czwartek, 12 września 2024

Opole - rejs statkiem po Odrze.

Rejsy statkiem po rzece dają możliwość przyjrzenia się znanym miejscom z innej perspektywy, a nawet jeśli ta perspektywa nie różni się za bardzo od tej lądowej, to zawsze jest to coś odmiennego. Nie inaczej było w przypadku Opola i przepływającej przez niego Odry. Co prawda normalnie raczej bym nie zdecydował się na skorzystanie z takiej oferty, bo wydaje mi się, że rzekę w śródmieściu znam z każdej strony, ale dostałem darmowe bilety, zatem... popłynęliśmy w pewną sierpniową sobotę. Dodatkowo dołączyli się jeszcze moi rodzice, dla nich była to zupełna nowość jeśli chodzi o poznawanie Opola. 


Po Odrze pływa statek o jakże oryginalnej nazwie Opolanin. Jeśli internety nie kłamią, to posiada on długą historię: kadłub ma pochodzić aż z... 1917 roku, a do obecnej formy został przebudowany w 1991 roku. Sprowadzono go z Holandii, płynął przez Niemcy i oczywiście Odrą. Trwało to - według słów kapitana - dwanaście dni. Z kolei gdybyśmy chcieli przepłynąć się ze stolicy Górnego Śląska do stolicy całego Śląska, to zajęłoby nam to około dwunastu godzin. Niestety, Opolanin nie pływa tak daleko, jego standardowa weekendowa trasa jest krótka, zajmuje godzinę i ogranicza się niemal wyłącznie do odcinka w ścisłym centrum miasta.


Statek cumuje na prawym brzegu Odry, w parku Nadodrzańskim na wyspie Pasieka (niem. Pascheke).


Mieści kilkadziesiąt osób, nie jest potrzebna rezerwacja, ale w weekendy może być problem z zajęciem miejsca na górnym pokładzie, bo wszyscy się cisną właśnie na niego. Część osób woli stać, niż zejść niżej. Dla robiących zdjęcia górny pokład jest obowiązkowy, choć słońce pali niemiłosiernie, gdyż nie zdecydowano się na zaciągnięcie dachu. Niemiłym akcentem jest także informacja, że skorzystanie z toalety kosztuje... dwa złote! Bo chodzi o to, aby z niej korzystać jak najmniej. Fajnie.


Odra stanowi dziś prawie połowę granicy polsko-niemieckiej, ale w Opolu przez krótki czas była też granicą frontu. Mowa o początku 1945 roku. Oppeln, jako stolica rejencji i ważny węzeł komunikacyjny, miało być jednym z tych miast, które będzie walczyć do ostatniego żołnierza. Ogłoszono je twierdzą (Festung Oppeln), zaprojektowano utworzenie dwóch pierścieni obrony, fortyfikowano... kamienice, barykadowano ulice. Plan silnego oporu wśród niemieckiego dowództwa od początku wydawał się nierealny: Opole nigdy nie miało tradycji fortecznych, nie sprzyjało temu ukształtowanie terenu, umocnienia polowe były za bardzo rozciągnięte i nigdy ich nie dokończono. Efekt był taki, że gdy w styczniu 1945 Armia Czerwona podeszła pod miasto, to komendant "twierdzy" popełnił samobójstwo, a rozkaz obrony "do końca" anulowano. Walki o prawobrzeżną część Oppeln (tam, gdzie znajduje się Stare Miasto) były bardzo krótkie, trwały tylko jeden dzień. Wehrmacht ewakuował się na drugi brzeg Odry, wysadzając mosty (i odcinając w ten sposób niektórych swoich żołnierzy). Opór na linii rzeki był skuteczniejszy i trwał do marca: w ten sposób przez prawie dwa miesiące prawa strona miasta była w rękach sowieckich, a lewa w niemieckich. Działania wojenne wówczas zelżały, ograniczyły się do wzajemnego ostrzału: na zdjęciu poniżej doskonale widoczne ślady po kulach na najbliższym przystani budynku Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej (niegdyś Wasserbauinspektion). Dodam jeszcze, że dzięki szybkiemu wycofaniu się Niemców Opole nie doznało tak wielkich strat w architekturze jak wiele innych śląskich miast, przynajmniej nie w wyniku bitwy. Większość zniszczeń to efekt zabaw czerwonoarmistów już po przejściu frontu oraz polskich szabrowników.



Wracamy do współczesności i odbijamy od brzegu! Opolanin najpierw kieruje się kawałek na południe, więc przepływamy pod mostem kolejowym. To nówka, stanął w ubiegłym roku zastępując konstrukcję z 1844. W sumie nie wiadomo po co - stary most posiadał dwa tory, a nowy... też dwa. Ale ja się nie znam.


