wtorek, 17 maja 2016

Zamek w Bojnicach jak z bajki

Ostatnio pisałem o zoo w Bojnicach, natomiast teraz warto przyjrzeć się głównej atrakcji tego niewielkiego miasteczka - zamkowi. Jest on uznawany za jeden z najładniejszych na Słowacji i nie ma w tym przesady. Już z daleka przykuwa uwagę swoimi fantazyjnymi kształtami, lecz chyba największe wrażenie robi z bliska - spod otaczającej go fosy.


Dzisiejszy wygląd to efekt kompleksowej przebudowy z przełomu XIX i XX wieku - w tym okresie wiele zamków zostało odpowiednio "postarzonych", aby bardziej przypominały średniowieczne konstrukcje. 

Można napisać, iż był to powrót do źródeł, gdyż pierwsze zapiski o twierdzy w tym miejscu pochodzą już z XII wieku. Należała do różnych rodów, aż wreszcie w XVII wieku nabyła go węgierska rodzina Pálffy. Ostatni właściciel - graf János Ferenc Pálffy (Ján František Pálfi) - był znanym kolekcjonerem dzieł sztuki oraz miłośnikiem architektury i właśnie on postanowił przebudować bojnicki zamek, który znajdował się wówczas w fatalnym stanie technicznym (choć początkowo chciał go sprzedać).


Podczas prac wzorowano się na gotyckiej sztuce francuskiej i renesansowej włoskiej. Podzielono je na trzy etapy i w sumie trwały 22 lata! Zatrudniono różne firmy zarówno z Austro-Węgier jak i z zagranicy. Wszystko po to, aby powstała siedziba godna pomieścić zbiory sztuki grafa.


János Ferenc zmarł w 1908 roku w Wiedniu. Dwa dni później przewieziono go pociągiem do Previdzy, a następnie spoczął w krypcie zamkowej. Zgodnie z testamentem zamek miał zostać przekształcony w muzeum. I tak się rzeczywiście stało, choć trochę musiało minąć czasu do tego momentu...

Grobowiec ostatniego właściciela
Graf nie zostawił po sobie bezpośrednich potomków, a do dziedziczenia było ponad trzydziestu potencjalnych spadkobierców. Spory o majątek trwały wiele lat, w tym czasie znaczną jego część wyprzedawano, a część zwyczajnie zniknęła. O ile zaraz po I wojnie światowej wartość wszystkich dóbr szacowano na sto milionów koron czechosłowackich, to po 1926 roku już tylko na dwadzieścia milionów...

Ostatecznie w 1936 roku kupiła go znana firma obuwnicza Baťa, po II wojnie światowej ukradło go państwo czechosłowackie w ramach nacjonalizacji i dekretów Benesza, a w 1950 roku wreszcie utworzono w nim muzeum, będące filią Słowackiego Muzeum Narodowego. Wola ostatniego z bojnickich Pálffych została spełniona po prawie pół wieku, choć zapewne nie tak ją sobie wyobrażał...


Ponieważ wnętrza od samego początku były planowane jako muzeum mogą nieco razić swoją sztucznością: po prostu widać, że nikt w nich nie mieszkał, a przynajmniej nie w takiej aranżacji. Pokoje często projektowano tematycznie - jest więc sala gotycka, renesansowa, klasycystyczna itp.

Mimo wszystko - ładnie to wygląda i na pewno warto do środka zajrzeć.


Oprócz sal atrakcją jest widok z wież zamkowych, skąd można popatrzeć na okolice oraz ciekawe detale dachowe.


Czasem na zamku odbywają się różnego rodzaju imprezy - zarówno publiczne, jak i prywatne - np. śluby. Wtedy może się okazać, iż część sal jest niedostępna do zwiedzenia.


Niestety, zwiedzanie dostępne jest wyłącznie z przewodnikiem. Niestety, ponieważ podczas mojej wizyty grupy były za duże i puszczane za szybko. Większość stanowiły osoby przypadkowe, w minimalny sposób zainteresowane zwiedzaniem, do tego rodzice z dziećmi, które po dziesięciu minutach były tak znudzone, że przez pozostały czas już tylko przeszkadzały innym turystom.

Jeśli rzeczywiście ktoś chciał się dokładniej i spokojniej przyjrzeć mijanym pomieszczeniom to zderzał się z następną grupą, której przewodnik bynajmniej nie wyglądał na zadowolonego, a czasami wręcz gonił! W porównaniu z większością czeskich zamków Słowacy sobie z organizacją nie poradzili - a właściwie poradzili tak, żeby wycisnąć jak najwięcej kasy w jak najkrótszym czasie. Trudno się dziwić - zamek to częsty cel wakacyjnych i weekendowych podróży, więc jedyną szansą uniknięcia takich sytuacji jest wizyta w dni powszednie.


Na sam koniec zwiedzania przechodzi się przez jaskinię, odkrytą dopiero w latach 50. XX wieku.


Przed wejściem do zamku rośnie tzw. lipa króla Macieja - według legendy zasadzona w 1301 roku po śmierci ostatniego monarchy z dynastii Arpadów. Król Maciej Korwin, który miał bywać w Bojnicach w celach leczniczych, lubił pod nią siadać i odpoczywać, a także zwoływać sejmy. Niezależnie od legendy owa lipa jest jednym z najstarszych drzew na Słowacji. I tutaj chciałem wrzucić fotkę, lecz okazało się, że nie zrobiłem jej żadnego zdjęcia...

