poniedziałek, 29 kwietnia 2019

Cmentarz Łyczakowski i Cmentarz Orląt Lwowskich.

Najstarszy i najbardziej znany cmentarz lwowski. Jedna z czterech narodowych nekropolii Rzeczpospolitej i chyba najsłynniejsza, symbol dawnych polskich Kresów. Szacuje się, iż znajduje się na nim co najmniej 300 tysięcy grobów, w tym 2 tysiące grobowców.

Łyczakowski to murowany punkt każdej wycieczki z Polski, czemu trudno się dziwić. Turystów z innych krajów za bardzo tu nie widać, co także nie jest zaskoczeniem: cmentarz pełen jest wysokiej klasy dzieł sztuki rzeźbiarskiej, ale takie można oglądać w wielu miastach Europy.

Ja w ogóle uwielbiam łazić po cmentarzach, gdzie zawsze najmocniej odbija się historia, więc nie mogłem tu nie zajrzeć.


Założony został w 1786 roku, jest zatem w czołówce najbardziej wiekowych i nadal istniejących cmentarzy kontynentu. Wcześniej pochówki odbywały się w granicach miasta, zazwyczaj przy kościołach, co stwarzało nieustanne ryzyko wybuchu epidemii oraz ograniczało rozwój zabudowy. Sytuację tę postanowił uporządkować cesarz Józef II, który dekretem nakazał zamknięcie wszystkich nekropolii miejskich w całym państwie (!) i wyznaczenie nowych na pustych terenach. Nie trzeba dodawać, że wywołało to u poddanych szok, bowiem do tej pory pochówki poza miastem uznawano za... profanację majestatu śmierci.

Przez pierwsze dekady na Cmentarzu Łyczakowskim dominowała kultura niemiecka i takie napisy nagrobne przeważały. Zaczęło się to zmieniać dopiero po powstaniu listopadowym, a ostatecznie w II połowie XIX wieku większość grobów miało już polski charakter. W okresie autonomii Łyczaków stał się miejscem spoczynku zasłużonych obywateli, panteonem Wielkich Lwowian. Oczywiście w tym czasie stolica Galicji nadal była wielonarodowościowym miastem, więc grzebano na nim także przedstawicieli innych narodów, w tym wielu sławnych Ukraińców.


W tekstach o Łyczakowskim bardzo często pojawiają się opisy fatalnego stanu polskich grobów. Wiedząc, jak wyglądają stare cmentarze na Ziemiach Wyzyskanych, spodziewałem się morza ruin. Na miejscu spotkała mnie miła niespodzianka, bo, moim zdaniem, całość wygląda dość nieźle. Oczywiście sporo jest nagrobków w takiej formie...


...lecz i dużo zostało wyremontowanych za polskie pieniądze. Ogólnie, po latach zaniedbań i celowych dewastacji, to naprawdę mogło być tutaj znacznie gorzej.


Po przekroczeniu głównej bramy zobaczymy kilka okazałych kaplic grobowych, w tym często fotografowaną rodziny Baczewskich z 1882 roku.



Na Łyczakowskim wybudowano 24 kaplice rodzinne, ale jedna została zniszczona w czasie II wojny światowej.

Z tego miejsca odbijamy w lewo. Wyłożony kostką chodnik prowadzi wzdłuż wielu ciekawych grobowców.


Warto przyglądać się szczegółom: na przykład trójdzielny herb Rzeczpospolitej z okresu powstania styczniowego. Ustawiono go przy nagrobku Seweryna Goszczyńskiego, uczestnika powstania (co prawda listopadowego, ale nie czepiajmy się szczegółów). Goszczyńskiego opisano jako "wieszcza", ale przyznaję, że nie znam nic z jego twórczości.


Jedną z większych konstrukcji jest obelisk Konstantego Juliana Ordona, którego sławnym uczynił Adam Mickiewicz w swoim wierszu. W Reducie Ordona bohater został uśmiercony, w co wiele osób uwierzyło i było potem mocno zdziwionych, kiedy zobaczyło dawnego powstańca żywego 😉. Ordon dożył sędziwego wieku i życie odebrał sobie sam, we Florencji.


