wtorek, 4 sierpnia 2015

Sztokholm, odsłona I - Vasa, Zamek Królewski i kanały

Sztokholm - stolica Skandynawii.

Tak się reklamują. Może to nie jest skromne, ale faktycznie robi chyba największe wrażenie ze stolic państw skandynawskich.

Do centrum jedziemy z naszego kempingu metrem - system komunikacyjny działa bez zarzutów. Tylko bilety jednorazowe drogie, ale nikt takich praktycznie nie kupuje. Następnie w miejskiej informacji turystycznej zaopatrujemy się w Stockholm City Card. Tanie to nie jest (przy karcie 48 godzinnej wychodzi około 150 złotych za dzień na osobę), ale otwiera przed turystą ogromne możliwości: wszystkie (poza jednym) muzea za darmo, podobnie jak transport plus dodatki. Oczywiście ma to sens w przypadku ludzi, którzy intensywnie zwiedzają, jeśli ktoś chce zajrzeć tylko w jedno czy dwa miejsca to już mało ekonomiczne...

Po poprzednich dniach, gdy przebywaliśmy głównie na prowincji, zderzenie z tłumem ludzi na początku jest przytłaczające.


Sztokholm to wodne miasto - położony na 14 wyspach i kawałku stałego lądu, połączony 53 mostami. Rozciągający się dookoła archipelag sztokholmski to 24 tysiące wysp i wysepek. Nie dziwią więc setki cumujących przy nabrzeżach jednostek.


Od czego by tu zacząć? A jakże, od największej muzealnej atrakcji miasta - Vasamuséet, znajdującego się na wyspie Djurgården. Ogromny gmach kryje w sobie, jak sama nazwa wskazuje, Vasę. A konkretnie to okręt Vasa.


Wydawało mi się, że jest to obiekt bardzo znany, ale ponieważ ostatnio ktoś nie miał pojęcia o czym mówię, to pozwolę sobie krótko (jak na siebie) go opisać: na początku XVII wieku Szwecja tocząca wojny o Mare Balticum postanowiła wybudować największy galeon na świecie. Jego gabaryty i uzbrojenie miały być jednym z asów przeciwko największemu wówczas przeciwnikowi - Rzeczpospolitej Obojga Narodów. I powstał okręt Vasa. Podczas dziewiczego rejsu w 1628 roku przy drugim podmuchu wiatru zatonął, po przepłynięciu nieco ponad kilometra.


Zdarzenie wywołało szok, a morskie fale objęły w swe władanie kadłub na ponad trzy wieki. Ponownie zlokalizowano go dopiero w latach 50. XX wieku, a wydobyto w 1961 roku. Teraz możemy to cudo podziwiać na własne oczy. Oryginalny (w 95%!) galeon z XVII wieku, który oglądali Szwedzi w roku panowania Zygmunta III, Ferdynanda II Habsburga czy Ludwika XIII.


Żadne zdjęcia tego nie oddadzą, ale okręt robi niesamowite wrażenie. Jest wręcz monstrualnie wielki i to też okazało się przyczyną jego katastrofy: zbyt duże wymiary, zbyt mały balast, zła konstrukcja i projekt. Ludzka pycha stała się przyczyną śmierci kilkudziesięciu marynarzy, lecz też dzięki niej możemy dziś ten statek oglądać. Konserwacja po wydobyciu trwała kilkanaście lat, właściwie do tej pory się nie skończyła, zresztą ponoć zaczyna on teraz powoli niszczeć. Trudno się dziwić, przy takich tłumach odwiedzających.


Vasę oglądać można z pięciu czy sześciu poziomów. Dokładnie przyjrzeć się różnym detalom, np. polskim szlachcicu w służalczej podstawie ;)


W wielu częściach czekają na zwiedzających rozmaite ekspozycje: są dokładne makiety z momentu zatonięcia i wydobycia, filmy i zdjęcia z rekonstrukcji. Prezentuje się przedmioty znalezione we wraku, łącznie ze szkieletami marynarzy. Są odtworzone pokłady działowe i oficerskie.

Można sobie uzmysłowić, iż Vasa był jeszcze ładniejszy niż dzisiaj - bo niektóre elementy mocno pomalowano.


A tak wyglądają oryginały po trzystu latach w Bałtyku:


I w niektórych miejscach nawet tłumy nie przeszkadzają, bo większość ludzi skupia się na piętrze odpowiadającym wysokości gruntu.



A na zewnątrz, po dość chmurzystym poranku i południu, pojawia się coraz więcej słońca.


Z Djurgården idziemy (a właściwie podjeżdżamy jedną z nielicznych szwedzkich linii tramwajowych) pod Gamla Stan - Stare Miasto. Po drodze przecinamy Kungsträdgården - dawne ogrody królewskie. Zbiera się tam sporo ludzi.


Zerkamy na budynek Riksdagu...


...i stajemy oko w oku z Gwardyjką (?) Królewską.


To znak, że jesteśmy przy Pałacu Królewskim. To największy pałac na świecie, nadal używany przez monarchę, choć król tutaj tylko pracuje.



Skoro mamy kartę miejską to możemy włazić do jakiego muzeum chcemy i nie martwić się o cenę. Zaglądamy więc do Apartamentów Reprezentacyjnych, kryjących się w Pałacu. Na początku wita nas tron.


