piątek, 24 marca 2017

Góry Bystrzyckie. Cz. II: Dzika Orlica i Bystrzyca

Po pochmurnym piątku w sobotę pogoda postanowiła trochę się poprawić i nad Górami Bystrzyckimi wyszło słońce. Nie na stałe, bo co chwilę przewalały się ciężkie chmury, lecz rankiem momentów z promieniami nie brakowało.


Zjadamy śniadanie (ja oczywiście jajecznicę), wypijamy znakomite piwo z browaru kontraktowego w Ziębicach (sprzedawane w schronisku Jagodna) i pakujemy się do wyjścia. Dziś zajęcia w podgrupach - każda idzie w swoją stronę. Do mnie i Eco dołącza Iza wraz z Deyną - wilczur towarzyszył już nam rok temu w Bieszczadach 😉.

Niedaleko schroniska schron z okresu budowy Autostrady Sudeckiej udający komórkę z kominkiem.


Schodzimy ostro w dół obok wyciągu. Pies zainteresowany wszystkim wyrywa do przodu. Na dole duży węzeł szlaków, skręcamy w las.


Przez następne półtorej godziny idziemy wśród drzew. Droga jednak się nie nudzi, co chwila skręca, a w dodatku przez dłuższy czas oświetla nas słońce, więc jest naprawdę przyjemnie. Robimy kilka strategicznych przerw na nacieszenie się 😊.



Gdy wychodzimy na otwartą przestrzeń ponownie nadciągają chmury i zaczyna wiać wiatr. Odsłania się przed nami widok na dolinę Dzikiej Orlicy i czeskie Góry Orlickie (Orlické hory, Adlergebirge). Widać, że w górnej części zachowało się więcej śniegu.


Ruch na Autostradzie Sudeckiej jest niewielki, ale asfalt w dobrym stanie. Długi czas idziemy wzdłuż rzeki, tworzącej tu granicę. Graniczna Dzika Orlica (Divoká Orlice, Wilde Adler) wpada do Łaby, więc należy do zlewiska Morza Północnego.


Zaczynają się rozrzucone zabudowania Lasówki (Kaiserswalde). Miejscowość słynęła niegdyś (podobnie jak cała okolica) z huty szkła, działał browar, gorzelnia, warsztaty tkackie. Dzisiaj ma sześciokrotnie mniej mieszkańców niż sto lat temu, lecz chyba i tak jest najmniej wyludniona w porównaniu z sąsiednimi wioskami.

Andrzej mówi, że kiedyś był tu fajny sklep z werandą, ale czy on dalej działa? Na razie widzimy inny, umiejscowiony w starym domu-agroturystyce. Nie wypada nie wstąpić, zwłaszcza, że naprzeciwko stoi klimatyczny przystanek kojarzący mi się z wigwamem. Wybór skromny, ceny wysokie, ale cóż... według słów sprzedawczyni jest to obecnie jedyny sklep w Lasówce.



Za przystankiem, do którego od dawna nie dociera już żaden autobus, przerzucono mostek do Czech. Most nazwano imieniem Adama. Ciekawe dlaczego? Jakiś Adam go postawił, a może sponsorował? Ewentualnie powstał w okresie triumfów mistrza z Wisły? 😉


Na Pepików jeszcze przyjdzie czas, po uzupełnieniu płynów nadal zostajemy po kłodzkiej stronie. Co jakiś czas mijamy piękne, stare i zaniedbane domy. Zwłaszcza ten przykuwa uwagę ze swoim "wykuszem".



W centrum Lasówki dominuje kościół św. Antoniego. Dobrze się wkomponowuje w górski krajobraz.


Wzniesiono go w latach 1910-1912, o czym przypomina kamień wmurowany w ścianę.


Ciekawa jest płaskorzeźba przedstawiająca jeźdźca bez głowy. Głowa oczywiście kiedyś była, lecz padła ofiarą wandalizmu, podobno "wyzwolicieli" ze wschodu. Przytroczony hełm oraz ogólna konstrukcja sugerują, iż jest to dawny pomnik poległych.


Kogo upamiętniał? Możliwe, iż kogoś znaczniejszego, może oficera pochodzącego z Kaiserswalde? Ogół mieszkańców uwieczniono na osobnym wolnostojącym pomniku ze słabo czytelnymi napisami.


Na cmentarzu trochę starych grobów. Większość ustawiono pod murem w formie lapidarium. Na jednym dodano nową tablicę po niemiecku dedykowaną ludziom z dawnej Lasówki.



