Wyglądam z rana przez okno i dziwię się, bo jest pochmurno. A przecież
prognozy mówiły o kolejnym słonecznym dniu! No trudno, dzisiaj i tak wracam
już do domu, więc jakoś specjalnie mi nie żal...
Podobnie jak wczorajszego poranka w schronisku PTTK Pasterka nie ma
śladów życia innych osobników. Żadnych odgłosów, żadnych zapachów.
Jedyny wyjątek to biało-szary kot, który odwiedził mnie wieczorem i teraz znów
się zjawił z pożegnaniem 😏.
Wychodzę na zewnątrz i szybko zapinam wszystkie zamki, gdyż czuć przejmujący
chłód. Przyglądam się pomnikowi "Serca pozostawionego w Pasterce" - chyba ktoś
rzeczywiście wziął go za nagrobek i postawił znicz.
Ruszam na wschód żółtym szlakiem,
biegnącym początkowo skrajem lasu. Między drzewa odbijam przy starym
drogowskazie, w kierunku Kaltwasser, czyli Studenej Vody, dziś przysiółka
Božanova. Passendorf to oczywiście Pasterka, a Wünschelburg Radków.
Na chwilę wraca zima. Niestety, oznacza to także powrót lodu, więc muszę
sięgnąć po raczki. Pojawiają się również skały, które obchodzę starym chodnikiem z kamienia.
Miniaturowy, zaśnieżony wodospad.
Za skrzyżowaniem z niebieskim szlakiem
znajdują się pozostałości po wiosce Klein Karlsberg. Osadę tkaczy
założono w połowie 18. stulecia w czasie kolonizacji fryderycjańskiej, zawsze była
niewielka i liczyła maksymalnie kilkudziesięciu mieszkańców. Zyskała na
znaczeniu w okresie rozwoju ruchu turystycznego, bo uruchomiono w niej dwie
popularne gospody i co najmniej jedno schronisko. Po wojnie uległa całkowitemu
wyludnieniu, teraz zajął las, więc polska nazwa Karłówek właściwie
nigdy nie miała zastosowania.
Zobaczymy tu jedynie fragmenty murów i piwnice kilku domów, schody, resztki
krzyża...
Wykute w 1796 roku w kamieniu oznaczenie granicy pomiędzy dobrami Radkowa i
Karłowa. Cyfra w kółku oznacza numer sektora leśnego.
Warto się przyglądać mijanym skałkom, bo na wielu znajdziemy coś ciekawego -
pamiętam, że był wpis po polsku z lutego 1947 roku, choć już słabo
czytelny.
Nieustanna zmiana pór roku: oblodzona ścieżka, a kilka minut później śniegu
próżno szukać. Mięśnie nóg, które nieco się w nocy zregenerowały, znowu
zaczynają się odzywać, podobnie jak prawe kolano.
Wodospady Pośny (Untere Heuscheuer Wasserfälle albo
Wasserfälle an der Heuscheuer) były kiedyś bardzo popularnym miejscem,
ale ogólnie za czasów niemieckich szlaki od strony Radkowa używano często, a
dziś są raczej pobocznymi wersjami dojścia do Pasterki i na Szczelińce. W XIX
wieku wodospady robiły duże wrażenie, upiększono je różnymi sadzawkami, a po
wrzuceniu monety do specjalnej skarbonki z fontann tryskały strumienie.
Oczywiście po ostatniej wojnie wszystko zostało zaniedbane, a po tym jak
powyżej wybudowano ujęcie wody pitnej, wodospady skurczyły się do formy, która
nie jest żadną atrakcją.
Na leśnej drodze wzniesiono kamienny, dziś sypiący się mostek, a rozglądając
się można dostrzec resztki dawnej świetności: dziura to misa, przez którą
przelewała się woda z fontanny.
Za zagospodarowanie i opiekę odpowiadało
Glatzer Gebirgsverein (Kłodzkie Towarzystwo Górskie), sekcja z Radkowa.
