Lwów to nie tylko starówka i zabytkowe cmentarze. Warto zajrzeć w wiele innych kątów. W które? To zależy ile mamy wolnego czasu. Poniżej zaprezentuję te miejsca, które udało nam się odwiedzić; większość z nich leży blisko Starego Miasta.
Przegląd można zacząć od Starego Rynku (Старий Ринок), który był centralnym punktem miasta przed lokacją dokonaną przez Kazimierza Wielkiego. Kiedyś na jego środku stała synagoga Tempel, stąd nazywano go także "placem Nowej Bożnicy". Zniszczono ją w 1941 roku i dzisiaj w jej miejscu znajduje się skwer. Okolica sprawia wrażenie uśpionej w promieniach słońca, senność przerywają jedynie krzyki pijaczków z parkowych ławek.
Na Starym Rynku działa fajna knajpka, ale o niej jeszcze wspomnę innym razem. Do zobaczenia są natomiast dwie świątynie.
Pierwsza z nich to kościół św. Jana (Храм Іва́на Хрести́теля), uznawany za najstarszy w obrządku łacińskim we Lwowie. Według tradycji miał go wybudować książę halicko-włodziemierski Lew dla swej katolickiej żony. Badania wykazały, że powstał trochę później niż lata życia monarchy, ale i tak dawno temu, bo około 1350 roku.
Potem był wielokrotnie przebudowywany, a w XIX wieku przeprowadzono tak dogłębną "rekonstrukcję", że dzisiaj fasada przypomina neogotyk. W czasach radzieckich zamieniony w magazyn, obecnie pełni funkcję Muzeum Zabytków Starożytnego Lwowa.
Kawałek dalej stoi cerkiew św. Mikołaja Cudotwórcy (Церква святого Миколая), prawdopodobnie z najdłuższą metryką we Lwowie, z przełomu XIII i XIV wieku. Niestety, drzwi były zamknięte.
Na przylegającej ulicy jakaś babka wywija miotłą tak intensywnie, że nie wiadomo, czy sprząta, czy raczej ma zakurzyć okolicę.
Rozmowa Teresy z kotem 😏. Uparty, nie dał się namówić na wyjście z sieni.
Inna atrakcja tej dzielnicy to Podwórko Zagubionych Zabawek. Między ścianami wysokiej kamienicy spoczywają dziesiątki, setki przedmiotów, którymi kiedyś bawiły się dzieci.
Miejsce to wzbudziło w nas dość mieszanie uczucia, bo kojarzyło się z horrorem, a nie z nostalgią za czasami dzieciństwa. Większość zabawek jest zniszczona, ma powyrywane kończyny, wybite oczy. Kręciła się tam para z kobietą w ciąży i robiła sporo zdjęć; mam nadzieję, że nie zaczną ich pokazywać maluchowi zbyt szybko...
Podwórko, czy raczej cmentarz zabawek, miał powstać przez przypadek - ktoś wyrzucił tu kilka sztuk, inni dodali kolejne i teraz to już się samo kręci, choć całość wygląda jak śmietnisko. Na pewno odwiedzają je turyści.
Spod wspomnianej cerkwi schodzimy w dół ulicą Murarską (Мулярська) na plac św. Teodora (Площа Святого Теодора).
Kiedyś była to okolica zamieszkała głównie przez Żydów. Holokaust jakimś cudem przetrwała jedna z synagóg. Stoi w rogu, a nosiła nazwę Jakuba Glanzera, który był fundatorem budowy w latach 1842-44.
Naziści uczynili z niej magazyn amunicji i stajnię, komuniści salę gimnastyczną. W 1989 została zwrócona społeczności żydowskiej i ma się w niej mieścić centrum kulturalne, lecz wygląda na opuszczoną.
Jedyna czynna bożnica Lwowa to synagoga Cori Gilod z 1924. Położona jest dalej na zachód od centrum przy ulicy Braci Michnowskich (Братів Міхновських, dawniej noszącej nazwę króla Leszczyńskiego). Ona również przez wiele lat była magazynem.
Gwiazda Dawida w okrągłym oknie ewidentnie komuś się nie spodobała.
