Görlitz miało w XX wieku jednocześnie pecha i szczęście. Pecha - ponieważ dołączyło do listy miast podzielonych sztuczną granicą, która nigdy wcześniej tam nie istniała (jak Cieszyn, Komárom, Sátoraljaújhely, Nikozja, Gorizia, Guben i jeszcze kilka innych). Szczęście, gdyż działania ostatniej wojny w dużej mierze je ominęły.
W tym przypadku granicę wyznaczono na Nysie Łużyckiej. Prawobrzeżne dzielnice (Ost-Görlitz) znalazły się w Polsce i przyjęły w 1945 roku nazwę Zgorzelice, a rok później Zgorzelec. Tam też zostawiam samochód, aby zwiedzić niemiecką część. Parkuję obok parku Andrzej Błachańca, a kiedyś Georga Snaya i Karola Świerczewskiego. Najstarszy patron był miejscowym politykiem, drugi - wiadomo, trzeci uruchomił w polskiej miejscowości pierwszy młyn i wytwórnię makaronu, a w sąsiedniej gorzelnię.
Na środku parku leży głaz narzutowy. Ustawiono go jeszcze w czasach niemieckich i przymocowano tabliczkę z napisem chwalącym powstanie nowej drogi. Za PRL-u zastąpiła ją inskrypcja ku czci "Waltera", a za demokracji "Europa-miasto".
Na skraju zieleńca niszczeje dawny klub garnizonowy.
Wracamy do parku aby przyjrzeć się najciekawszemu w okolicy (a może i w całym Zgorzelcu) budynkowi - Miejskiemu Domowi Kultury.
Jego wygląd wskazuje, że nie jest to zwykły MDK. Otwarto go w 1902 roku jako Górnołużycką Halę Chwały/Pamięci (Oberlausitzer Ruhmeshalle/Gedenkhalle) w obecności Wilhelma II. Upamiętniała jego dwóch poprzedników na tronie, a w środku wkrótce uruchomiono Kaiser-Friedrich-Museum. Pod względem stylu to typowy przedstawiciel niemieckiej architektury państwowej z przełomu XIX i XX wieku: tzw. styl wilhelmiński, widać podobieństwa choćby z Reichstagiem (zwłaszcza fasada od strony rzeki), a już kopuła to praktycznie mniejsza kopia berlińskiej, obecnie nieistniejącej.
Po zmianie przynależności administracyjnej Hala zamieniła się w Dom - Powiatowy, a potem Miejski. Zbiory muzeum w większości zaginęły, ale z zewnątrz niewiele się zmieniło: usunięto herb i koronę Cesarstwa i wstawiono w jego miejsce piastowskiego orła, zabrakło kilku elementów. Większość detali jednak przetrwała, a spod farby i tynku przebijają się oryginalne napisy.
W 1950 roku podpisano tu układ zgorzelecki - świeżo wykluta Niemiecka Republika Demokratyczna uznała granicę z Polską. Co prawda była to typowa pokazówka dla obozu wschodniego, ale fetowano ją mocno. Przypomina o tym tablica, na której błędnie napisano o PRL-u, który jeszcze wówczas nie istniał.
No dobra, ale mamy zwiedzać Görlitz, a nie Zgorzelec! Do granicy stąd rzut beretem, kilkaset metrów. Mostem przechodzimy nad Nysą Łużycką.
Po drugiej stronie robię historyczne zdjęcie: stary, betonowy słup jeszcze rodem z NRD! Zjednoczone Niemcy stawiają słupy z plastiku i bez herbu, a tu wyraźnie widać ślad po komunistycznym godle. Zdjęcie jest podwójnie historyczne, gdyż kilka minut po jego wykonaniu ekipa remontowana słup zdemontowała i wrzuciła na ciężarówkę! Uwidoczniłem jego ostatnie chwile, zastąpiła go odpicowana nówka!
Görlitz jest prawie o połowę ludniejsze od Zgorzelca, ale trudno się dziwić, w końcu większa część miejscowości pozostała na lewym brzegu. Jest to również najbardziej wysunięte na wschód miasto obecnych Niemiec.
