Pewnej czerwcowej soboty ruszyliśmy w Góry Opawskie. Samochodem, ale na tylnych siedzeniach i w bagażniku leżały rowery. Wschodnia część pasma jest na tyle niska, iż dobrze będzie się nadawać do tej formy transportu. Wysokości nad poziomem morza są tak małe, że w nowym podziale geograficznym rejon ten został zdegradowany do Przedgórza Paczkowskiego. Trzymamy się jednak klasycznego podziału Jerzego Kondrackiego i przyjmujemy, że jedziemy w najprawdziwsze góry.
Wybraliśmy się dość wcześnie, przynajmniej z naszego punktu widzenia. Powody ku temu były trzy: zapowiadane upały, zapowiadane popołudniowe burze oraz mój plan dotarcia wieczorem do koleżanki na grilla. Po godzinie 8-mej zjawiamy się w Prudniku (Neustadt) i parkujemy auto obok Parku Miejskiego. Bastek wyciąga sprzęt, a ja idę sfotografować pobliski pomnik z napisem "Bóg i Ojczyzna".
Oporządzeni i spakowani kierujemy się na siodełkach w kierunku południowym. Jeśli mnie pamięć nie myli, to moja ostatnia wyprawa na kołach w góry była chyba jeszcze w szkole średniej. Tylko poziomice nieco wyższe, bo dotarliśmy na Skrzyczne 😏.
Wybraliśmy się dość wcześnie, przynajmniej z naszego punktu widzenia. Powody ku temu były trzy: zapowiadane upały, zapowiadane popołudniowe burze oraz mój plan dotarcia wieczorem do koleżanki na grilla. Po godzinie 8-mej zjawiamy się w Prudniku (Neustadt) i parkujemy auto obok Parku Miejskiego. Bastek wyciąga sprzęt, a ja idę sfotografować pobliski pomnik z napisem "Bóg i Ojczyzna".
Oporządzeni i spakowani kierujemy się na siodełkach w kierunku południowym. Jeśli mnie pamięć nie myli, to moja ostatnia wyprawa na kołach w góry była chyba jeszcze w szkole średniej. Tylko poziomice nieco wyższe, bo dotarliśmy na Skrzyczne 😏.