czwartek, 30 września 2021

Śląskie niedaleko: drezyny w Staniszczach Wielkich, Ozimek, Fosowskie, Kolonowskie i okolice.

Kumpel zaproponował, aby w ostatnią sierpniową sobotę wybrać się na drezyny w okolice Kolonowskiego, na wschód od Opola. Czemu nie? - pomyślałem. Ponieważ zabawę umówiono na popołudnie, to wyjechałem sobie odpowiednio wcześniej, aby pokręcić się po okolicy.

Najpierw zatrzymałem się w Ozimku (Malapane), aby sprawdzić czy coś się zmieniło przy najstarszym w Europie kontynentalnej żelaznym moście wiszącym. Konstrukcja z 1827 roku wisi, jak wisiała przez prawie dwa wieki, nad niespokojnym nurtem Małej Panwi.




Na drugim brzegu, obok huty, powstało niewielkie Muzeum Hutnictwa, które akurat było zamknięte, gdyż miano tu prowadzić jakieś prace ziemne (tych wcale nie dostrzegłem).


Jak często w przypadku Górnego Śląska przemysł stał się czynnikiem osadniczym. Decyzję o budowie huty podjął król Fryderyk II Wielki w połowie XVIII wieku - była to część planu rozwoju nowej prowincji, zdobytej na Habsburgach. Zakład stanął nad Małą Panwią na terenie zakupionym od gospodarza o nazwisku Ozimek - i już mamy wyjaśnienie skąd polska nazwa. Obok huty zakładano osiedla robotnicze, które później zrosły się w jedną miejscowość.

Robotnicy nie wielbłądy, napić się musieli, więc całkiem blisko huty powstała pierwsza knajpa: w 1769 roku niejaki Wenzel Krigar - mistrz kucharski z Wiednia i jednocześnie brat mistrzów wielkopiecowych pracujących w Ozimku i Zagwiździu - otrzymał prawo do prowadzenia wyszynku. Hütten Gasthaus należący do rodziny Krigar stał się częścią krajobrazu wioski aż do 1945 roku. Wokół niego wyrosło wiele innych budynków, w tym sala taneczna i kinowa, a w okresie międzywojennym postawiono także dystrybutor paliwa z firmy Shell. Wszystko to zostało spalone w ostatnim styczniu ostatniej wojny, kiedy to po zaciętych walkach Armia Czerwona zdobyła Ozimek. Dziś w tym miejscu znajduje się park, w którym ustawiono Pomnik Wyzwolenia, jakiś czas temu sprytnie przekształcony w poświęcony "żołnierzom walczącym na wszystkich frontach o pokój między narodami".


Przez większość istnienia miejscowości w Malapane/Ozimku istniała jedynie świątynia ewangelicka (parafię katolicką założono dopiero w latach 30. ubiegłego wieku). Pierwszy cmentarz luterański położony kilkaset metrów od żelaznego mostu, pełen żeliwnych krzyży i zdobień, zdemolowano i zlikwidowano w PRL-u. Drugi miał więcej szczęścia - istnieje do dzisiaj, podobnie jak prosty stylowo kościół ewangelicki z 1821 roku.


Samodzielna ozimska parafia luteran przestała istnieć w 1945 roku - wówczas też Sowieci zamordowali ostatniego pastora, Günthera Bruna. Obecnie podlega pod parafię w Opolu. Nekropolia po wojnie niszczała, aż w końcu podjęto decyzję o otwarciu jej również dla katolików. Podczas remontów pozbyto się części nagrobków, w tym także tych wykonanych w hucie, niektóre "spolonizowano" (czyli - tak jak na wielu górnośląskich cmentarzach - skuto nieodpowiednie napisy). Stare groby rozsiane są między nowymi, dla wybranych utworzono niewielkie lapidarium. Z najlepiej zachowanych prezentuje się miejsce spoczynku Johanna Leonharda Treuhei, zasłużonego dyrektora huty zmarłego w 1923.



Nowy kościół katolicki skojarzył mi się z Gwiezdnymi Wojnami. Czyżby architekt inspirował się Imperium Zła?


