sobota, 5 lutego 2022

Neapol - Quartieri Spagnoli, Castel dell'Ovo i trochę wybrzeża.

Dzielnica Hiszpańska (Quartieri Spagnoli) to jeden z tych rejonów Neapolu, który do niedawna cieszył się bardzo złą sławą. Podobnie, jak wspominana ostatnio Rione Sanità, sąsiaduje ze ścisłym centrum (patrząc na mapę to nadal jest centrum), ale tworzy własny mikroświat.

Nazwa dzielnicy ma źródło w jej historii: w XVI wieku na terenie pomiędzy murami miejskimi a zamkiem Sant'Elmo stanęły koszary dla hiszpańskiego garnizonu chroniącego ówczesnego wicekróla i dławiącego potencjalne bunty. Do żołnierzy zaczęła dołączać ludność przybywająca z prowincji. Powstała dzielnica bardzo gęsto zabudowana i zaludniona, w której królował hazard, przestępczość, a zwłaszcza prostytucja (w końcu wojskowi musieli się jakoś zabawić). W kolejnych stuleciach ilość wojska malała, a cywilów rosła, zasilana nowymi falami migrantów z okolicznych miejscowości. Nie zmieniał się jej charakter: wąskie, często ślepe uliczki, ciasne, ściśle przylegające do siebie domy z dostawianymi piętrami w których mieszka obecnie około czternastu tysięcy osób. Bieda, niski poziom wykształcenia, wysoki - nawet jak na Neapol - poziom bezrobocia, aktywna działalność Camorry, duże zagrożenie napadami i sporo innych problemów społecznych - wszystko to nie zachęcało do odwiedzin. Mniej więcej na przełomie ubiegłego i obecnego wieku wiele zaczęło się zmieniać - władze chyba dostrzegły jej potencjał, nastąpiło pewne uspokojenie, pojawiły się lokale i sklepy przyciągające turystów, ulice częściej patrolują odpowiednie służby (choć najczęściej główne arterie przelotowe), a wizyta w Quartieri Spagnoli nie wiąże się z jakimś specjalnym zagrożeniem. Pojawiły się nawet nieśmiałe objawy gentryfikacji - na obrzeżach dzielnicy osiedlają się osoby zamożne, artyści, studenci.
Oczywiście pewną czujność należy zachowywać, ale takie zalecenia można wydać dla całego Neapolu i każdego dużego miasta na kontynencie.

Wschodnią granicę stanowi Via Toledo. To ponoć najbardziej reprezentacyjna ulica Neapolu, więc w jej przypadku mamy do czynienia z "normalną" szerokością, częściowym wyłączeniem z ruchu, po bokach stoją zadbane kamienice z niezbyt tanimi sklepami, a po chodnikach przewalają się tłumy miejscowych i turystów.


Wystarczy jednak wejść w jedną z bocznych ścieżek i klimat od razu się zmienia: momentalnie robi się bardziej wąsko, z okien zaczynają zwisać sznury z praniem, a po bokach pojawiają się bassi - małe mieszkanka z drzwiami i oknami wychodzącymi prosto na ulice, znane również ze starówki.




Na oknie po lewej wywieszono flagę z herbem Burbonów. Czyżby potomkowie tej garstki, która w 1860 roku zagłosowała przeciwko zjednoczeniu z północą Włoch? Widziałem ryciny jak wyglądał ówczesny plebiscyt (nota bene przeprowadzony jeszcze w czasie trwania działań wojennych): głosowanie polegało na włożeniu odpowiedniej kartki do koszyka z napisem "tak" lub "nie". Wszystko publicznie, żadnej anonimowości, pod czujnym okiem żołnierzy z północy, w salach obwieszonych flagami i portretami monarchy Królestwa Sardynii (czyli agresora). W takiej sytuacji oddanie głosu na "nie" musiało być przejawem wielkiej odwagi, więc nie dziwi oficjalnie ogromne poparcie opcji "tak"...

 
Poruszanie się tu samochodem musi być prawdziwym wyzwaniem... Dużo uliczek jest zablokowanych jakąś przeszkodą lub nagle kończy się ścianą.



Zmieścisz się, śmiało 😏.
 
 
Próżno szukać tu większej przestrzeni, atmosfera jest raczej klaustrofobiczna. Wokoło strzelają w niebo cztero- pięciopiętrowe kamienice bez windy, ledwo widać niebo. W takiej sytuacji nawet niewielki placyk stanowi komfortowe pole odpoczynku.


