Osiedla patronackie zaczęły masowo pojawiać się w europejskim krajobrazie w II połowie XIX wieku, kiedy to wielkie zakłady przemysłowe poszukiwały coraz większej ilości pracowników. Budowa osiedla w najbliższym sąsiedztwie była jednym ze sposobów, oby skutecznie związać ludzi z pracodawcą.
Szczególnie dużo powstało ich na "czarnym" Górnym Śląsku i w Zagłębiu Dąbrowskim; szacuje się, że w całym województwie śląskim jest ich ponad 200! Dziś chciałbym przedstawić jedno z najbardziej znanych - katowicki Nikiszowiec (Nickischschacht, po śląsku Ńikisz).
Powstanie osiedla związane było z rozwojem kopalni Giesche, która w tym rejonie zaczęła eksploatację nowych pokładów węgla. Początkowo dla górników wybudowano Gieschewald (Giszowiec) - także osiedle zakładowe, ale o charakterze miasta-ogrodu. Szybko okazało się, iż mieszkań jest za mało i w 1908 roku przystąpiono do prac przy nowej kolonii robotniczej. Zlokalizowano ją obok szybu Nickisch, którego patronem był baron Friedrich Nickisch von Rosenegk, przedstawiciel spółki Giesche. Nazwę szybu przeniesiono na osiedle (Nickischschacht - szyb Nickischa), a potem pojawił się Nikiszowiec, czyli wersja spolszczona.
Projektantami osiedla są bracia Zillmann - pochodzili z ziemi lubuskiej, ale większość ich dzieł stoi w tej części Górnego Śląska. Nowa kolonia musiała powstać zgodnie z pruską ustawą ściśle określająca warunki zabudowy wielorodzinnych domów mieszkalnych. Przepisy nakazywały zapewnienie mieszkańcom wody pitnej, oświetlenia, systemu odprowadzania nieczystości, odpowiedniej ilości szkół, a także m.in. baraku do odseparowania osób z zakaźnymi chorobami.
Zillmannowie zaproponowali osiedle o charakterze miejskim, składające się z 9 bloków ulokowanych wzdłuż przecinających się (przeważnie) pod kątem prostym ulic. Z lotu ptaka przypomina one amfiteatr - domy to widownia, a centralny plac jest sceną. Zamiast sobie to wyobrażać lepiej wrócić na pierwsze zdjęcie tego wpisu lub zajrzeć na fotografię lotniczą - np. tę 😏.
Warto pamiętać, że w owym czasie były to tereny wiejskie, w granice miasta (wtedy Szopienic) włączono je dopiero w 1951 roku.
Warto pamiętać, że w owym czasie były to tereny wiejskie, w granice miasta (wtedy Szopienic) włączono je dopiero w 1951 roku.
"Blok" w przypadku Nikiszowca oznacza trzypiętrowe familoki z cegły zamknięte w pierścień. Wewnątrz tego pierścienia znajduje się spore podwórze z terenami zielonymi. Pierwotnie umieszczano tam obiekty gospodarcze: chlewiki, króliczoki, komórki oraz piece do wypiekania chleba.
Fasada familoków przy ulicy księdza Ficka od zewnątrz...
...i od podwórka.
Dojście do zieleni zapewniają klimatyczne bramy.
Z kolei część bloków została połączana ze sąsiadami ciekawymi mostkami z nadbudówkami.
Pierwszy familok oddano do użytku w 1911 roku, ostatni w 1919. W sumie znalazło się miejsce na ponad 1200 mieszkań dla ponad 8 tysięcy osób, przy czym przeciętnie w jednym "pierścieniu" było 165 lokali w 3 różnych typach:
* mieszkanie składające się z 2 pokoi i kuchni o powierzchni 63 metrów kwadratowych,
* mieszkania z jednym pokojem, kuchnią i komorą położone na parterze i przy bramach wjazdowych, o powierzchni 53 metrów kwadratowych,
* oraz mieszkania "urzędnicze" z 3 lub 4 pokojami i centralnym ogrzewaniem, kuchnią oraz łazienką, tylko w bloku numer II.
