środa, 20 stycznia 2021

Ústecký kraj - Louny, Žatec, Most i inne miejsca.

Do kraju usteckiego wjeżdżam od północy, od Niemców. Granicę przekraczam na autostradzie A18/D8, która po czeskiej stronie przez pewien fragment jest bezpłatna. Przede mną pofałdowane Rudawy (Krušné hory, Erzgebirge) oraz słońce próbujące przebijać się przez chmury.


Z autobany zjeżdżam do wioski Chlumec (Kulm). W 1813 roku w tej okolicy rozegrała się krwawa bitwa pomiędzy armią Napoleona, a wojskami koalicji austriacko-prusko-rosyjskiej. Starcie, w którym brało udział ponad 80 tysięcy żołnierzy, wygrali sprzymierzeni. Pamiątką po tych wydarzeniach są liczne pomniki.

Przede mną zwieńczona lwem kamienna wieża, poświęcona poległym służącym pod sztandarem Habsburgów (Austriacy ponieśli akurat najmniejsze straty, niecałe tysiąc ofiar).


W Republice Czeskiej jest bardzo dużo takich pomników przypominających starcia sprzed lat. Przetrwały międzywojnie, przetrwały komunę i do dziś nie pozwalają zapomnieć o historii.



Planowałem pokręcić się po Ústí nad Labem (Aussig an der Elbe), ale nie mamy już na to czasu, gdyż do 18-tej muszą jeszcze zadzwonić i dotrzeć na kwaterę. Ograniczam się do krótkiego postoju żeby tylko się rozejrzeć. A obrazki są ciekawe: sypiące się budynki, tabliczki z nazwami ulic z poprzedniego ustroju, wałęsający się Cyganie i zaniedbany kościół. Zdecydowanie muszę tu wrócić na spokojnie 😊.




Dalsza droga to bardzo przyjemny odcinek wzdłuż Łaby. Z jednej strony rzeka, z drugiej pagóry i winnice, a pośrodku senne wioski.




A oto i sama Łaba (Labe, Elbe). Z tyłu zakłady chemiczne w Lovosicach.

Tu z kolei mamy jeden z jej kanałów i wieżę kościelną w Litomierzycach (Litoměřice, Leitmeritz), gdzie będziemy nocować.

O Litomierzycach popełnię wkrótce kolejny wpis. Natomiast dwa dni później ruszamy w całodzienną objazdówkę po usteckim kraju. Jedziemy drogą na pograniczu Czeskiego Średniogórza (České středohoří) i Płyty Dolnooharskiej (Dolnooharská tabule). Z dość płaskiego terenu co jakiś czas wyskakują pojedyncze górki oddalone od innych, pochodzenia wulkanicznego.


Po prawej Hazmburk (Hazemburk) z ruinami zamku o tej samej nazwie, jeden z symboli regionu.

Pierwszą większą miejscowością są Louny (Loun). Starówkę częściowo nadal otaczają mury obronne, zachowała się także jedna potężna brama Žatecká.

Na rynku (przyozdobionym pomnikiem Jana Husa) rozłożyło się kilkanaście straganów. Na jednym z nich kupujemy zestawy wędzonych serów.

Najważniejszym zabytkiem Loun jest późnogotycki kościół świętego Mikołaja. Jest tak duży, a sąsiednie ulice są tak blisko niego, że nie wrzucę tu żadnego jego zewnętrznego zdjęcia, bo nie miał szans zmieścić się w kadrze. W zamian za to ujęcie z wnętrza - potężny drewniany ołtarz z początku XVIII wieku. Nota bene w środku zakazują fotografować.

Świątynia posiada wysoką na 60 metrów wieżę, którą można zwiedzać. W tym celu należy kupić bilet w kiosku mieszczącym się przy wejściu do kościoła, babka wyjdzie z kasy i wpuści chętnych, potem zamknie za nimi drzwi na klucz i jeśli ktoś będzie chciał wyjść, to musi użyć dzwonka i czekać, aż go wypuści. W efekcie kobieta lata tam i z powrotem jak odkurzacz.

