piątek, 22 sierpnia 2025

Siedmiogrodzkie kościoły warowne: Moșna, Alma Vii, Richiș i Biertan.

Przejazd do Siedmiogrodu miał być szybki i przyjemny, ale moja ulubiona rumuńska kraina postanowiła trochę się przed nami bronić. Najpierw, ledwie po kilku kilometrach od wjazdu na autostradę, zobaczyliśmy stojący na pasie awaryjnym radiowóz, a potem sznur ciężarówek. Wkrótce staliśmy w gigantycznym korku, przez godzinę przejechaliśmy trzy kilometry. Wypadek? Nie, drogowcy postanowili z jakiegoś powodu zamknąć odcinek pomiędzy dwoma zjazdami i raczej nie było to decyzja spontaniczna, bowiem ruchem kierowała grupa ludzi w kamizelkach. Odbiłem w boczne drogi, razem ze sznurami tirów pędziliśmy wzdłuż doliny Maruszy (Mureș). Przynajmniej nie trzeba było zwalniać w obszarze zabudowanym, bo nikt tego nie robił. Straciliśmy w ten sposób co najmniej dwie godziny, a jedynym plusem było przypadkowe spotkanie z zabytkowym kościołem w wiosce Gurasada (węg. Guraszáda, niem. Zaadt). Kamienna cerkiew o nietypowej bryle pochodzi częściowo z XIII wieku.


Wjeżdżając z powrotem na autobanę odzyskaliśmy właściwe tempo, lecz zdałem sobie sprawę, że możemy już nie dać rady zjeść obiadu w "normalnym" lokalu, więc posililiśmy się na stacji benzynowej. Mieli całkiem niezłe zupy, poszła ciorbă de burtă (flaczki) i ciorbă de perişoare (z klopsikami).
Powietrze na zewnątrz tak się rozgrzało, że zbiornik z gazem nieustannie chłodzono wodą.


Na skrzyżowaniu autostrad znowu zamknięty odcinek i znowu objazd. Potem na zwykłe drodze częste spowolnienia, brakowało drogowskazów, lecz w końcu docieramy do serca Siedmiogrodu. Co prawda plany popołudniowego zwiedzania trzeba było odłożyć, ale cieszył wieczorny przejazd doliną rzeki Târnava Mică. Przez chwilę ścigam się z rozklekotanym pociągiem i obserwuję pasące się bydło.



wtorek, 12 sierpnia 2025

Nădlac i Timișoara na początek Rumunii.

Po czterech latach stęskniliśmy się za Rumunią i postanowiliśmy znowu do niej zajrzeć. Jeśli dobrze liczę, będzie to szósta wizyta w tym państwie, a piętnasta wakacyjna wyprawa samochodowa w ogóle. Czyli jubileusz!

Przejazd tranzytowy przez Węgry często bywa męczący, ale tym razem męczył wyjątkowo. Na M1 tradycyjnie ogromny ruch, przy czym madziarscy kierowcy to mniejszość. Urojone roboty drogowe ze zwężeniami, potem urojony wypadek na obwodnicy Budapesztu i korek. Zazwyczaj za stolicą autostrady stawały się puste, lecz nie w tę lipcową niedzielę: M5 zatłoczone jak Krupówki podczas turniejów skoków narciarskich. Zapomniałem, że tędy suną do swojej drugiej (albo pierwszej) ojczyzny Europejczycy z krajów zachodnich. Każdy parking zawalony samochodami, krzyczący, biegający lub modlący się ludzie, walające się śmieci, a w damskich kiblach wręcz pływało. Dopiero przed Segedynem zaczęło robić się luźniej i spokojniej.

Przy niezbyt szybkim tempie jazdy pocieszałem się, że nie stracimy już czasu na granicach, bowiem niedawno Rumunia weszła do strefy Schengen. Potwierdzają to tablice z zaklejonymi symbolami cła.


Na ostatnim węźle przed granicą zjeżdżam do wioski Nagylak. Historycznie są to zachodnie przedmieścia miasta o takiej nazwie, które obecnie zwie się Nădlac i leży w Rumunii. W wyniku traktatu w Trianon w 1920 roku granica przecięła kilkadziesiąt dotychczas madziarskich miejscowości, ta była jedną z nich. Po spojrzeniu na mapę można odnieść wrażenie, że wytyczono ją tutaj prosto od linijki, w rzeczywistości powodem takiego przebiegu była linia kolejowa. To dość częsta sytuacja, że kwestie etniczne nie miały żadnego znaczenia, natomiast tory owszem. W tym przypadku pozostały one na Węgrzech, podobnie jak stacja kolejowa.
Problemem stała się inna kwestia: w Nagylaku od 1905 roku znajdowała się wielka fabryka konopi przemysłowych, eksportująca swe towary na całą Europę, a nawet do Ameryki Północnej. Zakład również pozostał pod kontrolą Budapesztu, ale tereny uprawy lnu znalazły się w Rumunii. Efekt był taki, że pracownicy poruszając się wewnątrz zakładu codziennie musieli przekraczać granicę, korzystając ze specjalnych przepustek. Ten ewidentny idiotyzm skorygowano w 1922 roku, przyłączając ziemie będącą własnością fabryki do Węgier, w zamian za co Rumunia otrzymała grunty w innym miejscu. 
Obiekt nadal istnieje i działa, jego komin widać z daleka. 


piątek, 8 sierpnia 2025

Bieszczady klasycznie: Cisna, Wetlina i połonina.

W Cisnej odbywała się kolejna edycja festiwalu Zew się budzi. Kierowca, który zabrał mnie na stopa, też na niego jedzie.
- Jestem z Rzeszowa, ale bywam na nim co roku - wyjaśnia.
Wyrzuca mnie przy głównym skrzyżowaniu obok nowego centrum handlowego. Ludzi masa, turyści mieszają się z festiwalowiczami. Umówiłem się z Kaśką, także balującą na imprezie - czekając na nią załapuję się na darmowy koncert na scenie pod pomnikiem. Z tego co pamiętam, to jakaś kapela białorusko-podlaska, nawet fajnie grali.


Kaśka zjawia się z całą wesołą grupą. Siadamy na zboczach górski pomnikowej. Rozmowy i śmiechy przy piwku, obok przewala się sporo osób, które się jeszcze nie obudziły 😏.