poniedziałek, 6 marca 2017

Między Jesionikami (cz. II)

Na zachód od Rýmařova znajduje się wioska Klepáčov (Kleppel), otoczona ze wszystkich stron przez CHKO Jeseníky. Aż do II wojny światowej była normalną miejscowością, potem gwałtownie się wyludniła, a dziś na stałe zamieszkały jest tylko jeden dom. Pozostałe służą do rekreacji oraz turystom, ściągającym w zimę na narty.


Obok tragicznie oblodzonego parkingu stoi pomnik poległych. Tablica i krzyż wyglądają na w miarę nowe.


W centrum znajduje się drewniany kościółek z barokowym wnętrzem wybudowany w 1783 roku.


Oficjalnie Klepáčov stanowi część gminy Sobotín (Zöptau), ale między nimi jest dobre kilka kilometrów niezabudowanego terenu.

Przy wjeździe do Sobotína już z daleka widać kościół św. Wawrzyńca. Ma metrykę sięgającą 1605 roku, ale potem kilkukrotnie go przebudowywano.


W 1678 roku podczas mszy w czasie komunii zauważono, że stara żebraczka usiłuje wyciągnąć hostię z ust. Podejrzewano chyba próbę kradzieży w celu profanacji i całe to wydarzenie uruchomiło serię czarodziejskich procesów w losinskich dobrach Žerotínów. W ciągu dwudziestu lat pociągnęły one za sobą około setki ofiar, które upamiętnia nieduży pomnik.


Na cmentarzu przykościelnym jest sporo starych grobów łącznie z rodziną Klein, która była właścicielem kilku okolicznych miejscowości. Pisałem o nich już w ubiegłym roku.


Tutejszy pomnik poległych także wygląda na odnowiony lub zrekonstruowany.


W środku Sobotina żółty pałac. Schowany za bramą, lśni po niedawnym remoncie. Zdaje się, że w środku działa pensjonat lub hotel. Ogólnie to w okolicy trwa budowa jakiś paskudztw.



Obiad wypada w ulubionej knajpie w Šumperku (Mährisch Schönberg). Na łażenie po mieście nie ma czasu, bo za chwilę zaczynają się skoki w Lahti! Ale i tak widzę coś, co mi kiedyś umknęło: pomnik prowokującej dziewczyny z grubymi nogami! Prowokującej przed szkołą podstawową.


W niedzielę jazda na nartach w Koutach nad Desnou, gdzie warunki są generalnie bardzo słabe.

Potem należy się wgramolić na Červenohorské sedlo, gdzie biją kolejny rekord w czasie remontu jednej drogi... Nadal szosa nie jest skończona, brak malowania (w nocy to mocno przeszkadza), po bokach stoją setki słupków, a na całej długości ograniczenie do 50 km/h.


Na przełęczy widać, że jeszcze sporo osób tam korzysta z białego puchu.


Z drugiej śląskiej strony klimat znacznie bardziej wiosenny niż po morawskiej. Wiosnę czuć wyraźnie w powietrzu.


Widzę kościół, przy którym jeszcze się nie kręciłem, więc staję i włażę za mur. Świątynia jest mocno zaniedbana.


Otaczający ją cmentarz jest z gatunku tych, gdzie większość stanowią groby niemieckie. Stoi także marownia oraz coś wyglądające na zadaszoną scenę do występów.




Kręcę się między nagrobkami. Wydaje mi się, iż na jednym dostrzegam znaczki "k. -k." - kaiserlich-königlich. Ale nie, to nie to. Przyglądam się bliżej i widzę charakterystyczny znak podwójnych run Sieg!


Spoczywa tutaj Unterscharführer (plutonowy) z oddziałów pancernych Waffen-SS. Zginął zapewne gdzieś na wschodzie. Ciało chyba się udało sprowadzić aż do rodzinnej miejscowości.


Wygląda na to, że stopień mógł być czymś zakryty albo zalepiony. Brat SS-mana ma już tylko mogiłę symboliczną. Poległ dwa lata wcześniej.


Na cmentarzu jest sporo takich grobów symbolicznie upamiętniających żołnierzy. Przy prawie wszystkich informacja, że zakończyli życie na froncie wschodnim, u niektórych dodano lokalizację ("w Rosji, na zachód od Kijowa itp.").





Jeden z nich znowu na dłużej przykuwa moją uwagę: możliwe, że także dwaj bracia. Adolf padł w "Podboresje" - to niby gdzieś na Litwie albo w okolicach Nowogrodu. Ale w sierpniu 1942? Czyżby partyzanci? Alois zginął na Krymie w Bakczysaraju. Jak informuje napis - obaj za Wielkoniemiecką Rzeszę. A nad nim... krzyż żelazny z hakenkrocjem! Jak on się tu uchował?? Może z daleka nie jest zbyt widoczny, ale z bliska nie sposób go pomylić z czymś innym!