Szukaliśmy grobu Marii Konopnickiej, czyli tego będącego w czołówce najbardziej popularnych. Znaleźliśmy prawie bez błądzenia. Przy tej kostkowanej nawierzchni wygląda trochę sztucznie, jak atrapa. Oryginalne popiersie pisarski zostało zniszczone (lub zaginęło) podczas wojny, obecne odtworzono w latach 50. z polecenia władz radzieckich (!). Tacy to byli dobrzy gospodarze!


Od tego momentu będziemy poruszać się już nie do konkretnej postaci, ale na wyczucie. Gdzie nas oczy poniosą, która droga na skrzyżowaniu stanie się jaśniejsza. Wszystko co potem zobaczyliśmy było dziełem szczęścia lub przeznaczenia 😉. Takie podejście ma jeden niezaprzeczalny plus - unikniemy frustracji, że wśród tysięcy grobów nie odnajdziemy tego właściwego.

Przyglądając się grobom nie sposób zauważyć, iż niektóre... zasłonięto! Takie można odnieść wrażenie widząc nowe powojenne tablice i rzeźby ustawione tuż przed starymi.




Czy to było celowe działanie aby "pomniejszyć" polskość cmentarza? Można polemizować. Przecież stary grobowiec nadal jest widoczny i nie przestał istnieć, więc taka "zasłona" wzbudzać może co najwyżej politowanie. Inna sprawa to fakt, iż Łyczakowski jest ciągle najbardziej nobilitującym miejscem pochówku, więc mimo jego oficjalnego zamknięcia nieustannie przybywało na nim "lokatorów". A że wszędzie jest ciasno, to wciskano się w każdy wolny kąt. W każdym razie wygląda to dość dziwnie...


Groby z czasów ZSRR są zazwyczaj pomijane wśród blogerów i w przewodnikach przy opisie cmentarza. Bo za nowe. Bo nie pasują. Bo brzydkie. Bo nie polskie. Tak choćby współczesne nagrobki w Polsce przedstawiały jakąś wartość artystyczną! W ogromnej większości są bezpłciowe i nudne. Tymczasem tutaj naprawdę jest na czym zawiesić oko - cała masa bardzo realistycznych rzeźb. Mamy wrażenie patrzenia zmarłym w twarz. I te postaci kilkuletnich dzieci, robią wrażenie...



Jak dla mnie ta "nowoczesna" strona Łyczakowskiego jest nie mniej ciekawa niż "tradycyjna". Często obie stoją obok siebie w ramach kontrastu:
* po lewej spoczywa Wasyl Iwanicki, ukraiński reemigrant z Kanady i filantrop,
* po prawej Honorata Borzęcka, także angażująca się w działalność dobroczynną, tylko półtora wieku wcześniej.


Kolejna duża rzecz - z daleka wydawał się jakimś monarchą, ale to "tylko" burmistrz Lwowa Michał Michalski. Widać, że obiekt po renowacji.


Kaplica ze skromniejszym otoczeniem.


Sporo cesarsko-królewskich radców dworu i innych uczestników austriackiego życia dworsko-politycznego.


Niektóre rzeźby bardzo przypominają współczesnych polityków - w tym przypadku byłem przekonany, że to premier Netanjahu!


Tu z kolei alternatywa dla tradycyjnych zdjęć - fajna, bo kolorowa!


Imiona dzieci często zdrobniano. Mam znajomych, którym zostało tak na zawsze - stare konie, a dalej są Tomeczkami i Michałkami.


Gdzie indziej można połamać sobie język próbując całość odczytać.


Liczne przykłady dawnego multi-kulti:
* pani Klementyna o jakże polskim czy rusińskim nazwisku Bake-Bakin (a za nią skocznia narciarska),


* rodzina Frey, z której przynajmniej część się spolonizowała,


* i odwrotny przykład ukrainizacji - przymusowej lub dobrowolnej.


Wiedziałem, że Kloss istniał naprawdę! 😛


Wołodymyr Iwasiuk, poeta i muzyk. Prekursor ukraińskiego popu w Kraju Rad. W 1979 roku znaleziono go powieszonego w lesie. Oficjalnie popełnił samobójstwo, natomiast według teorii spiskowej sprzątnęło go KGB. Pośmiertny Bohater Ukrainy.


