wtorek, 27 czerwca 2017

Morawy - w centrum Slovácka

Drugi dzień długiego weekendu przeznaczamy na kręcenie się po terenach, które można określić "jądrem" Slovácka.

Najbliżej naszego miejsca noclegowego jest Uherský Brod (Ungarisch Brod). Miasto, podobnie jak wiele innych w Republice Czeskiej, posiada starówkę chronioną jako zabytkowy kompleks. Dwa lata temu miejscowość przez chwilę znalazła się na nagłówkach gazet, kiedy to pewien mężczyzna zastrzelił w restauracji dziewięć osób, po czym popełnił samobójstwo.

Parkujemy niedaleko rynku. Główny plac (Masarykovo náměstí) zajmuje częściowo wysoki kościół Niepokalanego Poczęcia z XVIII wieku.


Druga świątynia, zaopatrzona w dwie wieże, znajduje się kilkaset metrów dalej - to barokowy kościół przy klasztorze dominikanów. Z ogrodów zerkam na podwórze renesansowego Panskeho domu - widać tam arkady i rozstawioną scenę.


Uherský Brod jest podawany jako jedno z kilku miejsc, gdzie mógł urodzić się Jan Amos Komenský - protestancki pedagog, filozof i przywódca braci czeskich w XVII wieku. Jemu zatem poświęcono muzeum działające w zamku, przyklejonym do fragmentu zachowanych murów miejskich.



Wewnątrz drugiej części zabudowań zamkowych znajduje się ogród japoński, który powstał w 1995 roku na pamiątkę współpracy z miastem partnerskim Tsukiyono.


Kilkadziesiąt metrów za murami dostrzegam jakąś kolumnę, więc podchodzę bliżej. Okazuje się być pomnikiem poległych, na którym dodatkowo upamiętniono prezydenta Masaryka. Obok dołożono kamień poświęcony praskim i brneńskim studentom zabitym przez Niemców po demonstracjach w listopadzie 1939 roku.


Leniwie przechodzimy przez park, w którym ustawiono rzeźby w stylu współczesnego nie wiadomo co, mijamy domy postawione na pozostałościach fortyfikacji miejskich i wychodzimy obok dworca kolejowego.


Budynek wygląda pięknie; stanął w latach 30. ubiegłego wieku i ozdobiono go motywami nawiązującymi do regionu. Rok temu został on uznany jako drugi najładniejszy dworzec w Republice Czeskiej.


Z przeciwnej strony umieszczono dworzec autobusowy, tworzący z baną terminal przesiadkowy. Nad wszystkim poprowadzono kładkę pieszo-rowerową łączącą starówkę z dzielnicą przemysłową.


Z kładki widać zabudowania firmy Česká zbrojovka, założonej w 1936 roku i produkującej - jak sama nazwa wskazuje - broń, m.in. słynne pistolety CZ. Innym znanym zakładem jest browar warzący piwo od końca XIX wieku, a dziś wchodzący w skład grupy Lobkowicz (czasem więc obecny w polskich sklepach).


Wyjeżdżając z miasta przypadkowo trafiam na pomnik ofiar II wojny światowej. W grupie postaci po lewej widać Janosika z drewnianą pepeszą. Po prawej czerwonoarmista ściska rękę faceta w rybackim kapeluszu, czemu nieufnie przygląda się kobieta w chuście.


Kilka kilometrów na zachód położone jest powiatowe Uherské Hradiště (Ungarisch Hradisch). W okolicy jest więcej miejscowości z przedrostkiem Uherský/é, który pojawił się w średniowieczu i nawiązywał do ich lokalizacji w bliskości Węgier. W XX wieku chciano je usunąć jako nieaktualne i przestarzałe, jednak ostatecznie do tego nie doszło.

Uherské Hradiště uznawane jest za centrum Slovácka. Ulokowane na szlaku bursztynowym już w okresie Rzeszy Wielkomorawskiej było ważnym ośrodkiem osadniczym.

Niestety, pogoda zaczyna siadać. Rano lało, potem wyszło słońce, a teraz znowu pojawiły się chmury, czyli praktycznie tak jak zapowiadali. Zatem kolejne zdjęcia nie będą już tak ładnie oświetlone.

Stare miasto otaczały kiedyś mury miejskie, teraz w ich miejscu prowadzi dwupasmowa droga. Stoi przy niej sporo zabytkowych budynków, m. in. najstarsze w regionie czeskie gimnazjum.


Na przeciwko przykuwa uwagę gmach w kolorze różowym - to synagoga z 1875 roku, wybudowana w stylu neoromańskim, a potem uzupełniona o elementy secesji. W czasie wojny dwukrotnie ją podpalano, spłonęła po raz kolejny w 1966 roku, a w 1997 parter zalała woda podczas powodzi tysiąclecia. Po gruntownych remontach w środku działa dzisiaj biblioteka.


Uherské Hradiště posiada także dwa rynki - to efekt osiedlenia się w mieście przybyszów z dwóch sąsiednich osad targowych.