Mijamy różne knajpki, zazwyczaj wypełnione ludźmi, bo pora nastała obiadowa. Kolorowe banery zapraszają do odwiedzin i reklamują drinki za kilka euro... Na jednym ze skrzyżowań czytam szyld i nazwa wydaje mi się znajoma: Trattoria e Pizzeria 'O Vesuvio. Szperam w pamięci i już wiem, że ktoś polecał ten lokal jako miejsce z dobrą neapolitańską kuchnią, swojskie i nie za drogie. No to wchodzimy!


W środku rzeczywiście swojsko: na ścianach Maradona, innych cudzoziemców brak, szef lokalu siedzi przy ladzie i dyryguje obsługą. Sadowimy się przy oknie.


Niestety, kelner szybko stracił nami zainteresowanie. Dlaczego? Popełniliśmy niewyobrażalny błąd i zamiast przystawki i dwóch dań zamówiliśmy tylko jedno główne! Przepraszam, że nie byliśmy tak głodni aby wcisnąć w siebie trzy talerze, przepraszam, że nie chcieliśmy zostawiać połowy niedojedzonej porcji jak Włosi... Jedno naczynie na osobę z makaronem oraz sosem w zupełności wystarczyło, zwłaszcza, że jedzenie było sycące. Do tego butelka schłodzonego białego wina, do której nie dostaliśmy kieliszków (w przeciwieństwie do innych klientów) - mnie nie przeszkadza picie ze szklanki, lecz czuliśmy się jak osobnicy drugiej kategorii. Bardzo nam smakowało, ale zgrzyt pozostał.


Najedzeni wracamy uliczką pełną małych sklepików i znudzonych sprzedawców do Via Toledo, kończąc tym samym wizytę w Quartieri Spagnoli.


Stąd już blisko do morza, z którym Neapol jest związany od początku swojego istnienia. Tutejszy port był przed pandemią trzecim największym we Włoszech pod względem ruchu turystycznego, natomiast jako towarowy miał zajmować drugie miejsce. 
Dzień przed odwiedzeniem Dzielnicy Hiszpańskiej postanowiłem zajrzeć na tereny portowe, co nie było łatwe, gdyż odgradzał mnie od niej płot bez żadnych otwartych bram. Idziemy zatem wzdłuż niego po Via Nuova Marina - morze już czuć i słychać, lecz jeszcze go nie widać.


Z perspektywy chodnika można przyjrzeć się tutejszej zabudowie - jest zdecydowanie mniej ciasna niż w dzielnicach centralnych, ale czy o wiele bardziej komfortowa? Z pewnością widok na Morze Śródziemne przewyższa ten, w którym mamy ścianę sąsiedniej kamienicy 😏.




Wreszcie trafiamy na skrzyżowanie, przy którym można przejść w kierunku brzegu. Może to wina późnego popołudnia, ale nie spotykamy tu praktycznie nikogo, okolica sprawia wrażenie wymarłej.


Basen portowy oddzielony jest od Zatoki Neapolitańskiej betonowym molem. Po lewej stronie kołysze się pordzewiała grecka łajba z portem macierzystym w Naksos, po prawej wycieczkowce firmy Grimaldi Lines, która ma swą główną siedzibę w Neapolu. Wielki biało-niebieski statek o nazwie Cruise Bonaria jeszcze niedawno pływał pod grecką banderą i startował z Pireusu.



Na wybrzeże wracamy kolejnego dnia przy zdecydowanie gorszej pogodzie. Tym razem chodzi o odcinek tuż nad samym morzem położony za Pałacem Królewskim - Via Partenope oraz Via Nazario Sauro.


Posępny w tej aurze Wezuwiusz oraz tereny portowe.



Pomnik Oktawiana Augusta w mijanym parku. Cesarz zainicjował w Neapolu igrzyska olimpijskie. Miasto w okresie jego panowania nadal było jeszcze greckie duchem, mieszkańcy mówili po grecku, kultywowali zwyczaje greckich przodków i czcili greckich bogów.


Dzielnica, której opłotkami idziemy, nazywa się Santa Lucia. Jej obecny wygląd to efekt prac z drugiej połowy XIX wieku: z powodu podnoszenia się poziomu morza konieczne stało się nadsypywanie ziemi, powstały nowe ulice i szeregi reprezentacyjnych budynków. 
 

Na środku skrzyżowania stoi pomnik Humberta I, pierwszego króla zjednoczonych Włoch. Ktoś oblał go czerwoną farbą.


Zwolennicy obalonych Burbonów? Podejrzewam raczej akcję związaną z Me Too albo Black Lives Matter, zwłaszcza ta ostatnia rozlewa się po różnych krajach jak wybijające szambo. Tym bardziej, że nic nie wiadomo mi, aby król kogoś molestował, za to na pewno popierał rozwój włoskiego imperium kolonialnego. Kiedy ci idioci z różnych uduchowionych stowarzyszeń zrozumieją, że nie można współczesnych norm odnosić do wydarzeń i postaci historycznych?


Nasz główny cel nad morzem - Castel dell'Ovo.


Kiedyś na niewielkiej wysepce Grecy umieścili centrum ich koloni. Rzymianie wybudowali w jej miejscu willę, którą następnie ufortyfikowali. Swoje końcowe lata życia spędzał w niej ostatni zdetronizowany cesarz zachodniorzymski. Według legendy zatrzymał się tutaj także poeta Wergiliusz i zakopał... jajo. Magiczne jajo. Dzięki jaju mury lepiej się trzymały, a gdy kiedyś pęknie, to na Neapol spadnie nieszczęście.


Jajo to ovo, stąd nazwa "zamek jajeczny", choć pojawia się również wersja, że pochodzi od niemieckiego löwe - lew miał być w herbie jednego z władców szwabskich stacjonujących na wyspie. W każdym razie obecną fortecę zbudowali w XII wieku Normanowie, a w kolejnych stuleciach wielokrotnie pomagał on w odparciu ataków na miasto.

Obecnie wyspę łączy z lądem grobla, przy której kołyszą się dziesiątki łódek i jachtów.



Wstęp do zamku jest darmowy, lecz jesienią 2021 roku trzeba było wcześniej zarezerwować wizytę. Wiadomo, covid. Co prawda miejsca tam od groma, a chętnych wcale nie tak wielu, ale przepisów nie wymyśla się po to, aby je ignorować. Teoretycznie każdemu przysługuje jedna rezerwacja na tydzień, lecz szło to obejść podając innego maila 😏.
Wnętrza udostępniane bezpłatnie to korytarze i punkty widokowe. Mi w zupełności wystarczą.





Pogoda nie rozpieszcza, co chwilę przechodzi fala deszczu, ale ptakom to zupełnie nie przeszkadza. One chyba zawsze czują się świetnie.



Ta mewa wygląda, jakby coś wchodziło jej w kuper, stąd nie dziwi taka mina 😛.


Główny dziedziniec z armatami. Robię na nim zdjęcie z faną, niech choć trochę słonecznego koloru się pojawi.




Co widzimy z tego miejsca? Zamożną dzielnicę Posillipo. Promenadę (różowe budynki na górze to koszary). Żurawie portowe. Statek Costa Firenze i neapolitańskie wieżowce. 
 




Nad wodą przewalają się takie chmury, iż drugi brzeg Zatoki Neapolitańskiej, oddalony o dwadzieścia kilometrów, ledwie majaczy.


Zbieramy się, ponieważ z zachodu ciągnie coś ciemnego...


Zaczyna się spokojnie. Pod Pałacem Królewskim leje już konkretnie.


Obok bazy marynarki wojennej rozciąga się park. Oryginalną rzymską kolumnę wzięto z Muzeum Archeologicznego i stała się częścią pomnika poświęconego oddziałom piechoty walczącym w II wojnie światowej.


Pożegnanie z morzem było deszczowe. Pożegnanie z Wezuwiuszem... pochmurne.


-----

Strona gminy Neapol o Castel dell'Ovo - warto tam zajrzeć, czy urzędnicy nie przygotowali jakiejś niespodzianki, na przykład obiekt akurat będzie zamknięty.

6 komentarzy:

  1. Spodobał mi się Castel dell'Ovo a szczególnie widoki na okolicę. Nie wiem ile uda się nam zobaczyć w jeden dzień, ale i tak się cieszę na zwiedzanie południowych Włoch. Neapol jest po prostu w naszym przypadku jednodniowym przystankiem na trasie. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W kilka godzinach można obskoczyć najciekawsze miejsca, a na pewno łyknąć klimatu ;) A gdzie potem jedziecie dalej?

      Usuń
    2. W planach Pompeje, Wybrzeże Amalfi, może Capri jeszcze nie wszystko sprecyzowane. Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
    3. Zazdoszczę :) Mnie starczyło czasu tylko na Pompeje, a przecież tam jest tyle do oglądania w okolicy! Pozdrowienia!

      Usuń
  2. Pojawił się i widok na Wezuwiusz ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Więcej Wezuwiusza będzie z Pompejów, tam trudno go ignorować :D

      Usuń