Jak już wspominałem przy okazji zoo - w sezonie okolica to istny jarmark. Kupimy baloniki i słoniki, zjemy loda i obiad, napijemy się piwa, weźmiemy do domu miejscowe wafle, zrobimy sobie zdjęcie z rycerzem itp.. Ale - znowu powtórzę - nie dziwmy się, bo miejsce jest bardzo popularne. Gdybyśmy chcieli trochę spokoju to wystarczy udać się na bojnicką starówkę, kilkaset metrów od zamku...


Informacje praktyczne:

* Bilety najtańsze nie są - w 2016 roku dorośli muszą zapłacić 8 euro, seniorzy od 65 roku życia 7 euro, a studenci 5 euro. Młodsze i starsze dzieci kosztują odpowiednio 1 i 3,5 euro. Na szczęście nie ma zakazu fotografowania - opłata wynosi 2 euro, a filmowanie 5 euro. Wstęp na dodatkowe atrakcje typu "wycieczka nocna" jest rzecz jasna jeszcze droższy.

* Zwiedzanie wyłącznie z przewodnikiem, możliwe jest również w obcym języku, również po polsku (za dodatkową opłatą). Trwa ono koło 75 minut. Grupy muszą liczyć co najmniej 10 osób. Zamek jest czynny cały rok (to niezbyt częste na Słowacji i w Czechach), jednak od października do kwietnia jedynie przez 5 godzin (od 10 do 15, latem od 9 do 17). W miesiącach czerwiec-wrzesień zamek zaprasza turystów również w poniedziałki, które w innych terminach są dniem wolnym od odwiedzin. Zwiedzanie nocne jest odbywa się jedynie w lipcu i sierpniu w weekendy.

* Dojazd od Polski nie jest skomplikowany, lecz częściowo wymaga odbicia z głównych dróg. Należy kierować się na Żylinę (przez dawne przejścia w Zwardoniu lub np. w Chyżnym), a następnie mamy do wyboru dwie trasy: krótszą drogą nr 64. Jest to trasa ciekawa, ale prowadzi przez góry, co wiąże się z faktem, iż czeka nas trochę podjazdów, zakrętów a może i wlekące się ciężarówki. Dłuższa trasa jest mniej górska, lecz trzeba zapłacić za winietkę: autostradą D1 dojeżdżamy do Trenczyna, a następnie odbijamy na szosę z numerem 9. W obu przypadkach musimy dojechać do Prievidzy, skąd do Bojnic jest tylko kilka kilometrów. Zamek widać doskonale...

* Parkowanie w Bojnicach jest płatne. W sezonie letnim należy spodziewać się tłumów ludzi, których przyciągają miejscowe atrakcje i tak tłumnie zastawione są parkingi rozlokowane przy głównej drodze. Można też spróbować parkować za darmo, już za granicami obszaru zabudowanego, lecz wtedy musimy przejść się kawałek dalej. Poza głównym sezonem, a na pewno zimą, opłat na parkingu nie pobierano.

Parking bojnicki w sezonie - już wypełniony, o czym informuje tablica ze znakiem
* Tanie noclegi - jeśli komuś nie straszny nocleg pod namiotem to około półtora kilometra nad Bojnicami znajduje się kemping. Ja polecam inny - w wiosce Nitrianskie Rudno, 10-15 minut jazdy samochodem boczną drogą na zachód. Jest świetnie położony nad zbiornikiem wodnym, można tam wynająć domki i przyczepy kempingowe (wskazana wczesna rezerwacja). Spałem tam dwukrotnie i nie narzekam.

9 komentarzy:

  1. Ciekawie opisane atuty. Już wielokrotnie się zbierałem, ale wylądowałem gdzie indziej. Widać, że to sztandarowy punkt do zwiedzania i ceny to manifestują. Identycznie jak w Malborku, gdzie w sezonie mnóstwo ludu a szczególnie byłych mieszkańców Prus Wschodnich. O te stragany z mydłem i powidłem. Myśle, że skutecznie mnie zachęciłeś.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słowacy już dawno zwietrzyli biznes, zwłaszcza w miejscach, gdzie jest dużo turystów z Polski i ciągną kasę... widać to choćby po cenach jaskiń z absurdalnymi opłatami za fotografowanie, parkingami za 5 euro itp.. W porównaniu do słowackich zarobków jest do dużo za dużo. Czesi są jednak mniej chciwi, ceny bardziej stonowane.

      Ale czasem zapłacić można i wejść :)

      Pozdrowienia :)

      Usuń
  2. Zamek wygląda imponująco. Zarówno jego położenie jak i wnętrza zachęcają do zwiedzania.
    Dzięki za wycieczkę:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zacna budowla i do tego bardzo fajnie jak widzę położona. Ale faktycznie z tego co piszesz, formuła zwiedzania dość typowa i mało wyszukana. Jak żywo przypomina obrazki chociażby z naszego Książa czy Malborka. Ale w sumie duży plus, że obiekt dostępny jest przez cały rok, a nie tylko w najbardziej "doładowane" sezonowe miesiące.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie przypominam sobie żadnego słowackiego zamku którego wnętrza szłoby zwiedzać samodzielnie. Pomijam ruiny - mam na myśli taki z zachowanymi salami. Jedynie zamek w Bratysławie tak można, ale to standardowe muzeum wystawowe.

      To niestety duży minus i u Słowaków i u Czechów, bo wiadomo, że najlepiej zwiedza się samemu.

      Usuń
  4. Witam serdecznie.
    Czy zdjęcia można robić z lampą?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety nie i ze statywem też nie. Na szczęście w środku było zazwyczaj na tyle dużo światła, że ujęcia z ręki wychodziły.

      Usuń
    2. byłem i można :) wszystki grupy trzaskały z lampami :)

      Usuń
    3. a jednak... podczas mojej wizyty pilnowali aby nie robić z fleszem

      Usuń