Na głazie upamiętniono twórców instalacji wodospadowej - sędziego Emila
Hoffmanna oraz właściciela hotelu Alberta Nitschego.
Poniżej wodospadów teren się wypłaszcza i lodowisko w końcu się kończy, więc
tempo marszu od razu wzrasta. Na otwartej przestrzeni oświetla mnie słońce, które
wyszło zza chmur, więc obrzeża Radkowa (Wünschelburg) prezentują się
wiosennie.
Zahaczam o brzeg Zalewu Radkowskiego, bo przy nim akurat nigdy nie
byłem. Powstał w latach 70. ubiegłego stulecia jako teren rekreacyjny dla
miejscowych górników.
Panorama nad taflą wody jest bardzo fotogeniczna, zwłaszcza Božanovský špičák
i Koruna. Nota bene granica z Czechami biegnie kilkaset metrów za drugim
końcem zbiornika.
Zaintrygowały mnie oglądane tablice... Te informują, że jeśli jedziemy od
strony centrum, to do kempingu mamy pół kilometra, a jeśli przybywamy z Karłowa,
to kilometr. Ponieważ teoretycznie jest to ten sam odcinek, więc
prawdopodobnie ci z Karłowa wpadają w dziurę czasoprzestrzenną 😛.
Tu z kolei mamy "Jakubowy Szlak Autobusowy"! Słyszałem o szlakach konnych,
nawet o samochodowych, lecz o autobusowych jeszcze nie! Ciekawe, czy można go
przebyć także innym środkiem transportu?
Pobielony Szczeliniec Wielki ładnie się prezentuje z odsłoniętego terenu oraz
na tle zabudowań dawnego browaru, zamkniętego w 1997 roku.
Ponieważ mam sporo czasu do autobusu, więc uderzam w kierunku cmentarza. Na
lewo ciekawa kompozycja rzędu bloków i kościoła świętej Doroty.
Na murze cmentarza wymalowany tradycyjny zestaw haseł i rysunków autorstwa
prawdziwej prawicy. Zastanawiam się, co zrobiliby, gdyby okazało się, że
żołnierz wyklęty jest jednocześnie gejem albo ogląda TVN? Daliby pałą po łbie
czy uznali, że jednak mu odpuszczą?
Z drugiej strony muru wydzielono przestrzeń na lapidarium, niektóre stare
pomniki są także wśród nowych grobów. Kaplica cmentarna mogłaby uchodzić za
mały kościół.
Zapewne jeden z pierwszych zgonów w polskim mieście.
Wracam do żywych i udaję się na rynek. Po drodze wpada mi w oko budynek
przypominający pałacyk - okazało się, że kiedyś był to szpital katolicki,
potem przychodnia, a dziś hula po nim wiatr.
W centrum Radkowa ostatni raz byłem kilkanaście lat temu, gdy z Ecowarriorem
robiliśmy trasę z Pasterki aż do Srebrnej Góry. Pamiętam, że trafiliśmy na
jakąś spelunę, gdzie we wczesnych godzinach rannych podawano lanego
jabola 😛. Znalazłem ten lokal, lecz oczywiście już dawno zakończył
działalność. Potem pod ratuszem, kiedy spożywaliśmy na murku śniadanie,
przyczepił się pewien starszy jegomość i zaproponował, abyśmy poszli do jego
domu i pooglądali zbiory historyczne. Gdybyśmy byli młodsi, to sądziłbym, że
to jakiś pedofil, ale on chyba chciał się po prostu napić 😏. Nieoczekiwanie
cały plan storpedowała małżonka jegomościa, która ze wściekłą miną nagle wyłoniła
się z pobliskiego sklepu...
Dzisiaj na rynku nikt mnie nie zaczepia, ogólnie to jest dość pusto.
Główny plac miasta nieźle się prezentuje, ale całość psuje wschodnia pierzeja
- w latach 70. podjęto idiotyczną decyzję, aby wyburzyć kamieniczki i postawić
tam klockowate bloki. Pasują tu jak Putin do Europy.