Skoro już jesteśmy w tej okolicy, to warto zajrzeć do neogotyckiego kościoła św. Elżbiety. Z trzema wieżami z początku XX wieku szybko stał się punktem orientacyjnym dzielnicy. Świątynia powstała m.in. dla uczczenia półwiecza panowania Franciszka Józefa oraz aby upamiętnić jego zamordowaną małżonkę, cesarzową Elżbietę.
Mocno ucierpiał we wrześniu 1939 roku (już podczas pierwszego niemieckiego bombardowania w pierwszym dniu wojny), zamknięty przez kilkadziesiąt lat niszczał jako magazyn kombinatu cukrowniczego. Z oryginalnego wnętrza nie zostało prawie nic poza głównym ołtarzem i amboną, a na murach nadal widać ślady po pociskach.
Kościół należy dziś od unitów i dodano mu drugą patronkę - św. Olgę (Церква святих Ольги і Єлизавети). Na cerkiewnej wieży znajduje się punkt widokowy (wejścia do niego szukaliśmy dość długo). To zresztą najwyższa wieża Lwowa, mierzy 85 metrów. Ostatnie momenty na ruszających się schodach mogą podnieść ciśnienie osobom z lękiem wysokości.
Panorama nie jest może tak ładna jak z ratusza, ale na pewno godna polecenia. Mamy widoki w kierunku starówki z korpusem soboru św. Jura...
...najbliższe ulice...
...kolejowy dworzec główny oraz podmiejski.
No i oczywiście szeroki skwer na południe od kościoła, na który zaraz pójdziemy.
Plac Koprywnyckiego (Площа Кропивницького, Kropywnyćkoho), w przeszłości Józefa Bilczewskiego. Zdominowany przez konstrukcję z oddalenia przypominającą najlepsze czasy Kraju Rad albo Korei Północnej.
Pomnik Stepana Bandery odsłonięto w 2007 roku, w 65. rocznicę powstania UPA. Kilka lat później dodano to dziwne coś z tyłu. Rzecz jasna budowa wzbudziła spore kontrowersje, choć tak naprawdę na Ukrainie protestowali przeciwko niej głównie komuniści. Według jednej z teorii wybrano akurat to miejsce, aby przykryć "polskość" kościoła św. Elżbiety, mimo, że przecież polski to on już dawno nie jest.
Lokalizacja ta spotkała się z krytyką części środowisk nacjonalistycznych, proponowali oni okolicę bliższą centrum, na przykład Prospekt Swobody.
Oprócz kwestii moralnych padały także estetyczne - Bandera wygląda z daleka niczym Lenin (to fakt, brakuje mu tylko mycki trzymanej w łapie), a kolumnada z tyłu kojarzy się z szubienicą lub wbitym w ziemię tryzubem.
Całokształt bardzo pachnie reżimami totalitarnymi, co zresztą przyznawali sami autorzy projektu, a i ideologia OUN idealnie się w nie wpisywała.
Na pewno nie szczędzono tutaj środków - rzeźba ma 7 metrów wysokości, a "szubienica" aż 30...
W kierunku Starego Miasta wracamy ulicą Szeptyckich (Шептицьких).
Po chwili dochodzimy do skąpanego w słońcu soboru św. Jura (собор Святого Юра), najważniejszej świątyni greckokatolickiej w mieście. Jest archikatedrą metropolii halickiej.
Wybudowano go w XVIII wieku w miejscu starszego, gotyckiego. Uznawany jest za jeden z najpiękniejszych przykładów późnego baroku europejskiego. Wraz ze starówką wpisany na listę dziedzictwa UNESCO.
Przez kilkadziesiąt lat (od 1946 do 1990) sobór należał do prawosławnych, po tym jak władze radzieckie zlikwidowały unickie struktury kościelne w swoim państwie. Dziś ponownie w przylegającym do niego pałacu rezydują arcybiskupi lwowscy.
Przy bramie widzę dwujęzyczną tabliczkę z nazwą placu - przedwojenna?
Wchodzimy.
W trójnawowym wnętrzu dominuje kolor żółty (tak jak na zewnątrz). Główny ołtarz kipi od rokokowego bogactwa, natomiast po bokach jest już skromniej.
Mijamy się z polską grupą zorganizowaną: przewodniczka rzuciła kilka haseł, pocykali szybko zdjęcia i popędzili dalej.
Obchodzimy sobór dookoła - wąska uliczka i zaniedbane małe budynki.