Pierwszy mijany ciekawy budynek to duża Hala Miejska (Stadthalle) z początku XX wieku. Przechodzi jakiś większy remont.
Odbijamy w park miejski, większy niż ten zgorzelecki. Pogoda typowo grudniowa - zielono, świeci słońce i śpiewają ptaszki.
W podobnym czasie co halę wybudowano synagogę. Również słusznych rozmiarów, również w remoncie. Udało jej się przetrwać noc kryształową, poniosła najmniej szkód ze wszystkich żydowskich bożnic w całej Saksonii.
Przy opisach Görlitz dość często pojawia się informacja, że jest miastem z największą ilością zabytków w kraju. Próbowałem ją zweryfikować, lecz nie znalazłem danych, które by to potwierdzały. Niemcy posiadają wiele zabytkowych ośrodków znacznie większych od Görlitz, gdzie liczba takich obiektów może być liczniejsza. Może, ale nie musi. Na pewno gród na Nysą Łużycką należy do czołówki pod tym względem, zwłaszcza, jeśli chodzi o zwarty obszar zabytkowy. Poza statystyką nie ma to jednak większego znaczenia, ponad cztery tysiące historycznych pamiątek robi wrażenie!
Jak każde liczące się średniowieczne miasto Görlitz otoczono pasem murów miejskich. Zostało po nich kilka wież, które oszczędzono w czasie XIX-cznych wyburzeń. Poniżej biała Dickerturm lub Frauenturm (Gruba Wieża, Kobieca Wieża) z herbem miejskim, przeniesionym ze zlikwidowanej bramy.
Wysoka na 51 metrów Reichenbacher Turm z 14. stulecia.
Po drugiej stronie ulicy znajduje się Kaisertrutz - barbakan z XV wieku, wysunięty poza niegdysiejsze mury. Dziś służy do celów muzealnych, podobnie jak wieże.
Życie miast toczyło się wokół rynku. Görlitz posiada takie dwa - Dolny i Górny. Obermarkt jest ładny, ale służy głównie jako parking, co trochę odbiera mu uroku.
Mieliśmy adwent, zatem czas jarmarków. W Görlitz zorganizowano ich kilka, lecz o tej porze jeszcze prawie wszystko pozamykane, tylko dzieciaki szaleją na lodowisku.
Untermarkt wolny jest od ruchu samochodowego, ale za to tak ciasny, że ciężko na nim zrobić dobre zdjęcie. Ozdobą są dwa ratusze: Stary (XIV wiek) oraz Nowy, neorenesansowy (z 1903 roku).
Wiele z kamienic zdobią ciekawe detale. Zapewne można spędzić dużo czasu przyglądając się każdej z nich.
Niedaleko rynku sterczy jeszcze jedna wieża z murów obronnych - Nikolaiturm.
Najważniejszą świątynią miasta jest kościół św. Piotra i Pawła (Pfarrkirche St. Peter und Paul). Należy on do ewangelików, bo takie wyznanie dominuje w Saksonii. Wybudowany w XV wieku jest największym kościołem halowym w całym kraju związkowym. Niestety, tu też trwają prace remontowe i nie można wejść do środka. Najlepiej prezentuje się z polskiej strony, gdyż stoi na skarpie nad Nysą.
Moim zdaniem okolica kościoła to najładniejszy i najbardziej widokowy zakątek Görlitz. Spod drzwi można popatrzeć na rzekę, liczący kilkanaście lat Most Staromiejski oraz nabrzeżną zabudowę Zgorzelca. I tylko te bloki średnio się komponują z resztą.
Polski brzeg. Część domów zaniedbana, szpecące banery reklamowe (Zigaretten, Nigth Club), ale panorama ulicy Daszyńskiego (kiedyś Dzierżyńskiego i Prager Straße) wygląda bardzo efektownie.
Nad samą rzeką stoi dawny młyn, dzisiaj zapraszające w swe podwoje jako restauracja. Z kolei za kościołem ciągnęły się w przeszłości mury miejskie, których fragmenty nadal widać, podobnie jak ceglany wykusz.
Kolorowa Hotherstraße.
