Powiat gnieźnieński reklamuje się hasłem "tu powstała Polska", ale w dużym stopniu można je odnieść także do samego Gniezna (łac. Gnesna, niem. Gnesen). Co prawda raczej nie tutaj dokonano chrztu Mieszka I (choć tak uczono mnie w szkole), ale było ono prawdopodobnie pierwszą stałą stolicą państwa. Wcześniej Piastowie nie mieli jednego centralnego ośrodka, przenosił się on wraz z władcą, ale pod koniec X wieku taką rolę przyjęło właśnie Gniezno. Tu istniało już od kilku dekad książęce palatium, tu Mieszko wzniósł kościół, w którym miał pochować swoją czeską żonę, tutaj wreszcie w 1000 roku odbył się słynny zjazd gnieźnieński i ustanowiono pierwszą metropolię kościelną (pierwsze biskupstwo powstało w Poznaniu po chrzcie władcy i sam Poznań także bywa uznawany za pierwszy główny gród Piastów - dyskusja na ten temat trwa od kilkuset lat i nie ma końca). O Gnieźnie jako stolicy wyraźnie wspominał Gall Anonim, a pierwsi królowe zakładali tu koronę.
Gniezno swoją stołeczną rolę pełniło dość krótko, do czeskiego najazdu w 1038 roku, kiedy to zostało doszczętnie zniszczone przez księcia Brzetysława. Funkcję najważniejszego ośrodka kościelnego utrzymało jednak do dzisiaj, mimo, że czasami można odnieść wrażenie, iż przeniósł się on do Torunia 😏. Z tego też powodu najcenniejsze zabytki w mieście to obiekty sakralne, więc o nich będę się w tym wpisie rozpisywał.
Pierwszy z nich i to od razu "numer 1" widać znad jeziora Jelonek, kilkaset metrów od naszego miejsca noclegowego.
Na brzegu ustawiono rzeźbę wczesnośredniowiecznego woja, nawiązując w ten sposób do legendy o założeniu państwa polskiego. Woj jest średnio ogarnięty, musiałem mu pokazać właściwą drogę. Proszę zwrócić uwagę, iż mam ubrane górskie buty - "zwykłe" obuwie kompletnie przemokło mi w Licheniu 😛.
Bazylika Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, "matka kościołów polskich", stoi na Wzgórzu Lecha, najstarszej części Gniezna, gdzie pierwotnie znajdowała się świątynia pogańska. Pierwszy kościół chrześcijański w formie prostej rotundy wybudował Mieszko. W kolejnych stuleciach co najmniej trzykrotnie ulegał zniszczeniu i kilkukrotnie stawiano go prawie na nowo. Współcześnie patrzymy głównie na gotycką konstrukcję z XIV wieku z późniejszymi dodatkami w postaci wianuszka kaplic, w podziemiach zachowały się relikty romańskie.
Wnętrza mnie specjalnie nie zachwyciły, na co niewątpliwie wpływ miał przeprowadzany remont. Przez niego nie potrafiłem przyjrzeć się dokładnie barokowej konfesji, zawierającej relikwiarz z domniemanymi szczątkami świętego Wojciecha.
Słowo "domniemanymi" ma w tym przypadku kluczowe znaczenie. Ciało Wojciecha wykupił od Prusów Bolesław Chrobry (bez głowy, którą dostarczył ktoś inny) i umieścił w ówczesnej katedrze. Po zjeździe gnieźnieńskim fragment zwłok przekazano także do Akwizgranu i Watykanu. W 1038 relikwie zrabował Brzetysław i zabrał do Pragi, gdzie przebywają do tej pory. Dla młodego państwa była to dotkliwa strata, w końcu Wojciech był patronem Polski, pierwszym słowiańskim męczennikiem, wokół kultu cementowano cały kraj. Ponieważ Czesi nie zamierzali oddać pozostałości swojego rodaka, więc po pół wieku ogłoszono, że ukradzione relikwie były fałszywe, a te prawdziwe "cudownie" odnaleziono w czasie odbudowy kościoła, z kolei w kolejnym stuleciu w ten sam sposób pojawiła się "oryginalna" głowa. No cóż, z księżmi się nie dyskutuje, wierni musieli w to uwierzyć. Ale to nie koniec historii: w 1923 roku złoty relikwiarz wraz z głową znowu padł łupem złodzieja i przepadł bez wieści. Pięć lat później w ramach pocieszenia przysłano z Rzymu kawałki kości, te z oryginalnego ciała, ale złożono je w skarbcu, a nie w katedrze. Ostatni akt tej opowieści rozegrał się w schyłkowym PRL-u: ponownie dokonano kradzieży, uprowadzono srebrną trumienkę, którą przetopiono na złom. Udało się go odzyskać i odlać na nowo, ale jednak to jedynie kopia... Mamy więc sytuację, że za głównym ołtarzem stoi relikwiarz pochodzący w dużej mierze z lat 80. ubiegłego wieku i zawierający szczątki nie wiadomo kogo.