Kontynuujemy spacer powrotny w stronę starówki. Po drodze jest park Iwana Franki (Парк Івана Франка), obok którego zresztą mamy noclegi. Park jest najstarszym miejskim zieleńcem na terenie obecnej Ukrainy, a gdyby nie zmiana granic, to byłby i Polski. Kiedyś był to ogród jezuicki, a w międzywojniu nosił imię Tadeusza Kościuszki (polska wersja google.maps nadal taką wyświetla).
Na skraju parku stoi pomnik obecnego patrona z daleka wyglądającego jak Stalin.
Dokładnie naprzeciwko ulokowano gmach Sejmu Krajowego Królestwa Galicji i Lodomerii, ukończonego w 1881. Ładny budynek w stylu historyzmu, zwieńczony alegorią Galicji, po której bokach siedzi kobieta (Wisła) i mężczyzna (Dniestr).
Od 1919 jest to siedziba główna Uniwersytetu Lwowskiego.
Na skraju parku całkiem niedawno odsłonięto pomnik 100-lecia Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej. Proklamowano ją 1 listopada 1918 po zajęciu wielu głównych budynków Lwowa przez oddziały Strzelców Siczowych. Początkowo miała to być część federacyjnych Austro-Węgier, ale ponieważ te właśnie przestawały istnieć, więc po dwóch tygodniach ogłoszono jej niezależność. Stolicą oficjalnie został Lwów, lecz po odbiciu miasta przez Polaków rząd szybko musiał ewakuować się na wschód.
Pomnik zbyt gryfny nie jest, co potwierdził również jeden starszy pan, widząc, że robię zdjęcia. Kręcił głową z niesmakiem.
Kolejna atrakcja leży kilkaset metrów dalej przy tej samej ulicy Listopadowego Czynu (Листопадового Чину, Łyśtopadowoho Czynu, a kiedyś Mickiewicza).
To tzw. Kasyno Szlacheckie. Nazwa może być nieco myląca, gdyż powinno się nazywać raczej "Klubem Dżentelmenów", w którym spotykały się męskie elity z miasta i Galicji (często hodowcy koni, więc mówiono też o nim "Końskie"). Budynek z II połowy XIX wieku z neobarokową fasadą jest przyjemny dla oka, ale takich we Lwowie sporo. Dopiero po wejściu musiałem zebrać szczękę z ziemi...
Człowiek widział już tyle rzeczy, iż ciężko go zaskoczyć, ale przepiękna drewniana klatka schodowa była czymś, co wywarło na mnie największe wrażenie ze wszystkich lwowskich obrazów! Skojarzyła mi się z... Titanikiem 😏.
Do środka wpuszcza turystów cieć, kręcący się w pobliżu i pobierający drobną opłatę. Potem możemy pospacerować się po wnętrzach parteru i piętra, pustych, bowiem z wyposażenia nic się nie zachowało. Dawne miejsce dyskusji i hazardu oficjalnie stało się Domem Uczonych (Будинок вчених), a nieoficjalnie to chyba nikt nie ma pomysłu co z nim zrobić.
Ciekawostka - studzienki kanalizacyjne z... Wiednia. Kasyno wybudowała firma ze stolicy Cesarstwa, która zaprojektowała wiele reprezentacyjnych gmachów w różnych miejscach państwa Habsburgów.
Kilka przecznic stąd na południe ciągnie się ulica Kopernika (Коперника, w przeszłości Tomickiego). I tam znajdziemy interesujące obiekty.
Dzwonnica cerkwi św. Ducha (Дзвіниця церкви Святого Духа) to jedyna pozostałość po rokokowym kościele św. Katarzyny. Została ona zniszczona w wyniku niemieckich bombardowań w 1941 roku i już jej nie odbudowano. Za płotem widać resztki murów świątyni.
Prawie naprzeciwko możemy obejrzeć budynki dawnego Ossolineum. Kształt od razu nasuwa skojarzenia z kościołem i rzeczywiście oryginalnie była to część kompleksu klasztornego karmelitanek. Ukraińcy włączyli go do siedziby Akademii Nauk.
Idąc dalej w kierunku Starego Miasta będziemy mijać wielką niebiesko-żółtą flagę wywieszoną nad brukiem.
