już o mglisto-smogowej ścianie, która uniemożliwia dojrzenie czegokolwiek w oddalonych rejonach województwa opolskiego. Elektrownia Opole, którą zazwyczaj widzi się z Gór Opawskich bez problemu, jest rozpoznawalna jedynie dzięki słabo odznaczającym się obłokom pary wodnej. Położona znacznie bliżej Nysa i Jezioro Nyskie są zupełnie niewidoczne. Przebijają się jedynie dymy z zakładu w pobliskich Goświnowicach.



Rzecz jasna nie mogło zabraknąć Pradziada, Červenohorského sedla i elektrowni Dlouhé stráně.



Jeseník i Lipová-lázně w większej swojej okazałości. Widać, że powietrze nie jest tutaj idealnie klarowne, ale na ulicach nie było czuć żadnego smrodu.


Ktoś jednak kopci! To restauracja Křížový vrch.


Przyglądam się, czy mamy coś nieco dalszego. No i jest szczyt z wieżą.
- To powinna być Łysa Góra - słyszę Czecha stojącego obok mnie, który chciał zaimponować koleżance. - Tak, to na pewno Łysa Góra.
- To jest Śnieżnik - podpowiadam. Chłop się stropił, sprawdził na smartfonie i pokiwał głową.
- Faktycznie Śnieżnik, choć ta wieża jest tak podobna do Łysej Góry.
Nie mam pojęcia, dlaczego akurat Lysá hora przyszła mu do głowy, może tylko ją jedyną zna, ale te wieże nie są do siebie w ogóle podobne 😛. Odległość też zupełnie inna: do Śnieżnika jest trzydzieści kilometrów, do Łysej ponad setka. Poza tym stąd chyba w ogóle nie widać Beskidów, zasłania je kopuła Zlatego Chlumu.



Niskie i bliskie szczyty Rychlebów położone za Białą. Jeszcze bliżej restauracja Čertovy kameny i Česká Ves (Böhmischdorf), do której administracyjnie przynależy wieża pod Zlatým chlumem. Nawet stąd można dostrzec zniszczenia przy rzece.



Tu nie jestem do końca pewien, ale to mogą być i okolice Javorníka i Ząbkowic Śląskich.


Jeszcze kilka zdjęć, trochę zbliżeń...





Pewne dziecko boi się wejść na taras.
- No chodź, przecież byłeś i na wieży na Kopie i w Krnovie, tu jest bezpiecznie - zachęca mama. - Musisz wejść, bo pan chce zejść i potrzebuje miejsca na schodach - pokazuje na mnie.
Dziecko się uparło, więc tata z nim zszedł, za nimi zszedłem i ja. Porównując tę więżę i Franz Joseph Warte na Biskupiej Kopie, stwierdzam, że z tej drugiej są jednak fajniejsze widoki. Przede wszystkim stamtąd można zobaczyć Beskidy, a tutaj nie. Za to najbliższe otoczenie obiektów bez porównania lepiej prezentuje się pod Zlatým chlumem. Nie mamy tutaj miliona tabliczek, idiotycznych konstrukcji, które przed niczym nie chronią, ani ruiny niedokończonego schroniska: jest dość schludny domek z bufetem oraz wiata, w której spokojnie można byłoby przenocować. Siadam w niej, wyciągam termos i kanapki, pora na krótką przerwę.



Teraz będę szedł już tylko w dół. Najpierw do zobaczonej z wieży restauracji Čertovy kameny. Na parkingu lodowiska, ale nie ma sensu zakładać raczków, bo w lesie śniegu ani grama.


Kawałek za budynkiem rzeczone Čertovy kameny (Harrichstein), czyli "diabelska" formacja skalna wystająca ponad drzewa. Tuż przed nią spotykam... czarnego kota, który chyba też był z wizytą na skałach. Dał się pogłaskać, pomiauczał i poszedł dalej. Nie przypuszczałem, że to ostrzeżenie.


Włażę na kolejne kamienie i nagle na jednym z nich zaliczam poślizg, prawdopodobnie na kawałku lodu. Czuję, że zaczynam przewracać się w tył, słyszę krzyk stojącej za mną Czeszki, uderzam bokiem w skałę, Czeszka mnie łapie i wrzeszczy, że trzyma. 
- Dzięki, w porządku, nic mi nie jest! - wołam. Po krótkiej chwili zaczynam czuć ból w lewej nodze. W domu okazało się, że mam kawał zdartej skóry, ale i tak wywrotka skończyła się szczęśliwie; gdyby nie Czeszka, to poleciałbym w dół i wtedy byłoby mniej ciekawie.
Najśmieszniejsze, że dojście na półkę skalną niedawno przebudowano: dodano więcej łańcuchów, drabinkę zabezpieczono kratami, na górze zmniejszono powierzchnię do stania, odgradzając bardziej "niebezpieczne" fragmenty. A i tak można się wypieprzyć!




Widoki podobne jak z wieży, ale bliższe.


Na drodze prowadzącej z restauracji w dolinę po raz drugi ubieram raczki, bo jest dość ślisko, a nie chcę zaliczyć drugiego spotkania z podłożem. Następnie znów je ściągam, gdyż w lesie, koło dawnych sztolni, atmosfera typowo jesienno-wiosenna. Gdyby nie małe fragmenty białego na krańcach łąk, to pomyślałbym, że mamy już marzec.


Nieśpiesznie wracam do Jeseníka zamykając pętlę i kończąc w ten sposób ostatnią wędrówkę górską Anno Domini 2024. Przypominała cały górski rok w pigułce: lekki niedosyt, ale jednocześnie satysfakcja - brak zimy, ale przecież pogoda dopisała, wieża była otwarta, a piwo czeskie smakowało jak zawsze wybornie 😊.


2 komentarze:

  1. Właśnie przez tą pogodę nie mam ochoty się ruszać w góry.
    Co do raczków, kurde mi były potrzebne jak ich nie miałem - do dziś od kupienia ich parę lat temu nigdy ich nie zakładałem.
    Podobny widok na mgły miałem podczas mojej pierwszej wizyty w Opawskich, co ciekawe 2tyg wcześniej byłem na...Lysej Horze :D
    Noga nie odpadła? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przecież pogoda nie była wcale taka zła!
      Noga mnie dość rwała jak wracałem do domu i wieczorem na zakupach, ale na szczęście potem przeszło... Raczki - kiedy ich nie miałem - czasem by się przydały, rok temu w Izerskich strasznie przeklinałem, że ich nie wziąłem.

      Usuń