Hradec nad Moravicí (Grätz) jest kilkutysięcznym miastem na
czeskim Śląsku, położonym niedaleko Opawy (Troppau). Miastem starym, bo
pierwsze prawa miejskie otrzymało w XV wieku, natomiast pierwsza wzmianka
pochodzi z roku 1060, ale ośrodek ten istniał na pewno już kilkaset lat
wcześniej. Ukształtowanie terenu sprawiło, że od samego początku była to osada
strategiczna: w tym miejscu pagóry Niskiego Jesionika okalają wąską dolinę
wymienionej w nazwie Moravicy (niem. Mohra). Biegł tędy szlak handlowy w stronę Polski, a więc był to ważny punkt na wczesnośredniowiecznej
granicy polsko-czeskiej, często się wówczas zmieniającej. Początkowo na jednym
ze wzgórz znajdował się gród plemienia Golęszyców, następnie zastąpił go
królewski zamek, używany przez kolejne czeskie i śląskie rody, wreszcie jego
rola zmieniła się w typowo pałacową. Dzisiaj to właśnie rozległy kompleks
zamkowo-pałacowo-parkowy przyciąga do Hradca turystów. Przyciągnął i nas, ale
zanim pójdziemy w książęce progi, to pokręcimy się trochę po samym mieście,
które przycupnęło nad samą rzeką, na północ od pałaców.
Centrum dzisiejszego miasta jest dawna samodzielna osada Podolí (Podoly). Z Hradkiem, który wyrósł z zamkowego przedmieścia, oficjalnie połączona została dopiero w XX wieku. Co ciekawe, główna ulica zwie się Podolską - nieco dziwnie, bo to tak jakby, dajmy na to, główna ulica katowickiego Załęża była Załęską 😏.
W mediach często pojawia się określenie miasteczka jako "Perły Śląska". O ile
można tak nazwać wzgórze zamkowo-pałacowe, to Hradec jako miejscowość zupełnie
takim nie jest. Zobaczymy tutaj co prawda kilka kapliczek, w tym barokowego
Nepomucena przy moście, jest stuletni budynek szkoły i parę starych
kamieniczek, lecz całości w żaden sposób nie można określić jako "perły".
Największe wrażenie robi potężna wyrwa. Nasza wizyta odbyła się we wrześniu, nie minął jeszcze nawet tydzień, gdy rzeki czyniły spustoszenie w Czechach i w Polsce. Hradek zalewało dwukrotnie: w sobotę wieczorem i w niedzielę rano (14 i 15 września). Za każdym razem winnym była jednak nie Moravica, a jej dopływ Hradečná. Co prawda zniszczenia nie były tutaj wielkie (zwłaszcza w porównaniu z mijanym wcześniej Krnovem), ale domy w centrum i tak zostały podtopione. Muzeum zamkowe poinformowało, że zawiesza działalność, bo górka, na której się znajduje, została chwilowo odcięta od świata. W kilku miejscach nad brzegami oberwały się skarpy, w dół runął asfalt i bruk. Obok dziury wznosiła się kupa zniszczonego sprzętu domowego.
Po sześciu dniach od wielkiej wody ulice zostały już wysprzątane, ale
przypomina o niej utrzymujący się syf na mostkach przerzuconych nad potokiem.
Jeden z dwóch Pomników Poległych: ten dotyczy pierwszej wojny światowej.
Zaczynamy się wspinać na wzgórze zamkowe. Główną arterią jest
ulica Zámecká. Zaczyna się ona od okazałego budynku należącego kiedyś do
najważniejszego przedsiębiorcy Hradka (i jednocześnie producenta pocztówek).
Potem wznosi się ona ostro do góry. Dawno temu dzisiejszą Zámecką biegł szlak
handlowy, przebiegał pod grodem/zamkiem/pałacem i ciągnął się aż do następnej
mieściny. Dopiero na początku ubiegłego stulecia stracił swoją rolę głównej
drogi, gdy w dolinie wybudowano szosę powiatową. W latach 30. wycięto
chroniące przed słońcem dorodne lipy.
Stromizna dochodzi tu do dwunastu procent, a na horyzoncie widać blokowiska
Opawy.