Zwykli grubjorze z toalety korzystali na półpiętrze (jedna przypadała na dwa mieszkania), za to każdy dom posiadał prąd i wodę.
Wspomniany blok nr II wyróżniał się od pozostałych: jako jedyny jest to konstrukcja częściowo otwarta, a oprócz tego, że mieszkali w nim urzędnicy, sztygarzy i inne ważniejsze postacie kopalnianego środowiska, to mieściła się tam dyrekcja zakładu, łaźnia i pralnia z maglem, kotłownia, cechownia oraz wieża ciśnień. W budynku dawnej łaźni działa obecnie filia Muzeum Historii Katowic.
W tym wielokącie odznacza się także były szlafhauz (niem. Schlafhauz) czyli Dom Noclegowy dla "samotnych górników". W praktyce chodziło o niemiejscowych - firma Giesche zatrudniała pracowników z odległych terenów a także z zagranicy; przyjeżdżali oni do Nikiszowca bez rodzin, gdyż albo jeszcze byli za młodzi na nich założenie albo zostawiali je w miejscach pochodzenia. Dyrekcja myślała praktycznie i uznała, że obcy będą zagrożeniem dla górnośląskiego ładu społecznego: pozbawieni opieki małżonki mężczyźni mogli bałamucić nikiszowskie gospodynie domowe lub głosić jakieś niebezpieczne poglądy polityczne, więc zostali odseparowani od reszty. Spali osobno i bawili się także we własnym gronie, bowiem do urządzonej tu kantyny mieli prawo wstępu tylko oni.
Niebezpieczna polityka faktycznie otarła się o szlafhauz, bowiem w 1919 roku atakiem na niego rozpoczęło się w Nikiszowcu pierwsze powstanie śląskie (próba zdobycia budynku obsadzonego przez Grenschutz nie powiodła się). W okresie PRL-u Dom Noclegowy podwyższono o jedno piętro i nadal pełnił swoją rolę jako hotel robotniczy, współcześnie w części jego pomieszczeń działa restauracja (ponoć na wysokim poziomie).
Takie osiedla patronackie z założenia były samowystarczalne: mieszkańcy posyłali na nich dzieci do szkół, chodzili do gospód i robili zakupy. Te ostatnie w tzw. konzumie, czyli ciągu sklepów w podcieniach.
Centralnym punktem Nikiszowca jest plac Wyzwolenia. Pierwotnie nazywał się Kirchplatz, a od 1922 roku plac Kościelny, choć w okresie międzywojennym wciśnięto w nazwę jeszcze Piłsudskiego. Przy nim mieściły się najważniejsze obiekty - obok sklepów m.in. gospoda z pokojami gościnnymi oraz kręgielnią. W latach 50. część powierzchni przeznaczono na kopalnianą świetlicę, gdzie m.in. spotykała się Grupa Janowska - słynni malarze nieprofesjonalni.
Potem w narożnym budynku działała poczta, a dzisiaj wszystko zamknięte na głucho. Fasadę zdobi ciekawa mozaika.
Po placu kręcą się motocykliści z górnośląskimi fanami - czyżby rozpoczęcie sezonu?
Oczywiście na osiedlu nie mogło zabraknąć świątyni. W 1914 przy placu rozpoczęto budowę kościoła pod wezwaniem św. Anny. Podobnie jak familoki powstał on z czerwonej cegły, ale zamiast królującego wówczas stylu neogotyckiego architekci zdecydowali się na neobarok, który miał być Górnoślązakom bliższy. Dość ciekawa teoria patrząc na inne domy kultu powstające wówczas w rejencji opolskiej...
Prace przerwano już po miesiącu - wybuchła Wielka Wojna i zabrakło rąk do pracy oraz funduszy. Podobne problemy przeżywała kopalnia i od 1915 roku do wydobycia węgla przymuszono jeńców wojennych oraz robotników z terenów odbitych z rąk Rosjan. Jednocześnie zaczęto zatrudniać kobiety i młodocianych. Kolejne lata przyniosły obniżanie stopy życiowej oraz pogorszenie zaopatrzenia w żywność, co także przyczyniło się do wybuchu polsko-niemieckiej ruchawki w 1919 roku i późniejszych.
