sobota, 24 listopada 2018

Chełmsko Śląskie i koncert w Rudawach Janowickich.

Trzeci dzień w Sudetach i trzeci dzień pogodowej kichy. Ktoś rzucił zaklęcie czy co?

Dziś będzie mało górskiego wędrowania, bo musimy zmienić miejsce pobytowe. Na początku chcemy się dostać do Chełmska Śląskiego (Schömberg), gdzie o 13-tej mamy autobus. Z naszego schroniska młodzieżowego będzie to około 5 kilometrów marszu, więc założyłem, iż wystarczą nam 2 godziny, aby tam dojść z buta i jeszcze trochę pozwiedzać. Chyba, że złapiemy stopa...


Po kilkuset metrach (zaraz po zrobieniu zdjęcia widocznego powyżej) zatrzymuje się samochód i w efekcie w Chełmsku jesteśmy już chwilę później. Tak to można podróżować 😛.

Mamy aż nadmiar wolnego czasu, więc wypadałoby gdzieś usiąść w ciepłym. Niestety, o tej porze jedyna restauracja jest jeszcze zamknięta. Idziemy na rynek. Otoczony kamienicami, z figurą Nepomucena na środku, zachował klimat dawnego, sennego miasteczka.


Większość domów jest zaniedbana, a jeden (lub dwa) to kompletna ruina! Czemu akurat te się rozsypały, a sąsiednie stoją w normalnym stanie?


Wiadomo, że kamienice przetrwały wojnę, bo walk w Chełmsku nie było. Na zdjęciach z lat 50. widać, że nastąpiła jakaś katastrofa budowlana. Chyba nikt się tym nie przejął, bowiem pozwolono zawalić się trzem innym domom, a z tych pozostały tylko ściany. "Zabytek chroniony prawem" jak głosi tablica po prawej.


Południowa pierzeja rynku na starej fotografii: kamienice w środkowej części (3-cia, 4-ta i 5-ta licząc od lewej) nie dotrwały do dzisiaj.


Spacerujemy podcieniami. Większość domów pochodzi z XVII i XVIII wieku.





Kawałek za rynkiem strzela w niebo kościół św. Rodziny (w przeszłości pod wezwaniem św. Józefa). Warto dodać, że aż do sekularyzacji w 1810 roku Chełmsko należało do cystersów z klasztoru w Krzeszowie.


Na dziedzińcu kolekcja starych nagrobków.


A tu czegoś szukają. Złoty pociąg jest raczej za daleko...


Tablica w ścianie plebanii: wystawiono ją w 1933 z okazji półwiecza Związku Katolickiego oraz przy okazji wspomina się członków poległych w Wielkiej Wojnie. Między datami podobizna księdza Adolfa Kolpinga, który założył "Koloński Związek Katolickich Czeladników" pomagający robotnikom i biedniejszej ludności w okresie szybkiej industrializacji. Jako "Dzieło Kolpinga" istnieje do dzisiaj, także na terenie Polski.


Za kościołem rozciąga się spory cmentarz. Z tej perspektywy najlepiej oglądać świątynię nie zasłoniętą innymi budynkami.


Wśród polskich grobów sterczy kamienna kolumna. To upamiętnienie wojny prusko-austriackiej z 1866 oraz prusko-francuskiej z lat 1870/71. Potem dołożono dodatkową płytę dotyczącą I wojny światowej.



Grób rodziny Fischerów.


Zachodnia część cmentarza to pozostałości niemieckiej nekropolii: pojedyncze nagrobki, zapadające się groby. Wszystko przykryte warstwą pomarańczowych liści.




Jest jeden świeży pochówek sprzed pięciu lat! Po powojennych wypędzeniach kilkanaście niemieckich rodzin miało w Chełmsku pozostać, czego świadectwo mamy właśnie tutaj.


Brama cmentarna z 1910 roku, potwierdzają to stosowne cyfry. Że też nie zainteresowała złomiarzy?


Największą atrakcją wioski jest zespół domów tkaczy, tzw. "Dwunastu Apostołów". Wybudowano je w 1707 roku z polecenia krzeszowskiego opata dla rzemieślników sprowadzonych z Czech (zapewne zza Sudetów, bowiem Śląsk wówczas także należał do Królestwa Czeskiego). Domów było tyle co tytułowych Apostołów, lecz jeden z nich stojący w pewnym oddaleniu - Judasz - spłonął. Tyle oficjalna wersja, bo podobno to nieprawda, a domów z podcieniami w rzeczywistości było więcej i żaden nie padł ofiarą pożaru.