Wolnym krokiem wracamy na rynki mijając kolejne ciekawe budynki.
Co jakiś czas pojawiają się napisy nawiązujące do Śląska: "śląskie specjały, Muzeum Śląskie" i tym podobne. Tymczasem my jesteśmy przecież na Łużycach (konkretnie na Łużycach Górnych). Niemcy jednak często uważają inaczej, choć do początku XIX wieku nikt nie miał takich wątpliwości. Görlitz leżało wówczas w granicach Królestwa Saksonii. Jej władca - Fryderyk August, według Konstytucji 3 Maja przyszły król Polski, ale doczekał się tylko Księstwa Warszawskiego - trzymał z Napoleonem do końca, więc za karę po kongresie wiedeńskim większość jego kraju zajęły Prusy. Miasto włączono w granice prowincji Śląsk (provinz Schlesien). Ale prowincja to jednostka administracyjna utworzona przez urzędników, a nie kraina historyczna! Tak samo jak województwo śląskie nie jest Śląskiem, a województwo mazowieckie Mazowszem, tak samo prowincja Śląsk nie była synonimem Śląska. Niby jasne, ale jednak nie do końca - od tego czasu w Niemczech przesunięto domniemany teren Śląska na zachód. Mamy więc paradoks - według niemieckiego rozumowania Görlitz leży jednocześnie i na Łużycach i na Śląsku. To tak, jakby jakaś miejscowość była lokowana jednocześnie i w Wielkopolsce i w Małopolsce 😏.
Może to jakieś leczenie powojennych kompleksów? Skoro Görlitz pozostał w Niemczech, to i jakiś skrawek Śląska przynależy nadal do Macierzy, a nie został cały utracony?? Jeśli dzięki temu mogą się lepiej czuć, to niech sobie powtarzają to kłamstewko 😛.
Pod Dickerturmem kupujemy grzańce - w końcu co grudzień, to grudzień. Smaczny, ale pojawia się problem z toaletą, bo nikt nie wpadł na pomysł, aby taką przy jarmarku zorganizować. Na jednym z przystanków tramwajowych jest płatna (lecz akurat nie miałem w jednej monecie 50 centów), w końcu ratuje pobliska galeria handlowa. Tam co prawda też biorą kasę (pecunia non olet), ale można dawać w drobnych 😛.
Mijamy gimnazjum przypominające angielskie zamki...
...oraz Postplatz z zasłoniętą fontanną.
Ponownie schodzimy do rzeki. Nad wodą sypie się ruina dawnej fabryki kondensatorów.
Wzdłuż Nysy Łużyckiej prowadzi przyjemna ścieżka, stąd oczy kierują się głównie na Zgorzelec. Budynek w pomarańczowe pasy to ciągle nieskończona galeria handlowa.
Do Polski wracamy konstrukcją, która wielokrotnie w swojej historii zmieniała nazwę: Most Liberecki, Most Przyjaźni, Most Miejski. W 2005 Rada Miejska Zgorzelca przyjęła uchwałę, aby nadać nową: Most Jana Pawła II. Nie wiem, czy dzisiaj Niemcy zgodziliby się na tego patrona.
Mijamy nowo postawiony słup graniczny i już w Zgorzelcu zastanawiam się, czy naprawdę Görlitz to "najładniejsze miasto Niemiec"? Gusty to rzecz subiektywna, ale ze swojej strony napiszę: NIE. Rzeczywiście mamy tu masę zabytków, miejscowość jest ładna i fotogeniczna, ale w zachodniej części RFN można takich znaleźć więcej. Na mnie większe wrażenie wywarł chociażby Bamberg i Trier (Trewir). Na pewno jednak będzie warto tu ponownie zajrzeć i pokręcić się ulicami (zwłaszcza, że nie zobaczyliśmy całości, lecz tylko fragment).
To jeszcze nie koniec zwiedzania na dzisiaj: kierujemy się w stronę Liberca, więc przez jakiś czas będziemy nadal poruszać się niemieckimi drogami wzdłuż Nysy. Przecinamy kilka wiosek, w każdej znajdziemy coś ciekawego, lecz z braku czasu zatrzymuję się na chwilę tylko w Hirschfelde. Formalnie to już dzielnica Zittau, ale oddalona od centrum. Przy rynku stoją domy słupowe.
