środa, 23 stycznia 2019

Śląskie niedaleko: gmina Dąbrowa (2) - Żelazna, Niewodniki i Narok.

Kontynuujemy podróż po gminie Dąbrowa w województwie opolskim. W pierwszym wpisie opisałem stolicę gminy oraz najludniejszą miejscowość, tym razem skupię się na trzech wioskach we wschodniej, nadodrzańskiej części.

Żelazna (Zelasno, od 1934 Eisenau) interesowała mnie z powodu pomnika czerwonoarmistów, który zagrożony był ustawą "dekomunizacyjną". W kwietniu 2017 roku był nieco zaniedbany, lecz stał, o czym też już wspominałem.


Na początku tego roku na szczęście nadal nie dorwali go bohaterowie z IPN-u. Oby tak dalej!


Nie jest to oczywiście zabytek, bo powstał w 1945 roku po przejściu frontu. Natomiast pod osłonę prawa włączono kościół św. Mikołaja. Stanowi kombinację z różnych okresów - prezbiterium i zakrystia ze starej świątyni gotyckiej, wieża z XVII wieku, a nawę rozbudowano między ostatnimi wojnami.


Zaintrygowały mnie witraże; zastanawiałem się czy są sprzed czy z po wojny? Nazwiska i imiona fundatorów są niemieckie, ale to nic nadzwyczajnego w wiosce zamieszkałej przez Ślązaków. 

(Zdjęcia w odbiciu lustrzanym).


Pewną odpowiedzią może być miejsce zamieszkania tego sponsora - Bad Waldsee to miasto w Górnej Szwabii, więc to prawdopodobnie ktoś z dawnych mieszkańców, który musiał lub chciał porzucić Żelazną z polską administracją.


Na końcu wioski, przy skrzyżowaniu, stoi krzyż z 1904 roku. Niemiecki napis zniszczono, zachował się polski. Zatarto również nazwę producenta, wiadomo jedynie, iż zakład działał w Oppeln. Z tyłu ceglany budynek dawnego zakonu, który mniszki opuściły kilkanaście lat temu.


Warto zwrócić uwagę na ten trakt - to droga wojewódzka 465. Na pierwszy rzut oka nic nadzwyczajnego: w miarę odśnieżona, liczy 3 kilometry i łączy Żelazną z Dobrzeniem Małym.


Problem w tym, że do Dobrzenia dojedziemy, tylko wtedy, kiedy będziemy posiadać amfibię! Inaczej zatrzyma nas Odra, na której nie ma żadnego mostu. Za Niemców w tym miejscu kursował prom. Nie wiem kiedy przestał. Z jednej strony znalazłem informacje, że nie odrodził się w tym miejscu po powrocie do Macierzy, z drugiej są jakieś kolorowe zdjęcia promu, czyli jednak niby powojenne... 

W każdym razie po kiego grzyba oznaczać coś takiego oficjalną numeracją??

Kolejna wioska - Niewodniki (Niewodnik, Fischbach). Zajeżdżamy na pogrążony w ciszy cmentarz.


Jego fragment odgrodzony jest starym murem, za którym znajduje się grobowiec rodziny Wichelhaus, która od 1870 roku stała się właścicielem tutejszego majątku.

Czuć mróz, więc chłopaki z zapałem odgarniają kolejne tablice w prowizorycznym lapidarium 😏.


Być może to dawna główna brama wjazdowa na cmentarz. W tle kopci Elektrownia Opole.


Nieco sypiący się krzyż cmentarny, podobnie jak wiele innych w okolicy, zawiera napisy niemieckie i polskie. Wytworzono go w zakładzie Wilhelma Rönischa, jednego z najbardziej znanych w Oppeln.


Wichelhausowie zamieszkali w nowo wybudowanym pałacu, który stanął obok starszego dworu. Ostatnim właścicielem rezydencji była niejaka Elisabeth von Flotow, adoptowana córka wdowy po Juliusu Wichelhausie. W 1945 roku uciekła ona dosłownie w ostatniej chwili, w dniu wkraczania Armii Czerwonej do wioski. A potem... tradycyjnie, jak to w Polsce: PGR i powolny upadek.