Spoceni dochodzimy do dzielnicy nazywanej Městečko. Pierwotnie
podgrodzie, najstarsza część Hradka z XI wieku. Jego sercem jest wielki plac
otoczony historyczną zabudową, na środku stoi fontanna. Niestety, dziś to
przede wszystkim parking samochodowy, co odbiera mu sporo uroku.
Z północnej strony plac zamyka kościół św. Piotra i Pawła. Wokół niego kręcą
się wystrojeni, podekscytowani ludzie, co może oznaczać tylko jedno: pogrzeb
lub ślub. Trafiliśmy na tę drugą wersję.
Stanęliśmy przed imponującą bramą wejściową do kompleksu zamkowo-pałacowego.
Obok ciągną się ściany równie imponującego gmachu z czerwonej cegły. Dalej
można iść tylko po wykupieniu biletu, nawet wstęp do parku jest płatny (chyba,
że wejdziemy szlakami turystycznymi z drugiej strony). Bilety nabyłem już
wcześniej przez internet, więc teraz tylko szybkie okazanie i włazimy.
Jak już wspominałem, w średniowieczu wyrósł tu zamek królewski. Następnie
używali go książęta opawscy jako główną siedzibę w swych włościach, a po nich
mniej znani arystokraci. Na dwa stulecia został nabyty przez ród Proskowski
von Proskau z Prószkowa (Proskau) spod Opola. Zabudowa na wzgórzu się zmieniła
i unowocześniała, zmieniając styl na renesansowy. Wreszcie w XVIII wieku
kupili go Lichnowscy; jak się okazało, mieli być ostatnimi prywatnymi
właścicielami. W polskiej wikipedii można przeczytać, iż pochodzenie rodziny
nie jest do końca znane, ale najprawdopodobniej przybyła ona z Woszczyc,
obecnie dzielnicy Orzesza. Początkowo nosili nazwisko Woschczytz lub
Woszczyki, ale otrzymaniu w wyniku małżeństwa Lichnova, stali się
znani jako von Lichnowsky (Lichnovští z Voštic). W obu przypadkach była to zatem autochtoniczna
szlachta górnośląska, a nie importowana z zagranicznych krain.
Lichnowscy mieli masę ziemi i posiadłości po obu stronach śląskiej granicy. W
XIX wieku stali się jednymi z najbogatszych ludzi w regionie, otrzymali też
tytuł książęcy, najpierw w Austrii, a potem w Prusach. Byli to również ludzie o
szerokich horyzontach, wykształceni, oczytani, pełnili różne ważne funkcje
państwowe, zwłaszcza w Niemczech. Utrzymywali kontakty z wieloma wybitnymi
muzykami, m.in. z Beethovenem, Lisztem, Chopinem czy Mozartem. Jeśli chodzi o
Hradec/Grätz, to na początku dopadło ich nieszczęście: w 1796 roku zespół
zamkowy niemal doszczętnie spłonął. Zastanawiano się, czy jest sens go
odbudowywać, na szczęście zapadła decyzja, iż tak! Na miejscu dawnej
średniowiecznej rezydencji wzniesiono nową w stylu empire. To Biały
Pałac (Bílý zámek, Weiße Schloss), w którym zamieszkała rodzina.
Głowa rodu w II połowie XIX wieku, Karl Maria von Lichnowsky był posłem do
parlamentów pruskiego i niemieckiego, a także do sejmu krajowego na
austriackim Śląsku. Habsburgów jednak nie cierpiał i zdecydowanie stawiał na
Niemcy. Częściej niż w Hradku przebywał u rodziny w Berlinie
lub w majątkach po drugiej stronie granicy. To on wymyślił budowę
Czerwonego Pałacu (Červený zámek, Rote Schloss). Styl neogotycki i bryła miała
nawiązywać do zamku w Malborku, a także podkreślać orientację polityczną
księcia. Czerwony Pałac mieścił pomieszczenia gospodarcze, wozownię i stajnie.
Gdy wpadłem tu kilka lat temu, jego ściany porastał bluszcz, a na
dziedzińcu uchowało się trochę zieleni, teraz ani śladu, remont wszystko
zmiótł.
