Dzielnica Hiszpańska (Quartieri Spagnoli) to jeden z tych rejonów
Neapolu, który do niedawna cieszył się bardzo złą sławą. Podobnie, jak
wspominana ostatnio Rione Sanità, sąsiaduje ze ścisłym centrum (patrząc na mapę
to nadal jest centrum), ale tworzy własny mikroświat.
Nazwa dzielnicy ma źródło w jej historii: w XVI wieku na terenie pomiędzy
murami miejskimi a zamkiem Sant'Elmo stanęły koszary dla hiszpańskiego
garnizonu chroniącego ówczesnego wicekróla i dławiącego potencjalne bunty. Do
żołnierzy zaczęła dołączać ludność przybywająca z prowincji. Powstała
dzielnica bardzo gęsto zabudowana i zaludniona, w której królował hazard,
przestępczość, a zwłaszcza prostytucja (w końcu wojskowi musieli się jakoś
zabawić). W kolejnych stuleciach ilość wojska malała, a cywilów rosła,
zasilana nowymi falami migrantów z okolicznych miejscowości. Nie zmieniał się
jej charakter: wąskie, często ślepe uliczki, ciasne, ściśle przylegające do
siebie domy z dostawianymi piętrami w których mieszka obecnie około
czternastu tysięcy osób. Bieda, niski poziom wykształcenia, wysoki - nawet
jak na Neapol - poziom bezrobocia, aktywna działalność Camorry, duże zagrożenie napadami i sporo innych problemów społecznych - wszystko to nie
zachęcało do odwiedzin. Mniej więcej na przełomie ubiegłego i obecnego wieku wiele zaczęło
się zmieniać - władze chyba dostrzegły jej potencjał, nastąpiło pewne
uspokojenie, pojawiły się lokale i sklepy przyciągające turystów, ulice
częściej patrolują odpowiednie służby (choć najczęściej główne arterie
przelotowe), a wizyta w Quartieri Spagnoli nie wiąże się z jakimś specjalnym
zagrożeniem. Pojawiły się nawet nieśmiałe objawy gentryfikacji - na obrzeżach
dzielnicy osiedlają się osoby zamożne, artyści, studenci.
Oczywiście pewną czujność należy zachowywać, ale takie zalecenia można wydać
dla całego Neapolu i każdego dużego miasta na kontynencie.
Wschodnią granicę stanowi Via Toledo. To ponoć najbardziej
reprezentacyjna ulica Neapolu, więc w jej przypadku mamy do czynienia z
"normalną" szerokością, częściowym wyłączeniem z ruchu, po bokach stoją
zadbane kamienice z niezbyt tanimi sklepami, a po chodnikach przewalają się
tłumy miejscowych i turystów.
Wystarczy jednak wejść w jedną z bocznych ścieżek i klimat od razu się
zmienia: momentalnie robi się bardziej wąsko, z okien zaczynają zwisać sznury
z praniem, a po bokach pojawiają się bassi - małe mieszkanka z drzwiami
i oknami wychodzącymi prosto na ulice, znane również ze starówki.
Na oknie po lewej wywieszono flagę z herbem Burbonów. Czyżby potomkowie tej
garstki, która w 1860 roku zagłosowała przeciwko zjednoczeniu z północą Włoch?
Widziałem ryciny jak wyglądał ówczesny plebiscyt (nota bene przeprowadzony
jeszcze w czasie trwania działań wojennych): głosowanie polegało na włożeniu
odpowiedniej kartki do koszyka z napisem "tak" lub "nie". Wszystko publicznie,
żadnej anonimowości, pod czujnym okiem żołnierzy z północy, w salach
obwieszonych flagami i portretami monarchy Królestwa Sardynii (czyli
agresora). W takiej sytuacji oddanie głosu na "nie" musiało być przejawem
wielkiej odwagi, więc nie dziwi oficjalnie ogromne poparcie opcji "tak"...
Poruszanie się tu samochodem musi być prawdziwym wyzwaniem... Dużo uliczek
jest zablokowanych jakąś przeszkodą lub nagle kończy się ścianą.
Zmieścisz się, śmiało 😏.
Próżno szukać tu większej przestrzeni, atmosfera jest raczej klaustrofobiczna.
Wokoło strzelają w niebo cztero- pięciopiętrowe kamienice bez windy, ledwo
widać niebo. W takiej sytuacji nawet niewielki placyk stanowi komfortowe pole
odpoczynku.
Mijamy różne knajpki, zazwyczaj wypełnione ludźmi, bo pora nastała obiadowa.
