czwartek, 6 sierpnia 2015

Sztokholm, odsłona II - na bogato: Drottningholm, starówka, Wikingowie oraz... galeria w metrze


Dzień numer 2 (czwartek) w Sztokholmie zaplanowany był tak samo intensywnie jak poprzedni - w końcu nie wiadomo kiedy albo i czy człowiek tu jeszcze wróci. Do tego zrobiła się piękna pogoda - bezchmurne niebo, upał ponad 30 stopni; aż pisali o tym w gazetach, co znaczy, że nie występuje ona tutaj tak często. 

Na początek musimy trochę pojeździć - metrem do Liljeholmen, skąd mamy przesiadkę na szybki tramwaj. Tu warto nadmienić, że w mieście istnieją jedynie cztery linie tramwajowe (plus jedna zabytkowa), czyli niemal nic w porównaniu z większością stolic europejskich. To głównie efekt tego, że do lat 60. w Szwecji obowiązywał ruch lewostronny i po przejściu na prawą stronę zlikwidowano większość tras z uwagi na niedostosowanie ich do nowych zasad ruchu drogowego. Ostatnio obserwuje się pewien renesans tramwajów, m.in. wspomniany już szybki tramwaj, którym za chwilę pojedziemy, został uruchomiony w 2000 roku. Co ciekawe - w każdym tramwaju jest konduktor: sprawdza i sprzedaje bilety. Jazda na gapę niemożliwa. 

Czekając na przyjazd obserwujemy szwedzkich przedszkolaków: kamizelki, sznur i trzy opiekunki na ośmiu dzieciaków. Dziwne, że nie mają kasków ;) 
 

Jeszcze kilka przesiadek - na metro, na autobus przyspieszony i wreszcie wysiadamy na wyspie Lovön, gdzie znajduje się kolejny obiekt wpisany na listę UNESCO - pałac Drottningholm. 
 

Pałac został wybudowany w XVI wieku i od tego czasu służy monarchom, a od roku 1981 stanowi miejsce zamieszkania Karola XVI Gustawa i jego rodziny. Część pomieszczeń - muzealnych oraz używanych podczas uroczystości państwowych i dworskich - jest udostępniana turystom. Tak naprawdę zastanawiam się, gdzie król tam mieszka? Chyba, że wciśnięto go w jakąś klitkę... 
 

Wokół pałacu rozciągają się inne budynki - np. koszary Gwardii... 
 

...albo Teatr Dworski z XVIII wieku. 
 

Pomieszczenia pałacowe są ciekawe, ale ich zwiedzanie utrudnia najazd Azjatów. Dosłownie hordy, kilkanaście autokarów. Przewalają się przez kolejne pomieszczenia, niemal tratując wszystko po drodze i nie zwracając uwagi na nic. 
 

Nawet obsługa była tym wszystkim przerażona... Zaczęliśmy więc biegać w drugą stronę, skąd właśnie wyszli lub kryć się po kątach. Na szczęście po jakimś czasie rąbnęli miliony zdjęć i stonkę wywiało, zapewne do kolejnej atrakcji, której i tak nie zapamiętają. 

Zatem teraz na spokojnie... 
 
 
 

Ciekawa jest sala z ogromny obrazami przedstawiającymi chwałę szwedzkiego oręża w XVII wieku - dominuje zatem tematyka z Potopu. Obrazy to tak naprawdę panoramy - szczegółowo opisane, zaznaczone pozycje wojsk, narodowość, elementy krajobrazu itp. 
 
 

Za pałacem rozciągają się barokowe ogrody francuskie. 
 

Nie są tak bogate jak np. w Wersalu, mniej tutaj rzeźb, altanek i innych elementów, ale i tak są ładne. 
 
 
 

Nad niektórymi alejkami unosi się dziwny kurz... po chwili tajemnica się wyjaśnia - pan na traktorku z głośnym hukiem grabi alejki tam i z powrotem. 
 

W oddaleniu od pałacu jest kompleks mniejszych budynków - jako pierwszy spotykamy Namiot Gwardii. 
 

Zbudowany z drewna, powstał po tym jak król Gustaw III zobaczył prawdziwy taki namiot u Ludwika XVI (a ten otrzymał go od sułtana). 

Kawałek dalej Pawilon Chiński z 1769 roku. Inspirowanie się Dalekim Wschodem przeżywało wówczas apogeum. Normalnie wstęp jest płatny ekstra, z kartą miejską oczywiście za darmo :) W środku każdy pokój pomalowano na innych kolor. 
 
 
 

Obok głównego pawilonu wybudowano kilka satelickich obiektów - jest więc m.in. osobna jadalnia, ptaszarnia i inne. 
 