W tym samym czasie obok Czerwonego Pałacu powstała wieża zegarowa i główne
wejście. Na fasadzie można odnaleźć dwa maszkarony. Jeden z nich to
karykatura... cesarza Franciszka Józefa 😛. To kolejna manifestacja niechęci
księcia do Habsburgów. Inną były uroczyste wizyty ważnych person z niemieckiej
polityki: kanclerza Bismarcka i cesarza Wilhelma.
Jego syn i następca, Karl Max, był niemieckim ambasadorem w wielu państwach,
również w Wiedniu. Specyficzna sytuacja, biorąc pod uwagę, iż częściowo
mieszkał w Austrii. Ciekawe, czy posiadał austriackie obywatelstwo?
Ambasadorując w Wielkiej Brytanii czynił wysiłki, aby nie dopuścić do wybuchu
wojny, za co potem atakowali go niemieccy nacjonaliści, a nawet karnie
usunięto go z pruskiej Izby Panów. Po upadku obu monarchii znalazł się w
trudnej sytuacji, zwłaszcza jego dobra w Czechosłowacji. Przeprowadzona
reforma rolna, której jednym z celów było rozbicie dużych majątków
szlacheckich (siłą rzeczy głównie szlachty niemieckojęzycznej) spowodowała
takie zubożenie, iż rozważano nawet rozbiórkę Czerwonego Pałacu, który nie był wówczas używany. Sprzeciw w sprawie wyburzenia
wyrazili czechosłowaccy urzędnicy, bo Hradec już wówczas przyciągał turystów
spragnionych widoku "zamku jak z bajki".
Bilety na zwiedzanie wnętrz wykupuje się na konkretną godzinę, a my mamy do
niej jeszcze trochę czasu, zatem ruszamy na spacer po parku. Przyglądamy się z
bliska masywnym ścianom Białego Pałacu, wchodzimy na taras widokowy (z którego nic nie widać) i podziwiamy Białą Wieżę (Bílá věž, Weiße Turm).
Jest to najmłodsza konstrukcja w kompleksie, powstała jako ostatnia, w 1891
roku. Planowano drugą identyczną wieżę, ale ostatecznie z niej zrezygnowano.
Od strony parku Biały Pałac prezentuje się skromniej. Dolne partie zawierają w
sobie resztki średniowiecznych murów.
Pałacowy park jest naprawdę spory, znajdziemy w nim liczne rzeźby, jakieś
skałki, czasem nawet punkty widokowe, z których akurat coś widać. Na dole dojrzeliśmy
jakieś ruiny, okazały się pokłosiem niedawnej akcji artystycznej.
Doszliśmy do pomnika Beethovena i zawróciliśmy w stronę pałacu.
Muzeum sugeruje, aby kupować bilety wcześniej, bo może zabraknąć. Przybyliśmy w sześć osób, więc woleliśmy nie ryzykować, ale okazało się, że nie było takiej
potrzeby: oprócz nas pojawiło się jeszcze tylko kilku turystów, w tym dwóch
Hiszpanów. Dziwne, biorąc pod uwagę, że mieliśmy sobotę z piękną pogodą,
tutaj zazwyczaj są tłumy! Może niedawna powódź wystraszyła ludzi? Czesi
najpierw trąbili, aby do nich zbyt szybko nie przyjeżdżać, a potem rychło się
wycofywali z tych ostrzeżeń i zapraszali wszystkich serdecznie.
W Białym Pałacu są dwie trasy do zwiedzania: pokoje prywatne i reprezentacyjne
oraz pokoje gościnne z kaplicą. Wybraliśmy tę pierwszą, droższą opcję. Rzecz
jasna zwiedzanie odbywa się wyłącznie z przewodnikiem. Nam trafiła się młoda
dziewczyna, całkiem fajna, posiadająca duża wiedzę. Nie mogłem jednak oprzeć
się wrażeniu, że głównym jej celem było pilnowanie zwiedzających, aby nie
robili zdjęć tam, gdzie nie należy. Bo zdjęcia w pałacu to bardzo skomplikowana sprawa. Strona internetowa informuje, że można je robić za zgodą przewodnika.
