niedziela, 28 kwietnia 2024

Broumovské stěny: Honské sedlo - Hvězda - Kovářova rokle.

Broumovské stěny zawsze traktowałem jako alternatywę dla polskich Gór Stołowych. Zresztą nie tylko ja, takich opinii można spotkać całą masę. Bo są mniej zatłoczone, przynajmniej biorąc pod uwagę okolice Szczelińca. Bo są bezpłatne, w przeciwieństwie do najbardziej znanych skalnych miast po polskiej stronie. No i wreszcie można je zwiedzać wspomagając się komunikacją publiczną, która w polskiej części prawie nie istnieje, zwłaszcza w weekend. 


Przemierzając szlaki Broumovskich stěn zawsze dochodziłem maksymalnie do chaty Hvězda. Dalszych kilku kilometrów w kierunku północnym, mimo co najmniej jednej próby, nie udało mi się przejść. Jest to ponoć najmniej interesująca (co nie znaczy, że nieciekawa) część pasma i najrzadziej odwiedzana. Podjąłem decyzję, aby w kwietniowy weekend w końcu przemierzyć ten odcinek i w ten sposób mieć zaliczoną całą trasę główną granią z północy na południe (która prowadzi kolejno szlakami koloru niebieskiego, czerwonego i żółtego, a przez chwilę również zielonego).


Punktem startowym będzie Honské sedlo, przełęcz, którą można uznać za granicę Broumovskich stěn. Znajduje się tam leśny parking, węzeł szlaków i zadaszona ławeczka. Na parkingu pusto. Dziwię się, bo jest już jedenasta, w sobotę. Może rzeczywiście mało kto tu chodzi? Postanawiam wyskoczyć za potrzebą, ale w tym momencie na ścieżce prowadzącej na północ pojawiają się dwie kobiety. Nic to, zejdę trochę w dół, a tam... wyskakuje chłop z babą! Minutę później na parking podjeżdżają dwa samochody... Chyba jednak nie grozi nam całkowita samotność.


Za szosą (przez przełęcz biegnie droga 303 z Polic do Broumova) stoi stary kamienny krzyż. Wyznaczał on punkt w którym znajdował się kiedyś... czwórstyk granic majątków! Na krzyżu wyryto herb opactwa benedyktynów z klasztoru w Broumovie (Braunau): brzewno i trzy róże. Obydwa mają związek z patronem opactwa - św. Wojciechem i rodem Sławnikowców, z którego pochodził.


Ścieżce towarzyszą słupki graniczne. Oprócz numerów zawierają brzewno, co ewidentnie wskazuje na przynależność terenów do dóbr zakonu. Znaczki H.P. to skrót od "Herrschaft Politz". Stoję zatem na ziemiach, które w XIX wieku opisywano jako wspólny fundusz benedyktynów z Broumova oraz Polic (Religions Fond Benediktiner Stift und Gemeinshaft Politz; przynajmniej tak to rozumiem, że zakon posiadał również ziemię w Policach, bo kiedyś istniał tam także osobny klasztor). Zawsze byłem przekonany, iż było odwrotnie, to znaczy lasy od strony Broumova należały do zakonników, ale okazuje się, iż to były akurat majątki miejskie, a nie kościelne.


Niebieski szlak od przełęczy jest łagodny, to właściwie spacer w lesie.



Po kwadransie zdobywamy pierwszy szczyt - Honský Špičák (Hutberg), o zawrotnej wysokości 652 metrów n. p. m.. Nie jest do widokowa górka, a gdyby nie słupki to ciężko byłoby ją zauważyć.


W tym miejscu szlak zawraca na południe. Po chwili pojawiają się widoki. Na wschód, bo z Broumovskich stěn właśnie ten kierunek patrzenia dominuje. Przed nami Kotlina Broumovska (Broumovská kotlina, Braunauer Becken) ograniczona Górami Kamiennymi i Stołowymi. Na pierwszym zdjęciu widać te pierwsze (m.in. Waligórę oraz Ruprechtický Špičák), na drugim bardziej oddalone Góry Sowie z... Sowami 😏.



Kolejne słupki graniczne dóbr klasztornych, tym razem w wersji skromniejszej (tylko brzewno). A za nimi stromy spadek, zbocze na kilkanaście metrów w dół.


Dziwna żółto-niebieska trasa. Pojawiała się i znikała, a tutaj prowadziła w bok, czyli w ścieżkę z zakazem chodzenia, bo w rezerwacie.


Po zachodniej stronie ścieżki widzimy coś jakby ziemne ściany. Są to tzw. Laudonove valy, resztki umocnień armii habsburskiej wzniesionych w 1758 roku przeciwko wojskom pruskim. A dowodził nimi generał von Laudon.


Zaczynają się skałki, które są przecież głównym magnesem przyciągającym turystów w Góry Stołowe. Na początku nieśmiało, potem coraz ich więcej. Na niektórych wyryto symbole i cyfry, ale w prezentowanym poniżej przypadku ciężko odczytać coś więcej poza "24".


- Tak mogłabym chodzić po górach bez końca - mówi Teresa. - Łagodnie, a obcujesz z przyrodą.
No i wykrakała. Trafiło się podejście, nawet dość ostre 😛.
Ale wkrótce potem objawił się węzeł szlaków. A także spora wycinka; od Honskego Špičáka było sporo terenów po działaniach drwali. Przypominam, iż znajdujemy się w narodowym rezerwacie przyrody, gdzie karalne jest m.in. zejście ze szlaku oraz zbiór roślin, ale już ścinanie drzew przyrodzie nie szkodzi.


Przy węźle wznosi się grupa skał o wdzięcznej nazwie Kačenka ze szczytem Panna (661 metrów n.p.m.). Postanawiam na nią wleźć, zwłaszcza, że drogę wskazują wymalowane na skałach znaczki.




Na jeden z głazów prowadzi drabinka przerzucona nad kilkumetrową przepaścią. A z góry kiedyś była panorama w kierunku północno-wschodnim, dziś już mocno ograniczona przez drzewa.



Teresa została na dole, gdzie rozmawia z dwójką Czechów, która szła za nami od przełęczy. Zastanawiają się jak wejść na skały.
- Tam od prawej - pokazuje, a ja w tym czasie... złażę z lewej, bo formację można okrążyć 😏.


Nie da się ukryć, że wycinki wiele odsłoniły.



Klasztor benedyktynów w Broumovie, działający od XIV wieku, zamknęli komuniści w 1950 (wcześniej demokratyczna Czechosłowacja zdążyła wypędzić niemieckich mnichów, Gottwald zrobił to samo z czeskimi). Po 1989 roku zwrócono zakonnikom dobra doczesne. Przypominają o tym tablice z herbem opactwa i dewizą, bo gruntami administruje Benediktinská hospodářská správa.


Za Kačenką kończą się wycinki, a przynajmniej są znacznie mniej widoczne. Zaczyna się przyjemny, gęstszy las, momentami tajemniczy. Drzewa i zieleń obrastają skały tworząc kształty na wzór wszystkiego.


A co tu wyryto? Nie mam pojęcia. Wygląda jak... LIZ.


Oczywiście główna atrakcja to pokonywanie kolejnych skał, wspinanie się na nie, przeciskanie tam gdzie wąsko. Często trzeba się zastanowić gdzie oprzeć nogę, ponieważ w przeciwieństwie do szlaków za Hvězdą, nie ma tu wykutych żadnych schodków czy podpórek. Podejrzewam, że w XIX wieku turyści tutaj po prostu nie chodzili, więc nie starano się o ułatwienia. A czasami by się przydały, zwłaszcza, gdy skała jest śliska. Po deszczu albo w zimie byłoby zabawnie, zresztą tablice ostrzegały, że ten fragment szlaku może być niebezpieczny.



Nawet jeżeli najciekawsze formacje skalne znajdują się w środkowej i w południowej części Broumovskich stěn, to i w północnej nawet przez chwilę nie bywa nudno! A do tego pusto, spotykamy jedynie pojedynczych turystów. Dodatkowo kompletny brak wózków i rowerków, pewnie z tego powodu, że przez wiele miejsc by się nie przedostały.



Aż chce się usiąść i podumać 😏.


Przyroda dziurkująca w skałach.


Odwiedzamy kilka punktów widokowych, wszystkie w kierunku wschodnim. Na pierwszym planie Křinice (Weckersdorf), za nimi nieco zamglony Broumov (Braunau). Miasto na tyle silnie oddziaływało na całą okolicę, że zarówno w czeskim, jak i niemieckim języku nazwa pasma pochodzi od niego (Braunauer Wände, choć używano również określeń Falkengebirge i Sterngebirge). Również cała wielka jednostka Sudetów Środkowych nawiązuje do miejscowości (Broumovská vrchovina, Braunauer Bergland)


Ciekawa platforma widokowa: skała rozdzielona jest dziurą, którą początkowo chciałem z marszu przeskoczyć. Coś mnie jednak tknęło i najpierw przyjrzałem jej się dokładnie: dziura jest dość sporej szerokości, a głęboka na co najmniej kilkanaście metrów! W razie jakiegoś nieszczęśliwego obsunięcia nóg śmierć gwarantowana na miejscu.


Po godzinie i czterdziestu minutach od wyjścia z przełęczy zauważam między drzewami budynek restauracji, a to znak, że doszliśmy do Hvězdy (Stern). I w ten sposób domknąłem główne szlaki Broumovskych stěn, co jednak wcale nie oznacza końca zabawy na dziś. Na pewno jednak czas na przerwę.


Chatę Hvězda wybudowano w połowie XIX wieku w modnym stylu szwajcarskim na polecenie opata z Broumova. Służyła jako siedziba zarządu leśnego oraz karczma. Dziś opisuje się ją jako schronisko, ale ze schroniskiem nie ma właściwie nic wspólnego: jestem tu któryś już raz i dopiero po raz pierwszy mogę wejść do środka! Przedtem albo było zamknięte albo impreza. To po prostu restauracja, a przy wynajmie całego obiektu oferują gościom nocleg.


Ceny w menu nie należą do najniższych, choć przesadziłbym, gdybym napisał, że zabijają wysokością. Dla przykładu piwo Opat z miejscowego browaru kosztuje 50 koron. Ponieważ za wcześnie jeszcze na obiad, więc decydujemy się jedynie na wypicie po kufelku.
- To miało być bezalkoholowe? - upewnia się kelner już po nalaniu. Widząc nasze przerażone miny woła ze śmiechem: - Żartowałem! 😛
Wnętrza głównej sali są w większości oryginalne...


...lecz i tak siadamy na ławkach na zewnątrz. Słońce od rana jest lekko przymulone mgiełką (czyżby znowu pył z Afryki?), jednak jest dość ciepło. Czasem tylko temperaturę zbija silny wiatr.
Wyciągamy z plecaka zestaw turysty, do piwa w sam raz 😊.


Przy sąsiedniej ławce jakiś koleś wydaje się spać trzymając głowę na ławce. Mistrz drugiego planu. Nagle podchodzi do niego dziewczyna i mówi po polsku:
- Chodź, pora iść.
W ogóle większość z przebywających tu turystów musiała przybyć z Polski. Jest dwójka biegaczy, która wpadła na lemoniadę malinową i dyskutuje na balkonie z oberkelnerem, obsługującym gości z... ręką w gipsie! Jest kobieta z plecakiem... dla pieska. Jest jakaś rodzina z dzieckiem ubrana typowo do galerii handlowej, choć facet założył górskie buty. Córka przybiega z chaty z przestrachem w oczach.
- Nie wiem, nie wiem, mówili coś do mnie po czesku!
O dziwo, brak rowerzystów.


I na nas pora. Kawałek od chaty odbywa się jakiś rajd lub podobna impreza. Grupy rodziców z dzieciakami biegają, krzyczą z radości, pieką kiełbaski na ognisku, a stolik pokrywają... siekiery.


