wtorek, 22 marca 2016

Beskid Wyspowy - Lubomir i Kudłacze. Walka zimy z wiosną

Dwa tygodnie temu odwiedziłem Beskid Sądecki. Tym razem celem wizyty był Beskid Wyspowy. W okolicę dotarliśmy autobusem firmy "Szwagropol". Niestety, gdyż ta firma jest dość dziwna jak dla mnie - jeśli nie wychodzisz na przystanku końcowym to nie możesz wsadzić bagażu do schowka a także nie otworzą człowiekowi środkowych drzwi i musisz przeciskać się z plecakiem przez cały pojazd. Do tego facet stwierdził, że staje na przystanku skąd blisko do centrum Lubnia. Blisko - czyli około 4 kilometry z buta, w tym spory kawałek Zakopianką na poboczu bez chodnika. Nie tylko nas tak załatwił - jakiejś babce, która chciała się dostać do Tokarki, kazał wysiąść... pod Tenczynem!

Ogólnie to jednak dotarliśmy w końcu do miejsca gdzie chcieliśmy (drugim autobusem) i z radości zajrzeliśmy do otwartej już knajpy. Tam pod czujnym okiem św. Juzefa zjedliśmy zupę i "piwo".

Do wędrówki wybraliśmy żółty szlak. Przekracza od ekspresówkę oraz Rabę, która w tym miejscu tworzy granicę Beskidu Wyspowego i Makowskiego (przynajmniej według podziału J. Kondrackiego, którego się trzymam).


W słoneczku lekko przytłumionym białą mgiełką mijamy brzydki przysiółek Jasiurówka i zaczynamy się wspinać. Niestety, tuż po tym jak zniknął asfalt zaczęło się błoto. Było go coraz więcej i więcej!


W tym błocie wdrapaliśmy się na pierwszą polankę, skąd były widoki na Lubień i dolinę Rawy.


Błoto było tak złośliwe, iż występowało tylko na szlaku - wszelkie boczne ścieżki go nie posiadały. 

Przez tą brązową maź szliśmy wyjątkowo wolno - trochę poprawiło się w lesie, gdzie czasami istniała możliwość jego obejścia.


Pojawiają się pierwsze, nieśmiałe ślady zimy, która na kalendarzu przecież nadal trwa.


Na całym szlaku brak jest jakichkolwiek tabliczek szczytowych i tym podobnych. W Czechach i na Słowacji bardzo mi się podoba, gdy oznaczono punkt w jakim jesteśmy - tutaj najwyraźniej PTTK uznało, iż nie warto. Ktoś postanowił to naprawić i poprzyczepiał do drzew kartki wsadzone do folii z nazwą górki. Wygląda to mało estetycznie...


Błoto wreszcie idzie swoją drogą, a ścieżka wychodzi na polany, niektóre bardzo rozległe, większość widokowa. Co prawda panorama jest właściwie tylko na południowy-wschód, ale dobre i to :).


Przeważnie można podziwiać Lubogoszcz i Śnieżnicę, łatwo rozpoznawalną z powodu wyciągu i trasy narciarskiej.


Czasem z boku wyskoczą Gorce...


Po pewnym czasie przechodzimy przez przysiółek Brzany, gdzie wita nas banda hałaśliwych psów. Dwa nawet widać na zdjęciu, jak już się zbierają do zbiegnięcia.


W przysiółku jak to w górach - małe pobojowisko, są też zwłoki Ursusa i cudo polskiej motoryzacji schowane w garażu ;).


Za przysiółkiem znów polany - widać teraz Ćwilin, brata-bliźniaka Śnieżnicy. Przynajmniej tak nazwali go niemieccy osadnicy w średniowieczu - Zwilling.


W lesie pierwsze przymarznięte kałuże oraz ziemia - to dobrze, bo wróciło błoto, ale tutaj nie jest już tak rozmiękłe. 

Według mapy w okolicy sporo jest umocnień z okresu dwóch ostatnich wojen: na skraju lasu znalazłem doły, które mogą być jednym z nich, z lat 1914-1915. Ponieważ zaraz potem powierzchnia zaczyna się obniżać byłby to niezły punkt do obrony.


Mijamy po drodze pełno kapliczek - nawet jak na polskie warunki jest ich dużo. Najładniejszą wydaje mi się ta św. Bernarda. Według tekstu to właśnie on odpowiada za pogodę w górach, więc wiecie już do kogo uderzać w razie nadciągających chmur ;).