Kolorowe banery zapraszają do odwiedzin i reklamują drinki za kilka euro... Na
jednym ze skrzyżowań czytam szyld i nazwa wydaje mi się znajoma:
Trattoria e Pizzeria 'O Vesuvio. Szperam w pamięci i już wiem, że ktoś
polecał ten lokal jako miejsce z dobrą neapolitańską kuchnią, swojskie i nie
za drogie. No to wchodzimy!
W środku rzeczywiście swojsko: na ścianach Maradona, innych cudzoziemców brak,
szef lokalu siedzi przy ladzie i dyryguje obsługą. Sadowimy się przy oknie.
Niestety, kelner szybko stracił nami zainteresowanie. Dlaczego? Popełniliśmy
niewyobrażalny błąd i zamiast przystawki i dwóch dań zamówiliśmy tylko jedno
główne! Przepraszam, że nie byliśmy tak głodni aby wcisnąć w siebie trzy
talerze, przepraszam, że nie chcieliśmy zostawiać połowy niedojedzonej porcji
jak Włosi... Jedno naczynie na osobę z makaronem oraz sosem w zupełności wystarczyło,
zwłaszcza, że jedzenie było sycące. Do tego butelka schłodzonego białego wina,
do której nie dostaliśmy kieliszków (w przeciwieństwie do innych klientów) -
mnie nie przeszkadza picie ze szklanki, lecz czuliśmy się jak osobnicy drugiej
kategorii. Bardzo nam smakowało, ale zgrzyt pozostał.
Najedzeni wracamy uliczką pełną małych sklepików i znudzonych sprzedawców do
Via Toledo, kończąc tym samym wizytę w Quartieri Spagnoli.
Stąd już blisko do morza, z którym Neapol jest związany od początku swojego
istnienia. Tutejszy port był przed pandemią trzecim największym we
Włoszech pod względem ruchu turystycznego, natomiast jako towarowy miał
zajmować drugie miejsce.
Dzień przed odwiedzeniem Dzielnicy Hiszpańskiej postanowiłem zajrzeć na tereny
portowe, co nie było łatwe, gdyż odgradzał mnie od niej płot bez żadnych
otwartych bram. Idziemy zatem wzdłuż niego po Via Nuova Marina - morze już czuć i
słychać, lecz jeszcze go nie widać.
Z perspektywy chodnika można przyjrzeć się tutejszej zabudowie - jest
zdecydowanie mniej ciasna niż w dzielnicach centralnych, ale czy o wiele bardziej
komfortowa? Z pewnością widok na Morze Śródziemne przewyższa ten, w którym
mamy ścianę sąsiedniej kamienicy 😏.
Wreszcie trafiamy na skrzyżowanie, przy którym można przejść w kierunku
brzegu. Może to wina późnego popołudnia, ale nie spotykamy tu praktycznie
nikogo, okolica sprawia wrażenie wymarłej.
Basen portowy oddzielony jest od Zatoki Neapolitańskiej betonowym
molem. Po lewej stronie kołysze się pordzewiała grecka łajba z portem
macierzystym w Naksos, po prawej wycieczkowce firmy Grimaldi Lines,
która ma swą główną siedzibę w Neapolu. Wielki biało-niebieski statek o nazwie
Cruise Bonaria jeszcze niedawno pływał pod grecką banderą i startował z
Pireusu.
Na wybrzeże wracamy kolejnego dnia przy zdecydowanie gorszej pogodzie. Tym
razem chodzi o odcinek tuż nad samym morzem położony za Pałacem Królewskim -
Via Partenope oraz Via Nazario Sauro.
Posępny w tej aurze Wezuwiusz oraz tereny portowe.
Pomnik Oktawiana Augusta w mijanym parku. Cesarz zainicjował w Neapolu
igrzyska olimpijskie. Miasto w okresie jego panowania nadal było jeszcze
greckie duchem, mieszkańcy mówili po grecku, kultywowali zwyczaje greckich
przodków i czcili greckich bogów.
Dzielnica, której opłotkami idziemy, nazywa się Santa Lucia. Jej obecny
wygląd to efekt prac z drugiej połowy XIX wieku: z powodu podnoszenia się
poziomu morza konieczne stało się nadsypywanie ziemi, powstały nowe ulice i
szeregi reprezentacyjnych budynków.
Na środku skrzyżowania stoi pomnik Humberta I, pierwszego króla zjednoczonych
Włoch. Ktoś oblał go czerwoną farbą.