Dość enigmatyczne stwierdzenie. Po kupieniu biletu doczytałem w innym miejscu,
że nie można, z wyjątkiem miejsc dopuszczonych przez przewodnika. Na kartce
przyklejonej do drzwi w kasie znowu hasło, iż zdjęć nie wolno! Lekko się
wkurzyłem, bo dla mnie brak fotografowania dyskwalifikuje obiekt do
zwiedzania. Potem przewodniczka z uśmiechem mówi, iż można cykać zdjęcia, lecz
tylko w wybranych pokojach. Policzyłem: było ich cztery albo pięć. Kompletnie
nie rozumiem takiej polityki: dlaczego zdjęcia w jednym pomieszczeniu są w
porządku, a w sąsiednim zakazane?? Mocno to obniżyło moją całościową ocenę
obiektu.
Zaczynamy od przejścia korytarzami ze skromną wystawą zbroi, następnie musimy
założyć nieśmiertelne kapcie. Zazwyczaj trafiają się dwa nie do pary, więc co
jakiś czas turysta się potyka albo ślizga na parkiecie.
Trasa zaczyna się od prywatnego pokoju wypoczynkowego książąt, po czym
przechodzimy do biblioteki. Znowu muszę użyć słowa "imponująca": w dwóch
salach znajduje się ponad szesnaście tysięcy tomów księgozbioru zaczynającego
się na XV wieku, a kończącym w latach 40. XX wieku. Wśród nich jest tylko
jedna książka z czeskimi wyrazami: to słownik niemiecko-czeski 😛.
W reprezentacyjnej jadalni można robić oficjalnie zdjęcia, łał! Wszyscy
zwracają uwagę na chińską i japońską porcelanę, część bogatych zbiorów Karla
Marii i Karla Maxa.
Bogate zdobienia sufitu.
Przechodzimy pokojami używanymi przez mężczyzn: książęcej jadalni, palarni
oraz salonu do gry w bilard. Wszystkie one zostały starannie odnowione lub
zrekonstruowane w czasie remontu, który zaczął się jeszcze za komuny i trwał
prawie dwadzieścia lat.
Korytarz, który oddziela od siebie dwa pałacowe dziedzińce, wyłożony jest
specjalnymi kafelkami. Widnieją na nich korony książęce, litera C (Karlów u
nich było dostatek) oraz dwa herby: Lichnowskich (gałęzie winorośli) i
Werdenbergu (proporzec kościelny). Tytuł hrabiów Werdenbergu rodzina otrzymała
w XIX wieku dzięki cesarskiemu nadaniu, ponoć dzięki jakiemuś bardzo odległemu
pokrewieństwu z wymarłym rodem.
Różowy salon damski w stylu rokoko z pięknym kaflowym piecem.
Klawesyn, wyprodukowany w 1690 roku we Florencji. Wiek później służył
Mozartowi do udzielana lekcji gry jednej z córek Lichnowskich.
To nie koniec pamiątek po wielkich mistrzach. W pokoju muzycznym stoi
fortepian, stworzony na początku XIX wieku w Pradze. Korzystał z niego
Beethoven podczas dwukrotnych wizyt w Grätzu. Za pierwszym razem spędził
w pałacu trzy miesiące.
Wyposażenie dopełnia położony na stole kwartet smyczkowy, a ciekawostką
architektoniczną jest tylna okrągła ściana, mająca zapewniać lepszą akustykę.
Sąsiedni mały salon gościnny poświęcony jest Ferencowi Lisztowi. Węgier także
dwukrotnie odwiedzał Grätz, nawet się z Lichnowskimi zaprzyjaźnił. Grał
na wiedeńskim fortepianie, rocznik 1839.
Gdy spojrzymy do tyłu, daleko w tle dojrzymy damski buduar przylegający do
toalety.
Najbardziej okazałe pomieszczenie: duży salon gościnny. Jest na tyle rozległy,
że urządzano w nim spotkania taneczne. Meble udają rokoko i neorenesans,
lustra zwieńczone są książęcymi koronami. Goście zapewne zwracali uwagę na
starożytne greckie wazy. Ja bym się bał przy nich tańczyć.
No i żyrandol: waży prawie pół tony, mieści osiemdziesiąt lampek i ponad osiem
tysięcy szkiełek.
