wtorek, 12 września 2017

Czarnogórskie wybrzeże: od Starego Baru do Jazu.

Przygodę z czarnogórskim wybrzeżem Adriatyku zaczynamy od Starego Baru. Malownicze ruiny u stóp masywu górskiego Rumija są jednym z ważnych punktów na turystycznej mapie kraju.


Wzdłuż drogi z wyślizganym brukiem ulokowały się liczne punkty gastronomiczne. Cenowo - raczej drogo.


Nad wejściem w murach obronnych wyrzeźbiony wenecki lew. Bar znajdował się w granicach włoskiej Republiki do XVI wieku, po czym zajęli go Turcy. 


Podczas wojny w latach 1877-1878 miasto było oblegane przez czarnogórskie wojska przez ponad siedem tygodni i właśnie wtedy zamieniło się w ruinę. Po kapitulacji tureckiej załogi Bar włączono do Czarnogóry, ale ludność przeniosła się bliżej morza, gdzie założono dzisiejsze, nowe miasto Bar.

Już w kolejce do kasy (wstęp 2 euro) słychać, skąd przyjechała spora część zwiedzających: osoby posługujące się polskim tworzyły chyba najliczniejszą grupę. 

Zachowały się (w lepszym lub gorszym stanie) ślady po około 240 obiektach, najstarsze pochodzą z X-XI wieku. Teren jest na tyle rozległy, że liczba turystów nie przytłacza.




Romański kościółek św. Mikołaja stał kiedyś przy klasztorze franciszkańskim, który najpierw Turcy zamienili na meczet, a w 1912 roku został zniszczony w czasie wybuchu amunicji.


Cytadelę wybudowali Wenecjanie. W środku można wejść na część murów.



Widoki z murów robią wrażenie, zwłaszcza okoliczne góry.



Jednym z ciekawszych obiektów jest akwedukt z 17. stulecia. Zniszczyło go trzęsienie ziemi w 1979 roku (podobnie jak wiele innych zabytków czarnogórskich), zdołano go jednak odbudować i dzisiaj nadal może spełniać swą funkcję. Jest to jeden z trzech akweduktów dawnej Jugosławii.


Spojrzenie w kierunku wschodnim...


...i w dół.


Pomnik partyzanckich gierojów, którzy tłukli się w czasie II wojny światowej z Włochami.


Jeden z budynków odbudowano w całości i otwarto w środku niewielką wystawę...


...z innych zostały tylko fundamenty.


Niektóre uliczki są chyba rzadko używane.


W tym miejscu stała od XII wieku katedra św. Jerzego. Zniszczona w czasie innej eksplozji amunicji w 1882 roku. Stari Bar miał pecha z takimi wypadkami.


Spójrzmy znów w dół, poza mury miejskie. Obok zabytkowych ruin rozciąga się współczesna miejscowość Stari Bar, licząca niecałe 2 tysiące mieszkańców. Jedna trzecia z nich to muzułmanie.




Mimo późnego popołudnia nadal jest bardzo ciepło, więc moje ubranie wygląda jak wyjęte z pralki. Ten dzień okazał się najbardziej upalnym podczas całego wyjazdu.


Pamiątki po Turkach - wieża zegarowa (przetrwała w dobrym stanie) oraz resztki meczetu.




Pałace książęcy i biskupi także zostały zrekonstruowane.


Przyjemna ta zieleń 😊.


Stari Bar zdecydowanie wart jest odwiedzin!

Wracając do samochodu słyszymy przeraźliwe kocie zawodzenie: jeden mały sierściuch wlazł na dach budynku i nie umie z niego zejść. Ciekawe czy ktoś mu w końcu pomógł? 😉


Pora było znaleźć nocleg na dwie kolejne noce. Chciałem skorzystać z kempingu pod Petrovacem, ale ten był maksymalnie obłożony. Drugi kemping przy samej plaży wyglądał tak syfiasto i nieprzyjaźnie, iż nie było mowy, aby tam zostać.

