czwartek, 28 listopada 2024

Hradec nad Moravicí: z wizytą u książąt Lichnowskich.

Hradec nad Moravicí (Grätz) jest kilkutysięcznym miastem na czeskim Śląsku, położonym niedaleko Opawy (Troppau). Miastem starym, bo pierwsze prawa miejskie otrzymało w XV wieku, natomiast pierwsza wzmianka pochodzi z roku 1060, ale ośrodek ten istniał na pewno już kilkaset lat wcześniej. Ukształtowanie terenu sprawiło, że od samego początku była to osada strategiczna: w tym miejscu pagóry Niskiego Jesionika okalają wąską dolinę wymienionej w nazwie Moravicy (niem. Mohra). Biegł tędy szlak handlowy w stronę Polski, a więc był to ważny punkt na wczesnośredniowiecznej granicy polsko-czeskiej, często się wówczas zmieniającej. Początkowo na jednym ze wzgórz znajdował się gród plemienia Golęszyców, następnie zastąpił go królewski zamek, używany przez kolejne czeskie i śląskie rody, wreszcie jego rola zmieniła się w typowo pałacową. Dzisiaj to właśnie rozległy kompleks zamkowo-pałacowo-parkowy przyciąga do Hradca turystów. Przyciągnął i nas, ale zanim pójdziemy w książęce progi, to pokręcimy się trochę po samym mieście, które przycupnęło nad samą rzeką, na północ od pałaców.


Centrum dzisiejszego miasta jest dawna samodzielna osada Podolí (Podoly). Z Hradkiem, który wyrósł z zamkowego przedmieścia, oficjalnie połączona została dopiero w XX wieku. Co ciekawe, główna ulica zwie się Podolską - nieco dziwnie, bo to tak jakby, dajmy na to, główna ulica katowickiego Załęża była Załęską 😏. 
W mediach często pojawia się określenie miasteczka jako "Perły Śląska". O ile można tak nazwać wzgórze zamkowo-pałacowe, to Hradec jako miejscowość zupełnie takim nie jest. Zobaczymy tutaj co prawda kilka kapliczek, w tym barokowego Nepomucena przy moście, jest stuletni budynek szkoły i parę starych kamieniczek, lecz całości w żaden sposób nie można określić jako "perły".


Największe wrażenie robi potężna wyrwa. Nasza wizyta odbyła się we wrześniu, nie minął jeszcze nawet tydzień, gdy rzeki czyniły spustoszenie w Czechach i w Polsce. Hradek zalewało dwukrotnie: w sobotę wieczorem i w niedzielę rano (14 i 15 września). Za każdym razem winnym była jednak nie Moravica, a jej dopływ Hradečná. Co prawda zniszczenia nie były tutaj wielkie (zwłaszcza w porównaniu z mijanym wcześniej Krnovem), ale domy w centrum i tak zostały podtopione. Muzeum zamkowe poinformowało, że zawiesza działalność, bo górka, na której się znajduje, została chwilowo odcięta od świata. W kilku miejscach nad brzegami oberwały się skarpy, w dół runął asfalt i bruk. Obok dziury wznosiła się kupa zniszczonego sprzętu domowego.


piątek, 22 listopada 2024

Jestřebí hory: knajpy, bunkry i wieża widokowa.

Jestřebí hory (Góry Jastrzębie, Habichtsgebirge) to pasmo w czeskich Sudetach, położone na zachód od Gór Stołowych. Nie są to góry wysokie (najwyższy szczyt mierzy ledwie 740 metrów), ani rozległe: ciągną się one co prawda na długość dwudziestu pięciu kilometrów, ale są wąskie - w najszerszym miejscu to ledwie trzy kilometry. Nie są również specjalnie popularne, zwłaszcza wśród turystów z zagranicy, choć szlaki są tu przeważnie łagodne, nadające się dla każdego piechura i rowerzysty. Do niedawna i dla mnie była to terra incognita, więc we wrześniu pojechaliśmy we dwójkę z Bastkiem, aby zmazać kolejną sudecką białą plamę.

Wycieczkę podzieliliśmy na dwa dni. W góry dotrzemy dopiero wieczorem, większość pierwszego dnia będziemy zaś przebywać na terenach klasyfikowanych już jako Krkonošské podhůří (Podgórze Karkonoskie, Riesengebirgs-Vorland). Ten etap będzie bardziej krajobrazowy.

Auto parkujemy w Červeným Kostelcu (Rothkosteletz) na blokowisku. Miasto jest nieduże, ale jak to w Czechach, całkiem sporo tu zabytków. Przy ulicy Komenského stoi kilka okazałych gmachów z okresu międzywojennego. Jest szkoła, siedziba Sokola i teatr. Ten ostatni otwarto w 1925 roku, rok później odwiedził go prezydent Masaryk, który wówczas objeżdżał tę część kraju. A dookoła rozkłada się czesko-polski cyrk.



Pomnik Poległych. Żołnierz wygląda jak góral, natomiast opłakującej poległych kobiecie ścięto głowę!