W tle położone za miedzą potężne kominy Elektrowni Turów - podobno największego emitera gazów cieplarnianych w Polsce.
Zittau (po polsku Żytawa) nie jest odwiedzane tak masowo przez turystów jak Görlitz, ale z pewnością również godne wizyty. Najnowszą historię ma podobną: co prawda jądro miasta leży dalej od Nysy Łużyckiej, ale w wyniku zmian granic także utracono jedną z dzielnic - Großporitsch, współczesny Porajów.
Parkujemy na starówce obok Salzhausu (Domu Solnego) - ogromnego budynku gospodarczego z 1511 roku.
Barokowa fontanna samarytańska (Samariterinbrunnen) z 1679 roku i trochę młodsza Herkulesa (Herkulesbrunnen).
Pogoda się popsuła - w Görlitz świeciło słońce, a tu zalegają ciężkie, deszczowo-śniegowe chmury, zerwał się silny wiatr, temperatura wyraźnie spada.
Żytawski rynek otaczają rzędy kamienic oraz ratusz z XIX wieku. Przypomina mi trochę dworzec kolejowy we Wrocławiu.
Na rynku zorganizowano jarmark adwentowy, tu większość bud otwarto. Wiele z nich zdobione jest dodatkowymi elementami - np. ta "piramida" to typowa niemiecka ozdoba świąteczna. Mniejszą wersję posiadam w domu, napędzana ciepłem ze świec kręci w kółko postacie zwierząt, pasterzy i aniołów 😛.
Wstępujemy do pobliskiego kościoła św. Jana (Johanniskirche). Klasycystyczne, ciemne wnętrze sprawia lodowate wrażenie. Ciekawostką jest tablica z nazwiskami poległych mieszkańców: jeszcze nie w Wielkiej Wojnie, ale w czasie walk francusko-pruskich w 1870/71 (głównie pod Sedanem), a jeden marynarz zginął podczas powstania bokserów w Chinach.
W brzuchach nam burczy, więc kupujemy na jarmarku wuszt z zymftem i idziemy zobaczyć, co zostało z murów miejskich.
Kleine Bastei z XVI wieku.
Różowa Fleischerbastei (Basteja Rzeźników) z kurantami wygrywającymi różne melodie oraz zegarem kwiatowym. Takich solidnych bastei w Zittau wybudowano trzynaście.
W parku zauważam podstawę Pomnika Poległych - pewnie zniszczono go w okresie NRD.
Pora się zbierać; w grudniu po godzinie 15-tej zaczyna robić się ciemno, zwłaszcza przy takim zachmurzeniu, a do miejsca noclegowego musimy jeszcze przejechać przez dwa kraje.
Ledwo jednak wyjechałem ze ścisłego centrum, to zatrzymałem się, aby sfotografować wielki budynek dawnych koszar (Mandaukaserne). Wojsko stacjonowało w nich do 1918 roku, potem Zittau straciło status miasta garnizonowego.
O wrażeniach z Görlitz pisałem wcześniej. Wizyta w Żytawie była jeszcze krótsza, lecz wystarczyła do wyciągnięcia wniosku, że warto do niej zajrzeć na trochę dłużej.
Na skraju zieleńca niszczeje dawny klub garnizonowy.
Wracamy do parku aby przyjrzeć się najciekawszemu w okolicy (a może i w całym Zgorzelcu) budynkowi - Miejskiemu Domowi Kultury.
Jego wygląd wskazuje, że nie jest to zwykły MDK. Otwarto go w 1902 roku jako Górnołużycką Halę Chwały/Pamięci (Oberlausitzer Ruhmeshalle/Gedenkhalle) w obecności Wilhelma II. Upamiętniała jego dwóch poprzedników na tronie, a w środku wkrótce uruchomiono Kaiser-Friedrich-Museum. Pod względem stylu to typowy przedstawiciel niemieckiej architektury państwowej z przełomu XIX i XX wieku: tzw. styl wilhelmiński, widać podobieństwa choćby z Reichstagiem (zwłaszcza fasada od strony rzeki), a już kopuła to praktycznie mniejsza kopia berlińskiej, obecnie nieistniejącej.