George Gamache był kanadyjskim artystą, który tak pokochał Lwów, że zamieszkał tu na stałe.


Niedawno wyremontowany nagrobek rodziny Grabińskich. Motyw śpiącego anioła jest często obecny na Łyczakowie, za to prawie nie występują modne w owym czasie trupie czaszki z piszczelami.


Widoczny na tym zdjęciu pomnik jest prosty, ale ukazano na nim rodzinną tragedię w postaci tonącego okrętu. Data 31 sierpnia 1986 roku to dzień, w którym poszedł na dno SS Admirał Nachimow, statek pasażerski pływający z turystami po Morzu Czarnym. W wyniku kolizji z inną jednostką zginęły 423 osoby udające się do Soczi, w większości Ukraińcy, w tym przypadku zapewne matka i córka. Takie mogiły zawsze silnie oddziaływają na moją psychikę.


Czasem ktoś urządził sobie prywatne podwórko...


...innym razem aresztowano całą figurę.


Aniołek z błędem ortograficznym.


Artur Grottger, jeden z czołowych malarzy okresu romantyzmu. Znane są zwłaszcza jego serie rysunków pod tytułami "Warszawa", "Polonia", "Lithuania" i "Wojna" dotyczące powstania listopadowego oraz okresu go poprzedzającego. Piszę o tym, bo już kilka osób po usłyszeniu tego nazwiska zareagowało hasłem "pierwszy raz słyszę!".


Jeśli spotykamy lwa, to znaczy, że chodzi o jakąś osobę szczególnie związaną z miastem: Tadeusz Rutowski był prezydentem w czasie I wojny światowej, kiedy to Lwów okupowali Rosjanie. Następny grobowiec kompleksowo odnowiony przez polsko-ukraiński zespół.


Najciekawsza, moim zdaniem, kaplica wyglądająca niczym mała cerkiew. Pochowano w nim rodzinę Barszczewskich.



Ją dopiero czekają prace restauracyjne, o czym informowała kartka na żelaznej bramce.


Na Łyczakowskim można spędzić wiele godzin. Oprócz zadumy czy podziwiania sztuki cmentarnej będzie to także dobra gimnastyka, gdyż teren jest mocno pofałdowany. Możemy również się dotlenić, bowiem nekropolia posiada cechy parku z racji gęstego zadrzewienia.



Część cywilna jest szalenie interesująca, ale przecież większość turystów przyjeżdża głównie dla sektorów wojskowych. Tych jest kilka, na starszych chowano uczestników kilku powstań. Los nas tam nie pokierował, więc trafiliśmy od razu na Cmentarz Obrońców Lwowa, popularnie nazywany Cmentarzem Orląt.


O jego historii napisano już tak wiele, że nie ma sensu wszystkiego przytaczać. Wystarczy jedynie wspomnieć, że po zwycięskiej dla Polaków wojnie z Ukraińcami, a następnie bolszewikami, postanowiono pochować na jednej nekropolii większość polskich obrońców miasta (którzy pierwotnie spoczywali w rozmaitych miejscach). Otwarcie nastąpiło w 1924 roku, lecz prace przy nowych elementach trwały aż do wybuchu kolejnej wojny. Niektórych planów rozbudowy nie zdążono zrealizować, ale powstał niewątpliwie piękny i majestatyczny obiekt, prawdopodobnie wzorowany na francuskich cmentarzach wojennych.


Z oczywistych przyczyn nie mógł on być darzony sympatią przez Ukraińców, więc jak tylko sanacyjna Polska przestała istnieć, to rozpoczął się proces dewastacji. Najpierw dość powolny: wojna nie poczyniła większych szkód, dopiero w okresie ZSRR zaczęto niszczyć niektóre pomniki, splądrowano katakumby, urządzono tu wysypisko śmieci. Mimo to na zdjęciach z początku 1971 roku widać, że jeszcze większość elementów jest na swoim miejscu, choć mocno zaniedbanych. Cios nastąpił kilka miesięcy później, w sierpniu: na teren nekropolii wjechały czołgi i spycharki. Zmasakrowały groby, zerwały kolumnadę. Trzy solidne pylony okazały się silniejsze i przetrwały te pieszczochy. Katakumby wybebeszono, przebudowano i uruchomiono w nich zakład kamieniarski. Cmentarz Orląt praktycznie przestał istnieć, o czym świadczą te obrazki: link.