Nie spodziewałem się tutaj takich odkryć. Na dopełnienie znajduję grób z poprzedniej wojny światowej, gdy inne rodzeństwo także zmarło w Rosji: na Syberii oraz w dzisiejszym Donbasie, więc musieli być jeńcami wojennymi.


Wśród "cywilnych" miejsc spoczynku wyróżnia się ten z nazwiskiem przypominającym pewnego czechosłowackiego polityka 😉.


Ów świadczy o tym, że prawdopodobnie niektórym udało się zostać w Sudetenlandzie po 1945.


Patrzę na zegarek - po cmentarzu łaziłem z dobre pół godziny, a do ogromnych on nie należy.

Pogoda przez większość niedzieli nieprzyjemna, teraz robi się bardzo łaskawa. Ale już zbliża się wieczór. Jeszcze zakupy i kolacja w Zlatych Horach (Zuckmantel). Gdzieś tam za kamienicami i Jesionikami zachodzi słońce.


8 komentarzy:

  1. Zdecydowanie wolę czeski pragmatyzm od polskiego wywijania tępa szabelką na prawo i lewo i zbieranie za to batów.
    Co do symboli na nagrobkach. To też świadectwo historii - były użyte w konkretnym czasie i celu.
    Póki się ich nie promuje obecnie,są niegroźne. Chociaż w oczy kłują kiedy się na to patrzy na gorąco. Swastyka, azjatycki symbol pomyślności i szczęścia, zohydził nam do imentu jegomość z wąsikiem.Jemu akurat szczęścia nie przyniósł.
    A co z nartami? W kolejnej odsłonie?:-|

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. powiedz to tym, co z pomników niemieckich na Ziemiach Wyzyskanych chcą skuwać nie tylko nazwy z okresu III Rzeszy (tak się wówczas te miejscowości nazywały, a nie inaczej), ale też symbole żelaznego krzyża (najwyższe odznacznie wojskowe cesarskich Niemiec, które dostało też wielu Polaków), postacie żołnierzy (często o symbolice pacyfistycznej), a nawet słowa "bohater" albo "polegli", bo "propagują pruski militaryzm". Te pomniki przetrwały PRL, ostatnio wiele odnowiono, ale mogą nie przetrwać kolejnych kilka lat...

      A co do nart to nie ma co pisać - nawet nie brałem aparatu (zdjęcia z Koutów są na wpisie sprzed roku). Warunki fatalne - zlodowociały śnieg z dużymi grudami lodu, albo sam lód, ale kopny. I to o dość wczesnej godzinie. Kouty zdecydowanie mają wszystko w dupie i widać, że ludzie też się częściowo o tym nauczyli, bo kolejek do wyciągu nie było praktycznie żadnych.

      Usuń
    2. Miało być "albo kopny" a nie "ale" :D

      Usuń
  2. Fobie i kompleksy. Aktualne "elyty" jeszcze je pogłębiają.Ale dajmy temu spokój, bo to nie blog polityczny.
    Nart pewnie szkoda ale tłuc się po grudach nie ma sensu. Było za to więcej czasu na objazd.
    Czeskich ośrodków nie znam, na Słowacji byłem na wielu stokach i raczej było w porządku jeśli chodzi o przygotowanie tras.Co do wyciągów - są w różnej kondycji i starsze i nowe.
    W Szwajcarii mają i takie co pamiętają późnego Gierka - ale po co je zmieniać kiedy działają.:D

    OdpowiedzUsuń
  3. Z fobiami i kompleksami zetknęłam się również na Litwie. Tam dla odmiany skuwali polskie ślady z pomników. Tęsknię za normalnością...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jest w społeczeństwach z rozchwianą tożsamością.
      A normalność zależy wyłącznie od nas samych.

      Usuń
    2. Litwini (a przynajmniej część) są bardzo zakompleksionym narodem. Po części zapewne wynika to z niewielkiej liczebności jak i dość specyficznej historii.

      A co do pomników - wczoraj doczytałem, że na razie ustawa "demilitaryzującą" pomniki nie będzie uchwalana, więc przynajmniej przez jakiś czas zapanuje spokój. Dobre i to.

      Usuń
  4. Nie do wiary do czego może doprowadzić ludzi strach przed nieznanym...

    Może zabrzmi to trochę dziwnie, ale ładny ten cmentarz.

    OdpowiedzUsuń