Tu z kolei mamy jeden z jej kanałów i wieżę kościelną w
Litomierzycach (Litoměřice, Leitmeritz), gdzie będziemy nocować.
O Litomierzycach popełnię wkrótce kolejny wpis. Natomiast dwa dni później ruszamy w całodzienną objazdówkę po usteckim kraju. Jedziemy drogą na pograniczu Czeskiego Średniogórza (České středohoří) i Płyty Dolnooharskiej (Dolnooharská tabule). Z dość płaskiego terenu co jakiś czas wyskakują pojedyncze górki oddalone od innych, pochodzenia wulkanicznego.
Po prawej Hazmburk (Hazemburk) z ruinami zamku o tej samej nazwie,
jeden z symboli regionu.
Pierwszą większą miejscowością są Louny (Loun). Starówkę częściowo nadal otaczają mury obronne, zachowała się także jedna potężna brama Žatecká.
Na rynku (przyozdobionym pomnikiem Jana Husa) rozłożyło się kilkanaście straganów. Na jednym z nich kupujemy zestawy wędzonych serów.
Najważniejszym zabytkiem Loun jest późnogotycki kościół świętego Mikołaja. Jest tak duży, a sąsiednie ulice są tak blisko niego, że nie wrzucę tu żadnego jego zewnętrznego zdjęcia, bo nie miał szans zmieścić się w kadrze. W zamian za to ujęcie z wnętrza - potężny drewniany ołtarz z początku XVIII wieku. Nota bene w środku zakazują fotografować.
Świątynia posiada wysoką na 60 metrów wieżę, którą można zwiedzać. W tym celu należy kupić bilet w kiosku mieszczącym się przy wejściu do kościoła, babka wyjdzie z kasy i wpuści chętnych, potem zamknie za nimi drzwi na klucz i jeśli ktoś będzie chciał wyjść, to musi użyć dzwonka i czekać, aż go wypuści. W efekcie kobieta lata tam i z powrotem jak odkurzacz.
Na szczyt prowadzi 180 schodów. Ścieżka dookoła murka nie należy do szerokich.
Jakiś patriota wyrył herb Czechosłowacji i dopisał datę: 18 października
1938 roku. Prawie trzy tygodnie po układzie monachijskim, nieco ponad dwa
tygodnie po zajęciu przez Wojsko Polskie Zaolzia i tydzień po ostatecznym obsadzeniu
przez Wehrmacht pogranicza. A już wkrótce do wykrojenia swojego kawałka tortu dołączą Węgrzy. W wyniku tych wydarzeń Louny stały się miastem
leżącym prawie nad samą nowo wytyczono granicą.
Zaczął padać deszcz. Na ten dzień zapowiadano najgorszą pogodę w czasie całego wyjazdu i rzeczywiście im się sprawdziło. Na szczęście nie przeszkadza to w podziwianiu panoramy. Na pierwszym planie dachy starówki, następnie most nad Ohrzą (Ohře), zespół młynów rzecznych (nadal działających), wreszcie na końcu zestaw kopców.
Rynek z nowym i starym ratuszem.
Oprócz tarasu widokowego na szczycie wieży znajduje się także niewielki pokój - mieszkanie strażnika (hlásný). Od samego początku istnienia kościoła siedział sobie na górze i obserwował okolicę, informując o niebezpieczeństwie. W razie zauważenia pożaru dął w trąbkę i wywieszał czerwoną chorągiew. Trąbieniem informował także o przyjeździe jakichś ważnych gości albo o aktualnej godzinie. Gmina ufundowała strażnikowi piecyk, dostarczała jedzenie (gdy nie schodził na dół to wciągano je na linach). Czasem posiadał osobistą... kozę. Podobno dla mleka. Ostatni "wieżowy" pełnił swoją funkcję jeszcze w początkach komunizmu. On także miał kozę, która pasła się na trawnikach i obżerała się różami z rynku. Ponoć drażniło to mieszczan i naruszało socjalistyczną moralność. Strażnikowi, człowiekowi w zaawansowanym wieku, dano do wyboru dobrowolne przeniesienie się do domu opieki dla seniorów albo niedobrowolne umieszczenie w psychiatryku. Wybrał dom opieki w którym po czternastu dniach zmarł.
Życie w Žatcu kręci się oczywiście wokół piwa. Dawne magazyny chmielarskie przekształcono w turystyczny kompleks Chrám chmele a piva. W jego skład wchodzi futurystyczna wieża widokowa, labirynt, muzeum, piwny zegar, restauracja, strefa dla dzieci, chmielowy ogród, sklep, galeria, no i rzecz jasna browar. Na zegarku mamy dopiero południe, więc może dlatego jest tu jeszcze pusto.