Przed nami stopień wodny "Opole", składający się z dużej i małej śluzy. Tę pierwszą wybudowano w 1910 roku, tę drugą w 1891 i jest to jedna z najstarszych tego typu śluz na Śląsku. Nad nimi przerzucony jest zielony Most im. Ireny Sendlerowej. Powstał w 1928 roku jako Bolkobrücke, ponieważ prowadził z wyspy Pasieka na wyspę Bolko (Bolko-Insel). Bolko to zielone płuca Opola; większość wyspy zajmuje park, a resztę ogród zoologiczny, którego początki sięgają 1912 roku. Jest to więc najstarsze ZOO na Górnym Śląsku, choć konkurencji za dużej nie ma, bo tylko Chorzów 😏 (kiedyś działał również zwierzyniec w Bytomiu).



Wyspę Bolko od wschodu opływa Odra, a od zachodu w przeszłości kanał Wiński (niem. Die Winske). Było to stare koryto Odry, która po wielkiej powodzi w XVII wieku zmieniła swój bieg na dzisiejszą wersję. W XIX wieku stare koryto udrożniono i przebudowano do formy kanału; aż do końca stulecia właśnie nim pływały statki. W kolejnym wieku został w większości zasypany podczas budowy kanału Ulgi (Flutkanal). Jedną z jego pozostałości jest krótki kawałek obok przystani kajakowej.


Przy dawnym kanale znajduje się druga "przystań" - na Opolanina wsiada kilka osób. Poczekalnia w formie meleksa wygląda mało profesjonalnie, delikatnie pisząc.


Statek nawraca i zaczyna płynąć na północ. Mamy okazję ponownie przyjrzeć się obu śluzom.


Po raz drugi przepływamy pod przeprawą kolejową. 




Za mostem pojawia się imponująca panorama... blokowiska. Osiedle na Zaodrzu (Odervorstadt) powstało w latach 70. i 80. częściowo na pustym terenie, a częściowo w miejscu wyburzonych starszych budynków. Po wybudowaniu kanału Ulgi tzw. bliższe Zaodrze stało się de facto wyspą - kanał opływa je od zachodu, a od wschodu Odra.


Za zakrętem perspektywa nieco się zmienia: oprócz nowych bloków widać most, komin i trochę innej zabudowy.


Lewy brzeg rzeki to popularne miejsce spacerów i treningów biegaczy. Kiedyś na krótko zorganizowano tu również plażę, ale... bez zgody na kąpiel. Na krótko, gdyż po jakimś czasie zalała i zniszczyła ją Odra.


Ten blok, jeden z wyższych w mieście, stanął w miejscu urzędu pocztowego z czasów niemieckich. W dolnych kondygnacjach mieszczą się dwie biblioteki (jedna austriacka) oraz przychodnia.


Na murach oporowych pełno graffiti. Również na prawym brzegu, na Pasiece, wymalowany jest cały murek, który powstał po katastrofalnej powodzi w 1997 roku. W razie powtórki ma chronić wyspę i starówkę, teraz służy do celów artystycznych.


Spoglądam do tyłu: za terenem zalewowym można dojrzeć kościół św. Józefa w Szczepanowicach (Sczepanowitz, Stefanshöh). Świątynia powstała w 1928 roku, jeszcze przed włączeniem wioski w granice Opola.


Jesteśmy coraz bliżej kolejnego mostu. Przeprawy przez Odrę znajdowały się w tym miejscu już w średniowieczu, na szlaku handlowym z Wrocławia do Krakowa. W 1886 roku wybudowano pierwszą solidną konstrukcję - Most Stulecia (Jahrhundertbrücke). Za czasów Adolfa został on przebudowany, a w 1945 jak wszystkie inne odrzańskie mosty zniszczony przez ładunki wybuchowe. Dopiero w latach 60. na przęsłach Mostu Stulecia powstał dzisiejszy Most Piastowski.


Z prawej strony wystrzeliły wieże opolskiej katedry. Na bliższym planie hotel, świętujący swoje dziesięciolecie oraz kamienica przy ulicy Ostrówek. Z kolei komin należy do nieczynnej elektrowni miejskiej.



Opole, jak na swojej małości wielkość, to miasto mocno zakorkowane. Jednym z podstawowych problemów jest brak odpowiedniej ilości mostów samochodowych. W centrum na Odrze znajdują się jedynie trzy, czyli dokładnie tyle samo ile w końcowym okresie Rzeszy. Dodatkowo nie ma obwodnicy z prawdziwego zdarzenia, jest tylko jej połowa, jednopasmowa i z kolizyjnymi skrzyżowaniami. Ale władza z prezydentem showmanem problemu nie widzi, woli topić pieniądze w nowych stadionach, wiecznie nie działających basenach czy kolejnych pomnikach, transport nie jest na liście priorytetów.