Co robić? - główkuję. Wiem, że jest kilka ośrodków dla namiotowców w okolicach Ulcinja, ale to dość daleko, w dodatku droga wzdłuż wybrzeża to jeden wielki korek. 

Najbardziej zapycha się Sutomore. Stojąc i zastanawiając się kiedy w końcu ruszymy dalej, widzę kobietę siedzącą na chodniku w plastikowym krześle i z napisem "sobe". Hmm, cóż szkodzi spróbować i zapytać się o pokój? Już wkrótce babka z tylnego fotela mojego samochodu prowadzi nas pod swój dom. 

Choć jeszcze godzinę wcześniej przeklinałem zapchany kemping, to teraz dzięki niemu mamy wygodną miejscówkę na dwa wieczory. Widok z okna to może nie obrazki z Karaibów, ale i tak mi się te dachy podobają 😊.


Klimat tej okolicy (jak i całego Sutomore) bardzo przypomina mi Albanię: podobnie jak tam wiele domów nie jest formalnie ukończonych, ostatnie piętra ciągle są "w budowie". To oczywiście fikcja, bo prawdopodobnie tak już zostaną na stałe, ale oficjalna wersja jest taka, a nie inna. Dzięki temu można nie płacić podatków za ukończone domostwa. Budynek, w którym mieszkamy, jako jeden z nielicznych został wybudowany do końca 😉.



Po zmroku idziemy do centrum Sutomore, oddalonego o jakieś 10 minut drogi. Mimo późnej pory na głównej drodze nadal masa samochodów.

Zaglądamy na targowisko, które jeszcze nie zamierza iść spać.


Na deptaku dziki tłum. Dawno nie widziałem takiego ścisku. Dominują turyści miejscowi albo z krajów byłej Jugosławii, zwłaszcza Serbowie i Macedończycy, których granice odcięły od morza. Innych języków prawie nie słychać. To dobrze, zawsze bardziej "lokalnie" 😉. Przy miejskiej plaży dziesiątki barów. Ryk "muzyki" słychać już z daleka, szczerze mówiąc nie wiem jak można wytrzymać przy takim łomocie. "Tak musi wyglądać przedsionek piekła" - przemknęło mi przez głowę. Wytapetowane paniusie na wysokich obcasach o prezencji kojarzącej się z tirówkami zachęcają przechodzących do wstąpienia: oferują jakieś rabaty czy darmowego jednego drinka. Nagabują przede wszystkim młodych chłopaków z buzującymi hormonami, ale czasem zaczepiają też pary. Nie wiem dlaczego, ale do nas nikt nie podszedł! 😛


Jeśli ktoś jest głodny, to także ma spory wybór, choć restauracji działa mniej niż knajp i jakoś żadna nie przekonała do odwiedzin. Podobnie jak w Zlatiborze bardzo popularne są tutaj naleśniki. Ostatecznie decydujemy się w jednym z przydrożnych grillów na bałkańskiego hamburgera, czyli pljeskavicę w bułce. Jak zwykle - pychota!



Główna plaża miejska w Sutomore jest długa, bo ponad kilometrowa, ale w większości wąska, a i słyszałem opowieści o nocnym ubogacaniu Adriatyku spuszczanymi nieczystościami. Rzędy plastikowych leżaków już czekają na kolejny dzień. 



Sutomore liczy 2 tysiące stałych mieszkańców, z czego Czarnogórcy stanowią mniej niż połowę. Nie wiem ile osób przyjeżdża tutaj latem, ale pewnie jest to cała masa. I na te tłumy w centrum miejscowości nie czekał ANI JEDEN kosz. Trudno się zatem dziwić, że na ulicy syf, na plaży syf, wszędzie syf! Myślę, że i w Albanii bywa bardziej czysto...

Poranek wskazuje, że ten dzień także będzie upalny.


Po sąsiedzku mieszka cała kocia rodzina, czasem zajrzy i pies 😉.


Niedaleko nas działa piekarnia. Krótki spacer i już jestem cały spocony, uff... Na głównej drodze jeszcze nie ma korka, ale już ruch spory.




