niedziela, 19 kwietnia 2020

Karpacka Troja.

Karpacka Troja to skansen archeologiczny znajdujący się w Trzcinicy, wiosce położonej obok Jasła. Działa od 2011, prawie każdego lata przejeżdżałem w pobliżu, ale nigdy nie było dane mi tam zajrzeć. Słyszałem o nim same pozytywne opinie, również od moich rodziców, więc na początku września ubiegłego roku postanowiłem w końcu go odwiedzić.



Parking jest prawie pusty. To dobrze, bo podobno często zjawiają się tu tłumy odwiedzających, w tym sporo wycieczek szkolnych. Dziś jest piątek i już popołudnie, więc może dlatego nie ma dużego ruchu. 

Wchodzimy do dużego budynku, w którym mieści się część muzealna.


Ekspozycja jest dość ciekawa i to nie tylko dla osób z joblem historycznym: makiety, scenki rodzajowe, artefakty sprawnie opisują historię tego miejsca.


No właśnie, dlaczego teren ten jest taki wyjątkowy? Odkryto na nim ślady jednej z najstarszych osad obronnych w Polsce z początku epoki brązu, czyli około 2100-1650 roku przed n.e.. Była to tzw. grupa pleszowska kultury mierzanowickiej. Obecność ludzi z tego okresu potwierdzono w kilku innych lokalizacjach województwa podkarpackiego, ale ośrodek w Trzcinicy miał być najważniejszy.
Potem ich miejsce zajęli osobnicy będący częścią kultury Otomani - Füzesabony, podobno bardzo rozwiniętej jak na tamte czasy. Nazwa pochodzi od miejscowości w Rumunii i na Węgrzech.
Następnie nastąpiła długa przerwa trwające, bagatela, jakieś dwa tysiące lat, i w VIII wieku pojawiają się Słowianie

Na poniższym zdjęciu można porównać osadnictwo w poszczególnym okresie:
1) kultura mierzanowicka,
2) Otomani - Füzesabony (faza starsza),
a w dolnym rzędzie:
3) Otomani - Füzesabony (faza młodsza),
4) gród słowiański.


Jak widać w epoce brązu osady stopniowo rozbudowywały się, natomiast Słowianie ustanowili tu naprawdę duży ośrodek, centrum lokalnej władzy. Powierzchnia grodu miała wynosić 3 hektary, a długość obwarowań ponad 1200 metrów. Dwukrotnie był on niszczony - w X wieku, a potem, już ostatecznie, około 1031 roku. W tym czasie książęta kijowscy wykorzystując kryzys państwa Piastów odzyskali Grody Czerwieńskie. Sama Trzcinica na ich terenie nie leżała, ale wojska ruskie spustoszyły ziemię aż po Wisłokę, która biegnie całkiem niedaleko. Zniszczenie słowiańskiego grodu należy zatem wiązać właśnie z tymi wydarzeniami.

Po Słowianach i wcześniejszych mieszkańcach zostały tysiące zabytków, a charakterystyczne ukształtowanie powierzchni grodziska (z trzech stron chroniły go strome stoki) już od dawna interesowało badaczy, a ludzie od wieków nazywali je Wałami Królewskimi.

Naturalnej wielkości figury miały lepiej zobrazować życie w starożytności: czarni brodacze nieustannie kojarzyły mi się z Żydami i wyprowadzeniem ich z Egiptu przez Mojżesza 😛.



U Słowian przynajmniej kobiety i dzieci były ogolone 😛.


Chowanie skarbu. Ktoś w pewnym momencie ukrył w ziemi swój najcenniejszy dobytek: srebrne monety, ozdoby i przedmioty. Już po niego nie wrócił.


Niektóre ze znalezionych egzemplarzy (na pierwszym zdjęciu epoka brązu); reszta zapewne jest w innych muzeach.



Po obejrzeniu muzeum wychodzimy na powietrze do części skansenowskiej. I tu, uprzedzając fakty, zawiodłem się! Spodziewałem się odtworzenia wioski podobnej do np. morawskiego Velehradu, a zobaczyłem kilka symbolicznych chat stojących na trawniku w otoczeniu ścieżek z kostki Bauma i asfaltu!