Kończy się Pasieka i zaczyna stały ląd, więc wreszcie widać coś naprawdę historycznego: opolska katedra w większej swej krasie. W momencie rejsu (sierpień 2024) od ponad dwóch lat nieczynna z powodu prac archeologicznych. A z powodu pazerności kleru może być zamknięta jeszcze długo. Na lewo od niej dachy dwóch obiektów, które są doskonałym przykładem jak nie należy postępować z zabytkami:
* dom katechetyczny (zdaje się, że z lat 30. XX wieku), któremu dobudowano piętro całkowicie zaburzając sylwetkę,
* baszta w ciągu murów miejskich. Zrekonstruowano ją w taki sposób, że Disneyland nie mógłby zrobić tego lepiej! Niestety, ze statku nie dojrzymy szczegółów (a może to i dobrze).


Blok przy ulicy Rybackiej (Fischer Strasse) to znowu czasy Gierka. Poniżej Kościół Chrystusowy w szarym domu z łamanym dachem oraz hotel "Palace".


Po stronie Zaodrza zabudowa jest bardziej oddalona, a obszar zalewowy szerszy. Schowany za drzewami budynek z zegarem to szkoła podstawowa (kiedyś Katholische Volksschule).


Ostatni most w centrum Opola - Pamięci Sybiraków. Dziś składa się z dwóch jezdni, natomiast w momencie otwarcia w 1933 była tylko jedna (południowa). Most zwał się wówczas Adolf Hitler-Brücke. Po wysadzeniu i odbudowie stał się Mostem Śląsko-Dąbrowskim. W latach 80. dodano drugą, północną jezdnię, ale i tak codziennie w godzinach szczytu tworzą się na nim korki.


Oflagowany wieżowiec przy ulicy Nysy Łużyckiej (Adolf Hitler Strasse). Te bloki przy wewnętrznej obwodnicy Opola (jak wskazuje nazwa powstała w tym samym czasie co most) są nieco starsze niż prezentowane poprzednio, gdyż to epoka Gomułki.


Za Niemców właściwie tutaj kończyło się miasto od strony północnej. Praktycznie zostało tak do dzisiaj: choć granice Opola przesunięto daleko w każdą stronę, to na obu brzegach nie ma już tak gęstej zabudowy. Na Zaodrzu rozciąga się oczyszczalnia ścieków, na drugim brzegu zaś cementownia, jednak w pewnym oddaleniu od wody. Lewy brzeg jest częściowo łysy, trwają tam zawody wędkarskie.




Na prawym drzewa podchodzą aż do rzeki, zlokalizowano też kilka prywatnych pomostów i małą przystań.



Zawracamy dokładnie na 153 kilometrze Odry. W oddali kilka domów leżących administracyjnie w dzielnicy Półwieś (Halbendorf).



Po nawrocie pojawiły się nowe elementy w panoramie odrzańskiej. 


Bloki z Nysy Łużyckiej widoczne w szerszej perspektywie.


Przy Moście Sybiraków mijamy się z kajakarzami, którzy szykowali się do wejścia do wody na wyspie Bolko.


Ładne ujęcie północnego końca Pasieki, z prawej strony ograniczonej przez Odrę, a z lewej przez Młynówkę (Mühlgraben). Podobnie jak kanał Wiński Młynówka była w przeszłości starym korytem rzeki. W środku biały budynek hotelu "Piast" - bo nawiązania do Piastów są w mieście bardzo częste. Obiekt ma około dwustu lat, kiedyś był mniejszy. Za nim modernistyczna bryła urzędu wojewódzkiego. W okresie międzywojennym zastąpiła Zamek Piastowski i jako Regierungsgebäude był to gmach niesamowicie nowoczesny. Wieża to jedyna pozostałość po zamku, pamiętająca XIV wiek.


Kapitan wyszedł na górę i zaczął opowiadać o Odrze oraz o żegludze na niej. Zachęcał także do organizowania imprez na statku i zapewniał, że przez wszystkie lata działalności jeszcze nikt nie wypadł za burtę i się nie utopił 😏. W tym czasie statkiem kierowała jego żona, która również posiada wszelkie potrzebne uprawnienia.


Katedra jest coraz bliżej. Całkiem niedawno skończył się remont elewacji i zniknęły przyklejone do niej rusztowania. Jeśli spojrzymy na prawo, to dojrzymy również końcówkę wieży ratusza oddalonego o kilkaset metrów. Lepiej ją widać na drugim zdjęciu, gdzie są również mury miejskie, największy zachowany z nich fragment. Ich obecny widok to w sporej mierze rekonstrukcja sprzed kilkunastu lat.



Wielka szkoda, że statek nie wpływa do Młynówki. Widziałem na zdjęciach, że kiedyś tak robił, a przypłynięcie nią chociaż kawałek byłoby ciekawe, gdyż okoliczne kamienice nazywa się - oczywiście na wyrost - "opolską Wenecją". Pozostaje spojrzenie przez bramę przeciwpowodziową, skonstruowaną w 2007 roku. To kolejny element systemu chroniącego przed wielką wodą, która dziesięć lat wcześniej dokonała w stolicy Górnego Śląska ogromnych strat.


Na północnym cyplu Pasieki stał kiedyś żuraw przeładunkowy, bo Młynówka na przełomie XIX i XX wieku pełniła funkcję portu. Pozostała pod nim ceglasta podstawa. Na lewo od niego białoruski słupek graniczny - wszystko się zgadza, w końcu wielu Opolan to Kresowiacy i ich potomkowie. Pastelowy budynek z zakrytymi oknami dziś pełni funkcję DPS-u, kiedyś był Szpitalem św. Aleksego (St. Alexius Bürgerhospital), sięgającym swych początków średniowiecza.


W czasie działalności portu w hotelu "Piast" mieścił się m.in. skład żelaza, a potem sklep rodziny Schymainda.


Murki przy knajpach też chronią przed potencjalną powodzią. Nie sądziłem, że ochrona przeciwpowodziowa przyda się w Opolu tak szybko, bo już miesiąc później...


Podczas końcówki rejsu można jeszcze raz spojrzeć na obiekty Pasieki, które w czasie płynięcia w drugą stronę były zasłonięte. Zza drzew wystaje Amfiteatr 1000-lecia, w którym co roku odbywa się Festiwal Polskiej Piosenki. Kiedyś wielkie wydarzenie muzyczne, a teraz najczęściej wielka kupa kiczu.


I jeszcze raz, tym razem z bliższa: Wieża Piastowska i urząd wojewódzki. Oraz żuraw budowalny.


I w ten oto sposób zakończyliśmy rejs po Odrze - Opolanin przybija do przystani obok mostu kolejowego.


Krótkie podsumowanie. 
Rejs trwa niecałą godzinę. Bilet normalny kosztuje 30 złotych, ulgowy 20 złotych. Wszystkie informacje na jego temat znajdziemy na stronie internetowej.

Czy było warto się przepłynąć? Tak, ale... jedynie jako uzupełnienie zwiedzania Opola. Nie łudźmy się, że z Odry zobaczymy jakieś niesamowite widoki na miasto, większość z nich jest możliwa do oglądania z brzegów. Z pokładu dojrzymy kilka najważniejszych zabytków, ale poza katedrą i Wieżą Piastowską są to jedynie skromne ich fragmenty pojawiające się w oddali. Tak po prostu jest w Opolu, że Odra nie przepływa przez starówkę i otacza ją w większości nowa zabudowa albo krzaki i drzewa. Gdyby tak wpłynąć do Młynówki, wyglądałoby to ciut inaczej.
Wiem, że Opolanin organizuje czasem dłuższe rejsy, np. z Krapkowic do Opola. To byłoby coś. Natomiast statek w samym Opolu polecam przede wszystkim dla tych, którzy miasto znają ze wszystkich stron i poszukują czegoś nowego. Bo jechać tutaj specjalnie z daleka tylko dla rejsu - nie, przesada. W czasie pływania nie ma żadnych opowieści z głośników: dla mnie to plus, bo był spokój, lecz dla osób spoza Oppeln może być minusem, bo tak naprawdę nie wiedzą co mijają dookoła.


6 komentarzy:

  1. Opole znam od podszewki, wszak mieszkałem tam przez 4 lata. Ale rejs po Odrze faktycznie stwarza inną perspektywę spojrzenia na znane miejsca. Może kiedyś się skuszę? Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po czterech latach to pewnie już nie ma w mieście za dużo tajemnic ;) Choć trzeba przyznać, że miasto się mocno zmieniło w ostatnich dwóch dekadach - to, czy na lepsze, to inna sprawa... Pozdrowienia!

      Usuń
  2. Fajnie by tak popłynąć np. z Opola do Wrocławia! Na taki rejs to bym się chetnie pisała - zobaczyć tak od strony wody te wszystkie miejsca, które od lat się odwiedza w wersji lądowej, super to by było! Jakbyś kiedyś gdzieś usłyszał o takiej trasie - to daj znać!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taki rejs do Wrocławia to byłoby coś! Ale wątpię, pewnie za daleko dla statku, z powrotem zajęłoby to całą dobę i więcej...

      Usuń
  3. Nie spodziewałem się, że w Opolu można taki rejs odbyć, choć rzeczywiście atrakcji nie za wiele. W sumie, to...kurde nie znam Opola (poza tą wspomnianą połowiczną obwodnicą), raz chyba w nim byłem. Hmm jesień idzie ;) więc kto wie?

    OdpowiedzUsuń