A wracając do kościoła: budowę zakończono dopiero w 1927 roku. Wnętrza rzeczywiście dobrze udają barok.
Za kościołem fara...
.
...oraz szkoła. Pierwszą placówkę edukacyjną otwartą razem z pierwszym blokiem w 1911, bowiem obowiązkiem właścicieli osiedla było zapewnienie nauczania dla dzieci w stopniu podstawowym.
Kolejne róg placu Wyzwolenia zajmuje skwer Zillmannów. Wśród trawy ciekawa pamiątka historyczna - tzw. pomnik ogrodowy z 1835 roku. Posiadając napis w języku polskim jest być może najstarszym takim obiektem na terenie Katowic.
Nikiszowiec miał szczęście przetrwać Polskę Ludową we względnie niezmienionej postaci, jednak po upadku komunizmu dotknęły go problemy typowe dla terenów uzależnionych od wielkich zakładów. Kopalnia zaczęła zmniejszać zatrudnienie, aż w końcu zupełnie ją zamknięto (o czym napiszę niżej), pojawiło się bezrobocie, postawy zniechęcenia i apatyczności w stosunku do prób zmian, wzrosła przestępczość. Społeczność jest mocno wymieszana - do ludności autochtonicznej dołączyły za PRL-u rzesze pracowników napływowych, co na pewno nie pomagało w wygaszaniu konfliktów.
Nie sposób nie zauważyć wojny kibolskiej między zwolennikami GKS-u Katowice i Ruchu Chorzów. Ściany są wręcz zasmarowane wpisami o miłości do swojej drużyny i nienawiści do drugiej. Ten pojedynek na pędzle i spraje wydaje się wygrywać Ruch.
Nie wiem co może siedzieć w głowie człowieka biegającego po ulicach i paskudzącego farbą wszystko co możliwe. Zawsze też wydawało mi się dziwne, że mieszkaniec Katowic kibicujący drużynie z sąsiedniego miasta zwalcza innego mieszkańca Katowic, który jest fanem klubu z Katowic... To zbyt skomplikowane dla mnie.
W ostatnich latach Nikiszowiec z zapomnianej, mało przyjaznej obcym okolicy, stał się jednym z najbardziej popularnych miejsc stolicy województwa śląskiego. Chyba dość nieoczekiwanie dla samych mieszkańców. Jeszcze dekadę temu łażąc z aparatem po wyłożonych trylinką ulicach miało się dużą szansę zarobić darmowe lanie po pysku, a teraz w ciepły, słoneczny dzień prawie z każdego kąta wyrastają turyści! Spacerują, robią zdjęcia, jeżdżą rowerami, przesiadują przy restauracjach i cukierniach. Również miasto nie zasypało gruszek w popiele - pojawiły się tablice informacyjne, mapki, makieta osiedla, a plac Wyzwolenia zmodernizowano i ograniczono ruch kołowy.
Jednego tylko nie udało mi się znaleźć: czynnej publicznej toalety. Niby jest narysowane, że znajduje się za kościołem, ale trafiłem w próżnię...
Jednym z pierwszych, który odkrył potencjał Nikiszowca, był... niejaki Lech Kaczyński 😛. Jak większość polityków przed wyborami postanowił się polansować wśród mieszkańców Śląska, więc w 2005 roku wpadł na niedzielny obiad z tradycyjną nudelzupą, roladą i modrą kapustą.
Rok później osiedle znalazło się na Szlaku Zabytków Techniki, od 2011 jest Pomnikiem Historii (na listę zabytków wpisano je już pod koniec lat 70.). Organizowane są Festiwale Sztuki Naiwnej oraz jarmarki bożonarodzeniowe. Słowem - dzieje się!
Jeszcze wcześniej Nikiszowcem zainteresowali się filmowcy, a zwłaszcza Kazimierz Kutz: to w tutejszych plenerach powstała Sól ziemi czarnej, Perła w koronie czy Angelus.
Przejdźmy zatem i my wśród ceglastych budynków, zajrzymy na wewnętrzne podwórka. Czasem uda się na i na sień familoka.
