piątek, 3 lutego 2017

Heeresgeschichtliches Museum w Wiedniu

Heeresgeschichtliches Museum (Muzeum Historii Wojskowości) w Wiedniu to jedna z najstarszych tego typu placówek na świecie. Znajduje się na terenie Arsenału - kompleksu budynków wojskowych, których budowę rozpoczęto w pierwszym roku panowania Franciszka Józefa. Młody cesarz postanowił uczynić z niego symbol nowych neoabsolutystycznych porządków po niedawnej Wiośnie Ludów.

Arsenał stanął za ówczesnymi murami miejskimi (dzisiaj to dystrykt Landstraße). Do budowy zużyto 177 milionów cegieł. Powstały w sumie 72 budynki (nazywane oficjalnie obiektami), z których część przetrwała do dzisiaj (pozostałe uległy zniszczeniu w czasie bombardowań alianckich i walk o miasto w 1945).

Na teren Arsenału wchodzę przez obiekt nr 1, dawną komendanturę. Dziś mieści się tu m.in. restauracja.


Symbolika cesarska jest wszechobecna.


Budynki wzniesiono w stylu bizantyjsko-mauretańskim z elementami gotyckimi. Wygląda to bardzo ładnie. We wnętrzach mieszczą się rozmaite instytucje, np. w obiekcie nr 3 szkoła tenisowa i mieszkania.


Mnie interesuje nr 18, czyli właśnie muzeum. Budowę ukończono w 1856 roku. Jest to najstarszy budynek muzealny w Austrii od samego początku przeznaczony do tego celu. Na otwarcie trzeba jednak było poczekać aż do 1869, kiedy rozpoczęło działalność jako k.k. Hofwaffenmuseum.


Po kilku latach groziło mu zamknięcie w związku z budową gmachów muzealnych na Ringu (obecnie Sztuk Pięknych i Historii Naturalnej), gdyż pojawiły się plany, aby tam przenieść zbiory lub ich część. Ostatecznie specjalna komisja z arcyksięciem Rudolfem zdecydowała, iż pożądane jest funkcjonowanie osobnego muzeum wojskowego, rozpoczęła się też wielka zbiórka nowych eksponatów zarówno od instytucji państwowych jak i osób prywatnych. Ostatecznie w 1891 roku cesarz Franciszek Józef dokonał ponownego otwarcia tym razem jako k.u.k. Heeresmuseum.


W XX wieku bywało różnie. Po wybuchu Wielkiej Wojny natychmiast je zamknięto. Po rozpadzie monarchii nawet zastanawiano się nad sprzedażą zbiorów z powodu trudnej sytuacji ekonomicznej. Na szczęście pomysł ten upadł i w 1921 otwarto je po raz trzeci i znów pod nową nazwą - Österreichisches Heeresmuseum.

Gdy w wyniku anschlussu Austria stała się częścią III Rzeszy muzeum znalazło się w zarządzie dyrektora z Berlina. Wraz z wybuchem II wojny światowej znowu pojawiły się ograniczenia - cywile nie mogli go zwiedzać, pozwalano na to jedynie wojskowym. Dopiero w 1943 ludność cywilna została ponownie dopuszczona do wnętrza, ale jedynie w weekendy. Główną część stanowiły wówczas propagandowe wystawy o niemieckich zwycięstwach na wszystkich frontach. Jesienią tego roku rozpoczęto ewakuację najcenniejszych zbiorów, co okazało się przydatne, gdyż we wrześniu i grudniu 1944 bomby poważnie zniszczyły budynek i magazyny. Kolejne straty przyniósł szturm Armii Czerwonej, a już po ustaniu walk niektóre przedmioty zarekwirowały władze okupacyjne, innymi "zaopiekowali" się czerwonoarmiści albo zwykli złodzieje.

Odbudowa ruszyła rok po zakończeniu wojny, a w 1955 muzeum po raz czwarty rozpoczęło swoją historię, tym razem pod szyldem współczesnym.

Turyści mogą podziwiać długą na 235 metrów fasadę, nad głównym wejściem znajduje się kopuła sięgająca 43 metrów. Theophil Hansen, architekt z Danii, wzorować się miał na arsenale w Wenecji oraz architekturą Florencji.


Na zewnątrz ułożono dziesiątki starych dział oraz odgrodzono siatką samolot Saab J-29F Tunnan - szwedzki odrzutowiec myśliwski zwany "beczką".


Po wejściu uderza po oczach przepych i bogactwo. Muzeum miało nie tylko dokumentować, ale też podkreślać chwałę oręża Habsburgów, zatem pierwsze pomieszczenia wykonano tak, aby olśnić zwiedzających.