Wielkim salonem zakończyliśmy zwiedzanie. A jak się zakończyło panowanie
Lichnowskich? Karl Max zmarł w 1928 roku. Jego syn Wilhelm nie angażował się
już w politykę, usiłował jedynie zachować rodowe dobra. Stopniowo sprzedawał
kolejne siedziby, głównie w Niemczech, także willę w Berlinie. Ożenił się z
Węgierką z Bratysławy, która nie posiadała szlacheckich korzeni, co poróżniło
go z matką. Prowadził z nią także spory sądowe o majątek. Mama Mechtilda była
pisarką, negatywnie nastawioną do nazistów. Pisała krytyczne teksty, spotykała
się z niepokornymi artystami, odmówiła wstąpienia do Izby Literackiej Rzeszy,
wreszcie wyszła po raz drugi za maż, tym razem za Anglika, przyjaciela z
dzieciństwa. Zamieszkała na Wyspach, ale wybuch wojny zastał ją w Niemczech.
Jako, że przyjęła obywatelstwo brytyjskie, została zatrzymana. Resztę
konfliktu spędziła w pałacach należących do Lichnowskich pod czujną kontrolą
Gestapo. Przemknęła mi informacja, że Wilhelma pod koniec wojny wcielono do
Wehrmachtu, ale nie wiem, czy to prawda.
Pod koniec kwietnia 1945 rodzina opuściła Hradek wraz z trzema wozami, na
których umieszczono skromne fragmenty najcenniejszego wyposażenia. Czy nie
mogli ewakuować tego wcześniej? Mechtilda osiedliła się w Londynie i tam
zmarła, Wilhelm udał się do Brazylii, umarł w 1975 roku. Ich potomkowie do
dzisiaj mieszkają za oceanem, czasem odwiedzają dawną ojcowiznę.
W maju 1945 na kompleksie Lichnowskich łapę położyło państwo czechosłowackie.
Część obiektów, w tym Czerwony Pałac, została uszkodzona i spalona w czasie
przechodzenia frontu. Początkowo wszystkim zarządzał dawny majordomus, który
próbował chronić wnętrza przed rabunkiem, lecz po kilku latach sam
wyemigrował. Pałace udostępniono zwiedzającym, ale ich stan bywał różny, na
przykład w latach 70. znowu pożar dotknął Czerwony Pałac (wcześniej chciano w
nim umieścić państwową stadninę, na szczęście do tego nie doszło). Tak naprawdę
dopiero po remontach na przełomie XX i XXI wieku pałace odzyskały swój blask.
Gdzieś mi przeleciało przez oczy, że Hradec został wybrany jako jeden z
najpiękniejszych pałaców w Republice, ale to jednak przesada: na pewno robi
wrażenie, jednak wymieniłbym całkiem sporo takich, które wrażenie robią
większe.
Zaglądamy przez szybę do pokoju z trofeami łowieckimi: tutaj zaczyna się druga
trasa zwiedzania, ale to już nie na dzisiaj.
Przy bramie Białego Pałacu znajduje się także sala z dodatkową ekspozycją. Możemy w niej zobaczyć jak zamek powoli zmieniał się w pałac
na przestrzeni stuleci.
Jest też kilka ciekawostek:
* francuskie działo zdobyte pod Sedanem, odkupione od pruskiego ministerstwa
wojny,
* tablice umieszczone kiedyś na pałacowych ścianach,
* powóz, którego używał książę Karl Max w czasie bycia ambasadorem w Londynie.
Po zobaczeniu pałacu podjeżdżamy jeszcze na miejski cmentarz znajdujący się za
rzeką. Na terenie nekropolii stoi skromny kościół św. Jakuba z XVI wieku.
Powstał w tym samym okresie co cmentarz.
W przeszłości Hradec był miejscowością z przewagą ludności czeskojęzycznej,
więc nagrobki księży sprzed ponad wieku są w języku czeskim. Jedyna tablica
niemiecka przyczepiona do kościoła nosi wyraźne ślady po kulach. Natomiast
pochowany w środku František Michálek zginął w 1944 podczas alianckiego
nalotu na Opawę.
Nieliczne niemieckie groby przy głównej alejce są nienaruszone. W jednym z nich spoczywa
Feldmarschalleutnant Franz Daute.
Leśniczy czeski i leśniczy niemiecki (względnie austriacki).
Pomnik "pochodu śmierci", który przetoczył się przez Hradek w styczniu 1945
roku.