Za czasów demokracji dostał nową szansę: znów znalazł się w prywatnych rękach, wyremontowano go i urządzono w środku hotel i restaurację. Takim go widziałem 10 lat temu.


Było to już po sprzedaży go jakiemuś polsko-angielskiemu małżeństwu. Multikulturowy związek widać nie był taki idealny, bo para... tak się pożarła, że doprowadziła biznes do upadku! Przynajmniej taka jest oficjalna wersja, ale chodzą też ploty, że po prostu obiekt stał się pralnią brudnych pieniędzy albo zabezpieczano nim inne lewe interesy. Faktem jest, że dziś pałac znów jest opuszczony i próbowano sprzedać go za długi. Czy się udało? Nie wiem. Główna brama zamknięta szczelnie, budynki gospodarcze niszczeją, a dawne gniazdo Wichelhausów można oglądać tylko z daleka.




Mostek na Potoku Prószkowskim (dopływ Odry) z niebanalnymi podporami.


W pobliżu pałacu zachowało się co nieco z młyna.


Za potokiem skromny kościół z 1908 roku (choć pierwsza parafia w Niewodnikach istniała już w średniowieczu).


Obok drzwi zaznaczono poziom wody podczas pamiętnej powodzi w 1997 roku.


Do trzeciej miejscowości mamy niedaleko, przez pola widać wieżę...


...kościoła św. Floriana w Naroku (Norok, od 1936 Wolfsgrund). Świątynia ta jest o 2 lata młodsza od niewodnickiego kościoła.


Kręcimy się przy drzwiach z ciekawą płaskorzeźbą i nagle słychać... muzykę. A to się włączył czujnik przy szopce 😛.


W połowie XIX wieku właścicielami miejscowych dóbr także została rodzina Wichelhaus. Istniejący w wiosce stuletni pałac przebudowano w stylu gotyku angielskiego (którego podstawą jest architektura zamku Winsdor). Z daleka przypomina on pewien znany śląski obiekt 😛.


Wypisz wymaluj miniatura dworca głównego we Wrocławiu 😉.

Podczas mojej ostatniej wizyty pałac był w ruinie, a dziś w rękach nowych gospodarzy prezentuje się pięknie. Czyli dokładnie odwrotnie niż w przypadku Niewodników.



Kiedyś wokół parku musiały znajdować się zabudowania gospodarcze, po których zostały resztki ścian.


Odpowiednio uduchowieni podjeżdżamy na kolejny cmentarz. Wita nas supernowoczesna brama i już nie pierwszej świeżości kapliczka słupowa.


Związana jest z nią legenda o dziecku, które urodziło się z dziwnym znamieniem w kształcie... nożyczek! Nie dość tego - bachor miał zęby i potrafił już się wysławiać! Szybko umarł, ale wtedy zaczęły się prawdziwe jaja: na cmentarzu zaczęło straszyć, ludzie mieli widzieć płonące w ciemnościach oczy dziecka i wkrótce potem odchodzić z tego świata.

Kiedy rozkopano grób okazało się, że zwłoki niemowlaka nie uległy rozkładowi, a znamię na skórze stało się jeszcze wyraźniejsze. Aby przegnać demona wieśniacy umieścili na dachu kaplicy nieszczęsne nożyczki.

Żeby było śmieszniej, to w terenie nie zwróciłem na nich uwagi, ale rzeczywiście tam są!


Obok kapliczki leży prawdopodobnie najstarsza płyta na cmentarzu. Podobno upamiętnia leśniczego zabitego przez kłusowników w 1839 roku. Przynajmniej tak twierdzi strona gminy Dąbrowa.

Teraz zimą napisy były słabo czytelne nawet po odgarnięciu śniegu.


Nie to nas jednak tutaj przywiodło, ale pozostałości po dwóch niemieckich pomnikach.


Są bardzo mocno poturbowane, widać, że traktowano je brutalnie po 1945 roku. Na bokach są ślady... koparki! Nie wiem gdzie dokładnie kiedyś stały, ale na pewno nie w tym miejscu - zapewne w centrum wioski.