Kaplice otaczające nawę główną i boczne odgrodzone są kratami i toną w mroku. Przechadzając się po terenie katedry warto zwracać uwagę na szczegóły: wypatrzyłem na przykład ten fragment jakiegoś łacińskiego napisu, którego użyto do budowy gotyckiego portalu.
Mnie najbardziej interesowały Drzwi Gnieźnieńskie, zwane też Drzwiami Królewskimi i Złotymi. To prawdziwa perełka romańskiej sztuki odlewniczej - wykonane w XII wieku są unikatem z powodu zawartych treści: zamiast opowieści biblijnej przedstawiono na nich żywot świętego. Taka historia obrazkowa ze średniowiecza: zaczyna się w lewym dolnym rogu narodzinami i chrztem, a kończy w prawym dolnym - złożeniem ciała w katedrze. Ogólnie to lewa strona opisuje życie Wojciecha Sławnikowicza przed przybyciem do Polski, a prawa dalsze dzieje zakończone śmiercią.
Nie znamy autorów dzieła. Najbardziej możliwe jest pochodzenie rodzime, lecz wskazuje się również warsztaty czeskie i nadreńskie. Zapewne w tworzeniu brało udział kilku autorów - lewa strona jest lepiej wykonana, dokładniejsza, prawa słabsza; być może tę pierwszą wykonał jakiś mistrz, a drugą jego uczniowie lub ktoś, komu nie chciało się już tak przykładać. Podobnie lewe skrzydło odlano w całości, a prawe w wielu częściach.
Sceny z żywota otacza bordiura - rama wypełniona motywami roślinnymi, człowieczymi, zwierzęcymi i stworami fantastycznymi.
Drzwi stanowiły główne wejście do katedry romańskiej, natomiast w obecnej bocznej lokalizacji ustawiono je pod koniec XVIII wieku. Czasem przy wyjątkowych okazjach ciągle są używane, przechodzi przez nie prymas lub inna ważna persona.
Na tym ujęciu widać przykład, jak kończą się nieproszone wizyty i sugerowanie miejscowym, że obcy wie lepiej od nich co jest dobre, lepsze i tym podobne. Wojciech był do tej misji kompletnie nieprzygotowany, nawet nie znał języka Prusów i nie zareagował odpowiednio na sugestie, iż powinien niezwłocznie opuścić ich krainę.
Inną atrakcją bazyliki jest teraz widokowy na południowej wieży - pokonując 240 schody dostaniemy się na wysokość 50 metrów nad poziomem Wzgórza Lecha.
Przy ładnej pogodzie muszą stąd być niezłe widoki. Teraz cieszę się, że przynajmniej nie pada, bo w pozostałych częściach Polski nie było tak przyjemnie...
W dole Pałac Prymasowski. Skromny, a nie złoty. Mieszka w nim teoretyczna głowa kościoła rzymskokatolickiego Rzeczpospolitej. W rzeczywistości żadnej realnej władzy nad księżmi prymas nie posiada. Z tyłu jezioro Jelonek.
Widok w kierunku ulicy Tumskiej i rynku. Z prawej strony budynek dawnej kanonii, a dzisiaj hotel.
Zielona "Dolina Pojednania". Oddziela gmachy sądów i klasztoru franciszkańskiego od zespołu szkół.
Wieże stały się jedną z nielicznych ofiar zajęcia Gniezna przez Armię Czerwoną w 1945 roku. W mieście nie toczyły się poważniejsze walki, nie odnotowano istotnych strat w zabudowie. Z jednym wyjątkiem: dwa dni po ucieczce Niemców radziecki czołg ostrzelał z pobliskiego rynku bazylikę, konkretnie właśnie wieże. Wybuchł pożar, który strawił hełmy, uszkodzeniu uległy fragmenty dachów i sklepień oraz organy. Wszystko odbudowano w latach 50. i 60. i jednocześnie zregotyzowano, a władze starały się usprawiedliwić zachowanie czerwonoarmistów, twierdząc, iż zostali zaatakowani przez niemieckich snajperów. Najprawdopodobniej była to bzdura, gdyż w tym czasie w Gnieźnie nie zaobserwowano już żołnierzy Wehrmachtu, a liczni świadkowie mówią o tym, iż tankiści celowali w krzyże i święte figury, zatem mamy do czynienia z próbą celowanego zniszczenia ważnej świątyni.
Gotyckie ściany bazyliki przypominają zamek. Uważne oko dojrzy wsadzone między cegły pamiątki z przeszłości - przykładowo królewsko-pruski reper.
Inny cenny zabytek na Wzgórzu Lecha to kościół św. Jerzego, wybudowany na kopcu, będącym miejscem kultu pogańskiego. Tu Mieszko wzniósł swoją rezydencję wraz z kaplicą, jej pozostałości widać na bocznych ścianach. Obecny wygląd pochodzi z XVIII wieku.
Z drugiej strony bazyliki stoi pomnik Bolesława Chrobrego, mocno zbliżony wyglądem do przedwojennego.
Na lewo gotycka kanonia.
Ulica Tumska prowadząca na rynek. Teoretycznie to strefa piesza, ale jeździ sporo samochodów, wszystkie z zezwoleniami.
Plac Bohaterów Stalingradu - jak niedawno nazywał się gnieźnieński rynek - to centralny punkt Wzgórza Panieńskiego, drugiego pod względem ważności z miejskich pagórków. Gniezno bowiem jest jak Rzym - rozłożyło się na siedmiu wzgórzach. Zabudowa niemal bez wyjątku prezentuje 19. stulecie i początek 20-go, prawie wszystko wcześniejsze runęło podczas wielkiego pożaru w 1819 roku.
Od razu kłuje po oczach spora ilość kręcącej się policji. Okazało się, iż odbywała się tam demonstracja przeciwko prezydentowi Andrzejowi, niedługo po tym, jak ujawnił swój stosunek do LGBT. Nie wiem tylko, czy funkcjonariusze mieli polować na młodych, kolorowych demonstrantów, czy raczej chronić ich przed grupką napakowanych osiłków czujnie przyglądających się wszystkim podejrzanym przechodniom.
Najbliższy obiekt religijny leży zaledwie sto metrów od umieszczonej na środku fontanny - widziany przed chwilą z wieży kościół Wniebowzięcia NMP i św. Antoniego, franciszkański. Pierwotnie gotycki, obecnie w dużej mierze barokowy.
Idąc z rynku w przeciwną stronę równie szybko znajdziemy się pod kościołem św. Trójcy. Zbudowany został w XV wieku i, podobnie jak poprzedni, jest mieszaniną stylów: z zewnątrz gotycki, w środku dużo baroku. Na uwagę zwracają renesansowe kafle wmurowane w ścianę, a wewnątrz ambona w kształcie łodzi.
Przedłużeniem Tumskiej w kierunku wschodnim jest ulica Bolesława Chrobrego. Zgrupowanie restauracji i pubów - ich ilość może nie spowoduje zawrotu głowy, ale jest gdzie zjeść i się napić. Pomiędzy kamienicami wyróżnia się Stary Ratusz z 1830 roku, do którego niedawno przeniesiono punkt informacji turystycznej.
Strefa dla pieszych kończy się przy skrzyżowaniu z ulicą Łubieńskiego, a tam kolejne dwa budynki do zobaczenia: świecki - urząd pocztowy z charakterystycznym zwieńczeniem wieży, sakralny - kościół pod wezwaniem NMP Królowej Polski.
Ten drugi powstał w 1842 roku dla ewangelików i był w ich rękach aż do końca II wojny światowej. Służył zarówno cywilom, jak i żołnierzom z garnizonu. Dziejowe burze przetrwały oryginalne drzwi z płaskorzeźbami i niemieckimi napisami.
Z pozostałych kościołów (wyłącznie katolickich) wymienię dwa:
* św. Wawrzyńca z XVI wieku, częściowo późnogotycki. Powstał w miejscu starszego, który spłonął. Dawniej był to teren osobnego miasteczka Cierpięgi, a targowisko działało już w czasach średniowiecza. Nawet w niedzielę niemało tu ludzi, stoją w kolejce po truskawki. Nie dziwię się: cena 4 złote, podczas gdy na Śląsku dochodziła do 10...
* św. Jana, z XIV wieku. Z zewnątrz to typowa jednonawowa świątynia gotycka, ale w środku cacuszko - polichromia z okresu budowy na ścianach i w prezbiterium. Niestety, drzwi kościoła są zazwyczaj zamknięte na głucho, wejść można tylko przed niedzielnymi mszami. To dość częsty przypadek, że tak cenne zabytki są niedostępne dla turysty. Poświęciłem się i wybrałem się tu w dzień święty, aby zerknąć do środka, ale oczywiście nie było możliwe dokładne zwiedzanie.
Do św. Jana przylega dawny klasztor bożogrobowców. Dziś jest własnością prywatną i niszczeje, a okolica służy do urządzania libacji.
Gniezno wie, że ma duży potencjał turystyczny i stara się promować siebie na różne sposoby. Dwa lata temu wytyczono Trakt Królewski - trasę prowadzącą przez różne zakątki miasta, zachęcającą aby odkrywać nie tylko najważniejsze atrakcje w centrum. W naszym przypadku to się nie sprawdziło, bo i tak trzymaliśmy się głównie starówki 😉.
W informacji turystycznej miła pani oferuje mapki w różnych językach, zachęca też do skorzystania ze specjalnej aplikacji "Królika Goń". Nie próbowałem nawet tłumaczyć, że nie wszyscy posiadają smartfona aby ją zainstalować, więc ograniczyłem się do zaopatrzenia w mapę. Trakt kluczy po ulicach, przy najważniejszych obiektach umieszczono tablice z opisami, ale prawdziwą atrakcją są makiety i rzeźby, zwłaszcza te przedstawiające... króliki! Wrocław ma krasnale, a Gniezno zającowate. Dlaczego właśnie króliki? Od słowa "król" do "królika" jest niedaleko, w dodatku oba mają korzenie w języku niemieckim.
W mieście znajdziemy 15 królików. Niektóre w pozycjach dość dziwacznych, czasem ma się wrażenie, że akurat przeżywają zatwardzenie albo wprost przeciwnie.
Do tego pięciu królów, dokładnie tylu, ilu koronowano w Gnieźnie. Pozycje monarchów nie zawsze licują z ich godnością, na przykład Bolesław Chrobry siedzi jakby się właśnie nawalił i miał wszystko gdzieś. Z kolei Wacław II bawi się monetą, a ludzie traktują go jako parking dla rowerów.
Przechadzając się ulicami Gniezna miałem wrażenie, że jakieś to wszystko znajome. Architektura jak na Śląsku... Trudno się dziwić, w końcu ten sam niemiecki styl budowania przełomu XIX i XX wieku. Takie obrazki równie dobrze można by obejrzeć w Rybniku, Rudzie Śląskiej czy w innym górnośląskim mieście.
------
Garść informacji praktycznych 😏.
W centrum Gniezna zachowało się kilka bezpłatnych parkingów, co w mieście tej wielkości stanowi rzadkość. Jeden z nich znajduje się przy placu św. Wojciecha, prawie obok bazyliki. Drugi, oddalony o jakieś 700 metrów, zorganizowano przy Muzeum Początków Państwa Polskiego.
Aby zwiedzić Wzgórze Lecha należy zapłacić:
* Drzwi Gnieźnieńskie - bilety 9/6 złotych, tylko z przewodnikiem o określonej porze,
* punkt widokowy na wieży - 6/4 złote, indywidualnie,
* podziemia bazyliki - 7/5 złotych, z przewodnikiem,
* Muzeum Archidiecezji - 12/8 złotych.
Sama bazylika jest darmowa. Szczegóły znajdziemy pod tym linkiem.
Skorzystanie z toalety również będzie wymagało sięgnięcia do kieszeni - 2 złote. O połowę tańszy jest kibel miejski na ulicy Tumskiej.
O Trakcie Królewskim przeczytamy na stronie urzędu miejskiego. Informacja turystyczna ma obecnie siedzibę na ulicy Chrobrego (Stary Ratusz), a nie na rynku, jak pokazuje większość map.
Nie będę polecał żadnego lokalu gastronomicznego, chyba każdy znajdzie coś dla siebie. Widziałem fajną spelunkę zaraz przy rynku (końcówka ulicy Tumskiej), ale nie udało nam się do niej wejść, bo zamykali przed 22-gą.
Mogę natomiast polecić miejsce noclegowe: Pokoje Gościnne "Czarna Owca". Znajdują się przy ulicy Poznańskiej 5, tuż obok Muzeum Początków PP, a więc 10 minut spacerem do bazyliki. To niemłoda willa/dworek/kamienica, więc wnętrza są wyraźnie nie z tej epoki - drewniane schody, wielkie drzwi i okna, a także nienormatywne pokoje. Umiarkowane ceny (50 zł/osoba, dziś w Polsce ciężko o takie), bardzo miły właściciel, wygodne łóżka i telewizor bez reżimówki 😛 - przynajmniej u mnie taki był. Minusy też się znajdą - np. łazienki na korytarzu, więc trzeba trochę przeparadować w gaciach 😉. Namiary znajdziecie w internecie, na bookingu także są obecni, a ja wrzucam zdjęcie z podwórka.
Pierwszy z nich i to od razu "numer 1" widać znad jeziora Jelonek, kilkaset metrów od naszego miejsca noclegowego.
Na brzegu ustawiono rzeźbę wczesnośredniowiecznego woja, nawiązując w ten sposób do legendy o założeniu państwa polskiego. Woj jest średnio ogarnięty, musiałem mu pokazać właściwą drogę. Proszę zwrócić uwagę, iż mam ubrane górskie buty - "zwykłe" obuwie kompletnie przemokło mi w Licheniu 😛.
Bazylika Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, "matka kościołów polskich", stoi na Wzgórzu Lecha, najstarszej części Gniezna, gdzie pierwotnie znajdowała się świątynia pogańska. Pierwszy kościół chrześcijański w formie prostej rotundy wybudował Mieszko. W kolejnych stuleciach co najmniej trzykrotnie ulegał zniszczeniu i kilkukrotnie stawiano go prawie na nowo. Współcześnie patrzymy głównie na gotycką konstrukcję z XIV wieku z późniejszymi dodatkami w postaci wianuszka kaplic, w podziemiach zachowały się relikty romańskie.
Wnętrza mnie specjalnie nie zachwyciły, na co niewątpliwie wpływ miał przeprowadzany remont. Przez niego nie potrafiłem przyjrzeć się dokładnie barokowej konfesji, zawierającej relikwiarz z domniemanymi szczątkami świętego Wojciecha.
Słowo "domniemanymi" ma w tym przypadku kluczowe znaczenie. Ciało Wojciecha wykupił od Prusów Bolesław Chrobry (bez głowy, którą dostarczył ktoś inny) i umieścił w ówczesnej katedrze. Po zjeździe gnieźnieńskim fragment zwłok przekazano także do Akwizgranu i Watykanu. W 1038 relikwie zrabował Brzetysław i zabrał do Pragi, gdzie przebywają do tej pory. Dla młodego państwa była to dotkliwa strata, w końcu Wojciech był patronem Polski, pierwszym słowiańskim męczennikiem, wokół kultu cementowano cały kraj. Ponieważ Czesi nie zamierzali oddać pozostałości swojego rodaka, więc po pół wieku ogłoszono, że ukradzione relikwie były fałszywe, a te prawdziwe "cudownie" odnaleziono w czasie odbudowy kościoła, z kolei w kolejnym stuleciu w ten sam sposób pojawiła się "oryginalna" głowa. No cóż, z księżmi się nie dyskutuje, wierni musieli w to uwierzyć. Ale to nie koniec historii: w 1923 roku złoty relikwiarz wraz z głową znowu padł łupem złodzieja i przepadł bez wieści. Pięć lat później w ramach pocieszenia przysłano z Rzymu kawałki kości, te z oryginalnego ciała, ale złożono je w skarbcu, a nie w katedrze. Ostatni akt tej opowieści rozegrał się w schyłkowym PRL-u: ponownie dokonano kradzieży, uprowadzono srebrną trumienkę, którą przetopiono na złom. Udało się go odzyskać i odlać na nowo, ale jednak to jedynie kopia... Mamy więc sytuację, że za głównym ołtarzem stoi relikwiarz pochodzący w dużej mierze z lat 80. ubiegłego wieku i zawierający szczątki nie wiadomo kogo.
Kaplice otaczające nawę główną i boczne odgrodzone są kratami i toną w mroku. Przechadzając się po terenie katedry warto zwracać uwagę na szczegóły: wypatrzyłem na przykład ten fragment jakiegoś łacińskiego napisu, którego użyto do budowy gotyckiego portalu.
Mnie najbardziej interesowały Drzwi Gnieźnieńskie, zwane też Drzwiami Królewskimi i Złotymi. To prawdziwa perełka romańskiej sztuki odlewniczej - wykonane w XII wieku są unikatem z powodu zawartych treści: zamiast opowieści biblijnej przedstawiono na nich żywot świętego. Taka historia obrazkowa ze średniowiecza: zaczyna się w lewym dolnym rogu narodzinami i chrztem, a kończy w prawym dolnym - złożeniem ciała w katedrze. Ogólnie to lewa strona opisuje życie Wojciecha Sławnikowicza przed przybyciem do Polski, a prawa dalsze dzieje zakończone śmiercią.
Nie znamy autorów dzieła. Najbardziej możliwe jest pochodzenie rodzime, lecz wskazuje się również warsztaty czeskie i nadreńskie. Zapewne w tworzeniu brało udział kilku autorów - lewa strona jest lepiej wykonana, dokładniejsza, prawa słabsza; być może tę pierwszą wykonał jakiś mistrz, a drugą jego uczniowie lub ktoś, komu nie chciało się już tak przykładać. Podobnie lewe skrzydło odlano w całości, a prawe w wielu częściach.
Sceny z żywota otacza bordiura - rama wypełniona motywami roślinnymi, człowieczymi, zwierzęcymi i stworami fantastycznymi.
Drzwi stanowiły główne wejście do katedry romańskiej, natomiast w obecnej bocznej lokalizacji ustawiono je pod koniec XVIII wieku. Czasem przy wyjątkowych okazjach ciągle są używane, przechodzi przez nie prymas lub inna ważna persona.
Na tym ujęciu widać przykład, jak kończą się nieproszone wizyty i sugerowanie miejscowym, że obcy wie lepiej od nich co jest dobre, lepsze i tym podobne. Wojciech był do tej misji kompletnie nieprzygotowany, nawet nie znał języka Prusów i nie zareagował odpowiednio na sugestie, iż powinien niezwłocznie opuścić ich krainę.
Inną atrakcją bazyliki jest teraz widokowy na południowej wieży - pokonując 240 schody dostaniemy się na wysokość 50 metrów nad poziomem Wzgórza Lecha.
Przy ładnej pogodzie muszą stąd być niezłe widoki. Teraz cieszę się, że przynajmniej nie pada, bo w pozostałych częściach Polski nie było tak przyjemnie...
W dole Pałac Prymasowski. Skromny, a nie złoty. Mieszka w nim teoretyczna głowa kościoła rzymskokatolickiego Rzeczpospolitej. W rzeczywistości żadnej realnej władzy nad księżmi prymas nie posiada. Z tyłu jezioro Jelonek.
Widok w kierunku ulicy Tumskiej i rynku. Z prawej strony budynek dawnej kanonii, a dzisiaj hotel.
Zielona "Dolina Pojednania". Oddziela gmachy sądów i klasztoru franciszkańskiego od zespołu szkół.
Wieże stały się jedną z nielicznych ofiar zajęcia Gniezna przez Armię Czerwoną w 1945 roku. W mieście nie toczyły się poważniejsze walki, nie odnotowano istotnych strat w zabudowie. Z jednym wyjątkiem: dwa dni po ucieczce Niemców radziecki czołg ostrzelał z pobliskiego rynku bazylikę, konkretnie właśnie wieże. Wybuchł pożar, który strawił hełmy, uszkodzeniu uległy fragmenty dachów i sklepień oraz organy. Wszystko odbudowano w latach 50. i 60. i jednocześnie zregotyzowano, a władze starały się usprawiedliwić zachowanie czerwonoarmistów, twierdząc, iż zostali zaatakowani przez niemieckich snajperów. Najprawdopodobniej była to bzdura, gdyż w tym czasie w Gnieźnie nie zaobserwowano już żołnierzy Wehrmachtu, a liczni świadkowie mówią o tym, iż tankiści celowali w krzyże i święte figury, zatem mamy do czynienia z próbą celowanego zniszczenia ważnej świątyni.
Gotyckie ściany bazyliki przypominają zamek. Uważne oko dojrzy wsadzone między cegły pamiątki z przeszłości - przykładowo królewsko-pruski reper.
Inny cenny zabytek na Wzgórzu Lecha to kościół św. Jerzego, wybudowany na kopcu, będącym miejscem kultu pogańskiego. Tu Mieszko wzniósł swoją rezydencję wraz z kaplicą, jej pozostałości widać na bocznych ścianach. Obecny wygląd pochodzi z XVIII wieku.
Na lewo gotycka kanonia.
Ulica Tumska prowadząca na rynek. Teoretycznie to strefa piesza, ale jeździ sporo samochodów, wszystkie z zezwoleniami.
Plac Bohaterów Stalingradu - jak niedawno nazywał się gnieźnieński rynek - to centralny punkt Wzgórza Panieńskiego, drugiego pod względem ważności z miejskich pagórków. Gniezno bowiem jest jak Rzym - rozłożyło się na siedmiu wzgórzach. Zabudowa niemal bez wyjątku prezentuje 19. stulecie i początek 20-go, prawie wszystko wcześniejsze runęło podczas wielkiego pożaru w 1819 roku.
Od razu kłuje po oczach spora ilość kręcącej się policji. Okazało się, iż odbywała się tam demonstracja przeciwko prezydentowi Andrzejowi, niedługo po tym, jak ujawnił swój stosunek do LGBT. Nie wiem tylko, czy funkcjonariusze mieli polować na młodych, kolorowych demonstrantów, czy raczej chronić ich przed grupką napakowanych osiłków czujnie przyglądających się wszystkim podejrzanym przechodniom.
Najbliższy obiekt religijny leży zaledwie sto metrów od umieszczonej na środku fontanny - widziany przed chwilą z wieży kościół Wniebowzięcia NMP i św. Antoniego, franciszkański. Pierwotnie gotycki, obecnie w dużej mierze barokowy.
Idąc z rynku w przeciwną stronę równie szybko znajdziemy się pod kościołem św. Trójcy. Zbudowany został w XV wieku i, podobnie jak poprzedni, jest mieszaniną stylów: z zewnątrz gotycki, w środku dużo baroku. Na uwagę zwracają renesansowe kafle wmurowane w ścianę, a wewnątrz ambona w kształcie łodzi.
Strefa dla pieszych kończy się przy skrzyżowaniu z ulicą Łubieńskiego, a tam kolejne dwa budynki do zobaczenia: świecki - urząd pocztowy z charakterystycznym zwieńczeniem wieży, sakralny - kościół pod wezwaniem NMP Królowej Polski.
Ten drugi powstał w 1842 roku dla ewangelików i był w ich rękach aż do końca II wojny światowej. Służył zarówno cywilom, jak i żołnierzom z garnizonu. Dziejowe burze przetrwały oryginalne drzwi z płaskorzeźbami i niemieckimi napisami.
Z pozostałych kościołów (wyłącznie katolickich) wymienię dwa:
* św. Wawrzyńca z XVI wieku, częściowo późnogotycki. Powstał w miejscu starszego, który spłonął. Dawniej był to teren osobnego miasteczka Cierpięgi, a targowisko działało już w czasach średniowiecza. Nawet w niedzielę niemało tu ludzi, stoją w kolejce po truskawki. Nie dziwię się: cena 4 złote, podczas gdy na Śląsku dochodziła do 10...
* św. Jana, z XIV wieku. Z zewnątrz to typowa jednonawowa świątynia gotycka, ale w środku cacuszko - polichromia z okresu budowy na ścianach i w prezbiterium. Niestety, drzwi kościoła są zazwyczaj zamknięte na głucho, wejść można tylko przed niedzielnymi mszami. To dość częsty przypadek, że tak cenne zabytki są niedostępne dla turysty. Poświęciłem się i wybrałem się tu w dzień święty, aby zerknąć do środka, ale oczywiście nie było możliwe dokładne zwiedzanie.
Do św. Jana przylega dawny klasztor bożogrobowców. Dziś jest własnością prywatną i niszczeje, a okolica służy do urządzania libacji.
Gniezno wie, że ma duży potencjał turystyczny i stara się promować siebie na różne sposoby. Dwa lata temu wytyczono Trakt Królewski - trasę prowadzącą przez różne zakątki miasta, zachęcającą aby odkrywać nie tylko najważniejsze atrakcje w centrum. W naszym przypadku to się nie sprawdziło, bo i tak trzymaliśmy się głównie starówki 😉.
W informacji turystycznej miła pani oferuje mapki w różnych językach, zachęca też do skorzystania ze specjalnej aplikacji "Królika Goń". Nie próbowałem nawet tłumaczyć, że nie wszyscy posiadają smartfona aby ją zainstalować, więc ograniczyłem się do zaopatrzenia w mapę. Trakt kluczy po ulicach, przy najważniejszych obiektach umieszczono tablice z opisami, ale prawdziwą atrakcją są makiety i rzeźby, zwłaszcza te przedstawiające... króliki! Wrocław ma krasnale, a Gniezno zającowate. Dlaczego właśnie króliki? Od słowa "król" do "królika" jest niedaleko, w dodatku oba mają korzenie w języku niemieckim.
W mieście znajdziemy 15 królików. Niektóre w pozycjach dość dziwacznych, czasem ma się wrażenie, że akurat przeżywają zatwardzenie albo wprost przeciwnie.
Do tego pięciu królów, dokładnie tylu, ilu koronowano w Gnieźnie. Pozycje monarchów nie zawsze licują z ich godnością, na przykład Bolesław Chrobry siedzi jakby się właśnie nawalił i miał wszystko gdzieś. Z kolei Wacław II bawi się monetą, a ludzie traktują go jako parking dla rowerów.
Przechadzając się ulicami Gniezna miałem wrażenie, że jakieś to wszystko znajome. Architektura jak na Śląsku... Trudno się dziwić, w końcu ten sam niemiecki styl budowania przełomu XIX i XX wieku. Takie obrazki równie dobrze można by obejrzeć w Rybniku, Rudzie Śląskiej czy w innym górnośląskim mieście.
------
Garść informacji praktycznych 😏.
W centrum Gniezna zachowało się kilka bezpłatnych parkingów, co w mieście tej wielkości stanowi rzadkość. Jeden z nich znajduje się przy placu św. Wojciecha, prawie obok bazyliki. Drugi, oddalony o jakieś 700 metrów, zorganizowano przy Muzeum Początków Państwa Polskiego.
Aby zwiedzić Wzgórze Lecha należy zapłacić:
* Drzwi Gnieźnieńskie - bilety 9/6 złotych, tylko z przewodnikiem o określonej porze,
* punkt widokowy na wieży - 6/4 złote, indywidualnie,
* podziemia bazyliki - 7/5 złotych, z przewodnikiem,
* Muzeum Archidiecezji - 12/8 złotych.
Sama bazylika jest darmowa. Szczegóły znajdziemy pod tym linkiem.
Skorzystanie z toalety również będzie wymagało sięgnięcia do kieszeni - 2 złote. O połowę tańszy jest kibel miejski na ulicy Tumskiej.
O Trakcie Królewskim przeczytamy na stronie urzędu miejskiego. Informacja turystyczna ma obecnie siedzibę na ulicy Chrobrego (Stary Ratusz), a nie na rynku, jak pokazuje większość map.
Nie będę polecał żadnego lokalu gastronomicznego, chyba każdy znajdzie coś dla siebie. Widziałem fajną spelunkę zaraz przy rynku (końcówka ulicy Tumskiej), ale nie udało nam się do niej wejść, bo zamykali przed 22-gą.
Mogę natomiast polecić miejsce noclegowe: Pokoje Gościnne "Czarna Owca". Znajdują się przy ulicy Poznańskiej 5, tuż obok Muzeum Początków PP, a więc 10 minut spacerem do bazyliki. To niemłoda willa/dworek/kamienica, więc wnętrza są wyraźnie nie z tej epoki - drewniane schody, wielkie drzwi i okna, a także nienormatywne pokoje. Umiarkowane ceny (50 zł/osoba, dziś w Polsce ciężko o takie), bardzo miły właściciel, wygodne łóżka i telewizor bez reżimówki 😛 - przynajmniej u mnie taki był. Minusy też się znajdą - np. łazienki na korytarzu, więc trzeba trochę przeparadować w gaciach 😉. Namiary znajdziecie w internecie, na bookingu także są obecni, a ja wrzucam zdjęcie z podwórka.
Do Gniezna mam dosłownie, jak rzutem beretem, a nie wiedziałam, że to aż tak piękne miasto! Z tego miejsca kojarzę tylko Drzwi Gnieździeńskie oraz o ile dobrze pamiętam wycieczkę z zerówką do Fabryki bombek :D
OdpowiedzUsuńPiękna fotorelacja.
Życzę miłego dnia oraz jeśli masz ochotę zapraszam również na mojego podróżniczego bloga :)
https://modnatravelistka.blogspot.com
Zajrzałem, pozdrawiam ;)
UsuńTe króliki to trochę odjazd od polskiego standardu nabzdyczonej przaśnej powagi w miejscach publicznych i historycznych. Pomniki królów raczej humorystyczne z uwagi na cokolwiek komiksowy styl.
OdpowiedzUsuńBo to ściana zachodnia ;) Na wschodniej mielibyśmy pewnie piękne postacie przesycone symbolami patriotycznymi i religijnymi :D
UsuńWysoce prawdopodobne; byłyby tzw. lichenki.
UsuńZ przyjemnością obejrzałem i poczytałem. Przez Gniezno jedynie dwa razy przejeżdżałem i to w sumie dosyć dawno. Te rzeźby królików (ewidentnie nawiązujące do wrocławskich kurdupli), są moim zdaniem pomysłem trochę dziwnym i na wyrost. Ja rozumiem te różne wybiegi na promocje i przyciągnięcie turystów, ale coraz częściej zaczyna to zmierzać w stronę dość irracjonalną. Ale nie wiem, może i lepsze rzeźby królików od...pustego bruku?
OdpowiedzUsuńJeśli to są - tak jak pisałem - promocje z humorem i bez napuszenia, to jestem w stanie je zaakceptować. Nie oszukujmy się - mało kogo interesuje rzeczywista historia, kamienice czy nawet romańskie kościoły. Poza tym dorosłymi rządzą dzieci - a jak dziecko zobaczy takiego królika to będzie zachwycone i rodzic nie będzie miał wyboru - będzie musiał chodzić po Gnieźnie :)
UsuńDużo pięknych zdjęć :) Ja przeszłam Gniezno śladami Króli i Królików z aplikacją ;)
OdpowiedzUsuń