Browarów w mieście jest więcej, również rzemieślniczych.
Wizualnie to niezły kontrast - odpicowane budynki sąsiadują z tymi w ciut gorszym stanie.
"Žatec - miasto, w którym piwo jest w domu" 😏.
Žatecki rynek - zawsze na przełomie sierpnia i września odbywa się na nim festiwal piwny. Wielokrotnie chciałem na niego przyjechać, lecz zazwyczaj koliduje mi ze spotkaniami forumowymi w Sanoku. W 2020 został anulowany...
Nawet jeśli ktoś nie jest piwoszem, to Žatec mu się może spodobać. Miasto jest jednym z najstarszych w Czechach, pierwsza wzmianka o nim pochodzi z kroniki z 1004 roku (znalazłem informację, iż wcześniej wspomniano jedynie Pragę, ale nie mam pewności, czy to rzeczywiście prawda). Od 1961 roku stanowi miejski rezerwat zabytków, jeden z pierwszych pięciu w kraju (szybciej niż stolica). Na starówce (posiadającej aż pięć dużych placów) praktycznie brak nowszych budynków, stoją zaś dziesiątki kamieniczek, klasycystyczny ratusz, kilka kościołów, druga pod względem wielkości synagoga Republiki i spora część murów obronnych z dwiema bramami. Należy też zauważyć, że o ile główna ulica ma zadbaną zabudowę, to na bocznych wygląda to nieco inaczej.
Na lewo od linii kolejowej uchowała się inna cząstka starego Mostu: kilka budynków zakładowych, dawny barokowy sierociniec oraz dwie świątynie, w tym najważniejsza - późnogotycki kościół dziekański Wniebowzięcia Maryi Panny z 16. stulecia. Był to najcenniejszy zabytek miasta, więc postanowiono go nie burzyć. Rozważano różne warianty ochrony, w końcu zdecydowano się go przesunąć o ponad 800 metrów. W tym celu rozebrano wieżę, wyciągnięto z wnętrz wszystkie przedmioty, wzmocniono ściany. Operację przemieszczenia rozpoczęto 30 września 1975 roku, trwała prawie miesiąc. Dziś kościół wygląda w nowej pustawej lokalizacji trochę dziwnie, jak dekoracja.
W przeszłości w miejscu jeziora stał szpital.
Komuniści chcieli jakoś wynagrodzić mieszkańcom swoją decyzję, więc w nowym mieście i okolicach powstało wiele nowoczesnych instytucji i obiektów. Jednym z nich jest tor wyścigowy stworzony na zrekultywowanych terenach pokopalnianych.
Te góry wydają się takie zupełnie nieczeskie.
Zjeżdżamy w dół, aby z bliska przyjrzeć się kościołowi dziekańskiemu. Leje jak
z cebra, wieje, temperatura dawno spadła poniżej dziesięciu stopni, a ja jak
kretyn ciągle w krótkich galotkach! No cóż, nikt nie mówił, że będzie łatwo,
ale oględziny ograniczam do szybkiego sprintu, tym bardziej, że drzwi są
zamknięte.
Kościół szpitalny (właściwie kaplica) świętego Ducha, do której przyciągnięto
większą świątynię, to najstarszy budynek w Moście, nadal stojący w miejscu,
gdzie go wzniesiono.
Ponieważ chwilowo aura się uspokaja, więc jedziemy kawałek dalej, na teren dawnej starówki. Po zakończeniu wydobycia wyrobisko zostało częściowo zasypane, a w części utworzono zbiornik wodny, przy którym w ubiegłym roku oddano do użytku plażę. Jezioro Most jest najgłębszym sztucznym w całym państwie (75 metrów). Mniej więcej na brzegu zalewu kończyło się kiedyś Stare Miasto, stała synagoga i kościół ewangelicki.
Nowe zalane asfaltem ronda. Gdybym się cofnął o kilkadziesiąt lat, to rozglądałbym się teraz po placu Edvarda Beneša obok gmachu poczty.
Na mapie z lat 50. ubiegłego wieku zaznaczono budynek regionalnego oddziału Komunistycznej Partii Czechosłowacji - stał on dokładnie pośrodku tego zdjęcia. Obok niego (mniej więcej w biegu drogi) ciągnęła się jedna z odnóg rzeki Bíliny, której później zmieniono koryto. Trochę na prawo od ronda, pod wzgórzem, wznosił się pierwotnie kościół dziekański, a gdybyśmy odwrócili się jeszcze bardziej w prawo i przeszlibyśmy kilkaset metrów, to znaleźlibyśmy się na rynku.