 

Wracając strzelam sobie przed pałacem patriotyczną fotkę :) 
 

Chciałem też ustrzelić gwardzistę (ich umundurowanie jest tutaj zupełnie inne niż w mieście), ale gdy zbliżyłem się zbyt blisko to kazał mi odejść. Jakiś nadwrażliwy ;) 
 

Swoją drogą za dużo tej straży nie widać - ledwie dwóch w pikielhaubach. 

Do Drottningholm można przypłynąć ze Sztokholmu statkiem - formalnie pałac leży już w innej gminie - my wracamy tradycyjnie po szynach i wychodzimy na Gamla Stan - Starym Mieście. Muszę przyznać, że nie wyobrażałem sobie stolicy Szwecji z tak wąskimi uliczkami. 
 
 
 

Na Starówce stoi kilka kościołów - odwiedzamy Kościół Niemiecki, wybudowany dla kupców i handlowców z Rzeszy, oraz katedrę, najważniejszą świątynię, w której odbywają się wszystkie dworskie uroczystości. To tutaj brał ślub obecny król w 1976 roku, a później także księżniczka Wiktoria w 2010. 
 

Wewnątrz imponująca jest rzeźba z 1489 roku - Święty Jerzy ze smokiem. Do jej konstrukcji użyto rogów łosia i drewna dębowego. 
 

Nie wiem czemu, ale wydawało mi się, że w katedrze są też miejsca pochówku monarchów - w rzeczywistości spoczywają w kościele Riddarholmen, położonym całkiem niedaleko. W efekcie nie dotarłem do tego drugiego w ogóle :( 

Łażąc wokół katedry mijamy grupkę gwardzistów udających się pod pałac - co w niej takiego szczególnego? 
 

Czterech na sześciu żołnierzy to kobiety. Rozumiem, równouprawnienie, lecz jeśli tak wygląda cała szwedzka armia to przeciwnik chyba podda się ze śmiechu ;) No, chyba, że to taki motyw na islamistów, którzy z kobietami nie będą walczyć :P 

Mimo upału główny deptak - Drottinggatan - zapchany ludźmi. 
 

Na szczęście nieco dalej jest spokojniej, można usiąść przy fontannie i chwilę odsapnąć. 
 

Zaglądamy do Muzeum Historii Szwecji - nie było planowane, lecz w metrze reklamowano specjalną wystawę czasową o Wikingach. No to idziemy. 
 

Z najciekawszych eksponatów to chyba kamienie runiczne - kolorowe! 
 

Są też kamienie przedruniczne - tylko z wyrytymi scenkami. O istnieniu takich nawet nie wiedziałem. Ten poniżej przedstawia spożywanie alkoholu ;) 
 

W specjalnej Złotej Sali umieszczono najcenniejsze okazy - ze złota, kamieni szlachetnych itp.. Większość to pozostałości po normandzkich wojownikach, ale jest też np. relikwiarz św. Elżbiety, który szwedzcy żołdacy skradli z Niemiec w czasie wojny trzydziestoletniej. 
 

Resztę muzeum odpuszczamy, bo chciałem zajrzeć jeszcze do Muzeum Armii, gdzie przechowywane są m.in. sztandary polsko-litewskie, zrabowane lub zdobyte w czasie Potopu. 
 

Niestety, godzina 17-ta, więc drzwi zamknięte :( Próbujemy zatem, ponownie jak wczoraj, wejść chociaż na chwilę do skansenu, lecz i tam brama już zakleszczona. I nadal żadnej informacji w jakich godzinach działa ten przybytek, podchodzą kolejni turyści i zdezorientowani odbijają się od drzwi. Muszę przyznać, że po kraju skandynawskim czegoś takiego się nie spodziewałem... 

Skoro mamy więcej wolnego czasu to robimy większe zakupy alkoholowe - oczywiście w państwowym sklepie Systembolaget, gdyż Szwed nie może po prostu pójść na róg, kupić flaszki i się upić. 
 

Typowe traktowanie obywateli jak idiotów, którymi trzeba się ciągle opiekować i mówić jak mają żyć, ale podobno 70% Szwedów ten system popiera - dziwny naród... inna sprawa, że wielu Szwedów pędzi u siebie bimber (mieszkając na uboczu do najbliższego sklepu mają kawał drogi), a sporo alkoholu krąży przemycona z Rosji lub Polski. 

Trzeba jednak przyznać, że wewnątrz tego państwowego socjalizmu wybór jest spory, piw więcej niż w znanych mi polskich sklepach specjalistycznych. 
 

