Wiedziałem, że w grudniu będę miał problem z wolnym czasem aby wyskoczyć w góry. Śledziłem więc prognozy pogody i okazało się, że akurat 6 grudnia w Sudetach Wschodnich może być ładnie. Co prawda nie wszyscy meteorolodzy się z tą informacją zgadzali, ale postanowiłem zaryzykować i, kiedy jeszcze było ciemno, zwlokłem się z ciepłego łóżka...
Nie do końca obudzony ruszyłem przed siebie, aby po chwili zobaczyć wstający dzień.
Jako cel wybrałem Keprník i Šerák w Wysokim Jesioniku. Szczyty popularne, przez niektórych nawet określane jako nudne. Mam jednak do nich w miarę szybki dojazd i wcale też nie odwiedzam ich tak często: na tym drugim byłem ostatni raz dwa lata temu, a na tym pierwszym w 2015 roku...
Muszę pilnować czasu, gdyż około 9-tej chcę w wiosce Bělá pod Pradědem (Waldenburg) wejść do autobusu. Na szczęście jestem tam odpowiednio wcześniej, więc na spokojnie parkuję samochód niedaleko urzędu gminy. Mój niepokój budzi ten oto obrazek:
Nade mną czyste niebo, lecz szczyty i przełęcz pokrywa gruba kołdra chmur. To nie wróży zbyt dobrze na późniejszą wędrówkę. W ogóle aura jest jakaś nerwowa, bo strasznie wieje, potęgując zimno. No i oczywiście autobus się spóźnia, więc zanim wszedłem do jego wnętrza zdążyłem zmarznąć...
Na Červenohorskim sedle (Roter-Berg-Sattel) złe obawy się potwierdzają: szaro, buro, widoczność prawie żadna. Oprócz mnie wychodzi tutaj tylko jedna kobieta i szybko znika we mgle.
Humor siada. W ramach pocieszenia zaglądam do hotelu, który jest już otwarty i wypijam piwo. Cena całkiem znośna, jak w normalnej restauracji. Rzecz jasna po ponownym wyjściu na dwór pogoda nie ulega zmianie.
No trudno, skoro już tu dotarłem, to i tak się przejdę. Obieram kierunek północny, czyli szlak koloru czerwonego. Po kilku minutach docieram do drewnianej kapliczki poświęconej tym, którzy w górach zakończyli swoje życie.
Mijam kilka punktów widokowych...
Węzeł szlaków Bílý sloup. Możemy tu zobaczyć jedną z najstarszych w Jesionikach pamiątek po dawnym systemie wyznaczania przez MSSGV tras dla turystów - rzeczony wysoki słup pomalowany na biało. Dodatkowo umieszczano na nim dwukolorowy romb. Ten historyczny drogowskaz jakimś cudem przetrwał do dzisiaj.
Odbijam na żółtą ścieżkę, a niebo jakby zaczynało się zmieniać.
Najpierw trochę się ściemnia, a potem nagle gwałtownie rozjaśnia i oto nastaje niebieskość!
1250 metrów - to dzisiaj stanowi granicę pomiędzy chmurami a czystym niebem. Zrobiło się bajecznie, choć czuć, że to dopiero nieśmiałe początki zimy.
Odwracam się i widzę, że z tyłu biały front nie chce do końca odpuścić. Wieżę na Pradziadzie co jakiś czas zasłania mgiełka.
Przez większość drogi od Červenohorskeho sedla poruszam się dokładnie po granicy śląsko-morawskiej, wyznaczonej niskimi słupkami. Śląsk jest po prawej stronie - w przeszłości ziemie Księstwa Nyskiego należącego do biskupów wrocławskich, stąd wyryte na boku BB (Bistum Breslau). Po lewej morawskie państwo stanowe Velké Losiny, będące w rękach Žerotínów a potem Liechtensteinów.
Tymczasem rozglądam się i cieszę oczy.