Spróbuję przymknąć na to oko i zajrzeć do tych pojedynczych uliczek. Najpierw kultura Otomani - Füzesabony: drewniane chaty o konstrukcji zrębowej lub ze ścianami z gliny, gałęzi, wspomagane belkami.




Można zerknąć do środka, a nawet na strych.




Domy słowiańskie jakoś specjalnie się od nich z zewnątrz nie różnią, jedynie mniej tu gliny. Za to w środku są już kamienne piecie oraz prymitywne łóżka i meble.


Średniowieczna kuźnia.


Ten stawek prezentuje się ładnie.


Sektor hodowlany. Dostojnie wypoczywające kozy karpackie, które w ubiegłym wieku prawie całkowicie wyginęły. Udało się je ocalić po znalezieniu dwóch ostatnich stad w Polsce.



Wspinamy się po schodach prowadzących na teren grodziska. Faktycznie jest stromo.


U góry odtworzono dwa kilkunastometrowe fragmenty obwarowań chroniące słowiańskie podgrodzie. Konstrukcja przekładkowa - belki na przemian z gliną. Tak krótkie odcinki wyglądają dość dziwacznie...



Podobne kawałki można znaleźć w innych miejscach. Z drzwiami i przejściami w środku - mieli ci Słowianie technikę!




W epoce brązu głównym budulcem było drewno, a wnętrze wału wypełniano ziemią.


Chyba najładniejszy odcinek: palisada z wieżą i bramą. To ponownie okres wczesnośredniowieczny.



Tu i ówdzie postawiono jeszcze kilka chat. I oczywiście fragment wałów. Patrząc na rzeźbę terenu można sobie uzmysłowić ich wysokość (od podstaw nasypów mogły dochodzić do 10 metrów), ale i tak, moim zdaniem, takie protezy wyglądają bardzo dziwnie i nienaturalnie.



A tu mamy wał plecionkowy i wczesnosłowiańską kamerę! Miała co obserwować - oprócz nas nie było w skansenie prawie nikogo, nie licząc ekipy z wykopków.



Miejsce odnalezienia srebrnego skarbu. Był to skarb dość pokaźny - ponad 500 przedmiotów, zatem jego schowanie raczej nie wyglądało tak, jak przedstawiono to w muzeum.


Widoki z grodziska na okolicę - chaty oraz Jasło.




Na lepszą panoramę możemy liczyć korzystając z wieży widokowej. Według regulaminu wstęp na nią jest możliwy jedynie z przewodnikiem, którego próżno szukać.


Platformy obserwacyjne umieszczono na poziomie 20 i 33 metrów. Muszę przyznać, że już na tej niższej włączył się mój lęk wysokości i to tak silny, że uznałem, że wyżej nie włażę. Ostatecznie jednak zakląłem kilka razy, zacisnąłem zęby i wdrapałem się na samą górę. Nie bolało, ale chwilę musiałem się uspokajać 😛.







Co my tu widzimy? Jest oczywiście teren skansenu, parking z moim autem oraz Jasło.




Czasem można przeczytać informację, że znajdujemy się w Beskidzie Niskim, ale to nieprawda - skansen położony jest na skraju Pogórza Ciężkowickiego. Beskidy za to widzimy na horyzoncie.



Góra w środku to Kamień obok Krempnej, na lewo Baranie, a potem Grzywacka.


Król Pogórza czyli Liwocz.


