czwartek, 20 sierpnia 2015

Na północ od Sztokholmu - trzy pierwsze biskupstwa

Po zatłoczonym i głośnym Sztokholmie ponownie zapuszczamy się w spokojniejsze rejony - tym razem na północ od stolicy.

Dość blisko jest miasteczko Sigtuna, położone nad jedną z odnóg jeziora Melar (tego samego nad którym leży m.in. Mariefred). To stara miejscowość założona w X wieku, która przejęła rolę głównego ośrodka Wikingów po spadku znaczenia Birki. W kolejnym wieku założono w niej pierwsze szwedzkie biskupstwo.

Dziś po Stora Gatan, uważaną za najstarszą ulicę Szwecji, przechadzają się nieliczni turyści.


Jak na tak stary ośrodek przystało - sporo tutaj zabytków. Jest np. najmniejszy szwedzki ratusz, z 1744 roku.


Faktycznie, bardzo niepozorny.
Są aż trzy ruiny średniowiecznych kościołów:
- św. Piotra,


- św. Wawrzyńca - najsłabiej zachowany, właściwie tylko wieża,


- oraz św. Olafa, który wygląda niczym mały zamek. W jego mury wkomponowano kamień runiczny.


Obok tego ostatniego stoi zachowana świątynia - kościół Mariacki z XIII wieku. Podominikański, jedyny taki nadal istniejący i działający (choć oczywiście już nie katolicki).


Obejrzeliśmy ruiny, kupiłem miejscowe piwo w Systembolaget i ruszyliśmy bocznymi drogami w kierunku Skokloster. W międzyczasie musieliśmy chwilę postać, kiedy podniesiono most, aby przepuścić jakiś statek na jednym z jezior.

W Skokloster na dzień dobry zaglądamy do kolejnej średniowiecznej świątyni - też pod wezwaniem św. Olafa i też z XIII wieku.


Wewnątrz znajduje się ambona skradziona z Oliwy w czasie wojny trzydziestoletniej. Za kościołem, którego trawniki obficie zraszane były przez sikawki, wznosi się biała bryła zamku. Barokowy obiekt podobno wzorowany jest na warszawskim Zamku Ujazdowskim - tak zachwycił on szwedzkiego feldmarszałka Wrangla, że postanowił skopiować go na swoją rezydencję.


Nie wchodzimy do środka, lecz mają się tam znajdować łupy z czasów Potopu - to już kolejne takie miejsce.

Podczas powrotu do głównych dróg pojawiają się problemy z paliwem - stacje są tutaj rzadkie, a gdy w końcu na jakąś wjeżdżamy to okazuje się, że jest ona dostępna tylko dla osób posiadających specjalny kod! Na szczęście na oparach udaje nam się doturlać do jakiejś normalnej stacji przy większej drodze :)

Znowu trochę jazdy i parkujemy w Uppsali - ta miejscowość musiała wpaść w pamięć wszystkim miłośnikom "Potopu" Hofmanna - było to hasło wywoławcze Szwedów podczas filmowego oblężenia Jasnej Góry.

Uppsala - najstarsze miasto akademickie całej Skandynawii - już od XV wieku. Do tego największa, też w Skandynawii, katedra, budowana przez 165 lat.


Jest bardzo podobna do tej z Rybnika - takie odczucia miał mój tata, który był tutaj równo 40 lat temu 😊.


Ledwo udało nam się zdążyć przed zamknięciem (punktualnie o 17-tej). W ciemnym wnętrzu spoczywają monarchowie (np. rodzicie Zygmunta III Wazy).


Są też szczątki św. Eryka w ozdobnym relikwiarzu - to kolejny, po świętej Brygidzie, patron Szwecji, który nie został usunięty z kościoła, mimo że ewangelicy świętych nie czczą.


W katedrze jest też największy w Szwecji witraż oraz dzwon - Thornan. To następna zdobycz wojenna - odlany w Chełmie, wisiał w Toruniu i został skradziony podczas wojny północnej w 1703 roku.


Na wzgórzu niedaleko katedry błyszczy różowa bryła zamku z 1549 roku - według przewodnika były to jego "pozostałości".


Faktem jest, że częściowo strawił go pożar, ale jak na pozostałości to nieźle zachowane ;)


Spod zamku szeroka panorama - zarówno jak na tereny mieszkalno-przemysłowe, jak i na pobliski ogród botaniczny.



Z racji wakacji nie ma w mieście zbyt wielu studentów, więc na ulicach raczej pustki...


...z "zabawnym" akcentem.


A może tak: mniej socjalu, mniej żądań, mniej burek, mniej enklaw wyjętych spod władzy państwa, mniej terroryzmu, mniej gwałtów, mniej fal najeźdźców udających uchodźców - to wtedy będzie też mniej rasizmu?