Pomnik przed ratuszem przeszedł w swej historii kilka zmian. Wzniesiono go w 1896 roku jako
upamiętnienie ofiar wojny prusko-francuskiej. W PRL-u pojawił się na nim orzeł
bez korony w dwóch wersjach - jeden na obelisku, drugi pod nim. Następnie, już
pewnie za demokracji, dołożono tablicę "Pokój ludziom dobrej woli",
zlikwidowano najpierw jedno, a potem drugie godło. Te pierwsze zastąpił herb
Radkowa - kolorowy. Komuś się jednak nie spodobał i wymieniono go na piaskowy
- umieszczony jest w miejscu, gdzie kiedyś znajdowało się popiersie cesarza
Wilhelma (widać jeszcze cień po skutej koronie). Pokój chyba też był
niewygodny, gdyż obecnie to "Obelisk przeszłości". Ciekawe jak długo ta wersja
się utrzyma?
Wychodzę ze starówki, aby na chwilę odpocząć w parku. Kiedyś istniał w tym
miejscu cmentarz, jeszcze w XIX wieku oznaczano go na mapach. Dziś po grobach
nie ma śladów, za to postawiono kamień z tablicą przypominającą, iż tutaj
istniał podobno najstarszy kościół na ziemi kłodzkiej. Tak na marginesie:
poprawnie powinno się pisać nazwę tej krainy małymi literami, natomiast
większość osób używa dużych i to teoretycznie nawet ci, którzy nie powinni
popełniać takich błędów...
Mam jeszcze trochę czasu, więc kręcę się po okolicy - uwieczniam rząd
kamieniczek, a także położony przy pobliskiej ulicy Górskiej (kiedyś
Scheibauer Weg) krzyż datowany na 1857 rok.
Dwa spostrzeżenia z zatoczki autobusowej: nie ma tu mowy o cywilizowanym
zwyczaju jednego zbiorczego rozkładu jazdy, każda firma przykleja swój.
Dziwnym trafem nie ma największej, czyli PKS-u Kłodzko, z którego usług
skorzystam. Jeśli nie sprawdzisz sobie kursów w internecie, to się o nich na
miejscu nie dowiesz. Druga kwestia - odjechaliśmy spóźnieni tylko dlatego, że
kierowca musiał rozwiązać krzyżówki 😛.
Na szczęście w Kłodzku (Glatz) miałem zapas czasowy, więc zdążyłem na
pociąg, po raz pierwszy wsiadając na przystanku Kłodzko Miasto. I tu
ciekawostka: nie ma możliwości kupienia biletu na przystanku, to byłoby zbyt
proste, ale można to zrobić na... nieodległym dworcu autobusowym. Informacji o
kasie udzielają drogą szeptaną konduktorzy Kolei Dolnośląskich, gdyż w terenie
praktycznie nie sposób ją zauważyć. Co więcej - jeśli biletu tam nie kupimy,
to doliczą nam dodatkową opłatę w pociągu. Czyżby zmieniły się przepisy?
Dawniej ją doliczano, gdy na dworcu kolejowym działała kasa, ale od
kiedy dworzec autobusowy położony w pewnym oddaleniu jest terenem kolei??
Moje rozważania na ten temat zostały na Forum Sudeckim przerwane w następujący sposób:
- Na co komu kasa, jak można zapłacić po prostu telefonem, nawet w pociągu?
Świat się zmienia. Moglibyście w końcu dorosnąć.
Czyli jednak powinienem być wdzięcznym ludziom z Kolei Dolnośląskich, że są
tak staromodni, iż zachciało im się uruchomić kasę, nawet jeśli nie jest to
kasa dworcowa...
Widziałem tą promocję dotyczącą noclegów i powiem szczerze, myślałem, że będą tam, dzięki niej tłumy. Fajna opcja w stosunku do normalnych cen.
OdpowiedzUsuńDla mnie dziś te wodospady są fajną atrakcją, tzn jak pojadę w te rejony, to sobie ich poszukam ;)
Natomiast ja byłem przekonany, że będę sam :P To nie pora na tłumy, może rok temu, kiedy to ludzie masowo byli na pracy zdalnej, to znaleźli by się chętni, a teraz to ogólnie jest pustawo poza weekendami.