Na polanie przy przysiółku Weszkówka miał być punkt widokowy. Był, widać z niej zarośniętą grań Lubomira. Poniżej stoi niewielka kaplica z XIX wieku, lecz nie chce nam się do niej schodzić.


Robimy sobie za to popas na polanie: posiłkowo-piwny ;).


Sielankę zakłócił tylko debil na crossie, który przyjechał z dołu, pokręcił się w kółku i wszystko zasmrodził :zly.

Ostatnie widoki na tym odcinku: pokazała się Mogielnica, Jasień i Krzystonów, gdzie znajduje się baza namiotowa na Polanie Wały.


Zaraz potem, gdzieś na wysokości 800 metrów n.p.m. zaczęła się zima! Nie jakieś namiastki, ale dookoła zrobiło się biało, kałuże pięknie zamarznięte, na twarzy czuć lekki mrozik. Jest pięknie, jak mi tego brakowało!


Dochodzimy do czerwonego Małego Szlaku Beskidzkiego, gdzie zostawiam w krzakach plecak i na luzie mogę iść w kierunku Lubomira. Po chwili po lewej widzimy punkt widokowy z przysypaną ławeczką - doskonały przykład walki pomiędzy zimą w górach, a wiosną w dole :D.


Widoki są trochę ograniczone przez drzewa, lecz można dojrzeć fragment Jeziora Dobczyckiego, a także "wyspy" wśród miejscowości, czyli Pasmo Cietnia.


Do szczytu już zaledwie kawałeczek - panoram z niego nie ma, lecz jest na nim obserwatorium astronomiczne. Wbrew temu co czasem można przeczytać w sieci, iż niedostępne do zwiedzania - w każdą sobotę i niedzielę w określonych godzinach wpuszczają do środka.


Pozostałości poprzedniego obserwatorium, spalonego przez Niemców w 1944 roku - schody i podstawa teleskopu.


Wchodząc na Lubomir zdobyliśmy też "najwyższy szczyt Beskidu Makowskiego" według twórców Korony Gór Polski. Ciekawie być w dwóch pasmach na raz ;).

Wracamy po mój plecak, a na Łysinie wybieramy boczny czarny szlak, który jako jedyny nie prowadzi całkowicie przez las.


I rzeczywiście po drodze jest polana, z której widać Babią Górę i czuć rychły już zachód słońca :).


Atmosferę psuje choroba polskich gór - dwaj motocykliści. Ich warczenie słychać było jeszcze długo - mam nadzieję, że gdzieś po drodze zaliczyli jakieś drzewo :zly.

Pod schronisko na Kudłaczach dochodzimy w idealnym momencie - kilka minut przed zachodem słońca.


Sam obiekt wygląda z zewnątrz sympatycznie - miłe złego początki...


Zaczyna się spektakl.


Moment, kiedy na ciemnym niebie zostaje już tylko czerwona smuga, lubię najbardziej - gdy góry zaczynają kłaść się do snu :). Sam już nie wiem czy wolę wschody czy zachody słońca? :D



I wtedy pojawia się WREDNA BABA. Ofukuje nas już na początku:
- Czego się tak zachwycacie?

Potem pytanie:
- Na nocleg?
- Tak.
- A macie rezerwację?
- Nie.
Fuknięcie. Fajnie. W środku BABA mówi do pana w bufecie:
- Przyszli w ciemno.
A pan dla odmiany na to:
- To dobrze. :D
- Ale przecież jacyś państwo pytali o pościel...
- Pytali, ale ich nie ma.
Zostajemy poinformowani, że schronisko jest pełne gości. Według strony www mają 37 miejsc noclegowych; na pokojach i w jadalni naliczyłem maksymalnie 20.

Generalnie oprócz nas na jadalni siedzi STARA HARCERKA, grupa studentów na diecie bezpiwnej, którzy poszli grać i śpiewać do ogniska oraz młoda mama z synem o imieniu Karolek i osobami towarzyszącymi. 


Karolek zdaje się, że nie wiedział z kim będzie spał (do osób towarzyszących mówił wszystkim "dziadku"), ale otrzymał propozycje nie do odrzucenia:
- Dzisiaj śpisz ze mną, będziesz mi grzał plecy.
- Nie!
- Będziesz skórką z kota.
- Nieee!
- Po co mi skórka z kota, skoro mogę mieć żywą.
 :lol  :lol

Jadalnia ma ładny wystrój, choć czuć zimno. Menu skromne, lecz jedzenie smaczne. Pokoje czyste, ciepłe, wyremontowane kibelki i prysznice. Z głośników leci fajna muzyka z poprzedniej epoki. Same plusy. Gdyby nie WREDNA BABA.

Jeszcze coś tam parę razy ofukała ludzi, po czym po zamknięciu bufetu (godzin otwarcia oczywiście brak) mogliśmy posłuchać pełnej kłótni małżeńskiej z piętra. Wygląda na to, że owa pani po prostu odreagowuje na turystach albo ktoś ją siłą przymusił do prowadzenia schroniska.

Rano ciąg dalszy. Po pierwsze - wylaliśmy coś w pokoju.
- Owszem, wylała mi się cola. Wytarliśmy to chusteczkami - odpowiadam.
- Trzeba było od razu przyjść do mnie, bo panele się niszczą.
Jasne, już widzę gdybym tam się zjawił o godzinie 23-ciej, pewno od razu dostałbym jakimś nożem między żebro :D.

Najlepsze było na koniec - około godziny 10-tej WREDNA BABA bez uprzedzenia zamknęła kibel. Ja zdążyłem zrobić większość tego co chciałem, ale nie wszyscy. Kibel zamknięty, bo świeżo umyty. Nie otwarła go już. Pewnej parze turystów, która przyszła i chciała skorzystać z toalety, zaproponowała darmową na dworze (ta w środku kosztuje 2 złote). Po ich wyjściu zaczęła się seria złośliwości i pretensji wobec owej dwójki, która nawet nic nie narzekała na konieczność zapłaty: "Jacy ci ludzie są teraz roszczeniowi i kapryśni! Kibla darmowego się zachciewa! Szef kazał kasować za kibel, więc kasuję! Wszędzie się płaci" itd itd itd. Dołączyła się do tego STARA HARCERKA, która zaczęła przytakiwać, iż to w ogóle jest śmieszne, że kiedyś po prostu robiło się tak, że panowie w lesie na prawo, a panie na lewo i to nawet przed schroniskiem na Turbaczu! I ci współcześni turyści to jacyś tacy delikatni, a powiew zimnego powietrza na tyłku to czysta przyjemność, a generalnie powinno się srać w lesie. Wszystko to z ust kobity, która kwadrans wcześniej wyszła spod ciepłego prysznica schroniskowego, a nie z lasu :D.

Nie umiałem już tego słuchać, więc wyszedłem na zewnątrz, gdzie biały kot siedział w wyćwiczonej pozie - prawdopodobnie to jedyny sposób, aby tam przetrwać ;)


Po powrocie już nie wytrzymałem, kiedy STARA HARCERKA zaczęła opowiadać, że 40 lat temu to było nie do wyobrażenia, aby ktoś nocujący w schronisku korzystał z toalety w środku!
- Kiedy chodziłem 30 lat temu to jakoś nie musiałem w schroniskach korzystać z zewnętrznych wychodków - wypaliłem w końcu.
- To chyba w przedszkolu chodziłeś... - ironia.
- Owszem, z rodzicami. Toalety w schroniskach były. A teraz zęby miałbym umyć w śniegu czy w wygódce?

STARA HARCERKA coś tam zaczęła gadać, ale mieliśmy już tego dość i pozbieraliśmy się najszybciej jak się dało. Nawet po wyjściu miałem ochotę zostawić coś naturalnego w pobliskim lesie albo pod schroniskiem, skoro to taki preferowany styl wydalania, ale akurat nie miałem potrzeby ;). Ciekawe, czy jakby rzeczywiście zaczęli turyści zasrywać okoliczny las, to dzierżawcy schroniska byliby tak szczęśliwi?

Ogólnie to sam obiekt jest fajny, ale ewidentnie jedna osoba ma tam poważne problemy emocjonalne, albo po prostu nie lubi ludzi i swojej pracy. Tak to jest, kiedy dzierżawę biorą osoby nastawione tylko na zysk oraz tak blisko cywilizacji, generujące dużą ilość stonki. Schroniska więc nie polecam, chyba, że WREDNEJ BABY już tam nie będzie.

A pogoda w niedzielę taka jak na zapowiedziach - szaro, buro, zimno, wieje.


Schodzimy do Myślenic czerwonym szlakiem - jest nudny jak flaki z olejem. Niemal cały czas w lesie, a polany mało widokowe.


Ta chyba najładniejsza.


Mijamy kolejne niewielkie przysiółki i cały zestaw kapliczek. Prawdopodobnie ogłoszono jakieś zawody - ludzie byli tak zdesperowani, że przybijali je na znakach szlaku albo po prostu przypinali do drzewa pognieciony obrazek.


Oczywiście nie mogło zabraknąć i crossowców. Właśnie w takich momentach przypominam sobie dlaczego wolę góry Czech i Słowacji - tam coś takiego nie występuje. Dziwny przypadek, prawda?

Na tym odcinku PTTK również kompletnie olało tabliczki - te z czasami przejść są często pourywane, tych z nazwami szczytów nie ma, ich rolę znów przejęły porwane kawałki papieru w folii.


Są też takie amatorskie tabliczki na "Kopiec Jana Pawła II", którego próżno szukać na mapie.


Generalnie ciekawiej zaczęło się robić dopiero na samej końcówce, gdy doszliśmy do Zamczyska pod Ukleiną.


Stoją tam ruiny zamku - mocno zrujnowane. Więc jednak politycy mieli rację, mówiąc, że Polska jest w ruinie!


Wychodzimy w dzielnicy Zarabie - podobnie jak reszta Myślenic prezentuje się zupełnie nijako. Zastanawiam się kto chciałby tam spędzić noc - a chyba ktoś chce, skoro jest kilka ofert z noclegami... Może to te różowe okna tak przyciągają?



Ludzie wracają z palmami a my z plecakami do domów ;)

8 komentarzy:

  1. Udany mieliście wypadzik i nawet trochę śniegu znaleźliście w tych Beskidach. Jeszcze w zeszłą niedzielę tyle białego było u mnie na podwórku :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tej zimy zazdroszczę w Sudetach, w Beskidach było jednak znacznie słabiej :(

      Usuń
  2. Super zdjęcia, też kiedyś odwiedziłam tamte strony
    Pozdrawiam
    Zapraszam do mnie http://szum-oceanu.blogspot.com/

    PS: Za każdą obserwację oraz komentarz się odwdzięczam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajna relacja. Ten szlak bardzo widokowy, a na dodatek dostarczył Wam na raz i zimowych i wiosennych atrakcji. A spektakl iście bajeczny i coś mi się zdaje, że nawet wrednej babie nie udało się do końca zepsuć jego uroków. Ale z tego co opisałeś, mocno się starała ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam! Bardzo ciekawa relacja, jednak ze zdaniem "Wychodzimy w dzielnicy Zarabie - podobnie jak reszta Myślenic prezentuje się zupełnie nijako" muszę się nie zgodzić, a co więcej jako myśleniczanin z dziada pradziada poczułem się urażony :P

    Zdjęcie które zostało załączone dla potwierdzenia tego zdania, jest dosyć mocno tendencyjne :D Oczywiście, nie twierdzę, że Myślenice to Florencja, jednak miasto ma swój niebywały urok, czego potwierdzeniem są tłumy krakowian którzy co weekend przybywają na wypoczynek. Głównym magnesem dla turystów jest właśnie wspomniane "nijakie Zarabie" z "nijaką" rzeką Rabą i "nijakimi" ścieżkami rowerowo-biegowymi.

    Dla potwierdzenia moich słów załączam pierwsze lepsze zdjęcie "nijakiego" Zarabia http://e-przewodniki.pl/obiekty_obrazy/30212/obraz_105480_7090_500.jpg , oraz "nijakiego" Rynku http://www.turfoto.info/myslenice/myslenice%20(2).jpg .

    Pozdrawiam i zapraszam ponownie do odwiedzenia Myślenic ;)

    Tomek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bardzo się cieszę, gdy udaje mi się sprowokować jakiegoś "miejscowego" ;) Fakt, Myślenic nie znam, przez Zarabie przechodziłem tylko i, jak wspomniałem, nie wywarły na mnie zbyt odkrywczego wrażenia. Przyznaje szczerzę, że sama rzeka z mostkiem nie jest dla mnie jakąś większą atrakcją, podobnie jak ścieżki rowerowo-biegowe - tzn. te ostatnie są cenną inicjatywą, ale w żaden sposób nie podnoszą atrakcyjności krajobrazu, a o to mi właśnie chodzi :) Ja patrzę na miejscowość pod względem architektury - może być ciekawa, może być brzydka, może być nijaka. Ciekawą zapamiętam, brzydką też, nijaką nie... Rynek w Myślenicach ładny - tam nie dotarłem ;) Postaram się to poprawić w najbliższej wizycie w tych rejonach :)

      Tłumy krakowian akurat nie są zbyt przekonującym argumentem - działa tutaj bliskość, poza tym tłumy z Krakowa walą też do Zakopanego, a te miasto jest dla mnie totalnie odpychające...

      Usuń