Dolina Białej Głuchołaskiej (Bělá) i Góry Opawskie są kompletnie bez śniegu. Wyżej także jest mało, może z 10 centymetrów i to ginącego wśród traw, ale zawsze coś.
Jesionik, a na horyzoncie blokowiska Nysy, oddalonej o jakieś 40 kilometrów.
Zbliżam się do Červenej hory (Roter Berg, 1333 metry n.p.m.), od której swą nazwę wzięła przełęcz. Szlak formalnie na nią nie wchodzi, ale biegnie całkiem blisko.
Kawałek dalej znajduje się odsłonięte miejsce, które serwuje kolejną porcję pięknych widoków.
Jednocześnie cholernie mocno tutaj wieje, odczuwalna temperatura od razu spada o kilka stopni. Przewalające się na Morawach chmury tworzą genialny spektakl, a doliny bieleją niczym morze. Prawdziwe fale z chmur.
Schodzę w dół do czerwonego szlaku. Na krótkim odcinku zdążyły mi zamarznąć rzęsy i wąsy. Pode mną Vřesová studánka (Heidebrünnel). Spoglądam na schody prowadzące do kamiennej platformy z krzyżem i ołtarzem. Lata temu miejsce to tętniło życiem - po schodach można było wejść do drewnianej kapliczki, a obok stało schronisko. Kapliczka albo kościółek (bo różnie można było ją nazwać) była miejscem pielgrzymkowym, ludzie ciągnęli do cudownego źródełka. Kilkukrotnie niszczyła je natura (więc możliwe, że niekoniecznie spodobała się panu Bogu), ostatecznie w 1946 roku. Od pewnego czasu prowadzone są rozmowy o odbudowie, a jak na razie wykonano jej kopię (to ta kapliczka "ofiar gór", którą oglądałem nad przełęczą).
Z kolei schronisko przetrwało trochę dłużej, bo działało do 1981 roku, a rozebrano je siedem lat później. Położone było mniej więcej tutaj:
Z zabudowy ocalała druga kapliczka - obudowane w okresie międzywojennym źródełko. Zajrzałem na chwilę do środka aby trochę osłonić się od wiatru. Próbowałem też przybić pieczątkę, lecz ta... zamarzła.
W takich warunkach ciężko było się rozgrzać, więc po chwili ruszyłem dalej i znowu zachwycam się tym co widzę! Jak dobrze, że nie zawróciłem widząc wcześniej tylko chmury!
Na przełęczy pod Vřesovkou znowu robi się mgliściej...
...lecz tylko na chwilę. Zaczynam się ponownie wspinać i jednocześnie rośnie też temperatura, a drzewa i trawy zaczynają tracić białe kolory.
Trójstyk granic - księstwa biskupiego, państw stanowych w Velkich Losinach i Brannej.
Gdzieś tutaj spotykam turystę idącego z naprzeciwka. Pierwszy człowiek od wyjścia z Červenohorskeho sedla.
Jeszcze wyżej śniegu nie ma prawie już wcale. Wywiało, stopiło?
Powtórzę się, ale widoki na południe są bajeczne.
Mój wzrok przyciąga horyzont na lewo od Pradziada. Nad morzem chmur coś wystaje.
Beskidy! Dokładniej to oczywiście Beskid Śląsko-Morawski, bo jego najłatwiej dojrzeć z Jesioników. Góry w środku nie sposób pomylić z inną - Lysá hora. Po lewej chyba Travný albo Slavíč. Po prawej Smrk oraz Kněhyně. Dzieli nas Brama Morawska oraz 115-120 kilometrów. Ale między Lysą a Smrkem majaczy inne pasmo - Mała Fatra. To już 175 kilometrów, lecz sylwetka Wielkiego Krywania jest na zbliżeniu łatwa do odgadnięcia.