Po zmianie przynależności administracyjnej Hala zamieniła się w Dom - Powiatowy, a potem Miejski. Zbiory muzeum w większości zaginęły, ale z zewnątrz niewiele się zmieniło: usunięto herb i koronę Cesarstwa i wstawiono w jego miejsce piastowskiego orła, zabrakło kilku elementów. Większość detali jednak przetrwała, a spod farby i tynku przebijają się oryginalne napisy.
W 1950 roku podpisano tu układ zgorzelecki - świeżo wykluta Niemiecka Republika Demokratyczna uznała granicę z Polską. Co prawda była to typowa pokazówka dla obozu wschodniego, ale fetowano ją mocno. Przypomina o tym tablica, na której błędnie napisano o PRL-u, który jeszcze wówczas nie istniał.
No dobra, ale mamy zwiedzać Görlitz, a nie Zgorzelec! Do granicy stąd rzut beretem, kilkaset metrów. Mostem przechodzimy nad Nysą Łużycką.
Po drugiej stronie robię historyczne zdjęcie: stary, betonowy słup jeszcze rodem z NRD! Zjednoczone Niemcy stawiają słupy z plastiku i bez herbu, a tu wyraźnie widać ślad po komunistycznym godle. Zdjęcie jest podwójnie historyczne, gdyż kilka minut po jego wykonaniu ekipa remontowana słup zdemontowała i wrzuciła na ciężarówkę! Uwidoczniłem jego ostatnie chwile, zastąpiła go odpicowana nówka!
Görlitz jest prawie o połowę ludniejsze od Zgorzelca, ale trudno się dziwić, w końcu większa część miejscowości pozostała na lewym brzegu. Jest to również najbardziej wysunięte na wschód miasto obecnych Niemiec.
Pierwszy mijany ciekawy budynek to duża Hala Miejska (Stadthalle) z początku XX wieku. Przechodzi jakiś większy remont.
Odbijamy w park miejski, większy niż ten zgorzelecki. Pogoda typowo grudniowa - zielono, świeci słońce i śpiewają ptaszki.
W podobnym czasie co halę wybudowano synagogę. Również słusznych rozmiarów, również w remoncie. Udało jej się przetrwać noc kryształową, poniosła najmniej szkód ze wszystkich żydowskich bożnic w całej Saksonii.
Przy opisach Görlitz dość często pojawia się informacja, że jest miastem z największą ilością zabytków w kraju. Próbowałem ją zweryfikować, lecz nie znalazłem danych, które by to potwierdzały. Niemcy posiadają wiele zabytkowych ośrodków znacznie większych od Görlitz, gdzie liczba takich obiektów może być liczniejsza. Może, ale nie musi. Na pewno gród na Nysą Łużycką należy do czołówki pod tym względem, zwłaszcza, jeśli chodzi o zwarty obszar zabytkowy. Poza statystyką nie ma to jednak większego znaczenia, ponad cztery tysiące historycznych pamiątek robi wrażenie!
Jak każde liczące się średniowieczne miasto Görlitz otoczono pasem murów miejskich. Zostało po nich kilka wież, które oszczędzono w czasie XIX-cznych wyburzeń. Poniżej biała Dickerturm lub Frauenturm (Gruba Wieża, Kobieca Wieża) z herbem miejskim, przeniesionym ze zlikwidowanej bramy.
Wysoka na 51 metrów Reichenbacher Turm z 14. stulecia.
Po drugiej stronie ulicy znajduje się Kaisertrutz - barbakan z XV wieku, wysunięty poza niegdysiejsze mury. Dziś służy do celów muzealnych, podobnie jak wieże.
Życie miast toczyło się wokół rynku. Görlitz posiada takie dwa - Dolny i Górny. Obermarkt jest ładny, ale służy głównie jako parking, co trochę odbiera mu uroku.