Po opuszczeniu Ozimka zajeżdżam do Krasiejowa (Krascheow, Schönhorst). Zerkam na dworzec, gdzie znajduję pruską obudowę kabli kolejowych.
 

 
Krasiejów słynie z JuraParku. W internecie można przeczytać wiele entuzjastycznych opinii na jego temat, natomiast moje zdanie jest takie, że jeśli nie jesteście dzieckiem w wieku do czternastu lat, to się tam wynudzicie. 
W centrum wioski stoi neobarokowy kościół z początku XX wieku. Wyposażenie wygląda na starsze albo świetnie je udaje, natomiast w przedsionku wiszą dwie tablice poległych za Ojczyznę w Wielkiej Wojnie.
 

 
 
Ofiary II wojny światowej upamiętniono na zewnątrz: podobnie jak w przypadku pierwszego konfliktu są listy z okolicznych miejscowości podlegających parafii w Krasiejowie.


Prognozy zapowiadały na dziś kilka godzin słońca i jak zwykle meteorolodzy się pomylili. Fajna praca - gadać, pisać bzdury i jeszcze dostawać za to kasę.


W dawnej szkole działa Muzeum Paleontologiczne i koło DFK (Deutsche Freundschaftskreise).


Na wyjeździe fotografuję most nad Małą Panwią. Chyba też stary, obok przerzucono kładkę pieszo-rowerową.


Kolejny postój następuje już w powiecie strzeleckim - na dworcu w Fosowskim (Vossowska). Z tą nazwą, pochodzącą od inżyniera Arnolda Vossa - budowniczego tutejszej huty - problem mieli i hitlerowcy i komuniści. Tym pierwszym nie podobała się końcówka, za bardzo słowiańska i zmienili ją na Vosswalde, z kolei dla Polaków musiała się wydać za bardzo germańska, bo po kilku latach funkcjonowania nazwy Wosowska ustalono obecną. Zresztą po polsku powinno się napisać "w Fosowskiem", ale mało który Ślązak tak to ujmie, bo będzie brzmiało zbyt... gorolsko/chadziajsko 😛.
Fosowskie od 1973 roku jest tylko dzielnicą Kolonowskiego (nazwa też pochodzi od nazwiska, lecz o tym za chwilę), jednak posiada bardzo duży węzeł kolejowy. W przeszłości przechodziły przez niego cztery linie, teraz część torów rozebrano i głównie hula po nim wiatr, ale coś też jeździ. 
Pochylona lampa to nie jest efekt dystorsji obiektywu 😏.



Budynek dworca od dawna jest zamknięty. Wyburzono część obiektów gospodarczych. Ostała się hala przeglądów oraz kilka żurawi wodnych. A ponieważ tory biegną tu z obu stron stacji, to na drugim peronie zastosowano numerację powyżej pięćdziesięciu 😛.




Pobliskie osiedle kolejowe wygląda niewiele lepiej niż stacja.


Kolonowskie założył graf Philpip Colonna, stąd Colonnowska (za III Rzeszy Grafenweiler). Kazał wybudować kolejną nadrzeczną hutę w regionie, z jego inicjatywy powstało też Fosowskie.
W miejscowości praktycznie brak zabytków, jedyny wyjątek to drewniana chata z 1780 roku, dawne biuro i mieszkanie kierownika huty, a dziś izba regionalna.


Sądziłem, że stojący naprzeciwko kościół to konstrukcja przedwojenna, ale dałem się nabrać: wybudowano go dopiero w 1954 roku. Zmyliła mnie niebanalna sylwetka, przypominająca niemiecki modernizm.



Spoglądam na zegarek i przyspieszam tempo jazdy. Pokręcone drogie ponownie zaprowadzają mnie do Fosowskiego, gdzie wśród drzew stoi skromny filialny kościół ewangelicki. Wybudowano go w 1928 w stylu neoromańskim.




Po drugiej stronie rozciąga się cmentarz komunalny. Trochę na nim starych nagrobków i mogiła powstańców śląskich. W ogóle chyba są na nekropolii dwie takie, w tym jedna wpisana na listę zabytków. Co prawda w okolicznych wsiach w plebiscycie wygrała strona polska, a w 1921 roku powstańcom udało się tutaj utrzymać aż do zawieszenia broni, ale trudno uznać ten grób za coś na tyle wyjątkowego, aby wprowadzić go na listę zabytków jako jedyny w Fosowskim. To raczej wpływ polityki historycznej...



Zaraz za cmentarzem zaczynają się Staniszcze Wielkie (Groß Stanisch, Gross Zeidel). Kiedyś były większe od Kolonowskiego i stanowiły siedzibę gminy, dziś sytuacja jest odwrotna.


Regis z rodziną czeka pod dworcem kolejowym. Przez wioskę biegła niegdyś linia numer 175, otwarta w 1868 roku i łącząca Fosowskie z Kluczborkiem, a następnie przedłużona w kierunku Koźla. Pod koniec PRL-u częściowo ją zelektryfikowano, ale już kilkanaście lat później (w 2000) zamknięto. Na wielu odcinkach tory rozebrano, tu się zachowały (wraz z resztkami sieci trakcyjnej) i ktoś wpadł na pomysł, aby wypuścić na nie drezyny. Staniszczańska Kolej Drezynowa to pomysł najświeższej daty i będący na początku rozwoju. Do dyspozycji jest na razie kilka drezyn - mniejsze w kolorze czarnym i większe zielone z zadaszeniem.



Drezyny napędza się nogami dwóch osób. Sądziłem, że trzeba będzie kogoś na siłę wypychać do pedałowania, ale dzieciaki same pchały się na siodełka, prawie się o nie pobiły 😏. Najpierw jedziemy w kierunku Koźla (najbliższą stacją był Spórok), ścigając rodzinę z województwa śląskiego. W myśl regulaminu zderzanie i popychanie się jest surowo zakazane (podobnie jak spożywanie alkoholu), więc odpadła najlepsza zabawa...



Przejeżdżamy pod dwoma mostami i dojeżdżamy do przeszkody - dalej nie ma torów. Musimy zejść, założyć blokady i ręcznie zawrócić drezynę w drugą stronę, na Fosowskie.



Przemykamy przez dworzec, gdzie wydaję głośne dźwięki imitujące lokomotywę, a następnie pedałujemy nasypem z widokiem na Staniszcze.




Z tej strony za drewnianą przeszkodą tory się zachowały, więc jest szansa, że w przyszłości będzie można pojechać jeszcze dalej, może aż do Fosowskiego? To byłoby coś - wjechać drezyną na ten opuszczony wielki dworzec!



Czekamy na drugą drezynę, która wlecze się niemiłosiernie. Może się zgubili? W końcu są, zmęczeni... Znów przestawiamy nasz pojazd i wracamy na dworzec w Staniszczach.



Przejechaliśmy w sumie około 6 kilometrów, zajęło nam to nieco ponad pół godziny i kosztowało 25 złotych od osoby dorosłej. Czy warto? Fajnie było, spróbować można, zawsze to coś nowego, ale raczej drugi raz się nie wybiorę, bo są to emocje jednorazowe 😏. No chyba, że wydłużą linię.

Dworzec kolejowy wybudowano w 1911 roku. Właściciele SKD chcą go częściowo wyremontować - obecnie skorzystamy z połowicznie zachowanej toalety, a w magazynie przechowuje się produkty dla turystów, którzy mogą zorganizować na trawniku imprezę. A z tytułu ciekawostek - schron jednoosobowy Splitterschutzzelle, przydający się w razie potencjalnego nalotu.



Żegnam się z Regisami (spotkamy się wieczorem na domówce) i każdy wraca do chaty własnymi drogami. Ja postanawiam przyjrzeć się dokładnie centrum Staniszczy Wielkich.


Wioska posiada długą metrykę sięgającą XIII wieku. W sobotnie popołudnie sprawia wrażenie wyludnionej, lud kręci się jedynie przy lokalu, w którym odbywa się wesele. Mijam wyperfumowanych i wymalowanych osobników, fotografuję drewniane rzeźby-ule ustawione na trawniku przy głównym skrzyżowaniu. Tereny te od dawna słynęły z bartnictwa i pszczelarstwa - na początku 19. stulecia odnotowano tu prawie trzysta uli, a w ramach pańszczyzny chłopi musieli oddawać pół tony miodu rocznie panom ze Strzelec!


Najwyższy budynek to neogotycki kościół, którego jednak trudno uwiecznić bez kabli czy innych dodatków. Skupiam się zatem na placyku, gdzie umieszczono groby farorzy. Jeden z nich jest o tyle ciekawy, iż po bokach opisano dokładnie historię życia zmarłego.


Opuszczam Staniszcze kierując się na południowy-zachód. W Spóroku (Carmerau) na skrzyżowaniu wybudowano sporą kapliczkę, datowaną na 1858 rok. Ponoć wotum dziękczynne za to, że jedna z miejscowych rodzin szczęśliwie dotarła do Ameryki. Z boku młodszy o prawie wiek krzyż z nieporadnie wymalowanym napisem po polsku.

Na chwilę zatrzymuję się w Kadłubie (Kadlub, od 1936 Starenheim). Tu także w XVIII i XIX wieku produkowano żelazo, do czego zapewne przyczyniło się dogodne położenie nad Jemielnicą (Himmelwitzer Wasser). 
 
 
W wiosce jest dwór, ale zajęty przez DPS i Zespół Szkół Specjalnych, więc już z daleka straszą duże tablice z zakazem wejścia. W zamian za to chciałem zajrzeć do kościoła z lat 30. ubiegłego stulecia, lecz tam odbywały się akurat jakieś modły, więc także zrezygnowałem.


Kapliczka świętej Anny w Boryczu (Boritsch, Schildbach).


Zbliżam się do drogi krajowej, zatem koniec postojów krajoznawczych. No prawie, bo cyknąłem jeszcze jedno zdjęcia z samochodu, bo nawet nie wiedziałem, że istnieje taka miejscowość jak Utrata (Zauche). Okazała się przysiółkiem Izbicka, a więc w tym przypadku nie powinno być tutaj zielonych tablic, tylko białe...


7 komentarzy:

  1. Niektóre miejscowości znam i pamiętam jak ważnym węzłem były Fosowskie. Niestety w tej chwili jest to ruina, ale jest dobra wola, by ratować to co po kolei zostało. Niemniej, bardzo fajnie przedstawiłeś ciekawe wątki, które pozostały w wielu miejscowościach jeszcze sprzed wojny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to na Górnym Śląsku - świat "nieco" inny od pozostałej części kraju, zwłaszcza lokalnie ;)

      Sam węzęł w Fosowskim wygląda, niestety, jak wygląda, jedyna inwestycje to nowe tablice...

      Usuń
  2. Te okolice znam wyłącznie z perspektywy kajaka na Małej Panwi. Fajnie, że ktoś wpadł na inicjatywę z drezyna. Co do parków rozrywki znam czterdziestoletniego Francuza, który od dwóch lat planuje przyjazd do Energylandii. Jak mu powiedziałam, że to rozrywka raczej dla nastolatków, to się obraził...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja np. miło wspominam Disneyland czy tam (dawno temu) park w Chorzowie, ale Krasiejów jest ewidentnie nastawiony na dzieciarnię. No bo co innego kolejka a co innego ogromne modele dinozaurów.

      Usuń
  3. Tereny znane ale jazda derezyną to zupełna nowość,ale mam wrażenie że to atrakcja dla młodych. Po transformacjach ustrojowych kolej ucierpiała dość mocno. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie da się ukryć, że prawie wszyscy co jeździli na drezynach - to z dziećmi ;) Pozdrowienia

      Usuń
  4. Fajna ta atrakcja z drezyną, mimo, że też uważam, że jednorazowa.

    OdpowiedzUsuń