Na mniejszym barokowa fontanna tryska wodą obok kolumny morowej...


...na większym ustawiają krzesełka przed sceną; w weekend planowano w regionie wiele imprez plenerowych. Z tyłu widać remontowany kościół jezuicki.


Spacerując między rynkami można wstąpić do azjatyckiego baru, gdzie dozwolone jest przyjście z własnym mięsem; skośnoocy kucharze ugotują je na miejscu.


Obok dworca autobusowego ponure gmaszysko nieczynnego więzienia, które teraz ma być chyba przebudowane na coś innego.


Z cyklu "ciekawostki": mijamy jakąś szkołę średnią opasaną wielkim banerem ze zdjęciami absolwentów. Uczniowie są w... bieliźnie, w dodatku niektóre dziewczyny mają nagie torsy! Dopiero po bliższym przyjrzeniu się widzę, że każda postać składa się z czterech części ciała należących do kogoś innego 😤. Pozornie w kawałkach, ale jedną duszą. Pomysł interesujący, raczej jednak nie do powtórzenia nad Wisłą i Odrą... 😏.


Sąsiednie Staré Mĕsto (Altstadt bei Ungarisch Hradisch) tworzy z UH aglomerację, płynnie przechodzi się z jednej miejscowości do drugiej. To właśnie tu mogła znajdować się stolica Państwa Wielkomorawskiego - Veligrad. Archeolodzy odkryli pozostałości kościoła z połowy IX wieku, które są dziś częścią muzeum Wielkiej Morawy. Obok niego kilka lat temu postawiono kościół św. Ducha, a raczej coś, co ma być kościołem. Fakt jest jeden - nie można go nie zauważyć i minąć obojętnie!


Próbując go z czymś skojarzyć ma przed oczami pas startowy lotniskowca, miejscowi nazywają go "Temelin", jak elektrownię atomową (kościół zaczęto budować w tym samym roku, gdy ją uruchomiono 😏).

Na wybrukowanym placu jakaś pani urywa z krzaku kwiatki aby skompletować sobie bukiet i tłumaczy coś facetowi od polewania roślinek...

Odkopanych reliktów innego wielkomorawskiego kościoła wraz z resztkami cmentarza trzeba szukać w dzielnicy Špitálky, wśród zabudowań przemysłowych. Istniała tutaj osada nad pobliską rzeką Morawą. Do naszych czasów przetrwało niewiele, dużo zostało zniszczone podczas budowy kolei w latach 40. XX wieku.


Moją uwagę zwraca nietypowa tablica oznaczająca zabytek kultury: zamiast czteropolowego herbu Republiki Czeskiej widnieje tam tylko herb Moraw. Podchodzę bliżej i okazało się, że morawska orlica została naklejona na oryginał - ani chybi działanie morawskiego ruchu narodowego 😤 (to nie jest ironia, na Morawach obecny jest wachlarz poglądów od propozycji federalizacji państwa po separatyzm, a Slovácko należy do regionów, gdzie najwięcej osób deklaruje narodowość morawską).


Wracając do głównej drogi chyba przeniosłem się nad morze... no przecież jest latarnia morska! A nawet statek!


Biało-czerwona wieża widokowa oraz "sucha" łajba to część centrum rozrywki, w którym prezentowane jest np. "zoo" ze zwierząt złożonych z metalowych części. Trzeba przyznać, że mają pomysły.

Dziesięć minut jazdy samochodem dzieli nas od zamku Buchlov (Buchlau), górującego nad okolicą na jednym ze szczytów pasma Chřiby. Wybudowany w XIII wieku zachował po części pierwotny charakter, choć dokonywano w nim zmian w duchu renesansu.

Zanim jednak wejdziemy w progi historycznego obiektu postanawiamy spocząć na chwilę w sympatycznie wyglądającej knajpie przy parkingu - w końcu nigdzie nam się nie spieszy 😊.


Lokal oferuje przechowalnię psów o wdzięcznej nazwie "Fa Bobika", ale nie gwarantuje ich zwrotu 😉.


Tymczasem niebo robi się coraz ciemniejsze, a z oddali dochodzą odgłosy burzy, z każdą minutą silniejsze.


W końcu idziemy w kierunku bramy i zdążamy dosłownie w ostatniej chwili - zaczyna padać, gdy stajemy pod kasą. Pierwszy dziedziniec pokonujemy biegiem w zacinającym deszczu i przy błyskach wyładowań - wrażenie niesamowite!


Zanim doczekamy się przewodniczki po niebie przewala się prawdziwa ulewa, woda leci z dachów i płynie środkiem bruku.


Potem nieco przestaje, ale po wejściu na schody nadal widać wściekłość natury.



