wtorek, 25 sierpnia 2015

Szwecja - w kierunku Wysokiego Wybrzeża, tam musi być jakaś cywilizacja!


Po nocy na parkingu przychodzi kolejny ładny dzień z dużą ilością słońca... Śniadanie i kontynuujemy podróż w kierunku północnym. Co jakiś czas zatrzymujemy się na parkingach, ładnie położonych przy jeziorach. Przy niektórych są nawet niewielkie piaszczyste plaże. 
 

Droga omija kolejne miejscowości, które tutaj położone są coraz rzadziej. Dopiero w Sundsvall jedziemy przez, a właściwie nad miastem - "nad", bo przez nowy most otwarty w ubiegłym roku. W tym miejscu skręcam jednak z głównej szosy na prawo i wjeżdżam na wyspę Alnön
 

Jest to 13 wyspa kraju pod względem wielkości; mieszka na niej niecałe 5 tysięcy osób w niewielkich, rozrzuconych osadach. Idealne miejsce na postój w czasie sjesty. Na początek dojeżdżamy na południowo-wschodni kraniec wyspy, do wioski Spikarna. Jest tu niewielki port, mnóstwo czerwonych domków i spokój... 
 
 
 
 

Z drogi widać pełne morze - Zatokę Botnicką. Z powodu licznych tu małych wysepek taki obraz stanowi rzadkość. 
 
 

Jadąc do Spikarny zauważyłem w poprzedniej wiosce piaszczystą plażę - no to już wiemy gdzie zatrzymamy się na trochę dłużej ;) 
 

Są ludzie, ale niemal nikt się nie kąpie! To podejrzane! Po zanurzeniu się wiedziałem już czemu - morze mogło mieć maksymalnie z 15-16 stopni, masakra! Ale dałem radę :) 
 

Co rusz dojeżdżają kolejne samochody, a mały parking jest już dawno zapchany, więc wszyscy stają na wcale nie szerokiej drodze. Nawet porządny Szwed zaparkuje pod zakazem postoju ;) 
 

Zanim opuścimy wyspę zaglądam jeszcze do jej najstarszego kościoła z XII wieku, bogato zdobionego malowidłami. 
 
 

Sundsvall, które niemal doszczętnie spłonęło w XIX wieku, nazywane jest kamiennym miastem - bo takiego budulca użyto do odbudowany. Rezygnujemy jednak z oglądania centrum i wjeżdżamy na górujące nad nim wzgórze - Norra stadsberget. Jest tu m. in. niewielki darmowy skansen. 
 

Pełni szczęścia nowożeńcy... 
 

...i ci współcześni. 
 

A właściwie to tylko ona. Wokół też same kobiety (brak tych o śniadym kolorze skóry, gdyż dziwnym trafem imigranci im dalej na północ tym rzadziej występują). To, że na czarno - to rozumiem, bo żałoba... ale czemu jednopłciowo? Czy to jest taki szwedzki zwyczaj? Może dopiero później dołączają do ekipy męża (godzina stosunkowo wczesna, bo dopiero 14 w sobotę). Choć to mi się bardziej kojarzy ze zwyczajami z Bliskiego Wschodu lub Indii... 

Na wzgórzu dużo się dzieje - jest cyrk, zabawa dla rodziców z dziećmi w tematyce "Ronji, córki zbójnika" Astrid Lindgren, można kupić jakieś słodkości i nie tylko. "Ronji" nie czytałem ("Dzieci z Bullerbyn" rządzą!), cyrk mam w Polsce, gdy włączę telewizor, idziemy więc do wieży widokowej. Właściwie są to dwie betonowe ściany połączone schodami. 
 

Teresa zostaje na dole, ja wchodzę. I pod końcowym piętrem zaczynam czuć, że coś jest nie tak - ostatkiem sił wdrapuję się na górę, kręci mi się w głowie, nogi uginają... błędnik kompletnie szaleje - ciągłe drgania konstrukcji sprawiają, że mój lęk wysokości wchodzi na wyższy wymiar. 

Spocony, chwiejąc się robię jednak trochę zdjęć na Sundsvall i wyspę Alnön widoczną za nowym mostem. 
 
 
 

Po zejściu czuję jakbym przed chwilą odwiedził łaźnię parową ;) 

Następny przystanek i ostatni już tego dnia to Härnösand. Postój techniczny, gdyż chcemy zrobić zakupy na najbliższe dwa dni - o dziwo, sklep udaje się odnaleźć szybko, bo leży tuż przy głównej drodze ;) 

Samo miasto położone jest częściowo na wyspie, nie zaskakuje więc niewielki port i zwodzone mosty. 
 
 

Za Härnösand zaczyna się Höga Kusten - Wysokie Wybrzeże. Lodowiec tak tutaj wypychał ląd, że go wycisnął nawet 280 metrów nad poziom morza, tworząc małe góry tuż przy Zatoce Botnickiej. Ziemia zresztą nadal się wypiętrza, średnio o 1 metr na 100 lat i najwyższe punkty są już przy wysokości 300 metrów. 
 

Symbolicznym początkiem Wysokiego Wybrzeża jest potężny most - Högakustenbron, trzeci największy most w Skandynawii, a czwarty w Europie tego typu. 
 
 

Dziś na nocleg przyjeżdżamy wcześnie - około 17-tej meldujemy się na kempingu obok miejscowości Docksta. To jeden z najtańszych kempingów, ale miał np. świetnie wyposażoną kuchnię z kompletem wszelkich sztućców, garnków, kufli i urządzeń. Kuchnie na droższych obiektach najczęściej ograniczały się do palników i umywalki. 

Najpierw wychodzę porobić kilka zdjęć okolicy... 
 
 
 

...a potem robimy grilla z zestawem kolacyjnym ;) 
 

A że to północ (ze śląskiego punktu widzenia, bo ze szwedzkiego to jesteśmy trochę nad środkiem kraju ;) ), to o godzinie 00.30 jest jeszcze tak jasno, że spokojnie można poczytać. Czemu jednak wszyscy poszli już spać? 

3 komentarze:

  1. Przez te białe noce kręćka można dostać, zasnąć nie idzie ;)
    A na więcej Hoga Kusten czekam, u mnie to wciąż w planach, choć przejeżdżałam wielokrotnie, ale bez postojów :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja tam w sumie problemów nie miałem, cieszyłem się, że jest tak długo widno... gorzej było z przestawieniem się na ciemne wieczory ;)

      Usuń
  2. Hoga Kusten rządzi. Szkoda że tak mało zdjęć, bo to pierwsze, z zalesionymi wzniesieniami i tym jeziorkiem poniżej- rewelacja. Jakbym oglądał Broumovske Steny znad Zalewu Radkowskiego :)

    OdpowiedzUsuń