Na wieży zakończyliśmy wizytę w Karpackiej Troji. No właśnie, skąd w ogóle ta nazwa? Jak podaje strona skansenu: Ze względu na rangę tego odkrycia, chronologię oraz wyraźne wpływy południowo-europejskie miejsce to nazwane zostało Karpacką Troją. Te wpływy dotyczą osadnictwa z epoki brązu, zwłaszcza kultury Otomani - Füzesabony. Stronę skansenu polecam jako adres, gdzie można znaleźć wszystkie aktualne informacje, ceny, godziny otwarcia itp: http://www.karpackatroja.pl/

I na koniec odpowiedź na pytanie, czy warto tu zajrzeć? No cóż, jak już pisałem, część zewnętrzna trochę rozczarowała. Kilka chałup na krzyż, porozrzucane fragmenty wałów, wszystko to sprawia wrażenie przypadkowości i wcale nie tak łatwo wyobrazić sobie, jak to kiedyś wyglądało. Mimo to jest to na pewno miejsce interesujące. Zatem mój wniosek jest taki: jeśli jesteśmy w pobliżu to warto odwiedzić, natomiast niekoniecznie trzeba jechać z daleka specjalne dla tej wizyty.

----

Zjazd z drogi krajowej nr 28 dobrze oznakowano, choć sama szosa dojazdowa do parkingu jest wąska i z mijankami, co ma szczególne znaczenie, jeśli trafimy na autobus z naprzeciwka. Parking jest bezpłatny. Z kolei w samym Jaśle drogowskaz do skansenu widzieliśmy tylko jeden (jadąc od strony Pilzna) i polegaliśmy głównie... na wyczuciu.

15 komentarzy:

  1. Już dawno planuję wycieczkę tam, więc przynajmniej mam rozeznanie, czego się spodziewać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawe, jak Tobie się spodoba? Jestem jednym z niewielu, który był krytyczny :P

      Usuń
  2. Troja Troją, skansen skansenem, ale tu przecież Polska i jakże to tak? Po żwirze, jak w dziczy jakiejś chodzić? Kosteczkę się położy i będzie elegancko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I drzewka odpowiednio przytnie, a najlepiej posadzi tuje!

      Usuń
    2. Tuje? I będzie jak na cmentarzu ;-)

      Usuń
    3. Cmentarze są w Polsce bardzo popularne, zwłaszcza wśród polityków ;)

      Usuń
  3. Bardzo ciekawe miejsce. Trochę mi przypomina Biskupin, widzę, że warto się wybrać. Serdecznie pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Biskupinie nie byłem, ale po oglądanych zdjęciach wydaje mi się, że tam jednak bardziej czuć klimat :) Pozdrowienia!

      Usuń
  4. Mnie to na zewnątrz nie zachęciło do odwiedzin. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Myślę że całe założenie prezentuje się dość ciekawie. No i ciszmy się, że tuż obok jakiś myślący odwrotnie, nie postawił dinoparku, mikro- disneylandu, bądź grawitacyjnej zjeżdżalni :p

    Ty masz lęk wysokości? No nie wierzę. Choć z drugiej strony, te różne konstrukcje widokowe to jednak nie same szczyty. Pamiętam jak moja Iza wchodząc na Smreka w Izerskich, miała spory kryzys, podczas gdy niejednokrotnie wcześniej stała gdzieś nad krawędzią lub drabince przytwierdzonej do skały i...nic. Zero paraliżującego efektu. Coś więc w tym musi być. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam, mam :) Dlatego rzadko chodzę po górach z dużą ekspozycją. Choć w górach to jednak mniej się on objawia, gorzej jest z wieżami, bo one tak sterczą samotnie potęgując wysokość i do tego zazwyczaj cały czas drżą i się ruszają :D Ale i tak na każdą staram się zazwyczaj wejść :)

      Disneyland słowiańsko-otomani, to byłoby coś! ;)

      Usuń
    2. Trochę rozumiem Twój lęk wysokości. Mam coś podobnego, tylko nie boję się, że spadnę, ale że skoczę by pofrunąć! ;-)
      I w moim przypadku trudniej jest to zwalczyć - w Twoim wystarczy przestać się bać śmierci. ;-)

      Usuń
    3. Chyba już nie idzie tego zwalczyć - skoro głupieje błędnik, to reszta ciała robi to samo ;) Często też się boję, że zaraz coś mi wyleci i spadnie komuś na łeb :D Kiedyś tak prawie straciłem zaślepkę od obiektywu w Berlinie :D

      Usuń