Zaglądamy na chwilę do kaplicy Matki Bożej Śnieżnej - to oczywiście również fundacja benedyktynów, ale o wiek wcześniejsza niż restauracja. Na jednej ze ścian wisi puszka z datkami, na szczęście tak niefortunnie zamknięto kratę, że nie można do niej wrzucić nawet korony 😛.


Dalej będziemy szli szlakiem koloru czerwonego. Korzystałem z niego już co najmniej dwa razy, ale nic nie szkodzi, bo to przecież najciekawsza trasa. Od razu widać, że była ona używana przez turystów już co najmniej w 19. stuleciu, bo w wielu miejscach są wykute stopnie oraz schodki, a najpopularniejsze skały opisane są tablicami, czego wcześniej nie było.



Skrzynka pocztowa. W sam raz dla Poczty Polskiej, nie trzeba by było wrzucać do niej listów, a tylko wstawić książki papieskie i kucharskie.


Skalní divadlo jest tarasem widokowym ograniczonym barierkami. Wyjątkowym, bo są z niego widoki w stronę zachodnią. Choć pod słońce, to i tak skalne miasto leżące w dole robi wielkie wrażenie.



Wąwozem (Kovářova rokle), który widzieliśmy z góry, będziemy zaraz potem schodzić. Ten odcinek (szlak czerwony) to również mój sobotni debiut. Wąwóz jest świetny, otaczają go ściany momentami dochodzące do stu metrów. Momentami jest mrocznie, czasem nieco się rozszerza.



Stara ścieżka z wykutymi schodami. Dziś nie ma na niej szlaku, ale prowadzi gdzieś w kierunku Hvězdy.


Pojawiają się oznaczenia graniczne. Tym razem nie wiadomo czego. Swoją wiedzę na temat tutejszych słupków granicznych czerpię m.in. ze świetnego bloga Ścieżką w bok, ale nawet tam nie znalazłem odpowiedzi. Najbliższa jest granica wspólnego lasu benedyktynów i Polic, lecz ten kończył się niżej. 
Na wielu innych skałach znajdują się tajemnicze ryty z XIX wieku (dostrzegłem m.in. datę 1824).



Idąc szlakiem odwiedzimy dwie jaskinie, a raczej pseudojaskinie, bo to po prostu przestrzenie utworzone z zawalonych skał. Pierwszą z nich jest Kovárna, jej zdjęcie umieściłem wyżej. Drugą zaś Mariánská jeskyně, do której trzeba kawałeczek odbić. Na jednym z głazów niejaki Rachner, rzeźbiarz z Wrocławia, wykuł w 1886 roku twarz Maryi.



Wąwóz kończy się wycinką. Odsłoniło się trochę skał, ale jakoś tak tu łyso... I przypominam, że to nadal rezerwat.



Pojawiają się pierwsze ślady cywilizacji. Po jednej stronie domki letniskowe, po drugiej samotna wielka chałupa otoczona motywami indiańskimi. A, przepraszam, motywami ludów tubylczych (choć przecież oni także przybyli do Ameryki z innego kontynentu, więc czy mogą być prawdziwymi tubylcami? 😏).


Na skraju wioski Hlavňov (Groß Labnay, administracyjnie podlega pod Police) przechodzimy obok niewielkiego stawu. Stoi przy nim budynek z knajpką, gra muzyka, sporo osób siedzi nad wodą. Relaks.


Początkowo chciałem zawędrować stąd do Polic i autobusem wrócić w okolice parkingu. Teresa stwierdziła, że lepiej pójść inaczej, od razu na parking: nieco dalej, ale jesteśmy niezależni od komunikacji zbiorowej. No to idziemy! 
Wioska jest pełna starych domów. Te tereny, na zachód od Broumovskich stěn, nawet w przeszłości zamieszkiwała przede wszystkim ludność czeska, więc styl budownictwa jest tu inny niż we wioskach położonych na wschód od gór, a z ludnością niemiecką. Choć w linii prostej miejscowości dzieli ledwie kilka kilometrów, pod wieloma względami (w tym przypadku architektonicznym) to dwa różne światy.






