poniedziałek, 16 lipca 2018

Komárom. Podzielone miasto z habsburską twierdzą.

Komárom to miejscowość, która miała pecha zetknąć się z wielką polityką: podobnie jak kilka innych miast europejskich zostało podzielone w poprzek przez obcych polityków. Nikt nie zwracał uwagę na kwestie historyczne, etniczne czy gospodarcze - jedyną wartością była niebieska kreska na mapie, czyli Dunaj.

W efekcie od 1919 roku mamy Komarno - słowacką część północną oraz Komárom - węgierską część południową. Rdzeń miasta przypadł Słowakom, przy Węgrach pozostało dawne przedmieście Újszőny, do XIX wieku stanowiące osobną wieś.

Zabudowa u Madziarów w dużej mierze składa się z bloków oraz nowych domów. Na zdjęciu główne skrzyżowanie, a przewrócony kwietnik to efekt silnego wiatru.


Wjeżdżając od strony wschodniej (droga nr 1 w kierunku Budapesztu) tradycyjnie zatrzymuję się zrobić zdjęcie Pomnikowi Poległych. Tym razem to współczesna konstrukcja.


Niedaleko za wysokim murem wśród drzew skrywa się pałacyk mieszczący ośrodek zdrowia lub szpital.


Na ulicy mija mnie grupka rowerzystów: dwukołowców tego dnia była cała masa, na niektórych odcinkach więcej niż samochodów!


Powodem, dla którego odwiedziłem Komárom, nie była sztuczna granica na Dunaju (choć pewnie i tak dla niej samej bym zajrzał), ale twierdza. Habsburgowie wybudowali ją w XVI wieku, aby chronić się przed Turkami. W kolejnym stuleciu ją powiększono, podobnie jak w okresie wojen napoleońskich. Obiekty te powstały na lewym (słowackim) brzegu rzeki, a w XIX wieku dołączyły do nich trzy nowoczesne forty po dzisiejszej węgierskiej stronie.

Dobrze widać to na tej mapie:


Podjeżdżam pod fort Csillag, chroniący miasto od wschodu. Niestety, jest on w remoncie.




Wdrapuję się po nasypie, aby zerknąć na rzekę i słowacki brzeg. Widać stąd starą twierdzę z 16. stulecia ulokowaną w widłach Dunaju i Wagu. Z boku wznoszą się "żurawie" - stocznia w Komarnie jest największa na Słowacji.


Fort Igmánd znajduje się na południu i mieści m.in. rzymskie lapidarium. My wybraliśmy się do zachodniego fortu Monostor (Sandberg), uznawanego niekiedy za największy w Europie Środkowej (70 hektarów powierzchni). Z parkingu prowadzi do niego pylisto-brukowana droga.



Na dziedzińcu przed wielką bramą umieszczono tablicą upamiętniającą pomordowanych Żydów.



Fort (wstęp 1600 forintów, czyli około 22 złotych) zwiedzam sam, bo Teresa jakoś nie przejawia ochoty na przemierzanie twierdzowych korytarzy. Czas nas trochę goni, zatem nie mogę sobie pozwolić na długie celebrowanie wizyty.


Fort stawiano przez 21 lat - od 1850 do 1871 roku! W 640 pomieszczeniach mogło przebywać 8 tysięcy żołnierzy (w okresie walk z Napoleonem szacowano, że cały kompleks pomieści 200 tysięczną armię!).




W czasie Wiosny Ludów w starej twierdzy stacjonowało 18 tysięcy węgierskich żołnierzy dysponujących 300 działami. Pod dowództwem generała Klapki skutecznie bronili się przed austriackim i rosyjskim wojskiem i honorowo skapitulowali dopiero po upadku antyhabsburskiego powstania.

W okresie Wielkiej Wojny fort Monostor był używany jako centrum szkoleniowe. Podczas II wojny światowej żołnierzy wysyłano stąd nad Don do walki z Armią Czerwoną. Po zakończeniu wojny przez krótki czas umieszczano w nim Węgrów wypędzanych z Czechosłowacji, a następnie aż do 1991 roku gospodarzyli w nim Sowieci, tworząc największy w Europie Środkowej magazyn amunicji. Obiekt był oczywiście tajny, NATO uznawało go za piąty najgroźniejszy w tej części kontynentu. Po wyprowadzce czerwonoarmistów wywieziono stąd tysiące wagonów z pociskami.


Dla turystów wytyczono trasę do zwiedzania, ale tak naprawdę każdy może chodzić po wnętrzach jak chce. Wiele korytarzy jest ciemnych, bez latarki ani rusz. Mnie udało się także zejść do piwnic, które również w żaden sposób nie były zabezpieczone - mamy więc dużą swobodę ruchów.











Cegły z inicjałami producenta??



Większość pomieszczeń jest pusta, w kilku salach zorganizowano wystawy.




