wtorek, 4 października 2016

Sibiu (Hermannstadt) - stolica Sasów

Sybin (Sibiu, Hermannstadt, Nagyszeben) to najważniejsze miasto Sasów Siedmiogrodzkich. Założony przez nich w XII wieku w pobliżu dawnego rzymskiego posterunku był jednym z siedmiu pierwszych miast przyszłego Siebenbürgen. Był też ostatnim w którym jeszcze nie postawiłem stopy.

Radość z penetracji Sybina burzy pogoda, która postanowiła zamienić upalne słońce na ciężkie chmury i straszenie deszczem. No cóż, bywa i tak, do tej pory poza jednym dniem w Mołdawii mieliśmy przecież wymarzone warunki atmosferyczne na urlopie.

Parkujemy w tzw. Dolnym Mieście niedaleko fabryki Siemensa.


Już z daleka widać najwyższą w Siedmiogrodzie wieżę kościelną katedry ewangelickiej św. Marii.


Mijamy domki występujące w całym regionie. Większość z nich jest zaniedbana. Zaglądamy też w niektóre podwórza.



Z Dolnego do Górnego Miasta wchodzimy schodami Sag zabezpieczonymi Wieżą Sag (Sagturm).


Na placu Alberta Hueta (nie mam pojęcia co miał wspólnego z Sybinem) stoi pomnik ewangelickiego biskupa Teutscha. Z jednej strony zamyka go Gimnazjum Brukenthala, najstarsza szkoła na terenie obecnej Rumunii. Dzięki aneksji tych okolic Rumunia wzbogaciła się o kilka takich "naj".


Z drugiej strony gotycka katedra. Powstała jako katolicka w miejscu wcześniejszej romańskiej. Od rozpoczęcia budowy w 1320 do ukończenia minęło 200 lat, a potem rychło przejęli ją luteranie. Świątynia ma asymetryczną sylwetkę co jest efektem kolejnych przebudów i dodatków.


Wstęp płatny . Z powodu pogody darowujemy sobie wejście na wieżę poprzestając na obejrzeniu pogrążonego w ciemnościach wnętrza.





Na jednej ze ścian płyta pomnikowa ofiar pierwszej wojny, na innej z drugiej i powojennych deportacji.


Luteranie stanowią dziś 2% mieszkańców Sibiu, ale kościół jest z pewnością często odwiedzany chociażby przez wycieczki z Niemiec.

Do głównej nawy przylega lapidarium ze starymi nagrobkami. Gdzieś wśród nich jest ta należąca do syna Włada Palownika, zamordowanego przed katedrą.


Po wyjściu na zewnątrz wita nas deszcz . Po raz pierwszy podczas tego wyjazdu musimy wyciągnąć parasol.


Plusem tej pogody jest mało osób na ogromnym Wielkim Rynku (Großer Ring, Piaţa Mare). To serce miasta, wzmiankowane już na początku XV wieku. Charakterystyczne są tu tzw. "oczy miasta" - okna na poddaszach zdają się nas śledzić na każdym kroku.


Przy i na rynku mieści się wiele ciekawych obiektów. Zrekonstruowano m.in. studnię Falkenhayna, nazwaną tak na cześć niemieckiego naczelnego wodza z lat 1914.-1916. Wsławił się on zdobyciem Bukaresztu. To tak jakby w Katowicach upamiętnić coś imieniem generała Reinhardta.


Samuel von Brukenthal, habsburski gubernator Siedmiogrodu, rozpoczął pod koniec XVIII wieku gromadzenie zbiorów sztuki w swoim sybińskim pałacu. W 1817 roku udostępniono je publiczności, co czyni je najstarszym muzeum na terenie współczesnej Rumunii.


Chroniąc się przed deszczem zaglądamy do katolickiego kościoła św. Trójcy. Tam jeszcze ciemniej niż u ewangelików. Coś w tym jest.


Trochę przestaje padać, więc ruszamy na spacer w dalsze uliczki. Zachowała się część murów miejskich Górnego Miasta wraz z umocnieniami - na zdjęciu Baszta Stolarzy (Zimmermannsturm) z XIV wieku.


Zabytkowa zabudowa zdaje się nie mieć końca. Gdziekolwiek pójdziemy tam kolejne ulice starych domów, pałace, kościoły wszelkich wyznań. Przeszkadzają jedynie zaparkowane wszędzie samochody.



Mały Rynek (Kleiner Ring, Piaţa Mică) również służy jako parkowisko co zdecydowanie nie dodaje mu uroku.


Turystów przyciąga tutaj Most Kłamców (Lügenbrücke). Odlano go w 1859 roku, co powoduje iż jest najstarszym żelaznym mostem w Siedmiogrodzie i całej Rumunii. Choć i tak  o ponad trzydzieści lat młodszym od tego z Ozimka .


Zgodnie z legendą most miał się zawalić, kiedy przejdzie po nim kłamca. Albo kłamców tu brak albo to lipa. Największym kusicielem był Nicolae Ceaușescu, który wygłaszał z niego przemówienia do mieszkańców. Uznałem, że skoro jemu się upiekło to może i mnie się uda .

Główna cerkiew tradycyjnie oddalona jest od rynku. Katedrę Trójcy Świętej wybudowano na początku XX wieku wzorując się ponoć na kościele Hagia Sophia, lecz ja podobieństwa nie widzę.


Tablica fundacyjna obok wejścia. Franciszek Józef przekazał na budowę 1000 guldenów.


W środku jak to w cerkwi - bardzo ładnie. Potężny świecznik sprowadzono aż z Wiednia.



Tymczasem na zewnątrz wychodzi słońce i od razu cały świat wygląda inaczej .


Niemal z automatu robi się upalnie, a na ulicach pojawiają się tłumy ludzi, poukrywane gdzieś do tej pory.


Wracamy na Wielki Rynek. Dzieciaki dokazują w fontannach i gonią gołębie. Te starsze nerwowymi ruchami molestują smartfony. Dorośli biegają z kijkami i strzelają kolejne fotki ze swoimi gębami, którymi będą później dręczyć krewnych i znajomych. Jest pięknie.


Widać stąd dwa ratusze - stary, z XIV wieku (potem przebudowany)...


...i nowy, eklektyczny, który pierwotnie był siedzibą Banku Kredytowego. Na prawo od niego kościół katolicki z bardzo ciemnym środkiem.


Z boku przechadzają się Cyganie w swoich strojach; to akurat rzadkość na tym wyjeździe, bo widywałem ich głównie po "cywilnemu".


Studzienki kanalizacyjne są dwujęzyczne.


Na początku XX wieku Hermannstadt był niemieckim miastem z silną mniejszością rumuńską i węgierską. Po zmianie granic proporcje zaczęły się zmniejszać, po raz ostatni Sasi stanowili pierwszą grupę narodowościową w okresie międzywojennym. Dzisiaj Niemcy to nieco ponad 1% Sybiniaków (Węgrzy trochę więcej), jednak władze mocno akcentują wielokulturowość. Interesujące, że partia niemiecka (Demokratyczne Forum Niemców) ma absolutną większość w radzie miejskiej. Ciekawe czy w jej szeregach są tylko Niemcy? Bo ewidentnie głosują na nich też Rumunii. Prezydent kraju Iohannis Klaus to także Niemiec z Sybinu, dawny burmistrz.

Udało nam się kupić pocztówki na pamiątki (to pierwsze miejsce gdzie je spotkaliśmy) i powoli kierujemy się w stronę samochodu. Przechodzimy przez Mały Rynek.


Ponownie kuszę los na Moście Kłamców...


W dole widać sznur samochodów które chcą wjechać do ścisłego centrum. Szlaban podnosi się dopiero gdy ktoś zwalnia miejsce i wyjeżdża.


Fotografuję w słońcu katedrę ewangelicką.


Obok międzynarodowa grupa kowali ostro pracuje i wykuwa różne przedmioty. To jakiś unijny projekt realizowany w kilku krajach nawiązujący do dawnych wędrownych rzemieślników.


Przy samochodzie okazuje się, iż zaparkowaliśmy tuż obok jednej z dwóch zachowanych baszt murów Dolnego Miasta - Mariańskiej (Marienturm).


Wrażenia z Sybina? Bardzo ładne miasto słusznie określane jako siedmiogrodzka perełka. Z pewnością można by w nim spędzić znacznie więcej czasu, trochę studzą zapał tłumy zwiedzających i wyższe niż zazwyczaj ceny. Jednak w programie Siedmiogrodu to opcja obowiązkowa.

Często porównują Sybin z Braszowem, choć spotkałem się z licznymi opiniami, iż ten drugi jednak mniej spektakularny. Ja mam odwrotnie, może dlatego iż Braszów był dla mnie pierwszym zabytkowym miastem Transylwanii w którym się zatrzymałem na dłużej i niesamowicie mi się spodobał. I chyba Sybin tej pierwszej siedmiogrodzkiej miłości nie przykrył .

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz