środa, 12 czerwca 2019

Industriada 2019 - Karchowice, Bytom i Rudziniec.

Industriada, czyli największa impreza związana z zabytkami techniki w tej części kontynentu, obchodzi 10-te urodziny! W związku z tym tegorocznym motywem przewodnim był "INDU-bal". 

W ubiegłym roku skupiłem się na Gliwicach, a tym razem wybrałem obiekty w trzech różnych miejscowościach.

Pierwszą z nich są Karchowice w powiecie tarnogórskim (niem. Karchowitz, Gutenquell), w których znajduje się Stacja Wodociągowa (Uzdatniania Wody) Zawada.


Wybudowano ją pod koniec XIX wieku, kiedy to władze zmuszone były do poszukiwań nowych źródeł wody pitnej; dotychczasowe zaczęły się pogarszać i zanikać z powodu działalności górniczej, rozwijający się przemysł potrzebował ich więcej i więcej, a ludność burzyła się z powodu niedoborów i epidemii. W Karchowicach wykopano studnię głębinową o głębokości 215 metrów, wkrótce też stanęły budynki zakładu.

Stacja szybko poprawiła sytuację, dostarczając wodę m.in. do Gliwic i Zabrza oraz okolicznych zakładów. Po podziale Górnego Śląska w 1922 roku Karchowice zostały jednym z głównych ośrodków wodociągowych dla niemieckiej jego części.

Początkowo zakład korzystał z urządzeń parowych, które dopiero w latach 60. ubiegłego stulecia zastąpiły elektryczne. Pamiątką po okresie "parowym" jest wysoki na 50 metrów komin. Kiedyś był jeszcze wyższy, lecz po tym jak przestał być używany i zaczął stygnąć zaobserwowano jego odchylanie się i dla bezpieczeństwa skrócono.



Przyjechałem tu w idealnym momencie, bo wychodząc z samochodu usłyszałem wystrzał armatni oznajmiający oficjalne otwarcie Industriady 😏. Takie wydarzenia przyciągają sporo widzów; szacuje się, iż w ubiegłym roku całość (44 obiekty w 25 miejscowościach) odwiedziło 100  tysięcy osób. 


Dla gości przygotowano rozmaite atrakcje: przedstawienia, gry terenowe, koncerty, strzelanie butelkami z wodą do celu (prawie trafiłem 😏)...


...ale oczywiście najważniejsze jest zwiedzanie, więc trafiam na pierwszą turę oprowadzania z przewodnikiem - pracownikiem stacji. Wchodzimy do ogromnej hali - ceglanej pompowni. W środku stoi sporo starych sprzętów.




Zapewne docenić wartość zgromadzonych tu maszyn potrafią specjaliści, lecz i laik zainteresuje się wiekową maszynową parową (widoczną na zdjęciu powyżej).

Te urządzenia, które pracowały siłą pary, pomalowano na czarno, elektryczne na szaro. Turbozespół pompowy z 1930 roku został w latach 70. połączony z silnikiem elektrycznym z zakładów Dzierżyńskiego we Wrocławiu, więc jest dwukolorowy.



Pompowy agregat parowy z 1923 roku o solidnych gabarytach.



Górna część studni głębinowej z XIX wieku.


Rury: zarówno te z metalu...


...jak i z drewnianą obudową (19. stulecie, przywiezione z rynku w Mikołowie). Pojazd w tle to "spawarka wirowa łukowa przewoźna" z 1932 roku.


Zakład w Karchowicach (nie wiem czemu używana jest nazwa Zawada, ale robili tak już Niemcy - "Wasserwerk Deutsch-Oberschlesien Zawada") przechodził kilka akcji unowocześnienia, lecz nadal działa i spełnia swą rolę, choć nie w pełni mocy (przewodnik opowiadał, że dzisiejsze zapotrzebowanie na wodę w okolicy jest 10-krotnie mniejsze niż kiedyś, co trochę mnie zdziwiło). Całe szczęście, że w momencie wymiany maszynerii nie niszczono przestarzałych sprzętów i od początku gromadzono je jako pamiątkę na przyszłość. Zachowywano także oryginalne tabliczki, mimo, że większość z nich zapisana jest złym językiem.


Schodzimy do piwnic. Możemy w nich zobaczyć studnię głębinową sprzed stu lat. Napełnia się wolno - po intensywnych deszczach trzeba odczekać kilka miesięcy... Woda z tego miejsca musi być naprawdę dobra, skoro nawet w czasie zmian nazw miejscowości przez hitlerowców w 1936 roku Karchowice stały się Gutenquell.


Punktem kulimacyjnym jest uruchomienie silnika parowego z roku 1904 roku. Wykonany w Dreźnie posiada moc 60 KM i obraca się 115 razy na minutę. Pierwsza próba rozruchu jest nieudana, pomaga dopiero wsparcie nożne 😛.


Prezentuje się pięknie zarówno w ciemnościach jak i wśród dymu.



Po powrocie na powierzchnię fotografuję jeszcze budynki poboczne. Administracyjny pochodzi z ok. 1895 roku, kiedy to zakład rozpoczął oficjalną pracę.



Warsztaty (zdjęcie niżej), magazyny i garaże, a także obecny komin pojawiły się w 1929 roku, kiedy to dokonano gruntownej modernizacji, wówczas również przebudowano pompownię, mieszczącą główną ekspozycję.


Stacja wodociągowa jest wpisana na listę zabytków od 1991 roku. Jeśli ktoś nie lubi tłoku, to może ją zwiedzać w innych terminach i to bezpłatnie.

Niestety nie udało mi się wejść do kotłowni, bo tę otwierano dopiero w południe, a ja już w tym czasie chciałem być w Bytomie (Beuthen). Tam czekała na mnie najważniejsza atrakcja Industriady - Górnośląskie Koleje Wąskotorowe (Oberschlesische Schmalspurbahnen, OSSB).

Podjeżdżam pod przystanek Bytom Wąskotorowy. Zostawiam samochód przy blokach położonych na ulicy o dźwięcznej nazwie Małgorzatki i wbiegam po schodach na stację, a tam... nic nie ma! To znaczy jest peron, tory i grupa zdezorientowanych ludzi, lecz żadnych budynków, w których odbywać się miał festiwal. I żadnych pociągów!


Okazało się, że wszystko to znajduje się w Bytomiu Karbie Wąskotorowym. Wracam więc do wozu i pospiesznie jadę te kilka kilometrów dalej (piechotą wzdłuż torów dotarłbym pewnie w 20 minut albo i krócej).

GKW czasem określane są jako najstarsze nadal działające linie wąskotorowe na świecie! Pierwsze odcinki położono już w 1851 roku. W kolejnych dekadach szybko się rozbudowywały, łącząc dziesiątki górnośląskich zakładów przemysłowych oraz normalnotorowe dworce i umożliwiając transport towarów. Dlaczego zdecydowano się na węższy rozstaw a nie standardową kolej? Koszt budowy był o wiele mniejszy (nawet o połowę), a w pofałdowanym krajobrazie można było stosować duże pochylenia i łuki o niewielkich promieniach. Należy dodać, że przyjęty rozstaw 785 milimetrów (30 cali pruskich) występuje na terenie obecnej Polski tylko tutaj.


Po I wojnie światowej rosbanka została przedzielona granicą. Sieć kolejowa liczyła wówczas 187 kilometrów, z tego 125 w Polsce. Zatrudniano ponad 1000 osób, posiadano 6300 wagonów, a przewożono prawie 3 miliony ton towarów rocznie. Początkowy okres Polski Ludowej to "złota era" - liczba użytkowanych kilometrów przekroczyła dwie setki, zwiększono liczbę personelu prawie o 70%, a w 1955 przewieziono rekordowe 6 milionów towarów. A potem zaczął się powolny upadek, choć aż do końca PRL-u GKW stanowiły jednolity, zwarty system. 

Katastrofa przyszła razem z demokracją. Zamykane lub restrukturyzowane są kolejne zakłady. Transport przerzuca się na samochody. Nikt już nie interesuje się wąskotorówkami, "normalne" PKP mają je w dupie. Poszczególne odcinki wyłączane są z eksploatacji, przekazywane firmom... handlującym złomem! Całe bandy złodziei kradną i niszczą wszystko, co tylko wpadnie im w ręce. Są zupełnie bezkarni, potrafili zdemontować 10-kilometrowy fragment toru położony w gęsto zaludnionym obszarze. Przykładowo w ciągu pięciu lat (1995-2000) złodzieje zaopiekowali się setką kilometrów! Niska szkodliwość społeczna czynu - orzekały sądy...


Od całkowitego zniszczenia wąskotorówkę uratowały przewozy turystyczne. Trzeba pamiętać, że przez niemal całą swoją historię GKW pracowały przede wszystkim jako koleje towarowe. Pasażerów wożono krótko (z wyjątkiem okolic Gliwic i Rud Raciborskich), dopiero od 1993 roku uruchomiono regularne połączenie weekendowe z Bytomia do Miasteczka Śląskiego. To tylko niewielki procent dawnej sieci (21 kilometrów), ale lepsze to niż nic. Ocalały także krótkie odcinki ze stacji-skansenu Rudy Raciborskie.

Wracamy do Bytomia-Karbu. Urządzono tu wystawę sprzętu:
* Lyd-1 - popularna polska lokomotywa z lat 60. XX wieku. Powstało 47 sztuk.


* parowóz Las47 z wczesnych lat powojennych. Spotkać go można było przeważnie w kolejach leśnych.


* rumuński wagon doczepny Bxhpi, do dzisiaj zachowało się jeszcze kilkadziesiąt sztuk w całej Polsce.


* spalinowy wagon motorowy MBd1. Świeżo malowany. Do Bytomia przyjechał z Nałęczowskiej Kolei Dojazdowej.


* unikatowy wagon Asxh z 1912 roku. Używany przez dyrekcję do objazdów inspekcyjnych, posiada częściowo oryginalne wyposażenie, w tym wykafelkowany kibelek 😛.



Podstawową maszyną zamachową rosbanki są lokomotywy spalinowe Lyd2 czyli rumuńskie FAUR L30H. Rumunia za rządów Ceaușescu produkowała dużo sprzętu wąskotorowego, zarówno dla siebie jak i na eksport. Polska zakupiła około 80 sztuk Lyd2, głównie dla kolei przemysłowych. Według informacji z internetu w ubiegłym roku nad Wisłą 11 egzemplarzy nadal było sprawnych.


Mieszanka angielsko-niemiecka: Made in Rumänien. FAUR sprzedawał sporo w NRD.


Zaglądam do dawnej parowozowni, gdzie stoi kolejka. Wiele osób czeka na możliwość zejścia do kanału rewizyjnego i spojrzenia od środka na lokomotywę, oczywiście także Lyd2. Ustawiam się i ja.


Mija tak co najmniej 20 minut. Dzieci dostają szału, chłopak w błękitno-niebieskim ubraniu złapał kręćka i łazi ciągle w kółko. W końcu się doczekałem. Ubieram kask i flanelową koszulę, na kolanach schodzę do kanału. Facet ze Stowarzyszenia Górnośląskich Kolei Wąskotorowych pokazuje wybrane elementy.



Piasecznica (sypie piasek zapobiegając poślizgowi) i szyna z 1894 roku. A.H. to prawdopodobnie Alvenslebenhütte z Królewskiej Huty.


Oglądana sztuka jest w dość kiepskim stanie i nie wiadomo jaka będzie jej przyszłość. Jedni twierdzą, że dziurawa jak sito i nie warto jej restaurować, inni, że jak najbardziej się nadaje.


Co jeszcze czeka na terenie stacji? Niewielkie muzeum, makiety kolejek oraz wizyta w nastawni.




No i największa radocha, czyli przejazd pociągiem! Chciałem wybrać się do Tarnowskich Gór (kursy do Miasteczka Śląskiego zaczynały się tydzień później), lecz zabrakło mi... 40 groszy 😛. Bilet w jedną stronę kosztował dychę, a w kapsach znalazłem jedynie 19 złotych i 60 groszy. Wolałem nie  ryzykować pozostania na końcowej stacji, więc zdecydowałem się na krótszą trasę po Bytomiu, która w ten dzień była darmowa.

Zatem czekamy na przyjazd pociągu. Lyd2, kilka wagonów turystycznych (przebudowanych z węglarek), jeden zabudowany i jeden bagażowy.



Z tyłu dołączają drugą lokomotywę, bowiem na ostatniej stacji nie ma miejsca na manewry.


Jest ciasno, ale wszyscy chętni weszli. Ruszamy!




Mijamy przystanek Szombierki-Elektrownia i po chwili jesteśmy w Bytomiu Wąskotorowym, gdzie przyjechałem autem jakiś czas temu. Po sąsiedzku znajduje się normalotorowy główny dworzec Bytomia.


Po dziesięciu minutach rozpoczynamy powrót. Z otwartych okien piękna panorama blokowisk.


Ponownie stajemy w Szombierkach-Elektrowni i tam wychodzę. Pociąg jedzie dalej już beze mnie i kilku osób.


Żar leje się z nieba, ale dzielnie podążam rozgrzaną ścieżką w kierunku czterech wież (piąta jest niewidoczna).



To Elektrociepłownia Szombierki (Kraftwerk Oberschlesien, Kraftwerk Bobrek) wybudowana w 1920 roku. Potężny obiekt, podobno planowany początkowo jako fabryka prochu, dlatego z zewnątrz wygląda jak gmach o przeznaczeniu militarnym



Wzniosła ją spółka rodziny Schaffgotsch, a zaprojektowali bracia Zillmann, autorzy m.in. osiedli Nikiszowiec i Giszowiec. Kominy mają mieć 120 metrów! 



Elektrownię zamknięto w 2011 roku, teraz ma być adaptowana na działalność kulturalną. Planowałem wejść do wnętrz, ale nie zdążyłem zapisać się na zwiedzanie, które miało określoną liczbę wolnych miejsc 😢. Szkoda, może następnym razem.

Pozostaje mi pokręcić się dookoła. Z mostu po południowej stronie robię zdjęcie wieży zegarowej z 1925 roku. Była ona sprzężona z 54 innymi zegarami działającymi w zakładzie.



Zabarykadowana willa, pewnie dyrekcji i sąsiedni schron. 



Cofam się do torów i maszeruję w kierunku Karbu Wąskotorowego. Z ulicy Składowej łączone ujęcie elektrociepłowni i osiedla socjalnego (blok oraz blaszane budy).


Inny zakład w okolicy - ten jeszcze działa: kopalnia Bobrek (w przeszłości Gräfin Johanna Schacht Grube).


Samochód zostawiłem na pobliskim parkingu, którym okazało się dawne boisko Czarnych Bytom. Z zieleni wystają resztki betonowych trybun oraz budka.


Ostatnim punktem programu będzie śluza Rudziniec w wiosce o tej samej nazwie (Rudzinitz, Rudgershagen). Ulokowana na kanale gliwickim (Gleiwitzer Kanal) jako trzecia w kolejności.


Śluza składa się z dwóch bliźniaczych komór, a różnica poziomów wody w każdej z nich wynosi ponad 6 metrów, natomiast na całym kanale między początkiem a końcem są 43 metry.

Jak się dobrze przyjrzeć to na odnowionej fasadzie można jeszcze dojrzeć ślad po wielkiej hitlerowskiej gapie (tam, gdzie napis).


Niemcy wybudowali tę drogę wodną aby zastąpić stary Kanał Kłodnicki. Gliwicki łączył port w Gliwicach (a więc i zakłady okręgu przemysłowego) z Odrą. W momencie oddawania do użytku (1939/1941 rok) był uznawany za najnowocześniejszy w Europie.

Śluza nie jest na Szlaku Zabytków Techniki Województwa Śląskiego jak większość miejsc, które biorą udział w Industriadzie, ale nosi tytuł "obiektu zaprzyjaźnionego". Z tej okazji można ją zwiedzać bez żadnych specjalnych warunków - normalnie także wpuszcza do siebie zorganizowane grupy, lecz trzeba wcześniej wysłać odpowiednie pismo, czekać na zgodę itp..

Zjawiło się tu całkiem sporo ludzi, ktoś śpiewa na scenie i tylko "wojsko" Macierewicza kompletnie tam nie pasuje.


Chociaż kto wie? Trafiła mi się gratka być w grupie oprowadzanej przez samego szefa śluzy, sympatycznego pana z wąsem, który zresztą mieszka zaraz obok niej. I najczęściej powtarzanymi wyrażeniami było "jednostka zmilitaryzowana, specjalnego znaczenia, priorytetowa"... Może więc jest jakiś związek?


Dwukrotnie podczas zwiedzania napuszczano i spuszczano komory - za każdym razem trwa to około kwadransa.






Wersja skrócona 😉.


I krótki film:


Siła wody jest niesamowita, dlatego zamontowano widoczne w dole progi zwalniające. Jak wyliczyli pracownicy, ilość zebrana podczas jednego śluzowania może wystarczyć czteroosobowej rodzinie na 44 lata. Chyba, że nie wzięli pod uwagę, iż niektóre kobiety potrafią brać prysznic kilka razy dziennie 😛.


Wchodzimy do budynku, gdzie mieści się sterownia. Wszystko nadal lśni nowością po remoncie. A tak na marginesie: Niemcy wybudowali cały kanał przez 5 lat, Polacy remontowali jedną śluzę lata 4 😛. Jeszcze jakaś inna śluza (nie wiem czy na Gliwickim czy gdzieś indziej) rozkopana jest od 7 lat i końca nie widać 😏.



Taki widok z okien mają pracownicy.


Podobno w tym roku ruch na wodzie jest słabiutki, nie przepłynęła jeszcze żadna większa jednostka, barek brak. I co z tym planem reaktywacji transportu rzecznego w Polsce o którym wspominał rząd? Z kanału korzystają przeważnie turyści, a cena spławiania kajaka w ciągu dnia wynosi zawrotne 4.20 złotego.

Na koniec zaglądamy do niewielkiego budynku maszynowni, gdzie ulokowano silniki z lat 30. XX wieku, otwierające i zamykające śluzy. Wyprodukowała je firma Brown Boveri - szwajcarska, ale posiadająca swoje oddziały w wielu krajach, również w Rzeszy.



Podczas gdy my zwiedzaliśmy, to kawałek dalej policja bezskutecznie usiłowała wyciągnąć z wody swoją motorówkę 😛. Nie udało im się. Złapać kogoś na spożywaniu niebezpiecznego alkoholu chyba też nie.


Wracając do samochodu uwieczniam jeszcze most drogowy na kanale.


Kolejna ciekawa wizyta na Industriadzie za mną. Teraz już czekam na przyszły rok 😊.

11 komentarzy:

  1. Znakomita reklama regionu - bardzo fajne miejsca i ładnie obfocone.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Województwo śląskie wpadło na dobry pomysł reklamy obiektami industrialnymi i to się sprawdza - przyciąga sporo osób przez cały rok.

      Usuń
    2. Świetny pomysł. Bardzo mi się podobają takie ceglano-industrialne budowle z czasów ich cesarskich mości.

      Usuń
  2. Jeżdżę sobie po Polsce i po Europie a tu takie cudeńka mam pod nosem. Dzięki Pudelku!

    OdpowiedzUsuń
  3. Industriada to naprawdę ciekawy pomysł, już kilka razy miałem możliwość uczestniczenia. W tym roku planowaliśmy Gliwice, ale żona źle się czuła a do tego te upały więc atrakcje nam przepadły ale liczę na przyszły rok.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, akurat impreza trafiła w środku upałów... I tak dobrze, że nie przechodziły żadne burze.

      Usuń
  4. Kolejka wąskotorowa i śluzy to chciałbym zobaczyć. Już od jakiegoś czasu chodzą mi po głowie. W sumie ta Indrustiada to fajny moment.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jako mieszkaniec województwa masz blisko, warto to wykorzystać :)

      Usuń
  5. Fajna impreza, o której już coś tam słyszałem. Cieszy fakt, że Górnośląskie Koleje Wąskotorowe uratowano przed całkowitym upadkiem i można dziś, choć fragmentarycznie, zapoznać się z jej historią i zobaczyć skrawek taboru. Na moim podwórku, podobnie było z Koleją Rogowską. Naprawdę niewiele brakowało, by w latach 90. całkowicie odeszła w niebyt. Na szczęście tak się nie stało.
    https://kolejrogowska.pl/

    P.S. Gmach elektrociepłowni w Szombierkach robi posępne wrażenie, ale ewidentnie ma...to coś.:) Ciekawe, jak zamierzają ją wykorzystać. Śluza też interesująca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta kolej Rogowska ma sporo więcej kilometrów niż GKW. Tabor bardzo podobny, ale to nie dziwi ;)

      Ja się boję, że przy "adaptacji" mogą sporo zniszczyć. No, ale zobaczymy....

      Usuń