Piec?


Najbardziej efektowny jest bastion dunajski. Jak sama nazwa wskazuje - leży nad samym Dunajem.






Z góry widać Komárno. Mimo przyłączenia do Czechosłowacji i powojennych deportacji nadal dominują tam Węgrzy - około 60% populacji. Komarno stanowi nieoficjalną stolicę słowackich Węgrów, działa w nim uniwersytet z językiem wykładowym węgierskim. Co ciekawe, Komárno to także największe skupisko słowackich... Serbów, którzy osiedlili się w mieście w XVII wieku, zapewne uciekając przed Turkami.

Pas zieleni to wyspa Elżbiety (Erzsébet-sziget, Alžbetínsky ostrov, Elisabethinsel), nazywanej w przeszłości także "Wyspą Wojenną", a w okresie komunizmu "Wyspą Czerwonej Flotylli" (Ostrov Červenej flotily, Vörös flottila-sziget). Współcześnie jest już półwyspem.


Przejście między dwoma pasami murów (na pewno jakoś fachowo się to nazywa).




Drzwi z rosyjskim napisem.


Bastiony zachodni i południowy oglądam tylko z daleka, bo brakuje mi czasu.



Niewielka plenerowa ekspozycja sprzętu wojskowego używanego przez Węgierską Armię Ludową. Stoi kilka armat, FUG (opancerzony wóz rozpoznawczy, autorski projekt znad Dunaju) oraz samochody radiolokacyjne.




Ciekawa jest główna brama z wieżyczką zegarową nad wejściem.


Na prawo od niej działa Muzeum Chleba, które też muszę odpuścić. Zaglądam tylko na wystawę opisującą historię fortu, ale obskakuję ją "po łepkach", a szkoda, bo jest ciekawa.

Makieta ukazuje Monostor z lotu ptaka, stare mapy zdradzają, że dziedziniec był kiedyś częściowo zabudowany.



Wśród eksponatów m.in. działo używane przez powstańców w latach 1848-49 oraz umundurowanie węgierskiego wojska z okresu II wojny światowej.



Wychodząc mijam tablice z nazwiskami ofiar ostatniej wojny. Nawet jeden Orban się tam znalazł.


W forcie spędziłem prawie 2 godziny. Aby się nie gonić należałoby dodać jeszcze jedną. Istnieje możliwość obejścia twierdzy z zewnątrz, bowiem nad Dunaj prowadzi ścieżka przy której stoi kilka kolejnych eksponatów sprzętów militarnych.


Obok fortu rośnie młody las. Nie jest jednak taki zwykły, ale pełni formę pomnika - każde drzewo to jeden zabity w II wojnie światowej żołnierz 22 pułku piechoty, który tu miał swoją siedzibę.


Podsumowując: dla miłośnika fortyfikacji Monostor i pozostałe obiekty po obu stronach rzeki to punkt obowiązkowy. Inne osoby raczej też nie będą tu się nudzić. Węgrzy i Słowacy wspólnie starają się o wpis fortów na listę UNESCO (na razie są w spisie "rezerwowym").

Na koniec wizyty chcieliśmy jeszcze zrobić zakupy, ale sklep w centrum był już zamknięty. Na szczęście tuż przed samą granicą działa hipermarket.

Dunaj przekracza się zielonym mostem Elżbiety (Erzsébet-híd). Czy on czegoś nie przypomina?


Prawie identyczny jest w Esztergomie 😏. Trudno się dziwić, oba miały tego samego konstruktora. Most otwarto w 1892 roku, trzy lata wcześniej niż esztergomski. Na dunajskiej granicy słowacko-węgierskiej istnieją jedynie trzy mosty drogowe i dwa kolejowe, nowa przeprawa dla samochodów jest właśnie stawiana niedaleko fortu Monostor.


Pozostaje tylko przejechać nad rzeką i opuścić Węgry... Planowałem jeszcze pokręcić się trochę po Komárnie i zajrzeć na tamtejsze forty, ale trzeba będzie to odłożyć na kiedy indziej.


8 komentarzy:

  1. Jak miło z Tobą zwiedzać świat. Przecudowny kawałek naszego globu. Wspaniałe miejsce - warte odiwedzenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że komuś dobrze się to czytało i oglądało :)

      Usuń
    2. Jest więcej tych "komuśów". :-)

      Usuń
    3. Nawet po części przypomina mi to Twierdzę Kłodzko.

      Usuń
    4. Częściowo trochę jest podobne, choć to jednak inna epoka i założenia techniczne.

      Usuń
  2. Stara twierdza po słowackiej stronie też jest w remoncie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może razem starali się o kasę unijną? :D

      Usuń
    2. Skoro starają się o wpisanie fortyfikacji na listę UNESCO to wcale bym się nie zdziwił, że właśnie tak jest.

      Usuń