(Powyżej fragmenty zniszczonej kolumnady)

Nie wiem, kto podjął decyzję o unicestwieniu cmentarza - czy miejscowe władze ukraińskie czy raczej centrala w Moskwie? Na pewno jednak nikt nie stanął w jego obronie.

Sytuacja zaczęła się zmieniać w 1989 roku, kiedy to pracownicy firmy Energopol (budujący na Ukraińskiej SRR elektrownię atomową) przystąpili do pierwszych prac ratunkowych. Najpierw nielegalnie, potem po powstaniu niepodległej Ukrainy do działania ruszyła oficjalnie strona polska. Współpraca polsko-ukraińska nigdy nie była w tym temacie łatwa: ci pierwsi uważają, że z przyczyn historycznych i ludzkich cmentarz powinien zostać przywrócony do stanu pierwotnego, ci drudzy traktują go jako symbol obcej dominacji w ukraińskim mieście. Każda strona ma swoje racje.


Ponowne otwarcie nastąpiło 81 lat po pierwszym - w 2005 roku. Porównując nekropolię z fotografiami z okresu międzywojennego widać, że niemal wszystko wygląda jak kiedyś. Nie było szans na odbudowę łuku triumfalnego (kolumnady), zmieniła się treść niektórych napisów. Jest problem z lwami, o którym za chwilę napiszę. Ale biorąc pod uwagę jak cmentarz wyglądał jeszcze kilkanaście wiosen wcześniej to obecny stan można potraktować jako cud. Dosłownie powstał z gruzu i zgodzę się z tymi, którzy twierdzą, że to najładniejsza polska nekropolia wojenna.



Pochowano tu około 3 tysięcy osób - zarówno bezpośrednie ofiary starć, jak i tych, którzy umarli później. Sporą część obrońców stanowiły osoby nieletnie, najmłodszy miał... 9 lat. Z dzisiejszego punktu widzenia użycie dzieciaków w wojnie jest zbrodnią, nawet jeśli zgłaszają się ochotniczo, jak w tym przypadku. Wtedy normy były jednak inne...

W najwyższym miejscu stoi okrągła kaplica z 1924 roku. Często dyżuruje w niej jeden z polskich opiekunów cmentarza.


W katakumbach, podzielonych na dwie części, złożono 72 ciała ściągnięte z całego frontu polsko-ukraińskiego.




Jak dla mnie najciekawsze są pomniki żołnierzy cudzoziemskich. Musieli tak myśleć także powojenni dewastatorzy, bo według niektórych źródeł zniszczono je już w latach 50. XX wieku.

Po lewej stronie umieszczono pomnik amerykańskich lotników odsłonięty w 1925 roku, a ufundowany przez Polonię z Chicago. Amerykanie akurat o Lwów nie walczyli, lecz z Sowietami. Z 17 ochotników trójka nie wróciła już do domu. Przed wojną napis brzmiał "Amerykanom poległym w obronie Polski", a dziś przybrał formę "Amerykanom poległym w walce o Polskę". Różnica niewielka, ale istotna. Angielska inskrypcja pozostała bez zmian, lecz przywrócono ją w pełni dopiero w 2016 (przedtem przebijała spod tynku).


Na prawo pomnik Francuzów. Przybysze znad Sekwany także bili się z Armią Czerwoną, a nie z Ukraińcami. Początkowo pochowano ich we Lwowie siedemnastu, ale stopniowo rodziny sprowadzały zwłoki do siebie i pozostał tylko jeden biedak - szeregowiec Jean Larouet. Nie miał bliskich, nikt go nie chciał u siebie czy uznano, że powinien na zawsze leżeć w ziemi o którą walczył?


Pomiędzy rzędami identycznych krzyży zdarzają się pojedyncze mogiły w odrębnym stylu. Niektóre należą do osób bardziej znanych, inne do żołnierzy, którzy w jakiś sposób się wyróżnili. Józef Mazanowski został czterokrotnie odznaczy orderem Virtuti Militari, zasłynął zdjęciem z ratusza flagi ukraińskiej i wywieszeniem biało-czerwonej.