Mieliśmy adwent, zatem czas jarmarków. W Görlitz zorganizowano ich kilka, lecz o tej porze jeszcze prawie wszystko pozamykane, tylko dzieciaki szaleją na lodowisku.
Untermarkt wolny jest od ruchu samochodowego, ale za to tak ciasny, że ciężko na nim zrobić dobre zdjęcie. Ozdobą są dwa ratusze: Stary (XIV wiek) oraz Nowy, neorenesansowy (z 1903 roku).
Wiele z kamienic zdobią ciekawe detale. Zapewne można spędzić dużo czasu przyglądając się każdej z nich.
Niedaleko rynku sterczy jeszcze jedna wieża z murów obronnych - Nikolaiturm.
Najważniejszą świątynią miasta jest kościół św. Piotra i Pawła (Pfarrkirche St. Peter und Paul). Należy on do ewangelików, bo takie wyznanie dominuje w Saksonii. Wybudowany w XV wieku jest największym kościołem halowym w całym kraju związkowym. Niestety, tu też trwają prace remontowe i nie można wejść do środka. Najlepiej prezentuje się z polskiej strony, gdyż stoi na skarpie nad Nysą.
Moim zdaniem okolica kościoła to najładniejszy i najbardziej widokowy zakątek Görlitz. Spod drzwi można popatrzeć na rzekę, liczący kilkanaście lat Most Staromiejski oraz nabrzeżną zabudowę Zgorzelca. I tylko te bloki średnio się komponują z resztą.
Polski brzeg. Część domów zaniedbana, szpecące banery reklamowe (Zigaretten, Nigth Club), ale panorama ulicy Daszyńskiego (kiedyś Dzierżyńskiego i Prager Straße) wygląda bardzo efektownie.
Nad samą rzeką stoi dawny młyn, dzisiaj zapraszające w swe podwoje jako restauracja. Z kolei za kościołem ciągnęły się w przeszłości mury miejskie, których fragmenty nadal widać, podobnie jak ceglany wykusz.
Kolorowa Hotherstraße.
Wolnym krokiem wracamy na rynki mijając kolejne ciekawe budynki.
Co jakiś czas pojawiają się napisy nawiązujące do Śląska: "śląskie specjały, Muzeum Śląskie" i tym podobne. Tymczasem my jesteśmy przecież na Łużycach (konkretnie na Łużycach Górnych). Niemcy jednak często uważają inaczej, choć do początku XIX wieku nikt nie miał takich wątpliwości. Görlitz leżało wówczas w granicach Królestwa Saksonii. Jej władca - Fryderyk August, według Konstytucji 3 Maja przyszły król Polski, ale doczekał się tylko Księstwa Warszawskiego - trzymał z Napoleonem do końca, więc za karę po kongresie wiedeńskim większość jego kraju zajęły Prusy. Miasto włączono w granice prowincji Śląsk (provinz Schlesien). Ale prowincja to jednostka administracyjna utworzona przez urzędników, a nie kraina historyczna! Tak samo jak województwo śląskie nie jest Śląskiem, a województwo mazowieckie Mazowszem, tak samo prowincja Śląsk nie była synonimem Śląska. Niby jasne, ale jednak nie do końca - od tego czasu w Niemczech przesunięto domniemany teren Śląska na zachód. Mamy więc paradoks - według niemieckiego rozumowania Görlitz leży jednocześnie i na Łużycach i na Śląsku. To tak, jakby jakaś miejscowość była lokowana jednocześnie i w Wielkopolsce i w Małopolsce 😏.
Może to jakieś leczenie powojennych kompleksów? Skoro Görlitz pozostał w Niemczech, to i jakiś skrawek Śląska przynależy nadal do Macierzy, a nie został cały utracony?? Jeśli dzięki temu mogą się lepiej czuć, to niech sobie powtarzają to kłamstewko 😛.
Pod Dickerturmem kupujemy grzańce - w końcu co grudzień, to grudzień. Smaczny, ale pojawia się problem z toaletą, bo nikt nie wpadł na pomysł, aby taką przy jarmarku zorganizować. Na jednym z przystanków tramwajowych jest płatna (lecz akurat nie miałem w jednej monecie 50 centów), w końcu ratuje pobliska galeria handlowa. Tam co prawda też biorą kasę (pecunia non olet), ale można dawać w drobnych 😛.