Za płotem rozciąga się park otaczający okazały Pałac Potockich (Пала́ц Пото́цьких), zapewne najbardziej znany ze szlacheckich domów Lwowa.
Wybudowano go dla Alfreda Potockiego, ordynata na Łańcucie, a przez krótki okres premiera Austrii, potem również marszałka i namiestnika Galicji. Po przywłaszczeniu sobie pałacu przez Sowietów pełnił on różne funkcje, dzisiaj część kryje w sobie Galerię Sztuki, a część ma być lwowską rezydencją prezydenta Ukrainy (choć nie bardzo na to wygląda).
W pałacowym ogrodzie mała niespodzianka: niewielki park miniatur z kilkoma modelami kresowych zamków. Jest m.in. Ostróg, Olesko i Wysoki Zamek we Lwowie.
Ostatnim przystankiem przy Kopernika będzie podwórze, niegdyś fragment Pasażu Mikolascha. Najbardziej znany, nowoczesny i luksusowy pasaż handlowy miasta działał od 1900 roku, a jego historię gwałtownie zakończyły niemieckie bomby 41 lat później. Zostało z niego tylko tyle...
Dochodzimy do Prospektu Swobody, który opisywałem już przy okazji Starego Miasta. Ale nie wspominałem o siedzibie Galicyjskiej Kasy Oszczędności z charakterystyczną kopułą i rzeźbą Oszczędności. Owa lwowska "Statua Wolności" miała symbolizować rozwój gospodarczy Galicji, co, biorąc pod uwagę faktyczny stan tego kraju koronnego, można uznać za ironię...
W okresie Ukraińskiej SRR budynek był w fatalnym stanie, z rzeźby w latach 70. odpadła ręka i zabiła przechodnia! Dzisiaj ładnie ją zrekonstruowano i odsłonięto polski napis.
I to prawie tyle, jeśli chodzi o nasze wędrówki poza starówką (choć wszytko to znajduje się od niej niedaleko). Na sam koniec jeszcze kilka luźnych fotopstryków:
* zauważony herb Lwowa z czasów socjalistycznych (ale bez czerwonej gwiazdy),
* ślady polskości,
* i dawnego multi-kulti (dość znane zachowane napisy; zastanawiające czemu nie było wersji ukraińskiej?).
Przegląd można zacząć od Starego Rynku (Старий Ринок), który był centralnym punktem miasta przed lokacją dokonaną przez Kazimierza Wielkiego. Kiedyś na jego środku stała synagoga Tempel, stąd nazywano go także "placem Nowej Bożnicy". Zniszczono ją w 1941 roku i dzisiaj w jej miejscu znajduje się skwer. Okolica sprawia wrażenie uśpionej w promieniach słońca, senność przerywają jedynie krzyki pijaczków z parkowych ławek.
Na Starym Rynku działa fajna knajpka, ale o niej jeszcze wspomnę innym razem. Do zobaczenia są natomiast dwie świątynie.
Pierwsza z nich to kościół św. Jana (Храм Іва́на Хрести́теля), uznawany za najstarszy w obrządku łacińskim we Lwowie. Według tradycji miał go wybudować książę halicko-włodziemierski Lew dla swej katolickiej żony. Badania wykazały, że powstał trochę później niż lata życia monarchy, ale i tak dawno temu, bo około 1350 roku.
Potem był wielokrotnie przebudowywany, a w XIX wieku przeprowadzono tak dogłębną "rekonstrukcję", że dzisiaj fasada przypomina neogotyk. W czasach radzieckich zamieniony w magazyn, obecnie pełni funkcję Muzeum Zabytków Starożytnego Lwowa.
Kawałek dalej stoi cerkiew św. Mikołaja Cudotwórcy (Церква святого Миколая), prawdopodobnie z najdłuższą metryką we Lwowie, z przełomu XIII i XIV wieku. Niestety, drzwi były zamknięte.
Na przylegającej ulicy jakaś babka wywija miotłą tak intensywnie, że nie wiadomo, czy sprząta, czy raczej ma zakurzyć okolicę.
Rozmowa Teresy z kotem 😏. Uparty, nie dał się namówić na wyjście z sieni.
Inna atrakcja tej dzielnicy to Podwórko Zagubionych Zabawek. Między ścianami wysokiej kamienicy spoczywają dziesiątki, setki przedmiotów, którymi kiedyś bawiły się dzieci.