W każdym razie budynki przyszłej religii państwowej już stoją ;)


Z "nowej" Uppsali jedziemy do starej (Gamla Uppsala). W czasach Wikingów miała znajdować się tam ważna świątynia, w której czczono nordyckich bogów. Pisano o niej w sagach oraz w średniowiecznych kronikach, m.in. u Adama z Bremy. Na miejscu świątyni wybudowano kościół - najpierw drewniany, następnie murowany, który istnieje do dzisiaj.


W pogańskiej świątyni prawdopodobnie składano też ofiary z ludzi. W 2000 roku ponownie, choć już nie z człowieka (😏), złożono tutaj ofiarę nordyckim bóstwom, po 900 latach przerwy.

A co do kościoła - przez pewien czas był siedzibą biskupa, przeniesioną z Sigtuny, a następnie umieszczoną w nowej Uppsali. W XVIII wieku spoczął w nim Anders Celsius. Dzisiaj współcześni Szwedzi prześcigają się w grabieniu ziemi we wzorki przy grobach swoich bliskich.


Praca na krótką metę - do pierwszego deszczu, ale chyba łatwiejsza niż pucowanie kamiennych nagrobków jak w Polsce 😏.

Gamla Uppsala to też charakterystyczne kurhany, zwane Kopcami Królewskimi.


Trzy duże wzgórki (jest też więcej małych) zawierały w sobie spalone szczątki możnowładców (książąt, wodzów). Pochodzą one jeszcze sprzed epoki Wikingów, z przełomu V i VI wieku.


Z góry jest ładny widok na nowe miasto z widoczną katedrą i zamkiem oraz na muzeum o ciekawym kształcie.



Nasyciliśmy nasz zmysł zwiedzającego, teraz pora byłoby zrobić zakupy, gdyż to na pewno ostatnia okazja tego dnia. No i się zaczęło... w każdym razie po dość długim błądzeniu i generalnie przez przypadek trafiliśmy do centrum handlowego na obrzeżach, gdzie mogliśmy zakupić polskie hity eksportowe 😛.


Plan na ten dzień (przypomnę - jest piątek, zaczyna się weekend) był rozbudowany. Po Uppsali mieliśmy odbić na północny-zachód i zakończyć jazdę gdzieś w okolicach Falun. Nie przypuszczałem jednak, że wyjedziemy ze Sztokholmu tak późno, więc przechadzając się miedzy regałami stwierdziłem, iż musimy zmienić marszrutę. I zamiast w bok pojechaliśmy wzdłuż wybrzeża (oddalonego o kilka-kilkanaście kilometrów) od razu na północ, drogą E-4. 

Przez długie odcinki to normalna autostrada, potem zmieniająca się w szwedzki standard 2+1. Oboma wariantami jedzie się tak samo dobrze.



Kiedy niebo zaczęło przybierać fioletowo-granatowe barwy uznałem, że trzeba poszukać jakiegoś miejsca na nocleg. Widziałem kilka fajnych miejscówek nad jeziorami, lecz wszystkie zaraz przy głównej szosie. W końcu jednak dojrzałem interesujący plac po drugiej stronie jezdni - przejechałem więc nielegalnie między barierkami, zawróciłem i już byłem 😊. To też parking, ale bardziej rozbudowany - można było wjechać samochodem między drzewa i odciąć się od hałasu. Oczywiście jest toaleta, ławeczki, wiata, plac zabaw (miejsce bez placu zabaw w Szwecji nie istnieje) itp..

Na zdjęciu jezioro w niedoszłej noclegowni...


Przy naszym parkingu też było jezioro, tyle że oddzielone płotem. No trudno...

Początkowo chciałem nawet rozbić namiot, lecz stada ogromnych mrówek skutecznie mnie zniechęciły, zatem w aucie sklapło się siedzenia i noc była bardzo wygodna. A jeszcze przed snem - piwo, swojski chleb, sałatki i lektura między mrówkami 😉.


3 komentarze:

  1. Kurcze, ta Uppsala przy ladnej pogodzie wyglada calkiem znosnie ;) Ale jakos i tak nie przypadla mi do gustu, Sigtuna znacznie ladniejsza :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. teraz Uppsala była w miarę pusta, bo studentów wywiało :) Sigtuna to jednak inna skala ;)

      Usuń
  2. Ładna ta katedra w Upssali. I faktycznie, ma coś z naszej- rybnikowej.
    Również owe Kopce Królewskie miło wkomponowują się w tę rozległą równinę. U nas pewnie rozjeździli by je zaraz miłośnicy MTB. :)

    OdpowiedzUsuń