środa, 13 listopada 2024

Dookoła Jeziora Ochrydzkiego: Lin, Pogradec, Ochryda.

Jezioro Ochrydzkie w powszechnej świadomości kojarzy się głównie z Macedonią, ale przecież około jednej trzeci powierzchni i brzegu leży w granicach Albanii. To jednak dwa różne światy. W Macedonii mamy wpisaną na listę UNESCO Ochrydę, która wraz z sąsiednimi miejscowościami jest głównym zagłębiem turystycznym kraju, zwłaszcza dla przybyszy z zagranicy. Tak było w czasach jugosłowiańskich, tak jest i teraz. Gdzieś przeczytałem, że statystycznie na jednego mieszkańca macedońskiego wybrzeża przypadało półtorej turysty, ale to były dane sprzed dekady, obecnie na pewno jest ich jeszcze więcej. Natomiast Albania, ogólnie znacznie popularniejsza, pod względem turystycznym to przede wszystkim morze. Nad albańskie Jezioro Ochrydzkie mało kto z cudzoziemców zagląda i to też tradycja, bo przecież w czasach komunizmu był to teren całkowicie niedostępny dla osób postronnych. Pod względem zabytków i interesujących miejsc również macedoński brzeg przeważa nad albańskim, choć i nad tym drugim coś się znajdzie.

Przerwą w odpoczynku nad wodą miał być objazd jeziora dookoła. Już tak kiedyś zrobiliśmy dawno temu, teraz chciałem zobaczyć, co się zmieniło i miałem w planach zwiedzić pewną miejscowość, którą poprzednio ominąłem. Odległościowo taki objazd to mniej więcej sto kilometrów, ale może zająć i cały dzień. No to w drogę!

Najbliższe od Kaliszty jest główne przejście graniczne pomiędzy dwoma krajami zlokalizowane przy przełęczy Qafë Thanë/Kafasan (Ќафасан, niecałe 1000 metrów n.p.m.). Mimo niedzieli, a może właśnie dlatego, aut na przejściu jest całkiem sporo. Ustawiamy się w kilku rzędach. Z mojej lewej stoi facet, który usiłuje osobówką przewieźć kilka sporych okien, przy czym ramy są na dachu, a okna na tylnych siedzeniach. Pogranicznicy albańscy go nie puszczają, więc musi cofać na wstecznym, bo nikt nie przewidział zawracania. Zwraca uwagę też kilkunastosamochodowy orszak weselny, przy czym prawie każde auto ma rejestrację z innego kraju. Gdy po niecałych dwudziestu minutach meldujemy się po albańskiej stronie, to znowu się na nich natykamy.


Okolice przełęczy są wyschnięte na wiór, wypłowiałe zielsko trzeszczy pod stopami. W takich warunkach doskonale czują się różne rośliny ostowate, na przykład osociec hiszpański, który w ogóle nie jest wybredny jeśli chodzi o środowisko naturalne.




Jezioro Ochrydzkie trzysta metrów pod nami.


środa, 6 listopada 2024

Nad Jeziorem Ochrydzkim: Struga i Kaliszta.

Młoda funkcjonariuszka macedońskiej straży granicznej pyta się, dokąd jedziemy.
- Nad Jezioro Ochrydzkie - odpowiadam.
- Aach, Ochrydzkie - rozmarzyła się. - Tam jest pięknie, udanego pobytu!
Na pewno będzie udany, choć wjeżdżamy do państwa, które niedawno wprowadziło stan wyjątkowy. Powodem są szalejące od pewnego czasu pożary. Pojawiają się one w Macedonii Północnej co roku, ale te w 2024 były wyjątkowo duże i władze nie radziły sobie z gaszeniem ich przy wykorzystaniu standardowych środków. Paradoksalnie temperatury tego lata były nieco niższe niż poprzedniego, lecz być może na taką skalę zniszczeń złożyło się kilka innych czynników: mieszkańcy opowiadali, że wyjątkowo długo trwała susza, od bardzo dawna nie padało. Macedoński rząd bał się, że stan wyjątkowy wystraszy turystów, mimo, że pożary występowały głównie w środkowej i wschodniej części kraju, gdzie obcokrajowcy prawie nie zaglądają. Wystarczy jednak, że taki turysta z Polski przeczyta komunikat polskiego ministerstwa spraw zagranicznych, które z automatu zaczęło ostrzegać przed podróżami do Macedonii, a zacznie zastanawiać się nad odwołaniem wycieczki lub zmianą kierunku.

Kawałek za przejściem dostrzegam, że tablicę wjazdową wymieniono połowicznie: nazwa kraju jest aktualna, lecz kod samochodowy pozostał sprzed zmiany w 2019. Swoją drogą w trzech przypadkach podniesiono limit prędkości, co się praktycznie teraz już nie zdarza!


Dzisiejszy dzień to przede wszystkim dojazd na nocleg, nie zakładałem żadnego dłuższego zwiedzania, tylko naciskanie pedału gazu. A Macedonia to przecież góry. Trudno się dziwić, że w drugim najbardziej górzystym kraju Europy (a siódmym świata) widać je praktycznie wszędzie.