Tkactwo związane było z Chełmskiem już od XVI wieku. Największy rozkwit tego przemysłu przypadł na okres budowy Dwunastu Apostołów, kiedy to produkty z Schömbergu krążyły po całej Europie i docierały do Ameryki. Potem nastąpił powolny upadek związany z mechanizacją pracy, dla tradycyjnych tkaczy brakowało miejsca. W 19. stuleciu kilka razy doszło do zamieszek głodowych. Ciężki los dolnośląskich fachmanów opisał m.in. Gerhard Hauptmann.

Po rewolucji technologicznej miejscowość już nigdy nie odzyskała swojego wcześniejszego znaczenia, choć na przełomie XIX i XX wieku stała się popularnym letniskiem. W 1946 roku Chełmsko (wówczas pod nazwą Szymrych) pozbawiono praw miejskich. Od kilkudziesięciu lat niewiele tu się dzieje, jakoś nikt z włodarzy nie ma pomysłu na wyciągnięcie okolicy z marazmu.

Drewniane podcieniowe domy tkaczy są z pewnością architekturą unikalną i powodem do dumy, zwłaszcza, że wyglądają na dobrze utrzymane. Część z nich jest nadal zamieszkałych - znalazłem informacje że to mieszkania komunalne lub socjalne, ale nie wiem, czy to prawda.




W środku pierzei znajduje się kawiarnia. Napis przed drzwiami informuje o "lokalnych piwach". Bardzo podejrzliwie traktuję takie hasła, bowiem często usiłuje się wtedy wciskać ludziom różne świństwa.
Wchodzimy.

Wewnątrz dostaję oczopląsu!


Pokój wypełniony pamiątkami do kupienia, starymi zdjęciami i meblami. Właściciel niemal przygniata nas do ziemi dziesiątkami wyrzucanych z siebie słów; po chwili przyzwyczajamy się 😏. Bardzo pozytywny facet, fan mniejszej i większej historii. Jeden z tych nielicznych pasjonatów, którzy usiłują rozruszać miejscowość i nie dać zapomnieć o przeszłości.

Oferowane w sprzedaży piwa pochodzą z Lwówka i Turnova, więc są tak "regionalne" jak browar w Żywcu dla mieszkańców Katowic😛. Nie mniej jednak nie narzekamy, zwłaszcza, że czeski Skalak zawsze mi smakował.


Bastek kupuje odznaki turystyczne na kapelusz ze schronisk, w których dzisiaj ich nie uświadczysz. A do piwa zamawiamy... bombę Apostołów, bo tak nazywa się piernik z dżemem i bitą śmietaną. Podobno powstaje na podstawie oryginalnej miejscowej receptury z lat 30. XX wieku. To duża rzadkość zjeść na Dolnym Śląsku coś autochtonicznego. Bomba smakuje wyśmienicie, a w kolejce do produkcji czeka chełmska kiełbasa wędzona na jodłowych szyszkach, która przez Niemców była umieszczana nawet na widokówkach.


Podczas ożywionej dyskusji o Chełmsku, Śląsku i innych podobnych tematach czas szybko nam leci. Przeglądamy gruby album z przedwojennymi kartkami, dzięki niemu wyraźnie widać degradację miejscowości od tamtego okresu. Oprócz Dwunastu Apostołów sudeckie miasteczko posiadało również Czterech Ewangelistów - kolejne domy podcieniowe rozebrane za PRL-u - oraz Siedmiu Braci, z których do dziś ostał się jeden. Mieliśmy go zobaczyć z okien autobusu, ale jakoś przegapiliśmy...

PKS wiezie nas przez wyludnione okolice. Przejeżdżamy przez Krzeszów, na polu widzimy nieczynną na zawsze stację kolejową w Czadrowie (Ober Zieder).


Wysiadamy w Kamiennej Górze (Landeshut) przy dawnych zakładach tekstylnych "Methner und Frahne". Dziś to ponoć jakieś "centrum kultury", ale zabite deskami okna świadczą o czymś zgoła innym.


Tu kiedyś zapewne było "erbaut".


Kilkadziesiąt minut oczekiwana na busik umilam sobie obserwowaniem smartfonowych zombi w pobliskim parku oraz fotografowaniem zabudowy nad zarośniętą Zadrną. Dopiero po powrocie do domu dowiedziałem się, że w miejscu przystanku stała kiedyś kamieniogórska synagoga.


Busikiem docieramy do Gorców. Boguszów-Gorców. Mam poczucie deżawi, wydaje mi się, iż jest znowu czwartek, a nie sobota.


Na niebie pojawiają się lekkie przejaśnienia. Za późno.

Opóźniony skład KD wiezie nas do Janowic Wielkich (Jannowitz). A tam szok - chmury znikają jak ucięte nożem. Niebieściutkie niebo! Ooo, to tak wygląda słońce? Podobno taka pogoda była tu od kilku dni, podczas gdy kilkadziesiąt kilometrów dalej mieliśmy kichę! Życie nie jest sprawiedliwe...