Wkrótce kosodrzewina się przerzedza i na łące wyskakuje grupa skał. Mój dzisiejszy cel główny - Keprník, a po niemiecku Kepernik, Köppernik lub Glaserberg. Liczący 1423 metry jest czwartym najwyższym w Jesionikach. Na szczycie jak zawsze tłumy, przeganiam ludzi aby zrobić zdjęcia w spokoju. Wieje jak diabli!
Na tym ujęciu widać doskonale różnice pomiędzy Śląskiem a Morawami - ten pierwszy jest w miarę czysty, a te drugie ciągle w chmurach. Podejrzewam, że tam przez cały dzień nie było ani grama słońca.
Schronisko pod Šerákiem. Mam nadzieję, że będzie otwarte.
Masyw Śnieżka z nim samym i Czarną Górą. To akurat dość blisko.
Rychleby (Góry Złote) z wieżą na Borówkowej, skąd gapiłem się na Jesioniki w październiku. Tam chyba też w Mikołajki było kiepsko ze słońcem.
W tę stronę także mam dalsze widoki - Karkonosze. Podobna odległość jak do Beskidu Śląsko-Morawskiego.
I jeszcze raz!
W lewej części zdjęcia pojawia się również Beskid Śląski, ale już na tyle mało wyraźny, że ciężko byłoby rozróżnić poszczególne górki. A RobertJ w komentarzu słusznie zauważył, że bieleją także szczyty Tatr Zachodnich, a to już ponad 200 kilometrów od Keprníka.
Jestem bardzo usatysfakcjonowany z wizyty - za jednym zamachem zobaczyć Beskidy i Karkonosze to dawno mi się nie udało 😊. Pora jednak już schodzić - wypadałoby się wysuszyć i zjeść coś smacznego. Tylko czy schronisko będzie rzeczywiście otwarte? Ostatnio działali w kratkę...
Odcinek w dół jest miejscami mocno oblodzony. Tu też śniegu jak na lekarstwo.
Około 13-tej zjawiam się przy Chacie Jiřího na Šeráku (Georgschutzhaus auf der Hochschar). Działa, ale przed południem odbiłbym się od zamkniętych drzwi, podobnie jak od poniedziałku do czwartku.
Nie chciało mi się wchodzić na sam szczyt, więc ograniczyłem się do panoramy spod drewnianej kozicy.
.
Spoglądam na wyświetlacz powieszony na chacie: temperatura -3 stopnie, prędkość wiatru 60 km na godzinę. Czasem miałem wrażenie, że wieje mocniej.
W środku schroniska jest dość chłodno i pusto. Siadam pod oknem z widokiem na okolicę i zamawiam hermelin oraz piwo. Ser podają tutaj w słoiczku, bardzo smaczny. Oprócz mnie zjawiają się jeszcze jedyni inni klienci - para z Polski podwójnie zdziwiona: brakiem możliwości płacenia w złotówkach oraz brakiem piwa z sokiem.
Po wyjściu na zewnątrz cień zaczął obejmować w swoje ramiona coraz większe połacie.
Do samochodu muszę przedreptać jeszcze prawie tyle samo drogi, co idąc tu z Červenohorskeho sedla, ale to trasa niemal cały czas w dół. Szeroka, wysypana niewygodnymi kamieniami, aby łatwo było nią przejechać obsłudze schroniska.
Właściwie nic istotnego nie wydarzyło się przez te 10 kilometrów. Co prawda przy węźle szlaków obok Keprnickego potoku znajduje się cmentarz leśny na którym pochowano jeńców radzieckich, zmarłych w obozie pracy, ale nie dojrzałem go ze szlaku i nie był on oznaczony, więc nie udało mi się na niego zajrzeć.
Na polach nad Bělą ciężko uwierzyć, że w wyższych partiach może być biało. Dziś w ogóle miałem szczęście, to był ostatni moment ładnej pogody; kolejnego dnia zaczął się okres z fatalną widocznością, pełnym zachmurzeniem, opadami i wzrostem temperatury. Takiego kiepskiego grudnia to chyba nie było w Jesionikach dawno, dopiero pod koniec miesiąca zaczęła się tam pojawiać zima.