Większość pomieszczeń Buchlova jest pusta lub skromnie wyposażona, ponieważ od XVIII wieku zamek nie był już na stałe zamieszkały; jego przebudowa i dostosowanie do nowych czasów kosztowałaby zbyt dużo. Uniknął jednak zniszczenia, bowiem ostatni właściciele - hrabiowie Bertchold - urządzili w nim coś w rodzaju muzeum rodzinnego. Wśród przedstawicieli rodu byli botanicy i podróżnicy, którzy przywozili różne pamiątki z całego świata. Inny hrabia, który brał udział po węgierskiej stronie w Wiośnie Ludów w 1848 roku, został skazany na śmierć za zdradę stanu, którą cesarz zamienił później na dożywotni areszt domowy - gromadzenie cennych przedmiotów było jego sposobem na nudę.

W jednej z sal barokowe ławki, na których sadzano ważniejszych gości.


Najładniejsza jest biblioteka z dwoma ogromnymi globusami.


W błękitnym saloniku z popękanymi ścianami wisi obraz "czeskiego Rubensa" Petra Brandla.


A w pokoju śmierci ustawiono oryginalną egipską mumię (córki jakiegoś urzędnika). W tym miejscu kładziono zwłoki nieboszczyków zanim wyruszyły w ostatnią podróż na cmentarz.


Po salach poruszamy się w nieśmiertelnych kapciach, za dużych średnio o trzy rozmiary. Teresie trafiają się dwie lewe sztuki, ale przewodniczka kwituje z uśmiechem, że to przecież wszystko jedno, bo i tak spadają. Kapcie mają chronić podłogi, lecz obsługa nie musi ich nosić - najwyraźniej ma obuwie, do których nie przyczepia się brud i inny syf 😉.

Punktem kulminacyjnym zwiedzania jest wejście na 33-metrową wieżę. Pani przewodnik sugeruje, że nie ma sensu, bo mokro i niewiele widać.
- To chcecie wchodzić? - pyta na końcu z nadzieją w głosie.
- Taak - odpowiadam w imieniu całej kilkuosobowej grupy 😉.

A z góry mamy panoramę skradających się po lasach chmurek.




Bertcholdowie mieszkali w najbliższej wiosce - Buchlovicach (Buchlowitz). Do 1945 roku ich siedzibą rodową był barokowy pałacyk z 1707 roku. Na wejście do wnętrz jest już za późno, ale można powłóczyć się po ogrodach (wstęp płatny).



Ogrody są bardzo ciekawe - ich najstarsza część pochodzi jeszcze z XVII wieku. Niektóre drzewa są olbrzymie, mają po kilkadziesiąt metrów. Pod wieloma można by zamieszkać.



Rozmiary pokazuje ten pień.


Nagle spomiędzy chmur wyskakuje słońce! Od razu wszystko wygląda inaczej.




Poza pałacem i ogrodami w wiosce jest jeszcze kościół (właśnie kilka osób w wieku zaawansowanym czeka na rozpoczęcie mszy) oraz garść zabytkowych budynków przy głównym placu. Na jednych z drzwi czytam napis: "Nie kopać do drzwi! Dzwonić!" 😤

Pora robi się późna, więc okrężną drogą zaczynamy wracać na kemping. Na chwilę opuszczamy kraj zlinski i wjeżdżamy do południowomorawskiego. W Moravským Písku (Mährisch Pisek) fotografuję pomnik poległych. Część mężczyzn sportretowano w mundurach austro-węgierskiej armii.


Uherský Ostroh (Ungarisch Ostra) to ponownie kraj zlinski. Miasto wygląda jak wymarłe (jest przed 19-tą w piątkowy wieczór).


Jak każdy szanujący się rezerwat zabytkowy ma swój zamek-pałac, tym razem pochodzący z XVI wieku.



Dziedziniec mnie zaskakuje, bo takiego się nie spodziewałem.


Przez Ostroh przepływa Morawa nad którą w 1928 przerzucono łukowaty most.


Na drugim brzegu pomnik czechosłowackich legionistów.


W Blatnicach pod Svatým Antonínkem (Groß Blatnitz) stoi rząd winnych piwnic, podobnych do tych z Vlčnova.


Na przełęczy nad wioską znajduje się ów svatý Antonínek - barokowa kaplica z XVII wieku, miejsce pielgrzymkowe. W lekko zacinającym deszczu obchodzę ją dookoła, ale jest pozasłaniana  drzewami.


W pobliżu trwają przygotowania do festynu - pewnie w sobotę mają jakieś święto. Stoi nawet mobilne wesołe miasteczko. Całkiem fajne są stąd widoczki w obie strony (biegnie tu granica krajów zlinskiego i południowomorawskiego) - pagórki to odległe o 30 kilometrów Góry Wizowickie (Vizovická vrchovina), okolice naszej miejscówki noclegowej.



W drugą stronę Białe Karpaty i pogranicze ze Słowacją.


Kaplica na przełęczy była ostatnim punktem programu tego dnia.

2 komentarze:

  1. Fajny ten Buchlov. Lubię takie warownie, a fota z przepięknie wyeksponowanym Cumulonimbusem kradnie moje serce ;)
    Ogólnie jak widzę, na pogodę nie mogliście chyba narzekać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko w sobotę było mizernie łącznie z deszczem, w piątek nie było źle, a w czwartek i niedzielę to już w ogóle ok :)

      Usuń