Efekt psują zaparkowane prawie wszędzie samochody. Część oczywiście niezgodnie z przepisami, ale kto by się tym przejmował? Miejsc parkingowych na polskich osiedlach zawsze jest za mało.
Aby przełamać monotonię ceglanej architektury projektanci starali się stosować różne detale, częstym elementem są ryzality i wykusze. Wiele okien malowane jest na kolor czerwony - tradycyjną barwę górniczych mieszkań.
Podobno każde ze 126 wejść do klatek schodowych jest trochę inne od pozostałych.
Tu i ówdzie wypatrzone ciekawostki:
* metalowa tabliczka zapewne z okresu budowy familoka,
* hydrant z napisem "Bielska Fabryka Armatur",
* zakład fotograficzny założony... w 1919 roku.
Osiedle nie zaistniałoby bez kopalni. Gieschegrube powstała w 1883 roku z połączenia kilku mniejszych zakładów. Od 1926 roku należała do Amerykanów. Po II wojnie światowej krótko nosiła nazwę Janów, a w 1946 przemianowano ją na KWK Wieczorek.
W 2018 roku kopalnia została postawiona w stan likwidacji i oficjalnie zakończyła wydobycie. Na razie jeszcze tego nie widać - wszystkie budynki stoją jak stały, tylko faktycznie brak tam jakiegokolwiek ruchu.
Szyb "Pułaski", kiedyś "Carmen", z 1905 roku.
Zabytkowa cechownia.
Przed główną bramą zatrzymały się dwa zielone wagoniki: jedyna pozostałość po kolejce wąskotorowej kursującej od 1914 do 1977 między Giszowcem a Szopienicami. Kolejka służyła do przewozu pracowników, ale korzystali z niej także inni mieszkańcy - przejazd był bezpłatny. Na 3,5 kilometrowej trasie w ciągu dnia odbywało się 28 kursów.
Miejscowi nazywali ją Balkan, co było nawiązaniem do Balkanzugu - niemieckiego pociągu jeżdżącego w czasie Wielkiej Wojny z Berlina do Konstantynopola 😏.
Obok ułożono 3 kamienie graniczne pól górniczych pochodzące z XIX wieku - znaleziono je w okolicznych lasach i są pamiątką po dawno już nieistniejących kopalniach.
Położony kilkaset metrów dalej szyb "Poniatowski", czyli "Nickischschacht". W ubiegłym roku został przejęty przez miasto, planuje się jego rewitalizację i udostępnienie do zwiedzania. Przyszłość szybu "Pułaski" jest nieznana.
W pewnym oddaleniu od osiedla znajduje się Galeria Szyb Wilson - dawna cechownia i łaźnia kopalni przy szybie o takiej nazwie (pierwotnie były to dwa szyby Richthofen oraz Hulda). Wydobycie zakończono w latach 90. XX wieku i wkrótce miejsce to zaczęło przyciągać artystów. Faktycznie bardzo tam kolorowo 😛.
Polskim patronem kopalni został Józef Wieczorek. Górnik, komunista, współzałożyciel PPR, powstaniec śląski rodem z Zagłębia. Zginął w Auschwitz. Na dobrą sprawę wszystko co z nim związane powinno zostać wytarte "ustawą dekomunizacyjną". Na szczęście jego pomnik dalej stoi i wygląda... bardzo pozytywnie 😛.
Kiedyś był to typowy smutny monument z popiersiem, ale te skradziono i konstrukcję odnowiono w stylu "art new" (cokolwiek to znaczy). Te różne kolory wydają się takie optymistyczne.
Kawałek dalej za torami stoi inny pomnik - powstańców śląskich - choć mnie bardziej przyciągały bratki w górnośląskich barwach i mur szkolny z malowidłami w stylu Grupy Janowskiej.
------
Nikiszowiec stanowi część dzielnicy Katowic o nazwie "Janów-Nikiszowiec"; jest ona położona na południowy-wschód od centrum. W pobliżu przebiega autostrada A4 (węzeł "Murckowska") oraz od północnej strony krajówka nr 79. Tą drogą dostaniemy się tutaj najszybciej z katowickiego śródmieścia: od Ronda Ziętka dojazd autem powinien zająć około 10 minut (bez korków). Ulice Nikiszowca zazwyczaj zawalone są samochodami mieszkańców, mnie jednak udało się zaparkować pod halą do gry w hokeja. Dla turystów przygotowano spory parking przy ulicy Szopienickiej.