Na szczyt prowadzi 180 schodów. Ścieżka dookoła murka nie należy do szerokich.

Jakiś patriota wyrył herb Czechosłowacji i dopisał datę: 18 października 1938 roku. Prawie trzy tygodnie po układzie monachijskim, nieco ponad dwa tygodnie po zajęciu przez Wojsko Polskie Zaolzia i tydzień po ostatecznym obsadzeniu przez Wehrmacht pogranicza. A już wkrótce do wykrojenia swojego kawałka tortu dołączą Węgrzy. W wyniku tych wydarzeń Louny stały się miastem leżącym prawie nad samą nowo wytyczono granicą.

Zaczął padać deszcz. Na ten dzień zapowiadano najgorszą pogodę w czasie całego wyjazdu i rzeczywiście im się sprawdziło. Na szczęście nie przeszkadza to w podziwianiu panoramy. Na pierwszym planie dachy starówki, następnie most nad Ohrzą (Ohře), zespół młynów rzecznych (nadal działających), wreszcie na końcu zestaw kopców.

Rynek z nowym i starym ratuszem.

Oprócz tarasu widokowego na szczycie wieży znajduje się także niewielki pokój - mieszkanie strażnika (hlásný). Od samego początku istnienia kościoła siedział sobie na górze i obserwował okolicę, informując o niebezpieczeństwie. W razie zauważenia pożaru dął w trąbkę i wywieszał czerwoną chorągiew. Trąbieniem informował także o przyjeździe jakichś ważnych gości albo o aktualnej godzinie. Gmina ufundowała strażnikowi piecyk, dostarczała jedzenie (gdy nie schodził na dół to wciągano je na linach). Czasem posiadał osobistą... kozę. Podobno dla mleka. Ostatni "wieżowy" pełnił swoją funkcję jeszcze w początkach komunizmu. On także miał kozę, która pasła się na trawnikach i obżerała się różami z rynku. Ponoć drażniło to mieszczan i naruszało socjalistyczną moralność. Strażnikowi, człowiekowi w zaawansowanym wieku, dano do wyboru dobrowolne przeniesienie się do domu opieki dla seniorów albo niedobrowolne umieszczenie w psychiatryku. Wybrał dom opieki w którym po czternastu dniach zmarł.

Na koniec wizyty w Lounach zajeżdżam pod główny cmentarz, żeby przejść się po kirkucie. Żydzi postawili okazały dom przedpogrzebowy.
 
 
Nekropolię założono w 1874 roku, zachowało się 250 nagrobków.



Z czym kojarzą się w Europie Czechy? Męskiej części populacji zapewne z piwem 😏. Najsłynniejszym czeskim chmielem jest žatecky (Saaz, Žatecký poloraný červeňák), uprawiany w tym rejonie co najmniej od średniowiecza, a obecnie stanowiący 2/3 produkowanego w Republice Czeskiej chmielu. Bez niego trudno wyobrazić sobie pilsnery. Będąc tutaj nie mogłem pominąć miasta Žatec (Saaz), od którego wziął swą nazwę. Trudno sobie wybrać inne miejsce będące stolicą Piwnego Królestwa. Im bliżej miejscowości, tym więcej "chmielowych pól".


Od pewnego czasu w polskiej telewizji dość często pojawia się reklama "Žateckeho Světleho Ležáka". Piwo przedstawiane jest jako czeskie, pojawiają się też migawki jakoby z samego Žatca. To oczywiście bzdura - prezentowane siki produkuje się w Brzesku (wyjaśnia to podpis małymi literkami), a telewizyjny Žatec ustylizowany jest na senną wioskę, podczas gdy w rzeczywistości to prawie dwudziestotysięczne miasto (minimalnie większe od Loun, ale to one są stolicą powiatu).

Życie w Žatcu kręci się oczywiście wokół piwa. Dawne magazyny chmielarskie przekształcono w turystyczny kompleks Chrám chmele a piva. W jego skład wchodzi futurystyczna wieża widokowa, labirynt, muzeum, piwny zegar, restauracja, strefa dla dzieci, chmielowy ogród, sklep, galeria, no i rzecz jasna browar. Na zegarku mamy dopiero południe, więc może dlatego jest tu jeszcze pusto.



Browarów w mieście jest więcej, również rzemieślniczych.

Wizualnie to niezły kontrast - odpicowane budynki sąsiadują z tymi w ciut gorszym stanie.


  "Žatec - miasto, w którym piwo jest w domu" 😏.

Žatecki rynek - zawsze na przełomie sierpnia i września odbywa się na nim festiwal piwny. Wielokrotnie chciałem na niego przyjechać, lecz zazwyczaj koliduje mi ze spotkaniami forumowymi w Sanoku. W 2020 został anulowany...

Nawet jeśli ktoś nie jest piwoszem, to Žatec mu się może spodobać. Miasto jest jednym z najstarszych w Czechach, pierwsza wzmianka o nim pochodzi z kroniki z 1004 roku (znalazłem informację, iż wcześniej wspomniano jedynie Pragę, ale nie mam pewności, czy to rzeczywiście prawda). Od 1961 roku stanowi miejski rezerwat zabytków, jeden z pierwszych pięciu w kraju (szybciej niż stolica). Na starówce (posiadającej aż pięć dużych placów) praktycznie brak nowszych budynków, stoją zaś dziesiątki kamieniczek, klasycystyczny ratusz, kilka kościołów, druga pod względem wielkości synagoga Republiki i spora część murów obronnych z dwiema bramami. Należy też zauważyć, że o ile główna ulica ma zadbaną zabudowę, to na bocznych wygląda to nieco inaczej.


 
Wracamy do tematu piwnego. Pod tym względem Žatec dzierży kilka rekordów:
* stolica największego regionu chmielarskiego w państwie, 
* posiada największy magazyn chmielu na świecie,
* działa w nim najmniejszy browar na świecie (eksperymentalny w Instytucie Chmielarstwa),
* obok ratusza znajduje się najmniejsze chmielowe pole na świecie (widoczne na zdjęciu poniżej, w tle zaś wieże synagogi),
* na rynku znaleziono grób "najstarszego piwosza świata" - ludzki szkielet z III-IV tysiąclecia przed naszą erą z ręką ściskającą gliniane naczynie ze śladami chmielowego napoju,
* dodatkowo zaś miasto wraz z okolicą są terenem z najmniejszą liczbą opadów w Republice Czeskiej.


Zamykający centrum od północy browar Žatec, założony w 1801 roku. Dziś należy do Carlsberga, więc próżno szukać w nim jakichś ciekawych produktów.


I kolejny obiekt związany z browarnictwem - przy bramie wisi stary znaczek z napisem "Československý chmel. Chmelařství Žatec".


Chciałbym kiedyś przyjechać tu na cały weekend, aby spokojnie powłóczyć się po wszystkich piwnych przybytkach. Tym razem to był tylko rekonesans.

Ostatnią odwiedzaną miejscowością będzie Most (Brüx)

 
Na pierwszy rzut oka nic tu ciekawego - ot, architektura z poprzedniej epoki, szerokie i proste arterie, dużo przestrzeni. Jak chociażby w Tychach, miasto wybudowane od nowa.


Jest w tym dużo prawdy, ale Most uzyskał prawa miejskie już w XIII wieku. Przez kolejne stulecia zarabiał na handlu oraz winiarstwie, aż wreszcie w XIX wieku odkryto w pobliżu bogate złoża węgla brunatnego. Dało to impuls do gwałtownego rozwoju miejscowości, a jednocześnie przyczyniło się do jego zagłady.
Po ostatniej wojnie socjalistyczne władze postanowiły radykalnie zwiększyć wydobycie brązowego złota. Na obrzeżach Mostu zaczęły wyrastać nowe osiedla dla górników i robotników. Na przełomie 1963 i 64 roku podjęto szokującą decyzję o... zburzeniu niemal całego miasta w celu zrobienia miejsca dla kopalń (węgiel pozyskiwano metodami odkrywkowymi). Oczywiście znane są przypadki likwidacji całych osad w celach gospodarczych albo przy zalewaniu zbiorników wodnych, ale w tej sytuacji chodziło o wyrok na powiatowej miejscowości liczącej 30 tysięcy mieszkańców, posiadającej setki zabytków (ponoć jedynie Praga miała więcej budynków w stylu gotyckim), cukrownię, browar, fabrykę porcelany, muzeum, teatr, hutę stali. Z punktu widzenia historyka było to barbarzyństwo. Zadziwiające jest, że coś takiego przeszło przy całkowitym braku sprzeciwu społeczeństwa, ale z drugiej strony w Moście dominowali ci, którzy swoje życie związali z górnictwem, więc nie w głowie im były jakieś zabytki, a partia komunistyczna miała zawsze wysokie poparcie. 
Pod tym linkiem możemy zobaczyć ujęcia ze starego Mostu, a także sceny wysadzania kolejnych budynków - przypominają one Warszawę po powstaniu. Zresztą ruiny Mostu odgrywały stolicę Polski w serialu "Dom".
 
Zagładę zakończono w 1982 roku, kiedy wyleciał w powietrze teatr (pojawia się też data 1987 jako oficjalny koniec likwidacji). Na południe od dawnego mostu wybudowano od zera nowy Most, w socjalistycznym stylu. To właśnie w jego centrum teraz jestem. Na pierwszym zdjęciu dom handlowy, a za nim wieżowiec SDS Komes, najwyższy w kraju usteckim, a piąty w Republice (pomijając kościelne wieże). Na drugim górujący nad miastem zamek Hněvín (Landeswarte), który leżąc na wzgórzu uniknął rozbiórki.




Magistrat oraz planetarium.



Kompleks planetarium wraz z dobudówkami miał być "reprezentacyjnym domem miasta" i być może w latach 70. tak się prezentował. Dzisiaj sprawia wrażenie opuszczonego.




Między tym wszystkim stoi kilka kapliczek przydrożnych ze starego Mostu. Zupełnie tam nie pasują. Ogólnie to centrum sprawia wrażenie kompletnie wyludnionego i odczłowieczonego, jakby ludzie nie chcieli mieć z nim nic wspólnego!




Czy oprócz zamku i kilku kapliczek coś jeszcze przetrwało zagładę? Owszem. Nieszczęśliwie wyburzenia dotknęły najstarszą i najcenniejszą dzielnicę staromiejską, natomiast południowo-zachodnie osiedla, powstałe pod koniec XIX i na początku XX wieku, ocalały. Tam znajdziemy trochę architektury sprzed stu lat, w tym muzeum mieszczące się w budynku szkoły z 1913 roku. Buldożery nie dotarły również na miejski cmentarz, który położony jest na zboczu wzgórza Ressl. Ozdobą nekropolii jest dawne krematorium, w którym teraz znajduje się ekspozycja dotycząca II wojny światowej.


Teren cmentarza to rozległy obszar. Pomijam normalne groby i zaglądam na aleję "zasłużonych". Są to zbiorowe mogiły żołnierzy radzieckich, ofiar cywilnych wojny (być może niektóre symboliczne), bułgarskiego żołnierza z Wielkiej Wojny (skąd on się tu wziął?) i górników, którzy zginęli w kopalniach. Są też pojedyncze groby niemieckie, a nawet jakiegoś radzieckiego pułkownika i jego żony.


Obelisk poświęcony górnikom z kopalni Jupiter (katastrofa w 1902), a przed nim groby lotników alianckich, intensywnie bombardujących Most w latach 40..

 
Tu spoczywa jakiś fan Jacka Danielsa 😛.


Podjeżdżamy pod zamek Hněvín. Z bliska okazuje się, że to podróbka sprzed wieku, udająca średniowieczną warownię, zburzoną po wojnie trzydziestoletniej. W dodatku trwa remont, robotnicy skuwają młotami mur, walają się kamienie.