Na parterze znajduje się Feldherrenhalle - ozdobiona 56 marmurowymi posągami sławnych dowódców. Każda figura liczy dokładnie 186 centymetrów. Połowę kosztów wyposażenia pokrył cesarz, drugą połowę prywatni sponsorzy, często potomkowie uwiecznionych na rzeźbach.


Inicjały Najjaśniejszego Pana widać nawet na drzwiach kibla ;)


Schodami po czerwonym dywanie wchodzimy na półpiętro, gdzie umieszczono podobiznę cesarza. Nad schodami sporych rozmiarów kompozycja o nazwie "Austria".



Najbardziej zdobiona sala na środku pierwszego piętra - "sala chwały" (Ruhmeshalle). Lśniąca tak, że można jeść z podłogi. Nad nami kopuła ze scenami z historii Austrii. Po bokach na ścianach herby krajów koronnych cesarstwa oraz nazwiska około 500 wysokich oficerów (pułkowników, generałów i feldmarszałków) wraz z datami śmierci od wojny trzydziestoletniej do 1918 roku.




Wokół kopuły cztery sceny batalistyczne wielkich bitew z przeszłości oraz mniejsze malowidła pokazujące ważne wydarzenia Imperium Habsburgów. Niektóre z nich zostały ponownie namalowane w latach 50. XX wieku, gdyż oryginały legły w gruzach w czasie wojny.



Gdy już się pozachwycałem to w końcu wstąpiłem na właściwe wystawy, których początkiem jest wiek XVI. To skrzydło zajmuje się historią do 1866 roku.


To nie jest najbardziej interesujący mnie okres, więc przemknąłem przez niego względnie "szybko", choć i tutaj można znaleźć sporo ciekawostek.

Są np. tureckie chorągwie zdobyte pod Wiedniem i Zentą...


...najstarszy zachowany na świecie obiekt latający: francuski balon L' Intrépide zdobyty przez Austriaków pod Würzburgiem w 1796 roku.


Mundur ostatniego cesarza rzymskiego (narodu niemieckiego) i pierwszego cesarza austriackiego, czyli Franciszka II/I. Na nadwagę na pewno nie narzekał.


Słowo mundur będzie się tu pojawiać chyba najczęściej. Pewną ciekawostką mogą być stroje i hełmy Cesarstwa Meksykańskiego pod krótkotrwałym panowaniem Maksymiliana (brata Franciszka Józefa).


W drugim skrzydle zaczyna się wystawa dotycząca okresu Austro-Węgier.


Są więc mundury zwykłych żołnierzy (no, może nie takich zwykłych, bo tutaj widać oberleutnanta korpusu samochodowego)...


...jak i cesarskie: galowy i polowy.



Franciszek Józef przez całe swoje życie i nawet w podeszłym wieku utrzymywał bardzo zdrową sylwetkę.

Kolejne gabloty z umundurowaniem.




Niestety, w robieniu zdjęć bardzo skutecznie przeszkadzały gabloty odbijające światło i lampy :(.

Na koniec sali wystawa poświęcona zamachowi w Sarajewie i to chyba najbardziej makabryczne miejsce w muzeum. Przy ścianie stoi automobil Gräf & Stift wyprodukowany w 1910 roku, a 28 czerwca 1914 przekazany do dyspozycji arcyksięciu Ferdynandowi i jego żonie, gdy przemieszczał się ulicami Bośni.


Od strony pasażera wyraźnie widać ślad po pierwszej kuli, która śmiertelnie raniła księżną Zofię.


Kiedyś czytałem, że to samochód morderca, który po zamachu zmieniał właścicieli i wszyscy oni zginęli z jego "kół". Raczej to jednak miejska legenda, bowiem w dostępnych mi źródłach pojawia się informacja, że już w sierpniu 1914 roku wóz wrócił do Wiednia i umieszczono go w muzeum. Początkowo stał w Feldherrenhalle, uszkodzony pod koniec II wojny światowej po konserwacji w 1957 stanął w swoim własnym pokoju, tym samym co dzisiaj. W każdym razie chyba Habsburgowie nie uwierzyli w winę samochodów tej luksusowej marki, bo ostatni cesarz Karol udając się na wygnanie do Szwajcarii zabrał ze sobą jeden egzemplarz Gräf & Stift do pociągu ;).


Naprzeciwko samochodu prezentowany jest mundur arcyksięcia Ferdynanda: z wyraźnymi śladami krwi (bynajmniej nie błękitnej) i dziurami po kulach. Pod nim kanapa z sarajewskiej rezydencji gubernatora (obecnie prezydenta Bośni i Hercegowiny), na której następca tronu skonał.