Kompozycja z krzyżem datowana na rok 1860.


Z jakiegoś powodu droga prowadząca pod Chatę Hvězda była zamknięta od piątkowego popołudnia aż do wieczornej soboty. Jeżeli ktoś liczył, że podjedzie samochodem prawie na szlak, to się zdziwił. I być może dlatego wokół restauracji była niezbyt imponująca frekwencja.


Przecięliśmy Hlavňov, następnie trzeba było przez kilka kilometrów dreptać trasą rowerową. Ludzi praktycznie brak, dopiero przy skrzyżowaniu ze szlakami na grzbiet spotkaliśmy kilka osób.


Docierając na parking domknęliśmy kilkunastokilometrową pętelkę. Cel zaliczenia brakującego mi odcinka głównym grzbietem zrealizowany, a do tego parę innych bonusów. Tylko się cieszyć 😊.

8 komentarzy:

  1. Skalne Miasto wygląda świetnie! I wąwóz też niczego sobie. Graty za wymazanie białej plamy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze, że tych białych plam zostało jeszcze sporo do wymazania ;)

      Usuń
  2. Broumovske stěny, to w pierwszej kolejności świetna alternatywa dla Adršpašskoteplickych skál, które są o wiele bardziej rozdeptywane niż nasza część Stołowych. Choć na szczęście istnieje też godny uwagi Ostaš i Hejda, które też kuszą swoim urokiem. Ale Broumovske s. mają jeszcze tę zaletę, że oprócz szlaku głównego, skrywają przynajmniej kilka znakomitych wąwozów oraz uroczysk, gdzie bez większego wysiłku można zaszyć się i kontemplować uroki Natury do woli. :)
    Całkiem podobną trasę robiliśmy w czerwcu '22 roku, tyle że Hlavnov był naszym początkiem. A co do Chaty Hvezda, mieliśmy zbliżone odczucia. Jakby ta miejscówka była gdzieś po polskiej stronie, bo Czechów (oprócz obsługi) prawie tam nie widzieliśmy.
    Ładne fotki i piękne oblicze wiosny. Aż chce się łazić. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Adršpašskoteplicke to faktycznie frekwencyjny koszmar. Byłem tam raz i raczej się nie wybiorę. Ostaš też fajny i darmowy, Hejdy chyba nie złaziłem, ale faktycznie tam wszędzie liczba tras nie może równać się z Broumovskimi, więc tym bardziej dziwi, że jeździ tam o wiele mniej ludzi. Chyba kwestia braku odpowiedniej reklamy, ale to bardzo dobrze ;)

      Usuń
  3. Pewnie Czesi walczą z kornikiem tak samo skutecznie jak nasi leśnicy ;)

    Fajne tereny, bardziej puste niż te najpopularniejsze miejsca. Chata Hvězda to dla mnie taka restauracja, typ czeski. Zresztą ich schroniska to bardzo często po prostu restauracje ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wycinek było zdecydowanie mniej, więc może walka jest bardziej skuteczna ;) A schroniska to, niestety, te czeskie zazwyczaj niewiele mają wspólnego ze schroniskami. Więc tym bardziej mnie dziwią ludzie, którzy stawiają je na wzór, choć noclegi są tam droższe, a opcja gleby czy bez rezerwacji praktycznie nie istnieje...

      Usuń
  4. Jedź na Ostasz to zobaczysz mniejszą skalę wycinki drzew :D Ja tam w ogóle nie poznałem okolicy ! He he od razu widać, który to wasz samochód na parkingu. Jedyny zaparkowany w poprzek :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na Ostaszu nie byłem ponad dekadę, pewnie nie poznam... a z autem to racja. Przyjechałem jak było pusto i jakoś miałem dziwne przekonanie, że raczej nikt nie przyjedzie, więc stanąłem byle jak, choć w sumie to nie jest oficjalny parking i nie ma wyznaczonych miejsc. Ale potem wyglądało to głupio :P

      Usuń