Atrakcyjność wzgórza polega nie na nowym-starym zamku, ale na panoramach miasta, które stąd się rozciągają. Ponieważ zaczęło padać, więc włażę pod nieduży daszek i męczę aparat. Most wygląda jak jedno wielkie blokowisko, choć przy dokładniejszym spojrzeniu można odróżnić paneláki z wielkiej płyty od wcześniejszych.



Ulica Jugoslávská, jedna ze starszych w obecnym mieście.

Na lewo od linii kolejowej uchowała się inna cząstka starego Mostu: kilka budynków zakładowych, dawny barokowy sierociniec oraz dwie świątynie, w tym najważniejsza - późnogotycki kościół dziekański Wniebowzięcia Maryi Panny z 16. stulecia. Był to najcenniejszy zabytek miasta, więc postanowiono go nie burzyć. Rozważano różne warianty ochrony, w końcu zdecydowano się go przesunąć o ponad 800 metrów. W tym celu rozebrano wieżę, wyciągnięto z wnętrz wszystkie przedmioty, wzmocniono ściany. Operację przemieszczenia rozpoczęto 30 września 1975 roku, trwała prawie miesiąc. Dziś kościół wygląda w nowej pustawej lokalizacji trochę dziwnie, jak dekoracja.

W przeszłości w miejscu jeziora stał szpital.

Komuniści chcieli jakoś wynagrodzić mieszkańcom swoją decyzję, więc w nowym mieście i okolicach powstało wiele nowoczesnych instytucji i obiektów. Jednym z nich jest tor wyścigowy stworzony na zrekultywowanych terenach pokopalnianych.

Te góry wydają się takie zupełnie nieczeskie.

Zjeżdżamy w dół, aby z bliska przyjrzeć się kościołowi dziekańskiemu. Leje jak z cebra, wieje, temperatura dawno spadła poniżej dziesięciu stopni, a ja jak kretyn ciągle w krótkich galotkach! No cóż, nikt nie mówił, że będzie łatwo, ale oględziny ograniczam do szybkiego sprintu, tym bardziej, że drzwi są zamknięte.


Kościół szpitalny (właściwie kaplica) świętego Ducha, do której przyciągnięto większą świątynię, to najstarszy budynek w Moście, nadal stojący w miejscu, gdzie go wzniesiono.

Ponieważ chwilowo aura się uspokaja, więc jedziemy kawałek dalej, na teren dawnej starówki. Po zakończeniu wydobycia wyrobisko zostało częściowo zasypane, a w części utworzono zbiornik wodny, przy którym w ubiegłym roku oddano do użytku plażę. Jezioro Most jest najgłębszym sztucznym w całym państwie (75 metrów). Mniej więcej na brzegu zalewu kończyło się kiedyś Stare Miasto, stała synagoga i kościół ewangelicki.

Nowe zalane asfaltem ronda. Gdybym się cofnął o kilkadziesiąt lat, to rozglądałbym się teraz po placu Edvarda Beneša obok gmachu poczty.

Na mapie z lat 50. ubiegłego wieku zaznaczono budynek regionalnego oddziału Komunistycznej Partii Czechosłowacji - stał on dokładnie pośrodku tego zdjęcia. Obok niego (mniej więcej w biegu drogi) ciągnęła się jedna z odnóg rzeki Bíliny, której później zmieniono koryto. Trochę na prawo od ronda, pod wzgórzem, wznosił się pierwotnie kościół dziekański, a gdybyśmy odwrócili się jeszcze bardziej w prawo i przeszlibyśmy kilkaset metrów, to znaleźlibyśmy się na rynku.

Żeby to lepiej unaocznić wrzucam współczesne zdjęcie satelitarne z naniesionymi budynkami starego Mostu. Na żółto zaznaczyłem swoją pozycję.

A tu porównanie: zdjęcie lotnicze z 1975 roku (burzenie już trwało, ale większość starówki wraz z rynkiem jeszcze istniała) i zdjęcie z 2019. Na zielono moja pozycja, na niebiesko położenie rynku, na żółto oryginalna lokalizacja kościoła dziekańskiego, na czerwono jego obecne stanowisko. Dobrze widać biały pas pomiędzy tymi dwoma ostatnimi punktami - przygotowywany tor do przeniesienia świątyni. Na brązowo wzgórze Hněvín.