Wystawa dotycząca Wielkiej Wojny zajmuje najwięcej miejsca w muzeum. Kilka lat temu została całkowicie przeorganizowana i przebudowana na nowo. Miłośnicy militariów będą w raju. Wszyscy pozostali, którzy jakimś przypadkiem tu trafili, dostaną oczopląsu .


Zaczyna się w miarę niewinnie - od kapelusza rekruckiego. Latem 1914 roku nikt nie mógł się domyślać, że wojna potrwa cztery lata, pochłonie tyle ofiar i rozpadnie się całe państwo a Europa zmieni się na zawsze.


W gablotach mundury, broń, sztandary i odezwy. Czasem z chichotem historii: odezwa przygotowana przez burmistrza Wiednia 2 grudnia 1914 roku z okazji 66 rocznicy wstąpienia FJ na tron informuje, że Belgrad jest w austriackich rękach. Tymczasem po niecałych dwóch tygodniach Serbowie (przejściowo) odzyskali swoją stolicę.



Pokazano też uzbrojenie i umundurowanie przeciwników - początkowo Rosjan, w 1915 pojawili się Włosi, a rok później Rumuni.


Nad głowami podwieszono aeroplan - Albatros B.II. Skonstruowany w Berlinie, produkowany także poza Rzeszą - w Austro-Węgrzech i Warszawie - po wojnie służył również w lotnictwie polskim i szwedzkim.


Kurtka pilota z ciekawym notesikiem.


Sztandar Austro-Węgier z dużymi herbami Austrii i Węgier, a pośrodku dynastii.


Wojskowe selfie ;).


Największym eksponatem jest ciężka haubica kalibru 380 mm. Powstawały w zakładach Škody i od maja 1916 wysyłano je na front. Z dziesięciu wyprodukowanych egzemplarzy przetrwały do dzisiaj dwa - drugi jest w Bukareszcie.


"Nieco" mniejsza haubica 24 cm Mörser M 98.


Osobną salę poświęcono marynarce - to głównie modele, ale też wieża zatopionego U-boota. Za szybą stoi marynarz krążownika SMS Kaiserin Elisabeth, zatopionego przez własną załogę na początku wojny w Chinach.


Poza osobami zainteresowanymi tematem mało kto wie, że Austro-Węgry wysłali też niewielki kontyngent na pomoc Turcji - oddziały artyleryjskie i techniczne walczyły w Palestynie, więc konieczny był zupełnie inny mundur.


Po śmierci Franciszka Józefa tron objął młody Karol. Nie ma po nim dużo pamiątek, ale w końcu panował tylko dwa lata.


Czasem niedaleko siebie są dwa różne światy. Można np. zagrać w grę planszową albo pobawić się lalką...


...a zaraz potem stajemy przed sugestywnym obrazem "Żołnierz i śmierć" Hansa Larwina.


Pod koniec wojny zmienia się technika i wyposażenie, np. część oddziałów na froncie włoskim otrzymało hełmy. Żołnierze zaczęli używać też masek gazowych (tu akurat wersja włoska).


Przy brakach materiałowych korzystało się też ze zdobycznych zapasów - mundur sierżanta z włoskiego sukna.


Kiedy umilkną strzały zostaje tylko cisza... takie krzyże często można spotkać na zachodniogalicyjskich cmentarzach wojennych.


W miejsce monarchii zostaje proklamowana Republika Niemieckiej Austrii. Cesarz Karol jednak nie abdykuje, tylko "zrzeka się z udziału w rządach". Gdy 11 listopada 1918 roku opuszczał na zawsze Wiedeń w kolumnie kilku samochodów te tablice umieszczono na cesarskim wozie.


Nowa republika to jednak nie czas spokoju. Część mieszkańców chce połączenia z Niemcami, innych ciągnie do Szwajcarii, trwają spory o granice. W Burgenlandzie i Karyntii przeprowadzono plebiscyty (obydwa wygrane przez austriackich Niemców). Republikańskie wojsko korzysta z zapasów armii cesarskiej, ale symbolika jest już inna. Zniknęły "bączki" z dwugłowym orłem, pojawiają się naramienniki ze stopniami, niektóre elementy przypominają te z umundurowania niemieckiego.



Dopiero w okresie austro-faszyzmu ponownie mundury zaczynają przypominać austro-węgierskie.