Jeśli chodzi o komunikację publiczną, to jest kilka opcji do wyboru, m.in.
* autobus nr 930 spod budynku Narodowej Orkiestry Polskiego Radia, zajeżdża na sam plac Wyzwolenia (dojazd około 20-25 minut),
* autobus nr 30 z alei Korfantego na przystanek przy ulicy Szopienickiej (dojazd 25-30 minut).
Najbliższa stacja kolejowa to "Katowice Szopienice Południowe" (pociągi Kolei Śląskich i PR), z jej okolicy na Nikiszowiec kursuje linia nr 72.
Jednorazowy bilet kosztuje 3,20 zł.
Na terenie osiedla działa kilka sklepów, co najmniej 2 restauracje/kawiarnie (Śląska Prohibicja i Cafe Byfyj) oraz herbaciarnia. Z kolei niedaleko pomnika powstańców widziałem sympatycznie wyglądający "drink-bar" 😛.
Toaleta podobno znajduje się przy kościele, przy domu katechetycznym, ale nie udało nam się jej znaleźć.
Bardzo interesujące miejsce! Tylko dziwnie dla mnie wyglądają te białe futryny zamiast czerwonych.
OdpowiedzUsuńCzerwone futryny to jednak rzadkość ;)
UsuńRobiłam zdjęcia Nikisza 10 lat temu i... nie oberwałam. Straciłam taką szansę! Bardzo lubię to miejsce :-)
OdpowiedzUsuńNajwyraźniej wyglądałaś na miejscową ;)
UsuńPoczta ma Nikiszowcu normalnie działa,toaleta jest w budynku na lewo od kościoła,na parterze.Trzeba dobrze szukać��
UsuńTraktuję to jak komplement! :-)
UsuńByłem pod budynkiem na lewo od kościoła. Nie było żadnych oznaczeń. Więc jeśli to ma być toaleta tylko dla wtajemniczonych to się sprawdziła.
UsuńW opisie bardzo wiele nieścisłości, przeinaczeń, braku wiedzy. Takie wypracowanie na dostateczny. Zdzisław Majerczyk 66lat życia na Nikiszu, współtwórca wraz z Beatą Tera Art makiety. słabo
OdpowiedzUsuńTo może jakieś szczegóły o tych nieścisłościach, braku wiedzy, przeinaczeniach. Bo takie wystawienie oceny bez uzasadnienia to jest na pałę, a nie na dostateczny.
UsuńCo się dziwić, typowy bloger-podróżnik. Była gdzieś raz i uważa, że wszystkie rozumy pozjadał. I jeszcze za niego wszystko zrób, błędy popraw, naucz. Tragedia.
UsuńJa cały czas czekam na wyszczególnienie jakie to błędy popełniłem w tym tekście. Jestem ciekaw czy się doczekam, czy po prostu ktoś lubi się anonimowo poudzielać.
UsuńNikiszowiec poznałem 15lat temu, podwożąc kolegę z pracy (wtedy to była zakazana dzielnica), a kilka lat później jeździłem do sklepów z pracy(te przy rynku, te w uliczkach). Wtedy jeszcze poczta działała, sam coś z niej wysyłałem :) , później odwiedziłem go już turystycznie, jadłem ciastko w kawiarni, odwiedziłem muzeum.
OdpowiedzUsuńFajnie opisałeś jego historię!
Komuś jednak chyba ta historia się nie podobała, bo zarzucają mi to litanię błędów i wypaczeń, ale jakoś bez szczegółów.
UsuńPoczta w dni powszednie chyba nadal działa, ja byłem ostatnio w sobotę i wtedy wyglądała, jakby zabarykadowali się przed złodziejami :D
O Nikiszowcu czytałam w autobiografii Doroty Simonides, która stamtąd pochodzi. Ale nigdy tam nie byłam :)
OdpowiedzUsuńNaprawdę świetnie napisane. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń