sobota, 15 września 2018

Beskid Żywiecki klasycznie: Żabnica - Hala Rysianka - Ujsoły. Do tego Festiwal Danielka.

Pod koniec sierpnia ruszyłem w Beskid Żywiecki. W Ujsołach odbywał się Festiwal Danielka (przy chatce o tej samej nazwie) i zaczynał się w piątek. Ja jednak postanowiłem wybrać się dzień wcześniej, zwłaszcza, że na czwartek zapowiadano piękną pogodę, a w weekend miało wszystko rąbnąć...

Żywiecki to jeden z moich ulubionych Beskidów. Po Śląskim to właśnie w nim stawiałem swoje pierwsze górskie kroki, jeszcze z rodzicami. I choć dużo się w nim zmieniło od tego czasu (zazwyczaj na minus) to zawsze chętnie tam wracam.

Po roboczej nocce ledwo przytomny telepię się pociągami do Żywca. Robię zakupy i przesiadam się na busik do Żabnicy. Miejscowość ta do końca życia będzie mi się kojarzyć z wycieczką szkolną z liceum, kiedy to grasowaliśmy po wiosce, a nauczycielka w panice biegła do najbliższego sklepu z prośbą, aby nie sprzedawano nam alkoholu 😏. Zastanawiam się ilu z moich ówczesnych kolegów i koleżanek chodzi jeszcze dzisiaj po górach, ale podejrzewam, że prawie nikt...

Wychodzę na ostatnim przystanku w Skałce. W pobliżu znajduje się hybryda agroturystyki z restauracją (choć w internecie mocno się zastrzegają, że restauracją nie są) i tam kieruję pierwsze kroki, bo upalne południe najlepiej przetrwać w cieniu. Brackie dostaję w odpowiednim kufelku 😊.


Po schłodzeniu zarzucam plecak, ale udaje mi się przejść ledwie kilkaset metrów, bowiem przy skrzyżowaniu działa przyjemny sklep. Nie opieram się pokusie i kupuję piwo na wynos, aby posiedzieć sobie z widokiem na potok. Nawet zastanawiałem się, czy nie wskoczyć do wody, co czyniły niektóre rodziny...


Wokół sklepu pełno zaparkowanych samochodów. Obok turystów korzystających z najłatwiejszego szlaku dojściowego do schroniska pojawia się też grupa robotników, którzy odpoczywają po ciężkim dniu. 


Około 14-tej zaczynam wędrówkę. Jak już pisałem - czarny szlak to najszybsze i najprostsze dojście na Halę Boraczą. Spora część po asfalcie, kiedyś nawet podczas schodzenia złapałem na nim stopa 😛.

Zaraz na początku drogi po prawej stronie widać drewnianą kaplicę z 1951 roku. Podobno to "kaplica zakochanych", ale żadnych tam nie widziałem.


Potem jest nudno jak flaki z olejem. Mozolnie prę do góry oblewany przez fontanny potu.


Po trzech kwadransach docieram na Halę Boraczą. Tu wreszcie czuć górską przestrzeń.




Podchodzę do schroniska. Wybudowane przez Żydów nigdy nie było wzorem elegancji, a teraz poobijane deskami zostało jeszcze upiększone ogromną, drażniącą reklamą pewnej wody z "dekalogiem turysty". Numer XI powinien brzmieć "nie obrzydzaj gór swoich".


Robię godzinną przerwę.
Zawsze przyjemnie posłuchać innych turystów. Jedna grupa dyskutuje o bolesnych okresach. O dziwo, najwięcej do powiedzenia ma płeć męska. Jakaś starsza młodzież omawia napierdzielanie się pod Sejmem, ale trudno wyczuć, po której jest stronie, choć najprawdopodobniej raczej im wszystko zwisa. Wreszcie ekipa najbardziej zaawansowana wiekiem opowiada o sobie jako o zdobywcach Śnieżki: "Wjechaliśmy kolejką od czeskiej strony najdalej jak się dało i potem zaczęło się wspinanie!".



Po lewej Romanka, po prawej Rysianka i Lipowska.


Zastanawiałem się którędy iść dalej, ale w końcu leń podpowiedział mi szlak zielony.


Kiedyś biegł on całkowicie w lesie, ale od czasu wycinek większa część posiada walory widokowe. Na pierwszym zdjęciu znowu Romanka. Na drugim horyzont zajmuje Beskid Mały. Na trzecim Hala Boracza z odległości.




A w takich okolicznościach zarządziłem krótki postój.


Wreszcie dołażę do szlaku żółtego, który prowadzi przez kilka hal.


Dzisiaj przechodzę tylko przez jedną - Halę Lipowską


Co my tu widzimy? Niewiele, bo widoczność sięga około 50 kilometrów. Po lewej ledwo majaczą Tatry. Po prawej samotna wystająca góra - Wielki Chocz.


Na zbliżeniu Mała Fatra - Stoh, Rozsutec i Chleb (35-40 kilometrów).


Pierwsze spojrzenie na Babią Górę.


Schronisko na Hali Lipowskiej. Zamawiam piwo i siadam na dworze. Z otwartego okna na piętrze słyszę podniecony głos nastolatka: "Wiedzieliście, że Adolf Hitler miał problemy z przewodem pokarmowym?". Ja nie wiedziałem...


Został mi jeszcze krótki odcinek na Halę Rysiankę. Część ludzi nadal się dziwi, że schroniska znajdują się tak blisko siebie, tymczasem w Republice Czeskiej oraz w Sudetach wcale nie jest to rzadkie zjawisko. A konkurencja jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziła.


Zbliża się zachód słońca, więc przyroda nabiera kolorów.




Pilsko w pełnej krasie.


Na nocleg kwaterują mnie do Betlejemki. Trafiam do pokoju międzynarodowego: Polki-pielęgniarki wyjechały przed laty na Wyspy i czasem wracają w Beskidy z walijskimi mężami i dziećmi. 

W piątkowy poranek jeszcze świeci słońce...



...ale po pół godzinie wyraźnie przybyło chmur.



Śniadanie mistrza czyli tradycyjna jajecznica. Żadnego alkoholu, tylko herbata z cytryną. Mniam 😛.



Z każdym kwadransem przybywa szarego. Zastanawiam się kiedy zacznie padać? Na pewno ma lać cały jutrzejszy dzień, bo trąbią o tym wszyscy i część już odwołuje noclegi na sobotę.


Do schroniska na Lipowskiej schodzę wzdłuż paskudnej, kamiennej Drogi Krzyżowej. W bufecie spotykam moich współnocujących, którzy przyszli tu na śniadanie. Wkrótce zostaję tylko z jedną z pielęgniarek, która wolała napić się ze mną grzanego wina niż iść z rodziną do pokoju na Rysiankę 😛. Gadamy o górach, życiu i o tym, że nikt ze znanych jej Polaków zatrudnionych w Wielkiej Brytanii nie wybiera się na stałe do Polski. Czyżby jednak rządowa propaganda o masowych powrotach kłamała??

Jadalnia wygląda jak kaplica - ilość elementów religijnych przebija niejeden kościół. "W górach chodź zawsze tak, aby nie gubić znaków". Pomijam głęboką mądrość tego stwierdzenia, ale czy chodzi o krzyże jako znaki?? A jeśli ktoś chodzi bezszlakowo, to co ma zrobić?


Nie dziwię się, że futrzaka oślepiło.


Po wlaniu w siebie dwóch piw z browaru w Cieszynie i pożegnaniu z żalem pani pielęgniarki pora była wreszcie ruszyć tyłek w kierunku Ujsoł. Przecinam kolejne hale: Bieguńską, Motylkową i Redykalną.



Następnie szlak prowadzi przysiółkami Zapolanka i Kręcichłosty.



W tym ostatnim znajduje się chatka na Zagroniu. Nie podchodzę jednak do niej, ale przy odbiciu robię sobie ostatnią przerwę.


Zostało już mi tylko zejście do Ujsołów, lecz w którymś miejscu źle skręcam i znika mi czarny szlak. Nie ma to jednak większego znaczenia, bowiem wszystkie ścieżki prowadzą do doliny.


W Ujsołach spotykam się z Kaprem i we dwójkę stopem podjeżdżamy pod chatkę Danielka, gdzie wkrótce rozpocznie się Festiwal Danielka. Najważniejsza czynność to rozstawienie mojego tworu namiotopodobnego 😛.


Zdążyliśmy w ostatnim momencie, potem zaczęło padać. Zresztą padało z przerwami do niedzieli, przez co klimat zrobił się bardzo wilgotny.

Festiwale piosenki turystycznej to specyficzne mikroświaty, na które jeździ to samo towarzystwo i wiele osób się zna. Spotkałem zatem znajome gęby, niektóre niewidziane krócej, inne dużej. Mimo kiepskiej aury zabawa była przednia. Przede wszystkim koncerty, ale też ogniska, gitary, mecz piłki nożnej. No i deszcz.








W niedzielę rano nie czekałem już na ogłoszenie wyników konkursu na najlepszy zespół, tylko ewakuowałem się o poranku, co zresztą uczyniło wiele osób.

Wakacje górskie 2018 zostały w ten sposób zakończone.


10 komentarzy:

  1. Ty się naprawdę mieścisz w tym tworze namiotpodobnym? Jak?! Swoją drogą, chyba zacznę jeździć w góry, specjalnie by posłuchać innych turystów. Tyle perełek na jednym szlaku... ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twór jest pożyczony na sytuacje awaryjne :P Jeden człowiek jakoś się tam zmieści, ale lepiej żeby nie padało :D Na szczęście w drugą noc znalazłem inne lokum, bo miałbym spanie jak w akwarium :D

      Usuń
    2. Zapewne kluczowe dla pomieszczenia się w tym namiotku jest perfekcyjne opanowanie sztuki sznekizacji. :-)

      Usuń
    3. sznekizacji? Czyli zwijania się, czy co? :D

      Usuń
  2. "Wiedzieliście, że Adolf Hitler miał problemy z przewodem pokarmowym?"
    Schronisko na hali Lipowskiej podobno "niemieckie" powstało z inicjatywy Beskidenverein.
    _może młody dostał niusa od kucharki....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyżby to ona struła Adolfa?! ;-D

      Usuń
    2. To musiałaby być jakaś długowieczna baba :D Ale schronisko powstało jeszcze przed dojściem Adolfa do władzy, możliwe, że truli go później ;)

      Usuń
  3. Pięknie kończysz letni sezon. U Ciebie bardzo bogaty w wyprawy. Kiedyś szedłem z Danielki do Sopotni Wielkiej. Piękna, widokowa trasa i w nagrodę na koniec fajny wodospad. Ile fajnych wspomnień z Danielki. Ech, kiedy to było?
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Żywieckim jest wiele takich miejsc. Choć chyba coraz mniej, bo raz, że tną na potęgę, a dwa - że zabudowa coraz bardziej się rozrasta. Ale nadal bywa magicznie :) z Sopotni Wielkiej to także często właziłem na Rysiankę albo na Miziową :)

      Pozdrawiam

      Usuń