Mijamy gimnazjum przypominające angielskie zamki...
...oraz Postplatz z zasłoniętą fontanną.
Ponownie schodzimy do rzeki. Nad wodą sypie się ruina dawnej fabryki kondensatorów.
Wzdłuż Nysy Łużyckiej prowadzi przyjemna ścieżka, stąd oczy kierują się głównie na Zgorzelec. Budynek w pomarańczowe pasy to ciągle nieskończona galeria handlowa.
Do Polski wracamy konstrukcją, która wielokrotnie w swojej historii zmieniała nazwę: Most Liberecki, Most Przyjaźni, Most Miejski. W 2005 Rada Miejska Zgorzelca przyjęła uchwałę, aby nadać nową: Most Jana Pawła II. Nie wiem, czy dzisiaj Niemcy zgodziliby się na tego patrona.
Mijamy nowo postawiony słup graniczny i już w Zgorzelcu zastanawiam się, czy naprawdę Görlitz to "najładniejsze miasto Niemiec"? Gusty to rzecz subiektywna, ale ze swojej strony napiszę: NIE. Rzeczywiście mamy tu masę zabytków, miejscowość jest ładna i fotogeniczna, ale w zachodniej części RFN można takich znaleźć więcej. Na mnie większe wrażenie wywarł chociażby Bamberg i Trier (Trewir). Na pewno jednak będzie warto tu ponownie zajrzeć i pokręcić się ulicami (zwłaszcza, że nie zobaczyliśmy całości, lecz tylko fragment).
To jeszcze nie koniec zwiedzania na dzisiaj: kierujemy się w stronę Liberca, więc przez jakiś czas będziemy nadal poruszać się niemieckimi drogami wzdłuż Nysy. Przecinamy kilka wiosek, w każdej znajdziemy coś ciekawego, lecz z braku czasu zatrzymuję się na chwilę tylko w Hirschfelde. Formalnie to już dzielnica Zittau, ale oddalona od centrum. Przy rynku stoją domy słupowe.
W tle położone za miedzą potężne kominy Elektrowni Turów - podobno największego emitera gazów cieplarnianych w Polsce.
Zittau (po polsku Żytawa) nie jest odwiedzane tak masowo przez turystów jak Görlitz, ale z pewnością również godne wizyty. Najnowszą historię ma podobną: co prawda jądro miasta leży dalej od Nysy Łużyckiej, ale w wyniku zmian granic także utracono jedną z dzielnic - Großporitsch, współczesny Porajów.
Parkujemy na starówce obok Salzhausu (Domu Solnego) - ogromnego budynku gospodarczego z 1511 roku.
Barokowa fontanna samarytańska (Samariterinbrunnen) z 1679 roku i trochę młodsza Herkulesa (Herkulesbrunnen).
Pogoda się popsuła - w Görlitz świeciło słońce, a tu zalegają ciężkie, deszczowo-śniegowe chmury, zerwał się silny wiatr, temperatura wyraźnie spada.
Żytawski rynek otaczają rzędy kamienic oraz ratusz z XIX wieku. Przypomina mi trochę dworzec kolejowy we Wrocławiu.
Na rynku zorganizowano jarmark adwentowy, tu większość bud otwarto. Wiele z nich zdobione jest dodatkowymi elementami - np. ta "piramida" to typowa niemiecka ozdoba świąteczna. Mniejszą wersję posiadam w domu, napędzana ciepłem ze świec kręci w kółko postacie zwierząt, pasterzy i aniołów 😛.
Wstępujemy do pobliskiego kościoła św. Jana (Johanniskirche). Klasycystyczne, ciemne wnętrze sprawia lodowate wrażenie. Ciekawostką jest tablica z nazwiskami poległych mieszkańców: jeszcze nie w Wielkiej Wojnie, ale w czasie walk francusko-pruskich w 1870/71 (głównie pod Sedanem), a jeden marynarz zginął podczas powstania bokserów w Chinach.