Zakładam, że to ostatnie godziny w Sztokholmie, więc idę jeszcze pod Pałac Królewski, gdzie o tej porze nie ma już tłumów. 
 

A potem zjeżdżamy pod ziemię do... najdłuższej galerii sztuki ;) Na niebieskiej linii metra 19 z 20 stacji wykutych jest w skale i każda została inaczej upiększona. Robi to niesamowite wrażenie, magia po prostu! 
 
 
 
 

5 komentarzy:

  1. Sklepy Systembolaget to taka pozostałość po prohibicji - reglamentacji w Szwecji - nie ma się co dziwić ze te sklepy funkcjonują i mają się dobrze. Zupełnie nie zgodzę się ze stwierdzeniem ze państwo robi z obywateli idiotów - takie podejście do sprzedaży nie jest złe zwłaszcza ze toleruje je większość obywateli, a zostało one wprowadzone w czasach kiedy Szwecja borykała się z rosnącym problemem alkoholizmu. Tak było i raczej nikt kto się orientuje w temacie nie zaprzeczy. Obecnie reglamentacja zniknęła spółka systemowa pozostała. Zaznaczyć trzeba ze dostęp do tych sklepów jest zazwyczaj bezproblemowy. Piszę "zazwyczaj" bo mam na myśli godziny pracy tych sklepów od 10 - 18 w piątek i w soboty od 10-14. Tak więc bezproblemowy ale w określonych porach.Ciekawostką jest że piwa w tych "marketach" są wyżej procentowe niż w normalnych sklepach - gdzie piwo to raczej "popłuczyny piwne" o max 4% alkoholu, i piwa np. mocnego nie dostaniemy łatwo w zwykłym markecie. Stacje metra polecam zobaczyć każdemu - robi naprawdę fajne wrażenie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. robienie z kogoś idioty a traktowanie kogoś jako idioty to trochę inna sprawa... w sytuacji gdy państwo jest tak cudownie opiekuńcze, iż decyduje, że obywatel nie może sobie kupić tego alkoholu gdzie indziej i rano/wieczorem (gdy np. mu się skończyło), bo ono wie lepiej - jest dla mnie traktowaniem jak idioty. To tak jakby kazać komuś tankować na zapas, bo po 19-tej stacje benzynowe są zamknięte i basta. Dziwnym trafem, poza Szwecją, Norwegią, Finlandią i zdaje się, że Islandią, nigdzie indziej takiego genialnego wynalazku nie ma... EU chciała nam w tamtym roku to zafundować, ale szczęśliwie wszyscy popukali się w czoło i tego nie mamy.

      Co do bezproblemowości - punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. W ogóle bezproblemowość tylko w godzinach 10-18 czy tam 19 rzeczywistą "bezproblemowość" wyklucza. Łażąc po Sztokholmie miałem opcję - albo zrobię zakupy do 19-tej i potem jeszcze będę z tym alkoholem paradował po mieście, zanim wrócę na kemping, albo go nie kupię. Będąc w miejszej miejscowości bardziej na północ zorientowałem się, że kończą mi się piwa - i nie było bezproblemowości, bo najbliższy sklep to kilkadziesiąt kilometrów dalej. Jednym słowem - ci z głębszej prowincji są od razu w gorszej pozycji...

      Ja uważam, że obywatel ma prawo decydować czy chce sobie w jakiś sposób szkodzić i dlaczego. A państwo nie jest od prowadzenia go za ręki i zatrzaskiwania drzwi.

      Usuń
  2. Każdy ma prawo do swojego zdania , ja uważam, tak jak napisałem powyżej:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. podchwytliwe pytanie: jeśli większość Szwedów jest za systemem ograniczeń, to czemu z promów z Polski wyjeżdżają wyładowani alkoholem? Nie lepiej kupić go u siebie, skoro jest tak dobrze? :>

      Jedyny plus jaki zauważyłem z Systembolaget - o czym też pisałem - to dość dobry wybór, zwłaszcza w dużych miastach. Zwłaszcza wśród piw, bo to mnie głównie interesowało - na Śląsku taki jest zazwyczaj w specjalistycznych sklepach tylko.

      Usuń
  3. Powiem szczerze, że te placówki muzealne "zatrzaśnięte" już o 17, to lekko kuriozalny wynalazek. Szczególnie jeśli sytuacja dotyczy miesięcy letnich, gdzie dzień długi i w ogóle. To może zimą zamykają już o 14? Zgroza...

    P.S. Galeria w metrze to moim zdanie fantastyczny pomysł. Świetnie urozmaica i uatrakcyjnia takie miejsce.

    OdpowiedzUsuń