Jako pierwszy pojawił się pomnik środkowy - wystawiony w 1888 roku przez członków Kriegerverein (Towarzystwa Weteranów) z Naroka i Niewodników. Zmarł wówczas cesarz Wilhelm I i jemu właśnie go poświęcono (Kaiser-Wilhelm-Denkmal). Po Wielkiej Wojnie dodano z boku dwie płyty z nazwiskami poległych mieszkańców. Poniżej można zobaczyć oryginał na fragmencie starej pocztówki:


Porównując ze stanem dzisiejszym...


Obelisk ze szczytu pomnika cesarskiego leży z boku. Widać na nim resztki napisu o "bohaterskich poległych". Wbrew pierwszemu wrażeniu nie miał kształtu krzyża.


W środku znajdowała się zapewne podobizna monarchy. Są i resztki mocowań.


Jakiś czas temu ktoś przeniósł szczątki pomników pod płot cmentarza i postawił na nowym postumencie. Część, bo reszta przecież dalej leży. W dodatku płyty z nazwiskami odwrócono tak, że listy znalazły się z tyłu, przy płocie, a z przodu... pusto! To zapewne celowe działanie, po co więc zadawano sobie trud aby w ogóle takie ciężkie elementy gdziekolwiek ustawiać??


Na poszczególnych klatkach: prawa płyta z listą poległych oraz trzy strony pomnika cesarskiego: z Krzyżem Żelaznym, z datą i fundacją oraz z dedykacją Wilhelmowi I.


Autograf zakładu: E. Wenzel, Brieg. Także znana niegdyś firma.


Aż się prosi, aby coś z tym pomnikiem zrobić! Zabezpieczyć, zakonserwować, może przenieść do jakiegoś lapidarium? Tylko kto to ma zrobić? Ślązacy w gminie Dąbrowa nie są tak liczni jak w wielu sąsiednich, a tzw. Mniejszość Niemiecka przypomina sobie o swojej "niemieckości" tylko w terminie wyborów!

Tymczasem zachowany (nawet w tak agonalnym stanie) pomnik cesarski to rzadkość w tej części Śląska, bo niemal wszystkie zostały zniszczone po ostatniej wojnie. Co prawda w Opolu jakoś cichcem przetrwał kamień Wilhelma II, ale tam nie ostał się nawet fragment napisu i prawie nikt nie zdaje sobie sprawy, koło czego przechodzi.


Pozostała część cmentarza jest głównie współczesna, więc nie przyciąga już wzroku. Jedynie dwujęzyczny (znowu!) krzyż ma starszą datę. Według napisu ufundowała go rodzina Szolz(...?).



Na koniec odwiedzin w wiosce zatrzymuję się jeszcze przy skrzyżowaniu z główną drogą. Możliwe, że kiedyś właśnie tutaj stały obejrzane pomniki, a teraz ich miejsce zajął przystanek autobusowy w klimatach... morskich 😏.



Ciekawe tylko czy autorzy tej kompozycji stęsknili się za lasem parawanowym czy może bardziej za sinicami bałtyckimi? 😛


9 komentarzy:

  1. Tia, "Narok nad Bałtykiem" to takie nasze... Przychodzą na myśl Krupówki. I góralskie chaty na Mazowszu, bądź Podlasiu. :-(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te góralskie chaty te fenomen. Nawet w Bieszczadach budują knajpy na wzór pseudo-podhalański, jakby nie mieli własnych wzorców.

      A tu wyraźnie jacyś maryniści!

      Usuń
  2. Dokładnie, nawet w Wysowej w BN postawili taka karczmę. Pasuje to jak pięść do oka ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ciekawy i nowatorski opis tych miejscowości. Autora proszę o kontakt.Mam materiały o Żelaznej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za miłe słowa, a w sprawie kontaktu podaję maila: pudelp@o2.pl

      Usuń
  4. Witraże w kościele w Żelaznej są z lat 90tych. Prom na Odrze funkcjonował do początku lat 90tych,tak mniej więcej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli z witrażami trafiłem ;) Dzięki za informacje!

      Usuń
    2. A DW 465 to dawna przeprawa wojskowa, zapomniałem dodać :D

      Usuń
  5. Ten pomnik w Żelaznej musieli na siłę wybudować mieszkańcy

    OdpowiedzUsuń