Żeby to lepiej unaocznić wrzucam współczesne zdjęcie satelitarne z naniesionymi budynkami starego Mostu. Na żółto zaznaczyłem swoją pozycję.
A tu porównanie: zdjęcie lotnicze z 1975 roku (burzenie już trwało, ale większość starówki wraz z rynkiem jeszcze istniała) i zdjęcie z 2019. Na zielono moja pozycja, na niebiesko położenie rynku, na żółto oryginalna lokalizacja kościoła dziekańskiego, na czerwono jego obecne stanowisko. Dobrze widać biały pas pomiędzy tymi dwoma ostatnimi punktami - przygotowywany tor do przeniesienia świątyni. Na brązowo wzgórze Hněvín.
Fotografie pochodzą z portalu mapy.mesto-most.cz.
Na tym kończymy wizytę w Moście - znów zaczęło padać, więc kierujemy się z powrotem do Litomierzyc na kwaterę. Po drodze zatrzymuję się jeszcze raz - ponownie jak pierwszy postój dotyczy on pamiątki po bitwie pod Kulm. Tym razem to pomnik żołnierzy z armii rosyjskiej, która poniosła największe straty z państw koalicji antynapoleońskiej. Kamień węgielny budowy położono w 1837 roku przy asyście cesarzy austriackiego i rosyjskiego oraz króla pruskiego.
Kompleks uzupełnia "domek stróża" w stylu empire, w którym podobno prezentowane są jakieś informacje dla turystów, ale w tym momencie był zamknięty.
Pogoda próbowała dziś co jakiś czas torpedować zwiedzanie, ale jej się nie udało, bo wszystkie zaplanowane punkty z objazdówki zostały zrealizowane 😊.
Jak ja lubię takie objazdówki po Czeskich i Słowackich miasteczkach. Większość długich weekendów tak właśnie spędzaliśmy, zanim pojawił się koronawirus. Pomimo kiepskiej pogody zdjęcia wyszły bardzo ładne i świetnie oddają to, co tak dokładnie opisałeś. Nawet domy stoją prosto, co już od pewnego czasu zauważyłem na Twoim blogu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Hmm, a dlaczego miałyby domy stać krzywo? :>
UsuńMam nadzieję, że za kilka miesięcy uda się wrócić do takich objazdówek :)
Pudelku, takie wpisy to jak odtrutka na rzeczywistość. Wchodzę na bloga, czytam o Czechach i jakby pandemia w ogóle nie istniała. Dziękuję :-)
OdpowiedzUsuńProszę :) Takie pisanie to dla mnie też małe lekarstwo na otaczającą rzeczywistość :) Choć trochę goryczy jest w tym, iż to był ostatni weekend, kiedy to było możliwe w opisanej formie. Taki trochę taniec na Titanicu ;)
UsuńNaprawdę dobre zdjęcia i ciekawy tekst. Świetny blog.
OdpowiedzUsuńDzięki :)
UsuńFajnie. Interesują mnie te rejony, gdyż geograficznie (choć nie tylko) to takie przedłużenie Sudetów. W końcu Rudawy, są kolejną częścią niesamowicie atrakcyjnej prowincji, jaką jest cały Masyw Czeski. A geneza budowy takiego Czeskiego Średnigórza, ma dużo wspólnego np. z Górami Łużyckimi czy Kaczawskimi. Ech...trzeba by wreszcie kiedyś podjąć starania, na realizacje wyjazdu w tamtejsze górki. ;)
OdpowiedzUsuńSmutna historia z tym miastem Most. Przetrwało prawie nietknięte czas wojen, a zagłada spotkała je w czasach teoretycznie dużo bezpieczniejszych. Jak widać, socjalistyczny "pragmatyzm" widział to inaczej i użalanie się nad jakimś wielowiekowym miasteczkiem, nie należało w jego gestii. W końcu budował się "nowy ład", za który jak się okazało, słono zapłacić przyszło niejednemu wspaniałemu miejscu i zabytkowi.
Faktycznie Žatec może pochwalić się niebagatelną piwną tradycją. Dobrze jednak, że po przejęciu przez Carlsberg browaru głównego, sytuację ratują jeszcze te...pomniejsze. :)
Niestety, nie tylko socjalizm ma takie podejście do zabytków, dziki kapitalizm jest nie gorszy. O ile jeszcze u Czechów tych zabytków (w niezłym stanie) jest cała masa, to nad Wisłą po zniszczeniach wojennych takie podejście naprawdę dziwi...
UsuńCzeskie sikacze są jednak ciut smaczniejsze niż polskie, ale to zawsze Calsberg ;)