Mogiła Nieznanego Żołnierza z której w 1925 roku wydobyto ciało bezimiennego szeregowca i od tego czasu spoczywa on w Warszawie w Grobie Nieznanego Żołnierza.


Mieliśmy tu do czynienia z pewnym rozdwojeniem jaźni: w stolicy RP szczątkom obrońcy Lwowa oddawano za czasów komuny cześć, natomiast miejsce pierwotnego pochówku zostało rozjechane czołgiem i skazane na zapomnienie...

Mogiła Pięciu Nieznanych z Persenkówki kryjąca zwłoki kolejnych niezidentyfikowanych wojskowych, których śmierć dosięgła w tej lwowskiej dzielnicy. Oryginalnie zdobił ją miecz stylizowany na Szczerbiec (miecz koronacyjny królów polskich) oraz napis "Nieznanym bohaterom, poległym w obronie Lwowa i Ziem Południowo-Wschodnich". Przywrócenie takiej treści nie mogło się spodobać stronie ukraińskiej, dla której to przecież "ziemie zachodniej Ukrainy" a nie "południowo-wschodnie" 😉. Po wieloletniej przepychance czytamy ostatecznie sformułowanie skopiowane z Grobu Nieznanego Żołnierza "Tu leży żołnierz polski poległy za Ojczyznę".


Monumentalną kolumnadę z 12 kolumnami nazwano Pomnikiem Chwały. Nad środkową bramą pojawiła się inskrypcja: "Mortui sunt ut liberi vivamus” (Polegli, abyśmy żyli wolni). Nie udało się jej zniszczyć nawet komunistom.


Z drugiej strony fasadę zdobił i nadal zdobi miecz oraz dwa lwy. Symbole Lwowa trzymały w pyskach tarcze z herbami miasta i Polski, a także z napisami "Tobie Polsko" i "Zawsze wierni". Taka demonstracja polskości sprawiła, że ludzie radzieccy rzeźby wywieźli, a na tarczach umieszczono godło Lwowa z okresu komunistycznego. Po zmianie systemu rozpoczęto starania o powrót lwów na swoje miejsce, ale władze regionalne zdecydowanie się temu sprzeciwiały. W końcu w 2015 roku zwierzęta ponownie stanęły obok Pomnika Chwały. Już po dwóch miesiącach pojawiły się nowe problemy, bowiem okazało się, iż na takie działania nie zgodziła się rada miejska. Sprawą zainteresowała się policja, a lwy zasłonięto dyktą (pod pretekstem "konserwacji").


Od tej pory mamy swoisty pat. Ukraińcy nie pozwalają rzeźb odsłonić i co jakiś czas ogłaszają, że ponownie je gdzieś przeniosą. Prawdziwi Polacy podczas wizyt "uwalniają" lwy zrywając płyty. Wybucha awantura, potem wszystko cichnie i wszystko zaczyna się od nowa. Co ciekawe, za zabezpieczenie pomników odpowiada ponoć Polskie Towarzystwo Ochrony nad Grobami Wojskowymi i to ono musi za każdym razem z własnych funduszy naprawiać "opakowanie".

Sytuacja jest kuriozalna. Cały cmentarz pełen jest elementów mówiących o polskości dawnego Lwowa, więc lwy pozbawione przedwojennych deklaracji prezentują formę raczej neutralną. Przecież rzeźby lwów stoją choćby pod ratuszem! Apel o odpuszczenie nieszczęsnym zwierzętom wygłosili nawet... ukraińscy nacjonaliści! Z drugiej strony akcje rozwalania skrzyń, chwalenia się tym w internecie i krzyków o "banderowskim więzieniu" inicjują wiadome środowiska, co jeszcze bardziej wzmaga upór miejscowych polityków.

I jak to się skończy?