Miejsce to wzbudziło w nas dość mieszanie uczucia, bo kojarzyło się z horrorem, a nie z nostalgią za czasami dzieciństwa. Większość zabawek jest zniszczona, ma powyrywane kończyny, wybite oczy. Kręciła się tam para z kobietą w ciąży i robiła sporo zdjęć; mam nadzieję, że nie zaczną ich pokazywać maluchowi zbyt szybko...
Podwórko, czy raczej cmentarz zabawek, miał powstać przez przypadek - ktoś wyrzucił tu kilka sztuk, inni dodali kolejne i teraz to już się samo kręci, choć całość wygląda jak śmietnisko. Na pewno odwiedzają je turyści.
Spod wspomnianej cerkwi schodzimy w dół ulicą Murarską (Мулярська) na plac św. Teodora (Площа Святого Теодора).
Kiedyś była to okolica zamieszkała głównie przez Żydów. Holokaust jakimś cudem przetrwała jedna z synagóg. Stoi w rogu, a nosiła nazwę Jakuba Glanzera, który był fundatorem budowy w latach 1842-44.
Naziści uczynili z niej magazyn amunicji i stajnię, komuniści salę gimnastyczną. W 1989 została zwrócona społeczności żydowskiej i ma się w niej mieścić centrum kulturalne, lecz wygląda na opuszczoną.
Jedyna czynna bożnica Lwowa to synagoga Cori Gilod z 1924. Położona jest dalej na zachód od centrum przy ulicy Braci Michnowskich (Братів Міхновських, dawniej noszącej nazwę króla Leszczyńskiego). Ona również przez wiele lat była magazynem.
Gwiazda Dawida w okrągłym oknie ewidentnie komuś się nie spodobała.
Skoro już jesteśmy w tej okolicy, to warto zajrzeć do neogotyckiego kościoła św. Elżbiety. Z trzema wieżami z początku XX wieku szybko stał się punktem orientacyjnym dzielnicy. Świątynia powstała m.in. dla uczczenia półwiecza panowania Franciszka Józefa oraz aby upamiętnić jego zamordowaną małżonkę, cesarzową Elżbietę.
Mocno ucierpiał we wrześniu 1939 roku (już podczas pierwszego niemieckiego bombardowania w pierwszym dniu wojny), zamknięty przez kilkadziesiąt lat niszczał jako magazyn kombinatu cukrowniczego. Z oryginalnego wnętrza nie zostało prawie nic poza głównym ołtarzem i amboną, a na murach nadal widać ślady po pociskach.
Kościół należy dziś od unitów i dodano mu drugą patronkę - św. Olgę (Церква святих Ольги і Єлизавети). Na cerkiewnej wieży znajduje się punkt widokowy (wejścia do niego szukaliśmy dość długo). To zresztą najwyższa wieża Lwowa, mierzy 85 metrów. Ostatnie momenty na ruszających się schodach mogą podnieść ciśnienie osobom z lękiem wysokości.
Panorama nie jest może tak ładna jak z ratusza, ale na pewno godna polecenia. Mamy widoki w kierunku starówki z korpusem soboru św. Jura...
...najbliższe ulice...
...kolejowy dworzec główny oraz podmiejski.
No i oczywiście szeroki skwer na południe od kościoła, na który zaraz pójdziemy.
Pomnik Stepana Bandery odsłonięto w 2007 roku, w 65. rocznicę powstania UPA. Kilka lat później dodano to dziwne coś z tyłu. Rzecz jasna budowa wzbudziła spore kontrowersje, choć tak naprawdę na Ukrainie protestowali przeciwko niej głównie komuniści. Według jednej z teorii wybrano akurat to miejsce, aby przykryć "polskość" kościoła św. Elżbiety, mimo, że przecież polski to on już dawno nie jest.
Lokalizacja ta spotkała się z krytyką części środowisk nacjonalistycznych, proponowali oni okolicę bliższą centrum, na przykład Prospekt Swobody.
Oprócz kwestii moralnych padały także estetyczne - Bandera wygląda z daleka niczym Lenin (to fakt, brakuje mu tylko mycki trzymanej w łapie), a kolumnada z tyłu kojarzy się z szubienicą lub wbitym w ziemię tryzubem.
Całokształt bardzo pachnie reżimami totalitarnymi, co zresztą przyznawali sami autorzy projektu, a i ideologia OUN idealnie się w nie wpisywała.
Na pewno nie szczędzono tutaj środków - rzeźba ma 7 metrów wysokości, a "szubienica" aż 30...
W kierunku Starego Miasta wracamy ulicą Szeptyckich (Шептицьких).
Po chwili dochodzimy do skąpanego w słońcu soboru św. Jura (собор Святого Юра), najważniejszej świątyni greckokatolickiej w mieście. Jest archikatedrą metropolii halickiej.
Wybudowano go w XVIII wieku w miejscu starszego, gotyckiego. Uznawany jest za jeden z najpiękniejszych przykładów późnego baroku europejskiego. Wraz ze starówką wpisany na listę dziedzictwa UNESCO.
Przez kilkadziesiąt lat (od 1946 do 1990) sobór należał do prawosławnych, po tym jak władze radzieckie zlikwidowały unickie struktury kościelne w swoim państwie. Dziś ponownie w przylegającym do niego pałacu rezydują arcybiskupi lwowscy.
Przy bramie widzę dwujęzyczną tabliczkę z nazwą placu - przedwojenna?
Wchodzimy.
W trójnawowym wnętrzu dominuje kolor żółty (tak jak na zewnątrz). Główny ołtarz kipi od rokokowego bogactwa, natomiast po bokach jest już skromniej.
Mijamy się z polską grupą zorganizowaną: przewodniczka rzuciła kilka haseł, pocykali szybko zdjęcia i popędzili dalej.
Obchodzimy sobór dookoła - wąska uliczka i zaniedbane małe budynki.
Kontynuujemy spacer powrotny w stronę starówki. Po drodze jest park Iwana Franki (Парк Івана Франка), obok którego zresztą mamy noclegi. Park jest najstarszym miejskim zieleńcem na terenie obecnej Ukrainy, a gdyby nie zmiana granic, to byłby i Polski. Kiedyś był to ogród jezuicki, a w międzywojniu nosił imię Tadeusza Kościuszki (polska wersja google.maps nadal taką wyświetla).
Na skraju parku stoi pomnik obecnego patrona z daleka wyglądającego jak Stalin.
Dokładnie naprzeciwko ulokowano gmach Sejmu Krajowego Królestwa Galicji i Lodomerii, ukończonego w 1881. Ładny budynek w stylu historyzmu, zwieńczony alegorią Galicji, po której bokach siedzi kobieta (Wisła) i mężczyzna (Dniestr).
Od 1919 jest to siedziba główna Uniwersytetu Lwowskiego.
Na skraju parku całkiem niedawno odsłonięto pomnik 100-lecia Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej. Proklamowano ją 1 listopada 1918 po zajęciu wielu głównych budynków Lwowa przez oddziały Strzelców Siczowych. Początkowo miała to być część federacyjnych Austro-Węgier, ale ponieważ te właśnie przestawały istnieć, więc po dwóch tygodniach ogłoszono jej niezależność. Stolicą oficjalnie został Lwów, lecz po odbiciu miasta przez Polaków rząd szybko musiał ewakuować się na wschód.
Pomnik zbyt gryfny nie jest, co potwierdził również jeden starszy pan, widząc, że robię zdjęcia. Kręcił głową z niesmakiem.
Kolejna atrakcja leży kilkaset metrów dalej przy tej samej ulicy Listopadowego Czynu (Листопадового Чину, Łyśtopadowoho Czynu, a kiedyś Mickiewicza).
To tzw. Kasyno Szlacheckie. Nazwa może być nieco myląca, gdyż powinno się nazywać raczej "Klubem Dżentelmenów", w którym spotykały się męskie elity z miasta i Galicji (często hodowcy koni, więc mówiono też o nim "Końskie"). Budynek z II połowy XIX wieku z neobarokową fasadą jest przyjemny dla oka, ale takich we Lwowie sporo. Dopiero po wejściu musiałem zebrać szczękę z ziemi...
Człowiek widział już tyle rzeczy, iż ciężko go zaskoczyć, ale przepiękna drewniana klatka schodowa była czymś, co wywarło na mnie największe wrażenie ze wszystkich lwowskich obrazów! Skojarzyła mi się z... Titanikiem 😏.
