piątek, 10 listopada 2017

Po środkowych Czechach w poszukiwaniu burčáku (cz. I)

Kraj nad Wełtawą powszechnie kojarzy się z piwem. Ale Republika Czeska to również wielowiekowa historia winiarstwa, rozpoczynająca się w średniowieczu, a czasem już w starożytności. Co prawda czeskie wina nadal są za granicą dość rzadko spotykane, ale cieszą się coraz większą popularnością wśród miłośników tego trunku.

Od kilku lat staram się jesienią zawsze zajrzeć do Czechów, ale nie po zwykłe wino, tylko burčák, czyli moszcz z winogron. Lekki, orzeźwiający i zazwyczaj pyszny 😊.


Kosztujący tego trunku z reguły dzielą się na dwie grupy: jego zdecydowanych przeciwników oraz zdecydowanych zwolenników. Ja oczywiście należę do tych drugich 😊. Z burčákiem jest pewien problem: trzeba trafić w odpowiedni moment na jego spożycie, bo już kilka dni po zakupie może całkowicie zmienić swój smak na coś w rodzaju sikacza. Może też wybuchnąć, co raz mi się zdarzyło i potem pokój długo pachniał winem 😛. Niektórych odrzuca też jego zapach, który często nie idzie w parze z reakcjami kubków smakowych. Dlatego najlepiej kosztować go na miejscu, świeżutkiego.

Końcówka września nie zachwycała pogodą (jak większość tegorocznej jesieni), ale ostatni weekend, łamany z październikiem, zapowiadał się bardzo ładny, a piątek wręcz piękny. 

W takich warunkach atmosferycznych dojeżdżamy do pierwszego punktu postojowego - miasta Hořice (Horschitz). Najpierw podążamy do położonej nad miejscowością Wieży Niepodległości Masaryka (Masarykova věž samostatnosti).


Zaczęto ją budować w 1926 roku, a prowizorycznie ukończono 12 lat później. Według pierwotnych planów miała być wyższa, ale na przeszkodzie stanęła II wojna światowa. W okresie komunizmu, podobnie jak za czasów Protektoratu, część niepoprawnych politycznie płaskorzeźb musiała być zakryta i właściwie dopiero po 1989 roku doczekała się remontu.

Cóż się mogło nie podobać w ludowej Czechosłowacji? Ot, choćby postacie żołnierzy Legionu Czechosłowackiego, którzy w końcu walczyli na Syberii z Czerwonymi. A nawet i sam patron w otoczeniu kobiet.



Wieża miała mieć przerwę dla odwiedzających od godziny dwunastej, ale mimo, iż przyjechaliśmy trochę wcześniej, to i tak była zamknięta na głucho 😐. Pozostało więc dokładne obejrzenie jej z zewnątrz. A widoki z góry chyba i tak nie są zbyt imponujące.


Naprzeciwko wejścia ustawiono wielki posąg żołnierza oraz postacie o wyglądzie bacy i myśliwego.


Kilkaset metrów na zachód znajduje się biała, empirowa kapliczka z 1826 roku. Była podziękowaniem za ominięcie miasta przez cholerę.


Przy kapliczce mijamy się z wycieczką szkolną, korzystającą z ładnej pogody. Potem zjeżdżamy do centrum, aby obejrzeć browar z końca XIX wieku.


Piwo warzono w nim do 1976 roku, a po dokładnie 40 latach wznowiono produkcję. Niestety, akurat trwa wymiana dzierżawcy restauracji, więc miejscowych produktów nie kupimy, a w zwykłych sklepach ich nie ma 😩.


W drodze na rynek widzimy pałac z XVIII wieku, wybudowany na miejscu dawnej twierdzy przez pochodzącą z Włoch rodzinę Strozzi. Obecnie zajmują go leśnicy.


Do warzywniaka dowieźli kartofle, więc od razu można coś zjeść 😏.


Hořicki rynek to mieszanina zabytków i współczesnej zabudowy. Na środku obowiązkowa Kolumna Maryjna z 1824 roku, a więc już z okresu, kiedy te konstrukcje nie były tak popularne.


Za fontanną kawałek zieleni i tablice informujące o losach miasta w czasie wojny austriacko-pruskiej w 1866 roku (Hořice pełniły wówczas funkcje wielkiego lazaretu).


Gdzieś w tym podwórzu mieściła się winiarnia, ale także miała południową przerwę.


Bardziej oddalona od rynku jest duża kompozycja rzeźbiarska przedstawiająca Jana Husa otoczonego przez nagich mężczyzn.


Z tyłu budynek Akademii Handlowej, pod którą zawiązała się cygańsko-żulerska komitywa.


Potomkowie husytów mają swoją skromną świątynię po sąsiedzku.


Jedziemy dalej na zachód. Podróż zakłócają liczne remonty, a objazdy i ruch wahadłowy w czeskim wydaniu wołają o pomstę do nieba. Nieco później niż zakładaliśmy dotarliśmy do Mlady Boleslav (Jung-Bunzlau), miasta znanego jako siedziby firmy Škoda.

O zwiedzaniu ichniejszego muzeum motoryzacji napiszę później, natomiast tutaj krótki spacer po starówce, położonej na skarpie.


Wieża wodna będąca dziś częścią urzędu miasta.


