czwartek, 24 września 2015

Kopenhaga w jesienniej odsłonie...


Niebieskie niebo. Słońce. Upał. Typowa pogoda z połowy lipca dla większości Europy. 

Ale nie w Danii Anno Domini 2015. 

Poranek na kempingu na przedmieściach Kopenhagi to deszcz, silny wiatr i piździawica. Mam wrażenie, że jest listopad! 
 

Łażenie po mieście w taką aurę jest gwarancją szybkiego przemoczenia. Postanawiamy więc zajrzeć do miejsca, którego nie planowałem: browaru Carlsberga (w końcu pogoda typowo barowa). W dodatku na kempingu można taniej kupić bilet do tamtejszego muzeum. 

Turystów witają zabudowania z XIX wieku. Trochę przypominają Pilzno. 
 

Brama ze słoniami ozdobionymi swastyką - były one stałym elementem na piwach aż do II wojny światowej. 
 

W najstarszej części browaru utworzono muzeum. W ramach biletu jest też degustacja dwóch małych piw. Pierwsze, ciemne, podobno według pierwotnej receptury, jest bardzo wodniste. Typowe - oszczędzamy na turystach. 

Dla zbieraczy - bodajże największa na świecie kolekcja butelek po piwie z całego świata. Są i polskie akcenty. 
 
 
 

Następnie ekspozycja opisującą historię przedsiębiorstwa założonego w 1847 przez Jacoba Jacobsena. Są stare plakaty, historyjki, jest reklama z lat 30. XX wieku: naga kobieta z cyckami! Czy wyobrażacie sobie dzisiaj coś takiego w przyzwoitej Europie? 
 

Flaszki ze starego i nowego browaru - przez pewien czas funkcjonowały dwa, gdy ojciec-założyciel pokłócił się z synem. Konkurencja wyszła klientom na dobre, a gdy dwaj panowie się pogodzili to ponownie połączyli swoje siły.
 

Pierwsza ofiara referendum w Polsce... 
 

Koniki niegdyś wożące piwo dziś wożą turystów. 
 
 

Stare wozy. 
 
 
 

Chevrolet Six, Morris oraz Triangel - ten ostatni to duńska konstrukcja. 

Drugie piwo konsumujemy w dużej sali na piętrze - tam jest kilka rodzajów, pijalne. W ogóle w Danii Carlsberg sprzedaje piwa, których w Polsce nie uświadczymy. Do tego ma mały browar Jacobsen, warzący IPY, APY, Blondie, Weizeny i inne rodzaje z lepszej półki. Oczywiście w miejscowym sklepie można się w nie zaopatrzyć, co naturalnie czynię :) 
 

Muzeum odwiedzają tłumy ludzi i wydaje się, że niektórzy z obsługi chcą jeszcze sobie dodatkowo zarobić: dwukrotnie ta sama kobieta chciała mnie oszukać! Najpierw z 200 koron wydała resztę do stówki, potem po sprawdzeniu rachunku okazało się, że nabiła mi piwo duże, zamiast małych. Nie wierzę w przypadki - ile osób nie zorientuje się, zwłaszcza tych, którzy mają więcej gotówki? Ja kasę odzyskałem, ale niesmak pozostał :/ 

Po wyjściu pogoda bez zmian... choć momentami mniej pada albo nawet całkowicie przestaje. Ulice Kopenhagi sprawiają przygnębiające wrażenie w taki dzień. 
 

Rowery to podstawa... wbrew popularnej legendzie każdy jest jednak starannie przypięty. 
 

Sektor imigrancki przy dworcu głównym. Duńska kuchnia? Nie tutaj. 
 

Z drugiej strony dworca słynny park rozrywki - Ogrody Tivoli. Dzisiaj to chyba tłumów tam nie mają. 
 

Postanawiamy znowu schronić się pod dachem - w Muzeum Narodowym. Dodatkowo okazuje się, że wstęp jest darmowy :) Muzeum ogromne, musimy się sprężyć, aby obejrzeć choć część ekspozycji. 

Są kamienie runiczne - np. ze swastyką. 
 

Książeczka dla polskich pracowników sezonowych z początku XX wieku. 
 

Plakaty propagandowe z 1920 roku, kiedy to w Szlezwiku i Holsztynie odbywał się plebiscyt mający zdecydować o przynależności państwowej tych terenów. Ostatecznie północ wróciła do Danii, południe pozostało w Niemczech. 
 

Adolf jak żywy ;) 
 

Wystawa czasowa poświęcona tzw. Białym autobusom. W 1945 roku przewoziły one jeńców i więźniów niemieckich obozów do neutralnej Szwecji. 
 

A tymczasem na dworze... znów leje. Główny deptak Strøget jest wyjątkowo pusty. 
 

Klasyka. 
 

Pod ratuszem trwa budowa metra. Jeśli w czymś Warszawa była szybsza od Kopenhagi to właśnie w metrze - duńskie otwarto dopiero w 2002 roku. Ale od razu półtorej linii ;) 
 

Ogromny termometr pokazuje 13 stopni - ah, jak dobrze się rozgrzać :D 
 

Już wieczór, więc wracamy na dworzec a potem na przedmieścia do kempingu. Tak jak przypuszczałem - tam wychodzi słońce :D 
 

Jesienna Kopenhaga nie przypadła mi do gustu. W Szwecji też bywało różnie, ale nigdy tak paskudnie. Brr....

3 komentarze:

  1. A mi się z kolei Kopenhaga bardzo podobała, choć bywałam tylko jesienią (ale za to słoneczną ;) ) i zimą... Dużo bardziej niż Sztokholm na pewno :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja mam dokładnie odwrotne wrażenie - tzn. Sztokholm podobał mi się bardziej, co nie znaczy, że Kopenhaga jest brzydka :) Ale wydaje mi się, że pogoda dużo zmienia... a właśnie - zimą. Był śnieg??

      Usuń
    2. był... magiczny klimat przedświąteczny :)

      Usuń