Zwolennicy obalonych Burbonów? Podejrzewam raczej akcję związaną z
Me Too albo Black Lives Matter, zwłaszcza ta ostatnia rozlewa
się po różnych krajach jak wybijające szambo. Tym bardziej, że nic nie wiadomo
mi, aby król kogoś molestował, za to na pewno popierał rozwój włoskiego
imperium kolonialnego. Kiedy ci idioci z różnych uduchowionych stowarzyszeń
zrozumieją, że nie można współczesnych norm odnosić do wydarzeń i postaci
historycznych?
Nasz główny cel nad morzem - Castel dell'Ovo.
Kiedyś na niewielkiej wysepce Grecy umieścili centrum ich koloni. Rzymianie
wybudowali w jej miejscu willę, którą następnie ufortyfikowali. Swoje końcowe
lata życia spędzał w niej ostatni zdetronizowany cesarz zachodniorzymski.
Według legendy zatrzymał się tutaj także poeta Wergiliusz i zakopał... jajo.
Magiczne jajo. Dzięki jaju mury lepiej się trzymały, a gdy kiedyś pęknie, to
na Neapol spadnie nieszczęście.
Jajo to ovo, stąd nazwa "zamek jajeczny", choć pojawia się
również wersja, że pochodzi od niemieckiego löwe - lew miał być w
herbie jednego z władców szwabskich stacjonujących na wyspie. W każdym razie
obecną fortecę zbudowali w XII wieku Normanowie, a w kolejnych stuleciach
wielokrotnie pomagał on w odparciu ataków na miasto.
Obecnie wyspę łączy z lądem grobla, przy której kołyszą się dziesiątki łódek i
jachtów.
Wstęp do zamku jest darmowy, lecz jesienią 2021 roku trzeba było wcześniej
zarezerwować wizytę. Wiadomo, covid. Co prawda miejsca tam od groma, a
chętnych wcale nie tak wielu, ale przepisów nie wymyśla się po to, aby je
ignorować. Teoretycznie każdemu przysługuje jedna rezerwacja na tydzień, lecz
szło to obejść podając innego maila 😏.
Wnętrza udostępniane bezpłatnie to korytarze i punkty widokowe. Mi w
zupełności wystarczą.
Pogoda nie rozpieszcza, co chwilę przechodzi fala deszczu, ale ptakom to
zupełnie nie przeszkadza. One chyba zawsze czują się świetnie.
Ta mewa wygląda, jakby coś wchodziło jej w kuper, stąd nie dziwi taka mina 😛.
Główny dziedziniec z armatami. Robię na nim zdjęcie z faną, niech choć trochę
słonecznego koloru się pojawi.
Co widzimy z tego miejsca? Zamożną dzielnicę Posillipo. Promenadę (różowe
budynki na górze to koszary). Żurawie portowe. Statek Costa Firenze i
neapolitańskie wieżowce.
Nad wodą przewalają się takie chmury, iż drugi brzeg Zatoki Neapolitańskiej,
oddalony o dwadzieścia kilometrów, ledwie majaczy.
Zbieramy się, ponieważ z zachodu ciągnie coś ciemnego...
Zaczyna się spokojnie. Pod Pałacem Królewskim leje już konkretnie.
Obok bazy marynarki wojennej rozciąga się park. Oryginalną rzymską kolumnę
wzięto z Muzeum Archeologicznego i stała się częścią pomnika poświęconego
oddziałom piechoty walczącym w II wojnie światowej.
Pożegnanie z morzem było deszczowe. Pożegnanie z Wezuwiuszem... pochmurne.
-----
Strona gminy
Neapol o Castel dell'Ovo - warto tam zajrzeć, czy urzędnicy nie przygotowali
jakiejś niespodzianki, na przykład obiekt akurat będzie zamknięty.
Spodobał mi się Castel dell'Ovo a szczególnie widoki na okolicę. Nie wiem ile uda się nam zobaczyć w jeden dzień, ale i tak się cieszę na zwiedzanie południowych Włoch. Neapol jest po prostu w naszym przypadku jednodniowym przystankiem na trasie. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńW kilka godzinach można obskoczyć najciekawsze miejsca, a na pewno łyknąć klimatu ;) A gdzie potem jedziecie dalej?
UsuńW planach Pompeje, Wybrzeże Amalfi, może Capri jeszcze nie wszystko sprecyzowane. Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńZazdoszczę :) Mnie starczyło czasu tylko na Pompeje, a przecież tam jest tyle do oglądania w okolicy! Pozdrowienia!
UsuńPojawił się i widok na Wezuwiusz ;)
OdpowiedzUsuńWięcej Wezuwiusza będzie z Pompejów, tam trudno go ignorować :D
Usuń