Stary magistrat mieścił się w renesansowym ratuszu z XVI wieku, ozdobionym sgraffito. 



Na rynku fontanna symbolizująca Jizerę, która po opuszczeniu Sudetów przepływa przez miasto i za kilkadziesiąt kilometrów połączy się z Łabą. A w rzece widać... siusiającą dziewczynkę  😛.


Kawałek dalej dwóch chłopaków; jeden próbuje się utopić lub szuka ryb.


Czeskie poczucie humoru chyba niekoniecznie sprawdziłoby się w przypadku Wisły 😏.

Obok kamieniczek reklama winoteki. Tym razem jest otwarta i kupuję od razu półtora litra 😊.



Mladá Boleslav, jak każde szanujące się stare miasto, posiada swój zamek. Obiekt sięga historią X wieku, później był wielokrotnie przebudowywany. Przez wiele lat stacjonowało w nim wojsko, a w okresie II wojny światowej przetrzymywano tu Żydów przed wywózką do Terezina. Powojenna funkcja magazynu tekstyliów przyniosła dewastację i dopiero po aksamitnej rewolucji odzyskał blask, chociaż dziedziniec wewnętrzny nie powala.


Na ścianie dwujęzyczna tablica poświęcona poległym towarzyszom z 36 pułku piechoty, którzy padli w 1866 pod Skalicą (klęska z Prusakami) oraz pod Custozzą (zwycięstwo z Włochami).


Na jednej z kamienic ciekawostka - niemiecko-czeskie szyldy. Muszą pochodzić z okresu Protektoratu.


Wracamy do auta przez rynek. Obok podziemnego parkingu działa inna fontanna, przy której pręży się pani z bardzo atrakcyjnym biustem.


Park zdominowany przez romskie dzieci, a w tle barokowo-gotycki kościół i takie kamienice.


W pobliżu samochodu jest kilka budynków międzywojennej moderny, na jednym z nich czechosłowackie godło.


Ponieważ w żołądku zaczęło burczeć, to wstępujemy do piekarnio-sklepu na chlebíčki. Konsumpcja na miejscu 😏.


Przed opuszczeniem miasta parkuję jeszcze pod skarpą ograniczającą starówkę. Nad nami widać fragmenty murów miejskich oraz starą wieżę wodną.


Gotycki pałac miejski Templ - na podwórzu obok niego kupowałem burčák.


Skały wspierane są tworami rąk ludzkich.


Zamek, który oglądaliśmy wcześniej od strony dziedzińca, jest jednym z tych, które lepiej prezentują się z pewnej odległości. Z tej perspektywy robi wrażenie.




Podzamcze z kolei jest zaniedbane i wyludnione, czasem tylko przemknie jakiś śniady młodzian. U dołu płynie potok Klenice, dopływ Izery.


Niedaleko parkingu jeden z wielu zakładów Škody.


Kilka kilometrów od MB leży nieduża wioska Krnsko. Nie sposób jej przegapić z powodu ogromnego wiaduktu. Długi na 152 metry, wysoki na 27 metrów, zastąpił w 1923 roku wcześniejszą konstrukcję.



Przy okazji podchodzę do sypiącego się kościoła św. Jerzego. Z boku prawdopodobnie dawna fara.



Na drzwiach świątyni tablice z nazwiskami ofiar Wielkiej Wojny.


Sylwetka wiaduktu zdominowała okolicę.



Ponieważ wieczór coraz bliżej, to pozostało nam w promieniach zachodzącego słońca i wśród kolejnych remontów dostać się do miejsca noclegowego na najbliższe dwie noce...


6 komentarzy:

  1. A Ciebie gdzie znowu nosi? Jeszcze nie przyswoiłam wakacyjnych statystyk a Ty już z nowym wpisem wyjeżdżasz?! Zazdraszczam burczaka, my w październiku już się nie załapaliśmy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Między Bałkanami a Czechami minęło prawie półtora miesiąca :P

      Burcak w październiku powinien być jeszcze dostępny, ale fakt, że łatwiej go znaleźć we wrześniu.

      Usuń
    2. Ale wpisy wakacyjne również pojawiły się z opóźnieniem. Co do burcaka, w Ołomuńcu już był wyszedł. No ale to był ostatni weekend października, to i nie dziwota.

      Usuń
    3. Teoretycznie może być sprzedawany do końca listopada, więc w skrajnych przypadkach można by go spotkać na Jarmarku Bożonarodzeniowym :D

      Usuń
  2. Burcaka nie piłem, teraz pewnie spróbuję, gdy odwiedzę Czechy. Bardzo lubię takie włóczęgi po kraju naszych południowych sąsiadów. Uroku ich miast nie sposób zapomnieć, bo w zasadzie każde ma do zaoferowania jakieś ciekawe miejsce lub obiekt. Pokazanego rejonu nie znam, więc z ciekawością czekam na kolejne posty.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Burcak ogólnie jest w Polsce mało znany, prawie nikt ze znajomych nie wiedział, co to jest :) Po skosztowaniu opinie były oczywiście podzielone :D

    A Czechy, cóż... Chyba nigdy nie zabraknie mi tam ciekawych miejsc do zobaczenia, choć w niektórych rejonach muszę się już mocno naszukać ;)

    OdpowiedzUsuń