Przełęcz nadal w chmurach, od rana do wieczora.
Do wozu udaje mi się dotrzeć jeszcze przed zapadnięciem zmroku... To był udany dzień, jeden z lepszych widokowo w 2019 roku. Niezły prezent od Mikołaja 😏.
Na Červenohorskim sedle wyszło szydło z worka - jesteś magiem pogodowym, i to całkiem niezłym. :-)
OdpowiedzUsuńGdybym takim był to by w ogóle ta chmura się nie pojawiła :P
UsuńOj, są przecież i inni magowie - mściwi, wrodzy i szkodliwi, to ich sprawka. Któryś na pewno prowadzi bloga o podobnej tematyce. :-)
UsuńMam kilka podejrzeń takiej szkodliwej działalności :D
UsuńZdjęcia przelewających się na górze chmur i mgieł w dolinach rewelacyjne, ale i tak najbardziej mnie ujęło to pierwsze, ze wschodu słońca. Cudo!
OdpowiedzUsuńGdy widzę taki obrazek to zawsze muszę się zatrzymać, czasem jest to najlepsze zdjęcie z całego dnia ;)
UsuńA ja na jednym ze zdjęć widzę również Tatry. Cmentarz jeniecki jest 50-70 metrów od drogi i wisi drogowskaz na wiacie kierujący do niego oraz jest duża tablica informacyjna. A szlak którym schodziłeś jest najnudniejszy ze wszystkich w całym masywie Keprnika. Najciekawszy jest szlak żółty.
OdpowiedzUsuńTeraz lokalizację cmentarza już znam, na zwykłej mapie miałem ją źle zaznaczoną. Koło wiaty przechodziłem dość blisko i właśnie nie skojarzyłem żadnego drogowskazu. Szlak żółty jest może najciekawszy, ale ja miałem zejść do Beli, a nie do Jesenika.
UsuńTatry to już chyba byłaby dwusetka... Ale ja ich nie widzę, za bardzo mi się to zlewa.
UsuńTatry widać, a konkretnie Zachodnie w dodatku są ośnieżone. Skoro ja widzę je na zdjęciu zmasakrowanym przez google to Ty na oryginale powinieneś je dojrzeć bez problemu ;)
UsuńHmm, faktycznie, coś tam bieleje. A myślałem, że to chmury :P
UsuńByliśmy na Keprniku kilka lat temu ale latem. Fajnie było zobaczyć znajome miejsce w zimowej odsłonie. Zimowa przejrzystość powietrza dała Ci piękne widoki i schronisko bez tłoku :) Moje zdjęcia leżą w domowym archiwum i czekają. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWyprawy w tygodniu mają ten plus, że zazwyczaj jest wszędzie pusto :) No i widoczki całkiem niezłe :)
UsuńJesienno- zimowa inwersja w Jesionikach nie ustępuję wcale karkonoskiej i też potrafi urzec naprawdę dalekimi widokami. Gratuluje! Zresztą dla mnie nawet bez takich smaczków, możliwość wędrówki tymi szlakami byłaby nie lada frajdą. Ech...ostrzę sobie zęby na te Jesioniki. Może wreszcie za niedługo? :)
OdpowiedzUsuńFajna relacja. Dzięki.
Może być nawet lepsza niż w Karkonoszach, bo w końcu łatwiej z Jesioników zobaczyć Beskidy i dalsze pasma :)
UsuńBajeczna wyprawa i ta różnista pogoda :) Widoki rozmaite i chyba to jest najpiękniejsze :) Pozdrawiam !!!
OdpowiedzUsuńNo taki pogodowy prezent na Mikołaja to ja rozumiem :-) Świetna widoczność, a te chmury dodają nawet uroku :) Widoczny małofatrzański WIelki Krywań mnie powalił!
OdpowiedzUsuńAleż wspaniałe zdjęcie!
OdpowiedzUsuń