Dzisiaj mamy zamiar nieco pozwiedzać. Zamiast lecieć rano na plażę ładujemy się do samochodu i ruszamy na północny-zachód wzdłuż wybrzeża Magistralą Adriatycką. Ta droga to główny sprawca problemów komunikacyjnych "czarnogórskiej riwiery"; wybudowana dawno temu w okresie socjalistycznej Jugosławii była główną jednopasmową arterią prowadzącą przy Jadranie. Lata minęły, w Słowenii i w Chorwacji albo ją poszerzono albo jej rolę przejęły autostrady, natomiast w Czarnogórze zostało po staremu. Co prawda w niektórych miejscach dołożono jeszcze jeden pas, ale przy tak zwiększonym ruchu turystycznym jest ona często kompletnie zapchana, jak w Sutomore.


Buljarica i jedna z  najdłuższych plaż w Czarnogórze. Obok niej mieliśmy spać na kempingu, który okazał się pełny. Ładnie wyglądają te skaliste wysepki.


Za Petrovacem zatrzymujemy się przy monastyrze Reževići.



Znajdują się tutaj dwie cerkwie - starsza z XIII wieku oraz młodsza (większa) z początku XIX wieku, która stanęła na miejscu wcześniejszej świątyni. Towarzyszy im 20-metrowa dzwonnica. Monastyr dwukrotnie niszczyli Turcy, raz Francuzi, a w 1979 natura.



Turyści tu prawie nie zaglądają, otacza nas więc cisza, cyklady i jeden z mnichów recytujący w mniejszej cerkwi modlitwy. Rzecz jasna nie mogło zabraknąć kota 😉.



Obok klasztoru zorganizowano punkt widokowy na skałach, z którego można popatrzeć na morze. Budowany wielopiętrowy hotel tuż przy plaży to smutny przykład tego, co staje się w tych okolicach normą.



Po kilku kilometrach gdzieś po lewej stronie zamajaczył znajomy kształt. To Sveti Stefan, jedno z najczęściej fotografowanych miejsc w Czarnogórze. Skalna wyspa, połączona z lądem groblą, stanowiąca zamknięty kompleks hotelowy. Nawet jeśli ktoś tu nie był, to prawdopodobnie (jak ja) musiał ją widzieć na tysiącach zdjęć turystycznych lub folderach.


Bardziej widokowe (pozbawione pustostanów i zbędnych dachów) ujęcia można zrobić kawałek dalej przy restauracji, lecz zaparkowanie tam samochodu graniczy z cudem. Pozostaje więc zadowolić się tą miejscówką. W oddali widać Budvę i wyspę św. Mikołaja.


Budva jest obok Baru największym miastem czarnogórskiego wybrzeża, ulubionym zwłaszcza przez Rosjan. Musi tu przyjeżdżać także sporo hazardzistów, bo reklamy kasyn są na każdym kroku. Omijamy jednak tą oazę rozpusty i skręcamy na górską drogę prowadzącą do Cetynii. Bardzo kręta, w dobrym stanie, po remoncie, oferuje panoramy wybrzeża łącznie z kurortem i Sv. Stefanem. Niestety, upał powoduje, iż przejrzystość jest mizerna (choć jest chłodniej niż wczoraj, zaledwie 42 stopnie).




Przed nami kilkadziesiąt kilometrów trasy w odmiennych klimatach z wyrastającymi dookoła szczytami górskimi...


...ale o wizycie w dawnej stolicy Czarnogóry napiszę w kolejnym poście, natomiast teraz od razu przeskoczę znów do Adriatyku, do którego wróciliśmy popołudniem w okolicach miejscowości Jaz.


Patrząc na zegarek stwierdzamy, iż samą Budvę z jej starówką musimy odpuścić. Może przy kolejnej wizycie? Na szczęście przejazd Magistralą przez miasto idzie sprawnie, jeszcze nie ma korków.


Tym razem udaje mi się zerknąć na Sveti Stefan z innego miejsca. Na plaży przy grobli już prawie pusto...