I wreszcie krzyż upamiętniający śmierć trzech pruskich żołnierzy w 1866 roku.
Należeli do wojsk okupujących Grätz, zmarli na cholerę. Doszło wtedy
do sytuacji, że Karl Maria, jako oficer pruski, wszedł z pruskim wojskiem na
teren swoich dóbr rodowych w Austrii, stacjonował też w Opawie. Z punktu
widzenia Habsburgów była to zdrada, ale takie rzeczy na pograniczu, zwłaszcza
wśród arystokracji, niekoniecznie musiały być wyjątkowe. W końcu ten książę
Lichnowski nigdy nie ukrywał swojego proniemieckiego nastawienia.
-----
Garść informacji praktycznych:
* dojazd: samochodem drogą numer 57 z Opawy. Jadąc od strony
Katowic najlepiej skorzystać z autostrady D1 (na tym odcinku bezpłatnej),
odbić na drogę numer 11 i w ten sposób dostaniemy się do Opawy. Z Opawy można
także dojechać do Hradca pociągiem.
* parkowanie: pod Czerwonym Pałacem jest płatne prawie przez całą
dobę (20 koron za godzinę, 70 za dzień). Płatne są też parkingi poniżej w
mieście albo są one dostępne tylko na określony czas (na dwie, trzy godziny).
Zazwyczaj w sobotę i niedzielę nie ma ograniczeń w długości parkowania na
mieście i wtedy można tam zostawić auto za darmo. Na pewno bezpłatny jest
parking przy kościele, to niecałe półtora kilometra od wejścia do pałaców.
* zwiedzanie odbywa się od maja do października. Jak niemal
wszystkie czeskie pałace jest on zamknięty w sezonie jesienno-zimowym, przy
czym park powinien być wtedy otwarty.
W Białym Pałacu są dwie główne trasy: I - pokoje reprezentacyjne i prywatne,
II - pokoje gościnne. W 2024 roku bilet normalny na I kosztował 220 koron, na
II 160 koron. Można płacić kartą, można kupić wcześniej przez internet, w
weekendy jest to wręcz sugerowane. Zwiedzanie trasy I trwało nieco ponad
godzinę. Przewodniczka mówi po czesku, ale obcokrajowcy dostają wydrukowane
opisy pokoi w innych językach, również po polsku.
W sezonie płatne jest także samo zwiedzanie parku (60 koron), jeśli wejdziemy
od strony parkingu. Są też dodatkowe bilety za odwiedzenie wieży zegarowej czy
Białej wieży. Kupując bilet do wnętrz Białego Pałacu wstęp do parku jest już w
cenie.
Wszystkie informacje znajdziemy na oficjalnej stronie kompleksu pałacowego
- https://www.zamek-hradec.cz/cs.
* nazwa - czasem można spotkać polską wersję nazwy jako Grodziec Golęszycki, ale jest ona tak dziwaczna, ahistoryczna i przez nikogo nie używana, że całkowicie ją pominąłem.
O, trochę się pozmieniało od czasów kiedy tam byliśmy. Wstęp do parku był bezpłatny, natomiast nie było możliwości zwiedzania białego pałacu - była tam jakaś impreza. Teraz widzę, że szkoda, bo wnętrza robią wrażenie. O papciach muzealnych już zdążyłem zapomnieć, zazwyczaj w Czechach położone są szare chodniki na trasie zwiedzania. Chociaż u nas papcie mają się dobrze ostatnio w takich szuraliśmy po zamku w Łańcucie. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńPapci to też dawno już nie używałem, widać Czesi lubią czasem klimaty retro ;) Płatny park to dla mnie przesada, niestety... Pozdrowienia!
UsuńPrzepiękne budowle i w mirę dobrze utrzymane, ale park tez jest rozległy i ładny. Czy w chwili obecnej wejście na dziedziniec i do parku trzeba ponosić opłaty? Plac przed zamkiem czerwonym jest ładny i ta fontanna, ale rzeczywiście parking psuje cały urok.
OdpowiedzUsuńNie jestem pewien, ale wstęp do parku powinien być teraz darmowy, natomiast dziedziniec - jak sądzę - będzie zamknięty. Na pewno do parku zawsze, przez całą dobę, można wejść od południa, ale to wymaga nadłożenia drogi.
Usuń