Do środka wpuszcza turystów cieć, kręcący się w pobliżu i pobierający drobną opłatę. Potem możemy pospacerować się po wnętrzach parteru i piętra, pustych, bowiem z wyposażenia nic się nie zachowało. Dawne miejsce dyskusji i hazardu oficjalnie stało się Domem Uczonych (Будинок вчених), a nieoficjalnie to chyba nikt nie ma pomysłu co z nim zrobić.
Ciekawostka - studzienki kanalizacyjne z... Wiednia. Kasyno wybudowała firma ze stolicy Cesarstwa, która zaprojektowała wiele reprezentacyjnych gmachów w różnych miejscach państwa Habsburgów.
Kilka przecznic stąd na południe ciągnie się ulica Kopernika (Коперника, w przeszłości Tomickiego). I tam znajdziemy interesujące obiekty.
Dzwonnica cerkwi św. Ducha (Дзвіниця церкви Святого Духа) to jedyna pozostałość po rokokowym kościele św. Katarzyny. Została ona zniszczona w wyniku niemieckich bombardowań w 1941 roku i już jej nie odbudowano. Za płotem widać resztki murów świątyni.
Prawie naprzeciwko możemy obejrzeć budynki dawnego Ossolineum. Kształt od razu nasuwa skojarzenia z kościołem i rzeczywiście oryginalnie była to część kompleksu klasztornego karmelitanek. Ukraińcy włączyli go do siedziby Akademii Nauk.
Idąc dalej w kierunku Starego Miasta będziemy mijać wielką niebiesko-żółtą flagę wywieszoną nad brukiem.
Wybudowano go dla Alfreda Potockiego, ordynata na Łańcucie, a przez krótki okres premiera Austrii, potem również marszałka i namiestnika Galicji. Po przywłaszczeniu sobie pałacu przez Sowietów pełnił on różne funkcje, dzisiaj część kryje w sobie Galerię Sztuki, a część ma być lwowską rezydencją prezydenta Ukrainy (choć nie bardzo na to wygląda).
W pałacowym ogrodzie mała niespodzianka: niewielki park miniatur z kilkoma modelami kresowych zamków. Jest m.in. Ostróg, Olesko i Wysoki Zamek we Lwowie.
Ostatnim przystankiem przy Kopernika będzie podwórze, niegdyś fragment Pasażu Mikolascha. Najbardziej znany, nowoczesny i luksusowy pasaż handlowy miasta działał od 1900 roku, a jego historię gwałtownie zakończyły niemieckie bomby 41 lat później. Zostało z niego tylko tyle...
Dochodzimy do Prospektu Swobody, który opisywałem już przy okazji Starego Miasta. Ale nie wspominałem o siedzibie Galicyjskiej Kasy Oszczędności z charakterystyczną kopułą i rzeźbą Oszczędności. Owa lwowska "Statua Wolności" miała symbolizować rozwój gospodarczy Galicji, co, biorąc pod uwagę faktyczny stan tego kraju koronnego, można uznać za ironię...
I to prawie tyle, jeśli chodzi o nasze wędrówki poza starówką (choć wszytko to znajduje się od niej niedaleko). Na sam koniec jeszcze kilka luźnych fotopstryków:
* zauważony herb Lwowa z czasów socjalistycznych (ale bez czerwonej gwiazdy),
* ślady polskości,
* i dawnego multi-kulti (dość znane zachowane napisy; zastanawiające czemu nie było wersji ukraińskiej?).
To dawne kasyno oglądałam... o rany, chyba ze 15 lat temu. Też nas wpuszczał cieć za drobną opłatą. Cieszę się, że klatka schodowa ciągle w przyzwoitym stanie :-)
OdpowiedzUsuńMoże o nią dbają? Słyszałem, że ponieważ to cenny zabytek i dlatego nic w nim nie można urządzić, choć to chyba na Ukrainie nie byłoby problemem. Czasem ponoć w środku są organizowane jakieś konferencje i wesela, poza tym nic...
UsuńFajny spacer mi zafundowałeś. Nie znam Lwowa, więc z przyjemnością pozwiedzałem. Klatka schodowa to faktycznie arcydzieło.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
A byłem przekonany, że we Lwowie byłeś :) Cieszę się zatem, że mogłem zaproponować coś nowego!
Usuń