Okres międzywojenny to pełzająca wojna domowa pomiędzy czerwonymi, czarnymi i brązowymi. Jej ofiarą pada m.in. kanclerz Dollfuß, zabity przez nazistów niemal dokładnie dwadzieścia lat po zamachu na arcyksięcia Ferdynanda. W muzeum prezentowana jest maska pośmiertna oraz, jak w przypadku następcy trony, kanapa na której zmarł, jeszcze ze śladami krwi.


Okres II wojny światowej nie zajmuje tutaj jakoś dużo miejsca. Jest trochę sprzętu (również wyprodukowanego w austriackich zakładach jak ciągnik Raupenschlepper Ost), więcej informacji poświęcono bitwie o Wiedeń.




Na mundurze Wehrmachtu nadal wiszą cesarsko-królewskie medale i ordery.


Symbolicznym końcem jest amerykański dżip, którym po wojnie przedstawiciele czterech zwycięskich mocarstw (zakładając, że Francja to też mocarstwo) podróżowali po centrum Wiednia, będącego wspólną strefą okupacyjną.


Ta wystawa jest młoda - tematykę międzywojenną i drugowojenną dodano dopiero w 1998 roku. Przedtem ekspozycja kończyła się na Wielkiej Wojnie.

Poza budynkiem znajduje się jeszcze plenerowa ekspozycja pancerna. Zgromadzono tutaj sprzęt używany przez austriackie wojsko po 1955 roku. Mieszanina spora. Mamy M47 Pattona (kilkaset sztuk będących na składzie od 1957 do 1982), lekki czołg M41, haubicę M-7B2 "Priest", ale też radzieckie T-34 (27 sztuk w latach 1955-1964).





Stoi kuchnia polowa oraz SU-100, które spoczywało niegdyś na placu Schwarzenberga obok pomnika Armii Czerwonej.



Gdyby komuś nie było jeszcze dość, to w dwóch osobnych galeriach zewnętrznych można pooglądać stare armaty, lecz ja już nie miałem na to ani czasu, ani ochoty. Spędziłem w murach Muzeum Historii Wojskowości 3,5 godziny, ale bynajmniej nie był to okres stracony ;)


------
Heeresgeschichtliches Museum wyróżnia się na tle muzeów pałacowych tym, iż bez problemu można w nim robić zdjęcia bez statywu i flesza. Kosztuje to dodatkowo 2 euro, ale biorąc pod uwagę, że cena normalnego biletu wynosi 6 euro, to nie jest to jakiś majątek.

Muzeum działa codziennie od 9 do 17-tej z wyjątkiem kilku świąt. Osoby do 18 roku życia wchodzą za darmo. Całej reszty informacji można dowiedzieć się na ich stronie - http://www.hgm.at/.

10 komentarzy:

  1. Takie muzeum to ja rozumiem! Toż w takich murach eksponaty są prawie zbędne. ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze ciekawiej jest (a przynajmniej było) w Muzeum Historii Naturalnej - gabloty z XIX wieku, stare tablice i obrazy. To jakby muzeum o muzeum :D

      Usuń
    2. Dobra, przekonałeś mnie - muszę wrócić do Wiednia i "dooglądać" ;-)

      Usuń
    3. Do takich miast zawsze warto wracać :)

      Usuń
  2. Super! I zdjęcia można robić, a nie jak w wiekszości polskich muzeów

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To już się pozmieniało, teraz w prawie każdym muzeum państwowym jest możliwość robienia zdjęć.

      Usuń
  3. Do trzech razy sztuka. Już mnie dwa razy manżelka od muzeum odciągnęła jako zagorzała pacyfistka
    ale trzeci raz już się jej się nie uda! Przekupię ją apfelsztrudlem w Belvederze:D
    Co ciekawe największe wrażenie zrobił na mnie Gräf & Stift z przestrzeliną. Pewnie dlatego,
    że najmocniej się kojarzy z samym zamachem i tym co w konsekwencji zamachu nastąpiło.
    Dziękuję i pozdrawiam.
    PS. A fana została w domu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fanę chyba miałem w plecaku, ale zapomniałem wyciągnąć ;)

      Fakt, automobil daje do myślenia. Podobnie jak zakrwawione szaty - patrzysz na przedmiot, w którym ktoś dawno temu chodził, żył i umarł... Memento mori.

      Usuń
  4. Ciekawe muzeum, chętnie bym je odwiedziła. Te eksponaty - szczegolnie chyba auto i mundur z zamachu daja do myslenia..

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie no...nie ma dwóch zdań. Miejsce absolutnie warte odwiedzenia i kawał historii w zasięgu ręki.

    OdpowiedzUsuń