Uderzamy do pobliskiej gospody, lecz ta po sezonie nie oferuje jedzenia. Wypijamy zatem tylko po ciemnym piwku, tradycyjnie rozmawiając z gospodarzem o bolesnych prawdach polityki: tym razem wyjątkowo nie o Żydach, lecz o prowokatorach, KOD-owcach i zdrajcach.

Posilić można się w "pizzerii". Celowo piszę w cudzysłowie, bo to najdziwniejszy lokal tego typu w jakim byłem! Wygląda jak kiosk z gazetami i takiej jest wielkości. W środku dwa stoliki i zafuczała dziewczyna z obsługi. Brak toalety! Jak to się ma do przepisów?? Na pytanie o piwo słyszę w odpowiedzi:
- Nie ma, ale można sobie przynieść ze sklepu.
W sumie pizzę też najlepiej kupić w markecie, bo to co serwują w "pizzerii" ma niewiele wspólnego z plackiem rodem z Włoch.

Aleja jarząbu szwedzkiego i kończąca się jasność.


Po zakupach ruszamy w kierunku schroniska "Szwajcarka". Asfaltem, bo liczę znowu na stopa, mimo, iż zrobiło już się ciemno. Przeszliśmy około kilometra i złapaliśmy podwózkę; kierowca miał co prawda skręcić wcześniej, ale ostatecznie podwiózł nas na przełęcz Karpnicką. Podczas tego wypadu autostop wyraźnie nas lubił 😏.

W schronisku tłum, ale nie ma problemu ze spaniem na glebie. Przybyliśmy tutaj na jeden z cyklicznych koncertów organizowanych przez tę samą ekipę, co festiwal Polana. Ponieważ miała to być "piosenka turystyczna", więc spodziewaliśmy się jakiś smętów i mile się zaskoczyliśmy. Paśko i zespół Co To zaserwował dużo rockowo-bluesowych klimatów i sporo energii. Koncert odbył się na pięterku, w kameralnej atmosferze. Widownia była bardzo wymieszana - od stałych bywalców, weteranów, poprzez kilkulatki, a na psach kończąc 😛.

(Wszystkim było ciepło, tylko kontrabasista marzł, bo cały czas grał w czapce).





Po koncercie w jadalni odbyły się śpiewanki trwające prawie do rana. Pobudka w niedzielę była bolesna i długa, więc w drogę ruszyliśmy dopiero po 15-tej, gdy wokół schroniska zaczynali się kręcić dziwni ludzie z flagami. Tego dnia znowu było trochę słońca na niebie...


W Trzińsku (Rohrlach) czeka nas niemiła niespodzianka: najbliższy pociąg mamy za... godzinę i 40 minut! Masakra!


Co robić przez ten czas na kompletnym odludziu? Niewiele myśląc wyciągam karimatę i śpiwór, podczas drzemki minuty szybciej polecą...

I w ten sposób czterodniowy sudecki weekend został zakończony. Szkoda tej pochmurnej pogody, ale bywa czasem i tak!

9 komentarzy:

  1. Od kilku lat ostrzę sobie zęby na Chełmsko i domy tkaczy, a tu jeszcze bomba... kaloryczna. Trzeba tam będzie pojechać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zarezerwujcie sobie trochę czasu na wizytę w kawiarence u tkaczy ;)

      Usuń
  2. Z tym oczekiwaniem na pociąg,to czasem utrapienie :) pamiętam trasę KOLUSZKI-WARSZAWA opóźniony o 3 godz :(
    Miło się czytało.

    OdpowiedzUsuń
  3. W Chełmsku byłem jeszcze w tamtej dekadzie. Natomiast w zeszłym roku, tylko przez nie przejeżdżaliśmy. Nie zmieniło się wiele, ale wcale mnie to nie dziwi. Mam jednak wielką słabość do podobnych zapomnianych, sennych sudeckich miasteczek, gdzie czas płynie jakby zupełnie inaczej...

    Bardzo fajna ta kawiarnio-duperelnia ;) Dobrze że istnieją jeszcze miejsca, gdzie lokalni patrioci w jakiś tam sposób działają i chce im się propagować swój region.
    Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właściciel wkłada w serce to co robi i widać, że żyje historią. Tacy jak on to prawdziwy skarb!

      Usuń
  4. Chyba ta bomba to od niedawna w sprzedaży. Tez tam jedliśmy, ale jakieś inne ciasta.
    Kolejna fajna wyrypa, akurat Chełmsko bardzo miło wspominam.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem od kiedy "bombę" sprzedają, ale czytałem wpisy w internecie sprzed roku czy dwóch i już "bomba" była.

      Pozdrawiam.

      Usuń
  5. Okolice są mi zupełnie obce i nieznane pomimo, że dużo podróżuję i zwiedzam. Ale jak to zawsze mówię: całe zycie przede mną - nadrobię. :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń