środa, 8 sierpnia 2018

Dobre miejsce na przeżycie upałów? Plumlovská přehrada.

Już od dawna chciałem wyskoczyć do Republiki Czeskiej nad jakąś wodę, zwłaszcza, że upały nie sprzyjają bardziej intensywnej aktywności... Mało zwiedzania, a jedynie kąpiele, piwo, jedzenie, piwo, leżenie na trawie, piwo, relaks, piwo... 😏. Mój wybór padł na sztuczny zbiornik wodny Plumlov (vodní nádrž Plumlov, Plumlovská přehrada), położony w sercu Moraw.


Z Górnego Śląska nie jest bardzo daleko - od Ołomuńca dzieli go nieco ponad 20 kilometrów, od powiatowego Prostějova tylko kilka. Otoczenie zbiornika jest dobrze przygotowane na wizytę chętnych do ochłody turystów.

W przeszłości w tym miejscu znajdowały się dwa stawy oraz wąska rzeczka Hloučela, która jednak od czasu do czasu wylewała. Aby zabezpieczyć się przed powodziami morawski sejm przyjął w 1911 roku uchwałę o budowie zapory. Mieszkańcy okolic byli jej przeciwni, ale dwa lata później rozpoczęto prace. Wybuch Wielkiej Wojny spowolnił tempo, mimo, że sprowadzono włoskich jeńców. Po kilkuletniej przerwie budowę kontynuowała Czechosłowacja i wreszcie w 1932 ją ukończono, niemniej napuszczanie wody trwało kolejne cztery lata. Ostatecznie koszt zbiornika 12-krotnie przekroczył szacowane koszty, zatem to nie tylko domena dzisiejszych czasów 😏.

Oprócz roli w zapobieganiu powodziom Plumlovská přehrada zapewnia wodę pitną dla Prostějova, niewielka elektrownia wytwarza prąd, a najbardziej widoczna jest funkcja rekreacyjna, zwłaszcza w okolicy tamy.


W jej pobliżu działa sympatyczna plaża "u Vrbiček". Zielona, częściowo zacieniona trawa z dużą ilością miejsca, łagodne wejście do wody. Do tego oczywiście gastronomia z piwem i przekąskami, toalety. Można również wypożyczyć sprzęt pływający. Po drugiej stronie zbiornika przy hotelu także jest takie miejsce nad brzegiem, ale mniej popularne, zatem wszyscy walą tutaj. W weekendy bywa sporo ludzi, choć nadal trudno pisać o ścisku.





Pies rzeczywiście może upodobnić się do człowieka albo i odwrotnie 😛.


Dekadę temu zbiornik miał problemy z jakością wody, w związku z czym w latach 2009-2014 spuszczono go, wyremontowano, wyczyszczono i napełniono od nowa. Teraz jest lepiej, choć w okresie letnim zdarzają się sinice - dotyczy to zwłaszcza sierpnia. Tak naprawdę początkowo planowałem udać nad inny zalew w okolicach Pardubic, jednak tam sinic przybyło, a tutaj ubyło, zatem przyroda sama zdecydowała o miejscu wizyty 😏. Aktualny stan wody można sprawdzić pod tym linkiem.


Jakie są słabe punkty plaży? Brzeg to drobne kamyczki, warto chodzić po nim w klapkach. Po kilku metrach w głąb wody zaczyna się grząski piasek, w związku z czym nie zobaczymy dna. Temperatura wody w pierwszy weekend sierpnia była odpowiednia - ani nie za ciepła, ani nie za zimna.
W ciągu największego oblężenia zdarzają się też kolejki do bufetu, ale za to rano mamy święty spokój.



Wstęp na plażę jest bezpłatny, pomijając organizowane często koncerty, które odbywają się głównie w piątki. My trafiliśmy na "czeskie objawienie roku 2017" - młodzieżowy zespół z wokalistą będącym pół-Azjatą. Ciągnęły na nich tłumy. Muzyka niosła się po wodzie i można ją było usłyszeć z daleka, więc miałem okazję dwukrotnie się zdziwić: raz, że zamiast popowego plastiku było tam sporo rockowych klimatów, a dwa - śpiewali może z godzinę i koniec.


Nocleg zapewniał nam kemping położony tuż nad zaporą o wymownej nazwie ATC Přehrada. Umiarkowane ceny, sporo cienia, stare, ale czyste kible. Jedyny minus to brak kuchni do przyrządzania swojego jedzenia, ale ta nie jest właściwie potrzebna...


...bowiem na kempingu działa fajny bar oferujący śniadania, posiłki na szybko, szeroki wybór spirytualiów, a latem także wędzarnię z mięsem i hermelinem. I to wszystko w niskich cenach, smaczne.





Odpowiednia lektura, (prawie) zimne piwo, przekąski i towarzystwo to dobry sposób na lenistwo 😏.




Z kempingu na plażę jest może z 400 metrów. W jedną stronę w dół, w drugą pod górę, ale można sobie w drodze odpocząć na stołeczku 😏.


Gdyby było nam mało gastronomii, to po drugiej stronie zapory działają co najmniej dwa bary, poniżej zapory kolejny (wraz z polem do mini-golfa), a dodatkowo można się udać do wioski Mostkovice (niem. Mostkowitz). Mimo, iż zbiornikowi nadano nazwę od nieodległego miasta Plumlov (Blumenau), to jej główną część wybudowano właśnie w Mostkovicach.


Z kempingu do centrum wioski jest około półtora kilometra, prowadzi do niej czerwony szlak.


Jak na szanującą się czeską miejscowość przystało Mostkovice nie pozwolą na śmierć z pragnienia - w swoje progi zapraszają co najmniej trzy knajpy. W jednej z nich dodatkowo można skonsumować dania z grilla, ale jest ciut drożej niż na kempingu.



Z reporterskiego obowiązku wymienię obiekty historyczne miejscowości:
* kościół katolicki, jeden z najstarszych w regionie: z XIV wieku, ale w 19. stuleciu mocno przebudowany. W niedzielnej mszy uczestniczyło nawet kilkanaście osób,


* teren dawnego cmentarza przykościelnego, po którym została kapliczka i pamiątkowy kamień. Żółte liście jak jesienią, choć do tej na szczęście ciągle dalej niż bliżej,



* obowiązkowy Pomnik Poległych,


* kolejny w dzielnicy Stichovice, będącej kiedyś osobną osadą,


* kapliczko-dzwonnica przy głównym skrzyżowaniu Stichovic, zaraz obok jednej ze spelunek.



Plumlovská přehrada to dobra opcja dla tych, którzy chcą leniwie spędzić weekend lub kilka dni, a przy okazji zobaczyć coś nowego.





Jeszcze na koniec dodam, że droga dojazdowa samochodem na kemping jest poprowadzona krętymi, często jednokierunkowymi ulicami, ale z Mostkovic dobrze oznaczona znakami i poziomymi napisami. W miarę możliwości warto przyjechać tam wczesnym popołudniem, aby nie mieć problemów ze znalezieniem fajnego miejsca pod namiot lub kampera.

8 komentarzy:

  1. No właśnie, można? Można. Powinniśmy uczyć się od południowych sąsiadów odpowiedniego podejścia i sposobu zagospodarowania zbliżonych miejsc kempingowych. Ale jak widzę naszą smutną rzeczywistość i samowolkę, idącą o lepsze z cwaniactwem i zwykłą olewką, to...dochodzę do wniosków dość oczywistych, choć mało świetlanych.

    P.S. Fajny opis jak zawsze. Pozdrówka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś w tym jest. W ogóle mnie nie korci aby pojechać na weekend gdzieś nad polski zbiornik. U Czechów zawsze mam wrażenie, że jest inna atmosfera, spokojniejsza, sympatyczniejsza, bez napinki i tego narodowego cwaniactwa. Że się nie otruję żarciem z fast fooda, nie będą mnie katować "Sławomirem" albo innym d-polo. No i Cerna Hora też smakuje lepiej, niż wszechobecne nad Wisłą Syfskie czy Syfiec ;)
      Pozdrawiam.

      Usuń
  2. O dobrze wiedzieć, że u sąsiadów mamy takie cudne miejsce. Lubię od czasu do czasu odpalić wóz i wpaść do nich na małą weekendową wizytę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takich miejsc tam więcej, tylko trzeba ich trochę poszukać, bo raczej są mało rozreklamowane ;)

      Usuń
  3. Faktycznie, tłumów nie ma. Podoba mi się nazwa knajpy - Koliba u Capa.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czechom wystarczy byle kałuża, by zrobić kąpielisko. Uwielbiam ich za to- sama bywam w Nowym Meście pod Smrkiem w Górach Izerskich.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie, w Nowym Mieście to jest taki stawek, ale z kąpieliskiem ;)

      Usuń