W tym miejscu Iza z Deyną postanawiają się odłączyć i poczekać na Romka. My idziemy dalej, schodzimy do Orlicy obok miejsca, gdzie kiedyś stała huta szkła.


Koło dawnego przejścia granicznego Orlica mocno kręci i przez chwilę zastanawiałem się, po której stronie stoi widoczny dom...


Czeska Bedřichovka (Friedrichswald) jest częścią gminy Orlické Záhoří, która składa się z kilku dawniej samodzielnych osad. Liczymy, że może będzie tutaj coś otwarte, lecz to typowe zadupie. Jest kilka obiektów dla turystów a'la pensjonaty, ale pozamykane.


Pozostaje nam teleportować się dalej. Akurat tak się złożyło, że za chwilę mamy jedyny autobus w interesującym nas kierunku, jednak nie umiemy znaleźć przystanku. Kręcimy się w kółko, wreszcie drogę wskazuje mi facet z obsługi wyciągu (działał, ale nikt na nim nie jeździł 😛). Okazało się, iż przystanek minęliśmy szukając otwartej knajpy 😉.

Busik przewiózł nas kilka kilometrów i wysiedliśmy w Kunštácie (Kronstadt), centralnej części Orlického Záhoří.


Przy asfaltówce (węższej niż po polskiej stronie) stoją przydrożne kapliczki, domy w różnym stopniu zachowania i... uśmiechnięty garaż!



Po sąsiedzku urzędu gminy działa hotel z restauracją. Wbrew pozorom w środku jest sympatycznie, jedzenie smaczne i w umiarkowanej cenie. Piwo wchodzi znakomicie 😊.


Za hotelem kościół Jana Chrzciciela z XVIII wieku. Mocno zaniedbany, podobnie jak całe otoczenie.



Większość grobów ma napisy po niemiecku. Na kilku są w dwu językach, co świadczy, że niektórzy przedwojenni mieszkańcy przetrwali wysiedlenia. Na jednym w zestawie rodzinnym widzę faceta w austro-węgierskim mundurze.




Przy drodze zaliczamy kilka kolejnych pomników. Pierwszy upamiętnia Ignaca Reisslera, wybitnego malarza szklarskiego. Tutaj także wysoko rozwinięte było hutnictwo i zdobienie szkła.


Drugi to pomnik poległych; w kiepskim stanie, ale można przeczytać, że walczyli "za ojczyznę i naród". Sformułowanie neutralne, każdy może sobie tam dopowiedzieć co chce.


Na trzecim uhonorowano cesarza Józefa II, który odwiedził wioskę podczas swego panowania. Zawsze się zastanawiam, czemu akurat ten monarcha nadal ma pomniki w wielu miejscach Republiki Czeskiej, a inni nie?


Spotykamy na naszej drodze jeszcze jedną miłą knajpkę, gdzie wypijamy piwo z trzaskającym kominkiem w tle. Robi się ciepło i sennie. Po wyjściu na dworze zaczyna zapadać zmrok. W oddali widać kościół w Mostowicach (Langenbrück) z charakterystyczną kopulastą wieżą. Świątynia jest trochę młodsza od tej z Kunštátu, zresztą aż do 1780 roku kłodzka osada należała do czeskiej parafii i dopiero po wojnach śląskich erygowano tam osobną.


Za zlikwidowanym przejściem granicznym robimy sobie zdjęcia z faną: średnio to wychodzi, bo nazbyt się ruszamy 😉.


Swoją drogą - czy w jakimkolwiek innym kraju na granicach są tak rozbudowane i nieczytelne tablice z dozwolonymi prędkościami?

Dzwonimy do Romka - człowiek o wielkim sercu, już czeka na telefon, aby nas dowieźć do schroniska! Dzięki temu zaoszczędzamy około godziny dreptania z buta.

Podczas rozpalania ogniska nagle pogoda musiała spojrzeć w kalendarz i postanowiła przywołać atak zimy: walnęło śniegiem i zrobiła się mała zadymka 😉.


W niedzielę rano za oknem biało! Nie powiem, abym się nie ucieszył.



Towarzystwo się rozjeżdża, każdy po swojemu wraca do domu. Razem z Andrzejem wybieramy opcję pieszą: najpierw kawałek Autostradą Sudecką, następnie odbijamy na zielony szlak. W lesie biały puch szybko znika, widać, że to jednak już marzec.