W brzuchach nam burczy, więc kupujemy na jarmarku wuszt z zymftem i idziemy zobaczyć, co zostało z murów miejskich.
Kleine Bastei z XVI wieku.
Różowa Fleischerbastei (Basteja Rzeźników) z kurantami wygrywającymi różne melodie oraz zegarem kwiatowym. Takich solidnych bastei w Zittau wybudowano trzynaście.
W parku zauważam podstawę Pomnika Poległych - pewnie zniszczono go w okresie NRD.
Pora się zbierać; w grudniu po godzinie 15-tej zaczyna robić się ciemno, zwłaszcza przy takim zachmurzeniu, a do miejsca noclegowego musimy jeszcze przejechać przez dwa kraje.
Ledwo jednak wyjechałem ze ścisłego centrum, to zatrzymałem się, aby sfotografować wielki budynek dawnych koszar (Mandaukaserne). Wojsko stacjonowało w nich do 1918 roku, potem Zittau straciło status miasta garnizonowego.
O wrażeniach z Görlitz pisałem wcześniej. Wizyta w Żytawie była jeszcze krótsza, lecz wystarczyła do wyciągnięcia wniosku, że warto do niej zajrzeć na trochę dłużej.
Nie ładne, ale fajne stare miasta. Przyjemnie popatrzeć.
OdpowiedzUsuńDrobna uwaga terminologiczna: baszta, basteja i bastion to trzy różne obiekty fortyfikacyjne i nie można tych nazw używać zamiennie.
Racja. W tym przypadku mamy do czynienia w Żytawie z bastejami. Choć de facto basteja to bardziej zaawansowana forma baszty, ale zaraz poprawię!
UsuńOd paru lat się wybieramy w te okolice, jak sójki za morze.
OdpowiedzUsuńTeż nie było mi nigdy po drodze, dopiero trochę nadłożyłem drogi jadąc na Liberec.
UsuńOdnośnie do tego słupa granicznego: może po prostu lokalne władze dostały cynk, że przyjeżdża bloger i będzie robił zdjęcia, więc postanowiono trochę uprzątnąć ;)
OdpowiedzUsuńAż tak sławny to nie jestem ;) Ale z tym słupem to ciekawa sprawa, bo znalazłem w sieci zdjęcia z 2017 roku i na nich w tym miejscu stał... nowy słup! Czyli co? Stał nowy, ściągnęli go i postawili stary i potem znowu nowy? Kupy się to nie trzyma :D
UsuńWyjaśnienie jest bardzo proste. Ot, w 2017 był tam inny bloger i wtedy wstawili na jego przyjazd nowy słup. Ale, żeby ten nowy słup się nie zabrudził (i nie stał się starym słupem), po jego odjeździe nowy słup został schowany i wyciągnęli go dopiero na Twój przyjazd. Zapewne spodziewali się, że będziesz godzinę później i nie zobaczysz tego, czego widzieć nie powinieneś (czyli jak chowają stary słup). Generalnie narobiłeś zamieszania - na przyszłość staraj się być bardziej punktualnym ;)
UsuńMożliwe, że niemieccy robotnicy używają jakiegoś innego czasomierza i to oni byli za wcześnie ;)
UsuńMiejscowości, przez które często zdarza mi się przejeżdżać, ale nigdy się tam nie zatrzymałem. Kiedyś trzeba to będzie zmienić. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńWarto :) Nawet na chwilę!
UsuńDwa, bardzo ciekawe ośrodki miejskie na Łużycach. Tak po zdjęciach i Twoich opisach, bardziej jednak celowałbym w Żytawę. Fajny klimat no i...Góry Łużyckie niedaleko. ;)
OdpowiedzUsuńP.S. Niezłe historie z tym słupem...
Görlitz bywa dość zatłoczony, a Żytawa sprawie bardziej kameralne wrażenie.
UsuńSłup wędrowniczek, to musi być jakaś głębsza historia :P
Przepiękne fotografie, bardzo interesująca podróż z przewodnikiem :) gratuluję ! carolus.primus
OdpowiedzUsuńDzięki i pozdrawiam, przyjacielu :)
Usuń