Fotografie pochodzą z portalu mapy.mesto-most.cz.

Na tym kończymy wizytę w Moście - znów zaczęło padać, więc kierujemy się z powrotem do Litomierzyc na kwaterę. Po drodze zatrzymuję się jeszcze raz - ponownie jak pierwszy postój dotyczy on pamiątki po bitwie pod Kulm. Tym razem to pomnik żołnierzy z armii rosyjskiej, która poniosła największe straty z państw koalicji antynapoleońskiej. Kamień węgielny budowy położono w 1837 roku przy asyście cesarzy austriackiego i rosyjskiego oraz króla pruskiego.


Kompleks uzupełnia "domek stróża" w stylu empire, w którym podobno prezentowane są jakieś informacje dla turystów, ale w tym momencie był zamknięty.

Pogoda próbowała dziś co jakiś czas torpedować zwiedzanie, ale jej się nie udało, bo wszystkie zaplanowane punkty z objazdówki zostały zrealizowane 😊.

8 komentarzy:

  1. Jak ja lubię takie objazdówki po Czeskich i Słowackich miasteczkach. Większość długich weekendów tak właśnie spędzaliśmy, zanim pojawił się koronawirus. Pomimo kiepskiej pogody zdjęcia wyszły bardzo ładne i świetnie oddają to, co tak dokładnie opisałeś. Nawet domy stoją prosto, co już od pewnego czasu zauważyłem na Twoim blogu.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm, a dlaczego miałyby domy stać krzywo? :>

      Mam nadzieję, że za kilka miesięcy uda się wrócić do takich objazdówek :)

      Usuń
  2. Pudelku, takie wpisy to jak odtrutka na rzeczywistość. Wchodzę na bloga, czytam o Czechach i jakby pandemia w ogóle nie istniała. Dziękuję :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę :) Takie pisanie to dla mnie też małe lekarstwo na otaczającą rzeczywistość :) Choć trochę goryczy jest w tym, iż to był ostatni weekend, kiedy to było możliwe w opisanej formie. Taki trochę taniec na Titanicu ;)

      Usuń
  3. Naprawdę dobre zdjęcia i ciekawy tekst. Świetny blog.

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajnie. Interesują mnie te rejony, gdyż geograficznie (choć nie tylko) to takie przedłużenie Sudetów. W końcu Rudawy, są kolejną częścią niesamowicie atrakcyjnej prowincji, jaką jest cały Masyw Czeski. A geneza budowy takiego Czeskiego Średnigórza, ma dużo wspólnego np. z Górami Łużyckimi czy Kaczawskimi. Ech...trzeba by wreszcie kiedyś podjąć starania, na realizacje wyjazdu w tamtejsze górki. ;)

    Smutna historia z tym miastem Most. Przetrwało prawie nietknięte czas wojen, a zagłada spotkała je w czasach teoretycznie dużo bezpieczniejszych. Jak widać, socjalistyczny "pragmatyzm" widział to inaczej i użalanie się nad jakimś wielowiekowym miasteczkiem, nie należało w jego gestii. W końcu budował się "nowy ład", za który jak się okazało, słono zapłacić przyszło niejednemu wspaniałemu miejscu i zabytkowi.

    Faktycznie Žatec może pochwalić się niebagatelną piwną tradycją. Dobrze jednak, że po przejęciu przez Carlsberg browaru głównego, sytuację ratują jeszcze te...pomniejsze. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, nie tylko socjalizm ma takie podejście do zabytków, dziki kapitalizm jest nie gorszy. O ile jeszcze u Czechów tych zabytków (w niezłym stanie) jest cała masa, to nad Wisłą po zniszczeniach wojennych takie podejście naprawdę dziwi...

      Czeskie sikacze są jednak ciut smaczniejsze niż polskie, ale to zawsze Calsberg ;)

      Usuń