Śledząc tragiczną historię cmentarza nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że skądś to znam! Przecież na moim Śląsku nie zachowała się żadna niemiecka nekropolia w stanie choćby przypominającym Łyczkowski. Rosjanie i Ukraińcy nie uczynili tutaj nic, czego nie robili Polacy na ziemiach poniemieckich; tyle, że byli mniej skuteczni. Nie masz szans na znalezienie pierwszowojennego cmentarza żołnierzy Reichswehry, który oparłby się dziełu zniszczenia i wyglądał tak jak ten we Lwowie. Przetrwała część Pomników Poległych w mniejszych i większych miejscowościach, ich stan zazwyczaj jest zły. Na Górnym Śląsku niektóre się odnawia z inicjatywy autochtonów, ale ci napotykają nieustanne przeszkody ze strony władz: a to napis nie taki, a to rzeźba symbolizuje bohaterstwo, a przecież to nie mogli być bohaterowie, a to krzyż czy miecz nieodpowiedni. Czy to nie przypomina sytuacji z Łyczakowa? Może poza tą różnicą, iż władze niemieckie swoje Kresy mają generalnie w dupie, a władze polskie nie (czasem nawet myślą, że nadal do nich należą).


Jesienią ubiegłego roku przez media (głównie prawicowe) przewinęły się nagłówki z dramatycznymi informacjami o zatrzymaniach Polaków na Cmentarzu Orląt. "Polscy patrioci chcieli uczcić poległych w 100-lecie walki o Lwów". Źli Ukraińcy im to uniemożliwili. Po bliższym przyjrzeniu się sprawie wyszło, iż ci "patrioci" to byli kibice piłkarscy, którzy wśród grobów rozwinęli swoje transparenty i... rozpalili race. Ta chora moda roztacza coraz większe kręgi - kto normalny upamiętnia kogokolwiek racami??! Może by tak od razu podpalić jakiś dom albo stodołę, byłby większy rozmach!  Krótko potem trzech studentów ze szkoły Ojca Dyrektora w Toruniu także się zabawiało ("próbowali odpalić środki pirotechniczne") i także zostali aresztowani. Tłumaczyli się, że "chcieli nakręcić etiudę". Skończyło się na grzywnie w wysokości ponad 1000 złotych i wydaleniem z Ukrainy.

A teraz wyobraźmy sobie taką sytuację: na początku maja do górnośląskiego Anabergu zjeżdżają się niemieccy kibole. Pomnika niemieckiego już tam nie ma, więc spotykają się pod jedynym istniejącym polskim Pomnikiem Czynu Powstańczego, rozwijają niemieckie transparenty, odpalają race i czczą niemieckich obrońców Śląska poległych w czasie powstań śląskich. Jaka byłaby reakcja nad Wisłą? Zapewne Ziobro wysłałby całą armię prokuratorów, TVP krzyczałaby o zmowie Merkel i Tuska, Krystyna Pawłowicz z wściekłości zadławiłaby się sałatką, prezes Kaczyński bełkotałby coś o "ukrytej opcji niemieckiej" która to zainicjowała, a przez cały kraj jak długi i szeroki przetaczają się głosy oburzenia na niemiecką prowokację.  Zatem, cytując klasyka z partii rządzącej, działań Ukraińców w tej kwestii "nie popieram, ale rozumiem". Zwłaszcza, że kresowe sentymenty są w Polsce znacznie silniejsze, niż u Niemców za ich ziemiami wschodnimi.

Oczywiście nie można w żaden sposób usprawiedliwić barbarzyństwa, jakie się tutaj dokonało, ale warto czasami, zanim się rzuci gromy na przedstawicieli innego narodu, zastanowić się, czy "u siebie" nie postępujemy w taki sam niegodny sposób...


Zanim pójdziemy dalej pozwolę sobie zaznaczyć, że pochowano tu tylko część obrońców Lwowa. Niektórzy leżą w rodzinnych grobach, inni np. na Cmentarzu Janowskim. A taki Jurek Bitschan, 14-letnie "Orlę", upamiętniony został dwukrotnie, także w miejscu gdzie śmiertelnie raniły go pociski.


Na koniec opiszę sektory, które zazwyczaj polskie przewodniki i turyści omijają. Tuż obok Cmentarza Orląt rozciąga się ukraiński cmentarz wojskowy. W międzywojniu chowano tam członków Armii Halickiej walczących o ukraiński Lwów i te groby także rozpieprzono w Związku Radzieckim. Nie wiem jak wyglądał kiedyś, teraz prezentuje się bardzo świeżo.