UsuńA wodospady, cóż... Można przy okazji zajrzeć, ale specjalnie z Radkowa bym do nich raczej nie szedł ;)
Okolice , gdzie byłem wiele razy a o tej nie istniejącej wsi Klein Karlsberg nie słyszałem. Dobrze, że są blogi zawsze się można czegoś nowego dowiedzieć. Zresztą wszystko wygląda inaczej o tej porze roku niż latem kiedy tam byłem. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńO Karłówko to się nie dowiedzą nawet osoby przechodzące przez teren wioski, bo nie ma tam żadnej informacji, tablicy itp.. Tajemnicze ruiny ;)
UsuńPozdrowienia!
Rozkłady autobusów i busów to w Polsce w ogóle jakaś czarna magia i wiedza tajemna. Ile to razy stoi się na przystanku i czeka na coś, co ma jechać. Brakuje mi takiej dobrej wyszukiwarki, gdzie by były wszystkie możliwe kursy.
OdpowiedzUsuńJa przeważnie korzystam z e-podróżnika i generalnie można go polecić, ale zdarza się, że nie ma tam wszystkich kursów. Zwłaszcza ostatnio w Beskidach szukałem połączeń na sobotę i e-podróżnik nie wszystkie pokazywał albo... nie ze wszystkich przystanków. Dla pewności to zawsze wchodzę w stronę danego przewoźnika, aby potwierdzić kurs. Ale fakt - przydałoby się coś takiego, co jest w Czechach -> https://idos.idnes.cz/
UsuńFajny cykl stołowogórski Ci wyszedł. I dobry czas wybrałeś na taką wyrypę. Końcówka zimy, która objawia się większym spokojem na szlakach i w mieścinkach u podnóża gór. Miejsca znane mi z różnych wypadów i niezmiennie uwielbiane. Niektórych nie odwiedziłem już ponad dekadę, a innych- przynajmniej parę lat. Ale w tym roku zamierzam zrobić po Stołowych co najmniej tygodniową objazdówkę, zatem będzie czas by przypomnieć sobie co nieco, a i pewnie odkryć coś nowego. :)
OdpowiedzUsuńPrzykładów dawnego osadnictwa w tym paśmie jest sporo i choć to nie Góry Bystrzyckie, to jednak oprócz Karłówka, można bez trudu odszukać nieliczne już ślady takich przysiółków jak Młyny (Muhlhauser), Ostra Góra (Scharfenberg), Łężno (Friedrrichsberg) czy Góra Anny (Annaberg). Swego czasu dość mocno "badałem" ten temat, choć nie do wszystkich podobnych miejsc udało mi się dotrzeć. W Radkowie, jak i nad pobliskim zalewem, też już nie byłem dobrych kilkanaście lat, ale zamierzam i tam zajrzeć. Za to po Kłodzku polatałem sobie ostatnio rok temu, przy okazji odwiedzenia Gór Bardzkich, ale tam staram się zaglądać dość regularnie. :)
Z tymi biletami to w rzeczy samej kuriozum, ale rok temu też zmuszony byłem kupować je w pociągu i jak widzę, nic się nie zmieniło. Natomiast dla mnie telefon to narzędzie do dzwonienia, bądź wiadomości pisanej (szczególnie że to Nokia 6700 z 2009 r.) a nie płacenia czymkolwiek za cokolwiek. Niech zatem świat się zmienia, ale pewne małe rzeczy niech lepiej pozostaną niezmienne. ;)
Z wymienionych tu nieistniejących przysiółków to odwiedziłem jedynie Ostrą Górę (jest nawet to gdzieś na blogu), pozostałe kojarzę ze słyszenia. A w Stołowe niezmiennie z przyjemnością wracam i staram się unikać głównych "atrakcji" :)
UsuńA co do telefonu - ktoś się mnie ostatnio pytał po co mi aparat, skoro są smartfony ;)