Jedna z wielu niewielkich wysp, oddalonych o kilkaset metrów od brzegu.


Zwiedzanie zwiedzaniem, ale wypadałoby się wykąpać! Wypatrujemy jakiegoś interesującego zjazdu na plażę, ale w końcu i tak musimy zejść do niej piechotą bardzo stromą drogą. Wybraliśmy (zupełnie przypadkowo) plażę Drobni Pijesak, niedaleko monastyru który odwiedziliśmy rano.

Zgodnie z nazwą rzeczywiście zastaliśmy tam piasek, przemieszany z kamyczkami i otoczony skałami. Na samotność nie było co liczyć, jednak na szczęście nikt nie grodził parawanami 😉.



Zawsze się zastanawiałem jaki jest sens podpływać łodziami aż pod kąpieliska, skoro można się pluskać w dowolnym miejscu? Chyba tylko dla szpanu.


Morze ciepłe, a woda spokojniejsza niż w niejednym jeziorze.



Czy to rzeczywiście są skały, czy jakaś konstrukcja zsunęła się ze skarpy?


Niebo zaczyna zmieniać barwy. Mimo, iż słońce jeszcze ma daleko do horyzontu, przybrało postać żółtego, a potem czerwonego wielkiego karła. Przykrywa je mgiełka, którą wywołały fale gorąca.



Dalszą część zachodu obserwujmy z poziomi drogi: przy samochodzie oraz nad Buljaricą.




Wieczorny korek w Sutomore zaczyna się już kilka kilometrów przed miastem. Podobnie jak w Polsce użycie policjantów do kierowania ruchem nie tylko nie przynosi poprawy, ale powoduje większy burdel. Dobrze, że nasza kwatera jest na początku miejscowości, bo czekałoby nas długieee stanie.

9 komentarzy:

  1. Pięknie tam! Zwłaszcza w Starym Barze. Tylko te upały...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby człowiek miał czas, to w godzinach 11-17 siedziałby cały czas w cieniu, ewentualnie w wodzie i ograniczył całkowicie aktywność ;) Ale tu tyle wolnego nie mieliśmy ;)

      Usuń
  2. Miejsce rewelacyjne! Stary Bar - cudowny! Ahhh czas planować kolejne wakacje :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniały kraj, pełen pięknych, widokowych miejsc. Jak całe Bałkany pełen też interesujących zabytków, cerkwi i klasztorów. Za plażami akurat nie przepadam, więc pewnie zwiedzałbym do woli, tylko te informacje o panujących tam temperaturach odstraszają. Jakby było możliwe, wolałbym być tam poza sezonem.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najlepszy chyba byłby lipiec, zwłaszcza pierwsza połowa. Na Bałkanach zaczyna być tłoczno w drugiej połowie miesiąca, więc jest jeszcze luz, a już cieplutko, nie upalnie. Jedynie woda może być trochę chłodniejsza, ale jeśli plażowanie nie jest najważniejsze, to można przeżyć ;) Ewentualnie czerwiec, bo wrzesień to loteria: ostatnio np. w Zadarze była powódź, w Serbii i w Czarnogórze ostro lało.

      Jeśli chodzi o pogodę to sierpień jest najpewniejszy (szansa na opady minimalna), ale też najcieplejszy, więc dalekich panoram nie uświadczymy...

      Usuń
  4. Hehe... nam we wrześniu trafiły się w Czarnogórze mgły. Czterdziestostopniowe upały mają jeszcze jedną wadę - gdy wracasz do Polski i przeżywasz tzw. dysonans poznawczy trafiwszy na słabe dwadzieścia stopni ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myśmy go przeżyli już w drodze powrotnej na Słowacji, gdy po deszczach temperatura spadła do 10 stopni :D

      Usuń
  5. Rewelacyjnie wyszły Ci te ostatnie foty z zachodzącym słońcem. Podobnie jednak jak wcześniejsi przedmówcy uważam, że za długo w tamtejszych upałach bym nie zdzierżył :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zachód był fotogeniczny i wreszcie zrobiło się trochę chłodniej ;)

      Usuń