Poniżej założono całkiem nową dużą kwaterę z lśniącymi nagrobkami.



Są to pochówki współczesne dawnych członków UPA, OUN i jednostek kolaboracyjnych służących u boku Wehrmachtu: SS-Galizien i Ukraińskiej Armii Narodowej.



Większości przedstawiać nie trzeba. Najmniej znana jest Ukraińska Armia Narodowa. Została sformowana pod sam koniec wojny z różnych jednostek rozbitych przez Armię Czerwoną. Dowodził nią Pawło Sandruk, dawny oficer kontraktowy Wojska Polskiego, walczący we 1939 w kampanii wrześniowej (za co odznaczono go Virtuti Militari). Na współpracę z III Rzeszą zdecydował się dopiero kilka miesięcy przed jej klęską, głównie po to, aby ratować ukraińskich żołnierzy. Poddał się aliantom zachodnim i spotkał się z generałem Andersem, który przekonał sojuszników, aby jeńców z UAN nie wydawać Rosjanom. Jako dawni obywatele polscy kilkadziesiąt tysięcy osób uniknęło śmierci lub łagrów.


Fragment nadal żywej historii... Polegli w Donbasie, niektóre groby pochodzą z ubiegłego roku. Przed jednym spotykam młodą kobietę, może wdowę. Wśród ofiar sporo osób, które powinny dopiero zaczynać swoje dorosłe życie. Media o konflikcie na wschodzie Ukrainy już rzadko wspominają, ale to nie znaczy, że się zakończył...





Na kwatery wojenne łatwo trafić dzięki tej tabliczce 😛. Ciekawy opis: polskie pochowania i ukraiński memoriał.


Zabici w bojach z separatystami leżą także w nowym sektorze tuż obok głównego wejścia. To ma być chyba w przyszłości jakiś "Panteon Chwały", gdyż dołączyli do wysokich działaczy ukraińskich nacjonalistów (m.in. Łwa Rebeta), a przebąkuje się, że ma tu trafić z Monachium Stefan Bandera.



Już za murami cmentarza rozciągają się Pola Marsowe z prochami prawie 4 tysięcy radzieckich żołnierzy. Niektórzy polegli w bojach z Niemcami, inni z ukraińską partyzantką. Chowano tam również NKWD-zistów.



Do pól i muru dostawiono z pustaków następną "ścianę pamięci" z upowcami.


-----
Cmentarz to punkt obowiązkowy w czasie wizyty we Lwowie, nawet jeśli ktoś nie interesuje się historią i sztuką. To miejsce po prostu jest warte poświęcenia mu trochę czasu (najlepiej kilka godzin). Spodziewałem się na nim tłumów, ale w sobotnie popołudnie było prawie pusto (kilka osób kręciło się obok grobu Konopnickiej, kilka u Orląt, a poza tym spokój).

Łyczakowski otwarty jest codziennie w godzinach 9-21. Niestety, wejście przez główną bramę wymaga zakupu biletów. Nie są one drogie (40 hrywien osoba dorosła, 10 za fotografowanie, czego nikt nie sprawdza), ale pozostaje niesmak, że za odwiedziny miejsc spoczynku pobiera się opłaty. Na niektórych blogach opisywano możliwości wejścia za darmo, lecz od jakiegoś czasu podobno to ukrócono.
W czasie naszej wizyty trzy starsze babki usiłowały uniknąć płacenia haraczu, lecz czujne oko strażnika szybko je wyłapało 😉.

Dojazd z centrum tramwajem numer 7, przystanek (Личаківський цвинтар) jest zaraz obok bramy. Bilety kupujemy u kierowcy (5 hrywien) i kasujemy w "dziurkaczu". Rozkładu jazdy nie widziałem, tramwaj pojawia się co 10-15 minut, czasem częściej.


Alternatywą może być spacer ulicą Piekarską (Пекарська) - na starówkę dojdziemy w niecałe pół godziny, to tylko około półtora kilometra.

2 komentarze:

  1. cmentarz Łyczakowski bardziej mnie ujął :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest jakby spokojniejszy. Jednak cmentarze żołnierzy to pokłosie krwawych starć.

      Usuń