Do 1975 roku król otwierał tutaj posiedzenie parlamentu. Teraz musi się pofatygować do osobnego budynku, dobrze, że po sąsiedzku :)

W kolejnych salach pokoje używane podczas oficjalnych audiencji, wręczeń medali (tylko dla cudzoziemców - Szwecja jest bowiem tak demokratyczna, iż uznała, że ich obywatelom wypasione odznaczenia się nie należą), spotkań króla z rządem. Zupełnie inaczej ogląda się takie miejsce, które nadal żyje i nie jest tylko zakurzonym muzeum.





Portrety obecnej pary królewskiej pojawiają się w wielu salach.


Po apartamentach postanawiamy zajrzeć do królewskiej Zbrojowni. Szwedzi postanowili tutaj dość często przypominać o tym, że ludzkie życie, nawet królewskie, jest bardzo nietrwałe:
- zakrwawiona kamizelka Gustawa III - zastrzelono go w niej w 1792 roku podczas balu maskowego.


- kurtka Gustawa Adolfa z wyraźnym śladem po kuli - śmierć w 1632 roku w bitwie pod Lützen.


- ubłocony i krwisty mundur Karola XII - zginał w 1718 w czasie oblężenia norweskiej twierdzy.


Jakby tego było mało, zaserwowano zdjęcia z sekcji zwłok Karola, wykonanej w 1916 roku. Faktycznie, kula prawie rozwaliła mu pół czaszki.


Na szczęście są też mniej drastyczne eksponaty, choć i tak związane z wojną, np. zbroja paradna Zygmunta Augusta.


Podarowała ją szwedzkiemu królowi Anna Jagiellonka, natomiast dwie kolejne zbroje, należące do Władysława IV Wazy, zostały zrabowane podczas Potopu z Warszawy.



Z bardziej neutralnych - mundurek dziecięcy obecnego króla, Karola XVI Gustawa ;)


W Zbrojowni są jeszcze m.in. korony pogrzebowe, karoce i powozy oraz setki innych przedmiotów jakie zazwyczaj można oglądać w takich miejscach.

Po opuszczeniu Gamla Stan ponownie przełazimy przez Kungsträdgården - a tam tłum gęstnieje i zmienia swoje oblicze.


Szykuje się jakaś impreza - myślałem, że mecz, lecz to chyba było świętowanie zdobycia jakiegoś trofeum. Z tyłu, bardziej dyskretnie, stoi policja. To największe skupisko porządkowych, jakie widziałem podczas tego wyjazdu.


Wenecja?


Nie, to nadal Skandynawia. W ramach karty miejskiej każdy może sobie za darmo popłynąć statkiem w jeden z dwóch rejsów (normalnie kosztują one 180 koron). Do wyboru jest rejs Królewski i Historyczny.


Decydujemy się na ten drugi, choć budynków rzeczywiście historycznych widzieć za dużo nie będziemy ;) Chyba, że uznamy za takie współczesne budownictwo :D 

Rejs trwa godzinę - płyniemy raz wąskimi kanałami, a raz po szerszej przestrzeni.



Pływające osiedle - jak oni tam koszą trawniki?


Najbardziej historyczny budynek Historycznego Rejsu - akademia wojskowa.


Z głośników dobiega głos lektora w kilku językach - informacje raczej podstawowe. Zabawne, że również po szwedzku opowiada jaki jest ustrój kraju, jego historię itp. - czyżby to dla szwedzkojęzycznych "uchodźców", którzy wcześniej nie sprawdzili gdzie jadą? :D





Rejs kończy się i zaczyna pod ratuszem z 1923 roku. Tutaj na bankiecie spotykają się świeży laureaci Nagrody Nobla.


Płynęło się przyjemnie, ale moim zdaniem nie jest wart osobnego wydawania na to pieniędzy.

Przez zatłoczone centrum wracamy do Djurgården. Na dawnych królewskich terenach łowieckich umieszczono wiele atrakcji - oprócz odwiedzonego już muzeum statku Vasa jest też najstarszy na świecie skansen. Niestety, odbijamy się od zamkniętych drzwi. Na zegarku 18-ta, lecz w Szwecji dla muzealników to już środek nocy. Co gorsza - nigdzie nie ma oficjalnych godzin otwarcia tego przybytku. Nie jesteśmy też jedynymi turystami, którzy odeszli stąd zawiedzeni.

Trudno, zamiast oglądać stare chałupy usiedliśmy w parku z niskoprocentowymi napojami :)




Park tętni życiem, podobnie jak inne tereny zielone. Wczesny wieczór to okres, kiedy Szwedzi idą spotkać się ze znajomymi i przyjaciółmi. Rozmowy, śmichy-chichy, krążące kubki z winem - i choć chyba w Szwecji oficjalnie nie można spożywać w takich miejscach alkoholu, to próżno szukać panów w mundurach na swoim polowaniu...

Wracając metrem na przedmieścia przez chwilę obserwujemy kamienice na Gamla Stan.


Zrobiła się piękna pogoda, drugi dzień w Sztokholmie zapowiada się bardzo interesująco :)

3 komentarze:

  1. Marzy mi się to miejsce:) Stolica Norwegii nie zachwyca specjalnie, więc możliwe, że Sztokholm jest najładniejszą stolicą skandynawską:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oslo mi się podobało, ale jednak ma zupełnie inny styl niż Sztokholm. Tak więc ten slogan o stolicy Skandynawii coś ma na rzeczy ;)

      Usuń
  2. Znów interesująco i ładnie. Nie wiedziałem, że Sztokholm jest aż tak "umoczony" ;)

    P.S. "Vasa" nawet na zdjęciach robi niesamowite wrażenie. Zobaczyć go na żywo, to musi być coś!

    OdpowiedzUsuń