Podobnie jak wczoraj słońce co jakiś czas nas doświetla.


Po dojściu do drogi asfaltowej z Ponikwy znajdujemy dwa fajne miejsca. Najpierw sympatyczne ławeczki idealne na krótki postój...


...konsek dalej duża wiata i łąka, która z powodzeniem nadałaby się na większą imprezę. Ruch na drodze jest minimalny, więc mało kto widziałby biesiadników.


Przed nami nami Stara Bystrzyca (Wustung) - niegdyś kolonia "właściwej" Starej Bystrzycy. W okresie niemieckim była to bardzo popularna osada rekreacyjna, miejsce spacerów mieszkańców Bystrzycy Kłodzkiej. Działała m.in. restauracja "Forsthaus Wustung", znana w całej okolicy. Po wojnie urządzono w niej leśniczówkę, budynek zachował się do dziś.


Na przeciwko znajduje się drewniana kolumnada, dziś dodatkowo zabezpieczona deskami. Goście restauracji mogli spożywać posiłki albo w środku lokalu, albo delektując się świeżym powietrzem.


Poniżej Wustung na starej pocztówce. Stawy z pstrągami podobno nadal istnieją w lesie za mijaną wiatą imprezową.


W 1856 roku założono długą aleję kasztanowo-lipową, którą spacerowicze podążali z miasta w kierunku restauracji. Na szczęście współczesna droga biegnie z boku, więc drzewa mogą rosnąć bez obawy o oskarżenia o powodowanie wypadków.


Wierzchołki gór spowite są chmurami. Na ładne widoki ze szczytów raczej nie ma szans.


Na horyzoncie pojawiają się blokowiska Bystrzycy Kłodzkiej (Habelschwerdt). Robią się większe i większe, aż w końcu wchodzimy w zabudowę.

W niedzielne południe miasto jest niemal bezludne, przemykamy ulicami sami.


W ramach walki ze smogiem właściciel tego budynku postanowił posegregować materiały palne.


Na rynku zahaczamy jeszcze o pizzerię, wypijając niedobre piwo na spółkę. Kilka zdjęć zabytkowego ratusza oraz Kolumny Morowej i ruszamy na dworzec. Zawsze mi się bystrzycki podobał, bo architektonicznie jest dość nietypowy.


Oczywiście o żadnej otwartej kasie nie ma mowy, w środku działa... warsztat krawiecki. Bilety kupimy więc w pociągu, który wywiezie nas z kłodzkiej krainy do domów.

-----
Przy okazji chciałbym polecić ze swej strony schronisko Jagodna, w którym spaliśmy: mimo położenia przy drodze, która generuje często dziwnych i roszczeniowych turystów, w obiekcie czuć górski klimat, obsługa jest sympatyczna a ceny nie zwalą z nóg. Można? Można.

9 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakieś takie smętno-szare to pogranicze.Pewnie też i nijaka pogoda swoje dołożyła. Za to uśmiechnięty garaż powala:-)
    Poprzedni usunąłem z uwagi na zasadniczy dla treści błąd.:-D

    OdpowiedzUsuń
  3. Takie przedwiośnie też ma swoje uroki mimo braku kolorów w przyrodzie :) Tereny dla nas nieznane więc chętnie dowiemy się o nich nieco więcej z twoich wpisów :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękne przedwiośnie. Jeszcze nigdy nie byłam w tych terenach, więc z chęcią obejrzę dalszą fotorelacje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To faktycznie przed-wiośnie ;) Zapewne teraz, po dwóch tygodniach, zwłaszcza w słońcu, musi tam być jeszcze przyjemniej :)

      Usuń
  5. W tych okolicach byliśmy tylko w schronisku Jagodna i na Jagodnej :) jak zdobedziemy juz KGP to moze zaczniemy szukac nowych destynacji i podazymy Twoim sladem :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Lasówkę obrałem sobie już jakiś czas temu, na bazę kolejnego zawitania w Góry Bystrzyckie. Można stamtąd też ciekawie spenetrować Orlickie, wraz z zaliczeniem dwóch Desztnych, oraz przejście grzbietem przynajmniej do okolic Zdobnic.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też myślałem nad Desną, ale to jedngo ak za dużo jak na jeden dzień z podejściem ze schroniska. Gdyby był transport pod szlak np. do Orlickie Zahori to co innego ;)

      Usuń